Quo vadis blogine?

0
(0)

Siedem tygodni temu, kiedy zaczęłam pisać, uznałam że powinnam dać sobie trochę czasu na zorientowanie się, jak będzie mi szło z blogiem. Chyba już wystarczy.
Czas na trochę podsumowań i wniosków – póki bałagan w postach, stronach, tagach i komentarzach nie jest jeszcze (oby nie był!) niemożliwy do ogarnięcia.

Chciałabym, żeby te męki wyszły na dobre mojemu pisaniu

sens-blogowaniaKonkretna tematyka i trzymanie się jej nie są do tego niezbędne – ale realizowanie tematu bez skupiania się na własnej opinii… trzymanie się jednej, głównej myśli… planowanie… systematyczność…
Wszystko to u mnie leży i tak bardzo kwiczy, że aż strach, czy w pewnym momencie ktoś nie przybiegnie na pomoc.

Liznęłam trochę interpunkcji. Wiwat kropki i średniki!
Technika też jakby trochę mi się poprawiła, ale to nadal nie jest to, czego bym sobie życzyła – chociaż gdyby udało mi się utrzymać ten poziom zaangażowania przez kolejnych kilka (naście?) miesięcy, to zmiana byłaby widoczna gołym – i nie tylko moim własnym – okiem.
Nadal ogrom pracy przede mną. Organizacja tekstu to też póki co abstrakcja.

Zabawne… kilka tygodni temu nie byłam pewna, czy wystarczy mi zapału na kilka dni pisania. Teraz nie mogę sobie wyobrazić, że mogłabym przestać.

Blogowanie jest fajne!

Mimo kilku irytujących “drobiazgów”.
Ot takie nic nie znaczące szczególiki, których nie sposób zauważyć.

Mimo, że mam konta na wordpressie, blogspocie, google+ (taa… to są dwa różne), disqusie, bloglovin, twitterze, instagramie, facebooku… nadal co chwilę okazuje się, że NIE MOGĘ czegoś skomentować, bo akurat ten blog wymaga jeszcze innych metod logowania – rejestracja trwa pół godziny, a potem logowanie i tak nie działa.

WordPress jest super – poza paroma minusami:

?blogowanie (3)brak możliwości zmiany wielkości czcionki,
? trwałego formatowania nagłówków,
? dodawania tła pod tekst,
? pisania w przeglądarce w trybie offline.

Boty mnie nie odwiedzają i nie indeksują żadnych nowych treści, bo blog leżał odłogiem przez prawie rok, więc praktycznie nie istnieję w wyszukiwarkach – co jest nieco frustrujące; ale w sumie nie tak bardzo.

Po cóż ludzie mieliby trafiać na mojego bloga, skoro nie mam im nic do zaoferowania?

Nadal cztery notki na krzyż – ale tego nie przyspieszę. Wręcz wypadałoby spowolnić, bo dopiero teraz widzę, że początkami leciałam raczej na ilość.

Nadal graficznie… meh – ale już kiedyś próbowałam dojść z tym do ładu, bez powodzenia. Nadal nie czuję, żeby to był mój styl. Porzuciłam turkus i skalniaki na rzecz brudnego różu i lecących kruków, ale oczywiście nadal mi nie pasuje.
Trudno, na odnalezienie swojego stylu też będę musiała trochę poczekać.

Tematyka… – wciąż nie do końca sprecyzowana, więc najgorsza z możliwych.
Rzeczowe wpisy, w których starałam się zachować obiektywność (“starałam się”, nie twierdzę, że mi się udało) dały mi sporo satysfakcji, ale narobiłam się przy tym jak ostatni frajer. Z drugiej strony bezsens o byle czym jest jeszcze gorszy i staram się nieco plewić te publikowane okolice.

Za to mam mnóstwo planów, z których prawdopodobnie nic nie wyjdzie…

? Chciałabym się nauczyć realizowania tematu i dzielenia tekstu w przejrzysty sposób – próbuję, ale póki co średnio mi to wychodzi.
? Marnie mi idzie wybieranie tytułów, nagłówków. Powinny być bardziej treściwe i adekwatne, teraz jest różnie.
? Zupełnie nie ogarniam kategorii i tagów. Pomyślałam, że to nie problem, bo wszystko się rozjaśni w okolicach 50. posta, ale zbliżam się do tej liczby i wcale nie wydaje mi się to jaśniejsze.
? Zdecydowanie muszę więcej poczytać o seo i budowaniu bloga (raz już robiłam notatki, ale poszły się paść w niezapisanym pliku notatnika).
? Najchętniej pisałabym o wszystkim i skupiła się tylko na tym – więc może nawet lepiej, że czas mnie ogranicza i muszę wybierać tylko to, na co naprawdę chcę go poświęcić – chciałabym, żeby tematyka mi się wyklarowała.
? Ograniczenie przekleństw i wulgaryzmów do niezbędnego minimum – które w moim przypadku niestety nie wynosi zero (fajnie by było, gdyby to było zero, ale ja tu o pracy nad sobą, nie o cudach – unikam, kiedy mogę, a jak nie mogę, to zaznaczam je na morelowo, żeby bardziej rzucały się w oczy były mniej widoczne)

A właściwie… zabiorę się za to już teraz.

Uporządkowanie kategorii:

blogowanie (2)Postanowiłam nie czekać. Nie było to łatwe (bo sama sobie utrudniałam), ale w końcu udało mi się zdecydować, które kategorie są zbędne, które potrzebne, a które do zmiany.

Zdecydowałam się na siedem głównych kategorii.
Trzy z nich mają podkategorie na bardziej chaotyczne wpisy (wcześniej było 18, z czego zachowałam dwie).
Trochę dużo, ale wydaje mi się, że tak będzie wygodniej (tj. rozdzielenie zapisu moich jęków związanych z blogowaniem i prób profesjonalnego podejścia do tematu w idei powinno ułatwić dotarcie do informacji i oddzielenie ich od pitolenia).

Uporządkowanie tagów:

O klękajcie narody!
W nieco ponad sześć tygodni naprodukowałam ich 96!

Zgodnie z założeniami – na początku postanowiłam sobie, że będę je po prostu wpisywać, żeby po pewnym czasie stwierdzić, które z nich są przydatne, a które zbędne.

“Pewien czas” minął, czas to posprzątać.

? Dużym minusem w czasie dodawania notki jest to, że ja tych tagów po prostu nie pamiętam.
? W okienku z tagami wyświetla się 20 – nie wiem jak są dobrane, bo nie pokrywają się ani z ostatnio wpisywanymi, ani z najczęściej używanymi.
? Po wpisaniu pierwszej litery wyświetla się kilka tagów na tę literę, ale to nie pomaga w unikaniu powtórzeń i różnych form tych samych wyrazów.

Na wstępie było ich: 96
Po usunięciu wyrazów bliskoznacznych i różnych form: 85
Po usunięciu tagów, pokrywających się z kategoriami: 82
Po usunięciu tagów, które uznałam za zbędne: 57
Po usunięciu tych, które powtórzyły się nie więcej niż dwa razy i nie sprawiały wrażenia użytecznych: 40
Po dojściu do wniosku, że skoro ponad połowa odpadła tak łatwo, to część pozostałych prawdopodobnie nadal jest zbędna (i po zmianie kilku nazw): 30

Trzydzieści to chyba i tak sporo.
Ostatecznie nie każda notka musi być upstrzona tagami – zwłaszcza, że mają służyć uporządkowaniu treści, nie wprowadzeniu dodatkowego chaosu.

Piszę o tym, bo to świeże odkrycie, wcześniej na to nie wpadłam – rzadko z nich korzystam, głównie dlatego, że wcale nie ułatwiają znalezienia czegokolwiek.
Może zaczną? A może nie potrzebuję niczego poza kategoriami i tylko niepotrzebnie sobie utrudniam?

Teraz nie zostaje mi nic jak tylko… przelecieć przez wszystkie opublikowane do tej pory wpisy, przyporządkować je do odpowiedniej kategorii i opisać właściwymi tagami.
Zapowiada się naprawdę uroczy wieczór nudnej i prawdopodobnie bezsensownej dłubaniny, ale skoro już się zaangażowałam, to chcę to zrobić przyzwoicie.

blogowanie (1)Przemyślenia i wnioski:

Na pewno byłoby znacznie łatwiej, gdybym robiła to od początku… ale skąd już na samym wstępie miałabym wiedzieć, jakie tagi i kategorie będą mi potrzebne?

Ten “okres próbny” to sporo dodatkowej pracy, ale przynajmniej wszystko mi się wyklarowało.
Opublikowałam 44 notki – z czego mniej więcej połowa nadaje się tylko do wywalenia (ale chyba je zostawię, nie zdecydowałam jeszcze, co z nimi zrobię), a co najmniej jedną mam ochotę napisać jeszcze raz.


Zostały z tego 33 notki. Kilka niedorzecznie krótkich połączyłam w dwie (bez)tematyczne. Dwie odłożyłam do dokończenia, bo były bardziej szkicami niż sensownymi wpisami. Kilka wywaliłam, bo były tak koszmarnie beznadziejne, że miałam ochotę zapaść się pod ziemię na ich widok.
1/3 z tego, co zostało nadal nie nadaje się do czytania, ale jest już trochę mniejszą masakrą. Przez myśl mi nie przeszło, że tamte są AŻ TAK złe. Nie subskrybowałabym takiej chały, po moim trupie. Muszę to wszystko poprawić.


Czasowo nie jest źle, wyrabiam się, bo zrezygnowałam z zabierania głosu w innych miejscach – po co, skoro mogę tę samą energię przeznaczyć na pisanie “na własny rachunek”?
Zdecydowanym minusem jest to, że na dobrą sprawę siedzę tu sama. Nie wiem, jakim cudem ludziom udaje się łączyć tworzenie materiałów z istnieniem w mediach społecznościowych i dyskusjach. Są lepiej zorganizowani? Mają kilka żyć? Więcej czasu? Promują treści kosztem czasu, który muszą odjąć od procesu doskonalenia treści?

Tak, wiem jak śmiesznie i żenująco brzmi “proces doskonalenia treści”, ale na wspomnienie ogromu materiałów, przez które się przebijałam pisząc o ataku terrorystycznym w Londynie i Niebieskim Wielorybie robi mi się słabo.
Nie do końca wyszło tak, jak chciałam, widzę po tuzin niedociągnięć i błędów w każdym wpisie, ale i tak sporo ich poprawiłam w trakcie pracy (kosztem snu), więc jestem z siebie prawie dumna.

Pobożne życzenia:

Do najistotniejszych wniosków mogłabym dojść, gdybym miała możliwość zasięgnięcia opinii odbiorców.
Wszędzie z uporem maniaka powtarzają, że “bloga pisze się dla czytelników, nie dla siebie” – dla jakich czytelników przepraszam bardzo? Skąd oni mają się wziąć?

Google ostentacyjnie ignoruje moją aktywność.
Znajomym nie zapodam, bo co mi z tego – nawet jak przyjdą i zachwalą, to kurtuazyjnie, żadna to miara faktycznej jakości mojej dłubaniny.
Piszący blogi są zajęci swoimi blogami, nie moimi wywodami na 1000+ słów.

blogblue2
Screen bloga z 04,04.2017

I z tą drobną różnicą, że nikt przy zdrowych zmysłach AŻ TYLE nie klepie, każda osoba zakładająca bloga jest w tej samej sytuacji, więc jak ma niby pisać “dla czytelników”, których nie ma, a nie dla siebie?
No chyba, że ludzie są tak dobrze zorientowani i samoświadomi, że już na wstępie wiedzą ŻE będą mieć czytelników i czego oni będą oczekiwać – ja tego nie wiem.

Fajnie byłoby, gdyby udało mi się:

? pociągnąć to dłużej;
? utrzymać porządek w kategoriach i tagach;
? zrobić porządną stronę “o mnie”;
? opanować interpunkcję;
? ruszyć ku ortografii;
? zrealizować wpisy, które naszkicowałam;
? stworzyć z tego w miarę spójną całość;
? znaleźć szablon, który naprawdę mi się podoba;
? zrobić sensowny opis bloga.

☙✿❀❁❧

Kliknij na serduszka, jeśli chcesz ocenić post.

Średnia ocen: 0 / 5. Wyniki: 0

Wiatr hula... Nikt jeszcze nie ocenił tego posta. Link do FB jest na dole - to malutkie "f" na środku stopki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.