O panu, który nie miał nic złego na myśli, podłym seksiście i skromnej pani, która stawia się za wzór

0
(0)

Jak zwykle wpadam na imprezę spóźniona.
Śledziłam komentarze na bieżąco, ale najpierw nie byłam pewna, czy chcę się do tego odnosić… potem myślałam raczej o trzaśnięciu soczystego komentarza, wskazującego na wszystkie niepokojące mnie aspekty… ale uświadomiłam sobie, że najprawdopodobniej powisiałby tam przez kilka minut i znikł w tajemniczych okolicznościach.
Zatem: ostatecznie wróciłam po screeny. Po co szukać słów, które mogłyby adekwatnie odmalować panujące tam nastroje, skoro można sięgnąć po cytaty, które aż nazbyt dobitnie oddają atmosferę tamtej akcji.

A co się działo?

Otóż kilka dni temu dziennikarka, Olivia Drost przeglądając portal linked.in trafiła na niestosowny post pod którym znalazł się równie niestosowny komentarz (podobno tak było).
Postanowiła nagłośnić sprawę i zwrócić uwagę na skandaliczność tego zachowania oraz dowiedzieć się, czy wypowiedzi tego typu są zgodne z polityką firmy, zatrudniającej jednego z panów (jako, że linked.in jest bardziej formalną i teoretycznie nastawioną na profesjonalizm wersją facebooka, w której pod nazwiskiem użytkownika wyświetla się nazwa firmy/organizacji/lokalu/… w którym pracuje).

Na tym skończyły się słuszne zachowania pani Olivii. Dalej to już tragifarsa.

Wyglądało to tak, czyli – jak chyba większość się zgodzi – strasznie.

Ale oczywiście, jak to zwykle bywa: okazało się, że może być gorzej. Znacznie, znacznie gorzej.

Dlaczego skandaliczne zachowanie autora komentarza zasługuje na lawinę krytyki, publiczny lincz i żądanie wyciągnięcia konsekwencji od tego pana w miejscu pracy (nawet zwolnienia!)…

…a skandalicznie sformułowany post połączony z brakiem reakcji na niedopuszczalne komentarze, które się pod nim pojawiły zasługuje na żarliwą obronę i litanię usprawiedliwień?

I to u osoby, która uznała, że ta sytuacja jest niedopuszczalna.

Na późniejszym etapie dyskusji podobno pan Jakub się rozhulał i również został zlinczowany.
Nie jestem pewna w jakich okolicznościach – początkowo nie zwracałam na to aż tak wielkiej uwagi, później miałam wrażenie, że jakieś komentarze poznikały.
Oczywiście przez cały czas sypały się obelgi (w tym lajkowane przez panią Olivię wyzwiska)… impreza prima sort.
W tamtym momencie pan Jakub rzucił słusznymi uwagami i zadał (pokrzepiające, że nie on jeden) rozsądne pytania:

Dlaczego uprzedmiotowienie kobiety i pracownika jest mniej oburzające niż seksizm?
Czemu zakładać, że ta kobieta nie zgodziła się na seksizm i czuła się nim pokrzywdzona, ale zgodziła się na uprzedmiotowienie i nie czuła się nim pokrzywdzona?
Czemu na Boga, skoro nie mając jej opinii na podorędziu nie ma absolutnie żadnych przesłanek by z góry zakładać, że jedna skandaliczna odzywka jest “średnio dobrana” i zasługuje na usprawiedliwienia, a druga na publiczny lincz?

Nie. Oddawanie programisty nie raziłoby mniej.
Ani oddawanie ogrodnika, sprzątaczki, managera, fryzjerki, zakonnicy czy elektryka. Tak się nie mówi o ludziach.
Nie i koniec. Nie w oficjalnych sytuacjach. Nie do obcych ludzi. Nie w relacjach służbowych.
Bywa to dopuszczalne między ludźmi, których łączy duża poufałość i którzy używają tego jako skrótów myślowych czy porozumiewawczych tekstów; okazjonalnie także w wypowiedziach o osobach budzących w mówiącym silne emocje… ale może darujmy sobie ściemnianie, że ktokolwiek używa tego słowa nie cierpiąc na manię posiadania. Taką malutką, tak troszeczkę… a może jednak trochę większą. Albo całkiem dużą.

A może znowu chodzi o tzw. niefortunne wyrażenia, co?

Na dodatek pani Olivia niestety “nie jest w stanie walczyć z przyczynami braku szacunku wobec kobiet i pracowników”, bo potrzebowałaby do tego wehikułu czasu…

Zastygam w konsternacji, bo NIE WIEM, cóż to miałoby znaczyć – że w latach ’50 lub ’60 było to łatwiejsze i bardziej realne?
Urodziłaby się, patriarchat, komuna i inne duperele nawet by jej nie musnęły, sama dorosłaby w pełni ukształtowana feministycznie i wychowałaby ich lepiej, bo ich matki, o których nic nie wie wychowały ich źle?
Seksizm i chamstwo wynaleziono niedawno, więc jeszcze jest czas, żeby zacząć to piętnować?

I przypominam – bo boję się, że warto zapomnieć: pani Olivia w tym momencie NIE TŁUMACZY dlaczego piętnuje zamiast “spokojnie tłumaczyć”.
Pani Olivia WYJAŚNIA, dlaczego wg. niej pan Piotr nie powinien być oceniany i piętnowany na tych samych zasadach, co pan Marcin – dlaczego pan Piotr zasłużył na jej wyrozumiałość, domniemanie dobrych intencji, próby tłumaczenia i obronę, a pan Marcin NIE. Po prostu NIE.

Nonsens nonsensem pogania. To, że formalnie “nic nie można zrobić” władczemu panu Piotrowi (do czego nie jestem przekonana) to jeszcze nie powód, by go usprawiedliwiać i bronić. Krytyka nie jest karalna. Jeszcze.

Poza tym… czemu ktokolwiek miałby stwierdzać, że “nic nie można zrobić“, skoro chwilę wcześniej twierdził się, że ten pan nic złego nie zrobił i z pewnością nie miał nic złego na myśli?
Po cóż robić cokolwiek, skoro nic niestosownego (zdaniem pani Olivii) nie padło? Czyżby jednak zdawała sobie sprawę z tego, że PADŁO?

Ta koncepcja (linczu i nierównych standardów) pada na podatny grunt pełen doskonałych pomysłów.

Fakt, że niezbyt świeżych, bo większość śmierdzących ideologii zbudowano na tych czterech filarach:

  1. “Większość” (w tym przypadku) kobiet (ale można by tu wstawić dowolną grupę społeczną) to zdziry i nic w tym dziwnego, że ktoś czuje potrzebę tak je traktować, ku aprobacie takich osób, jak pan Artur. Choć to oczywiście przykre i niezwykle oburzające.
  2. Warto stawiać ludzi przed sądem dla zasady, dla dobra sprawy, nie biorąc pod uwagę kalibru faktycznych win.
  3. Głównym problemem są zawsze niedostateczne moce przerobowe plutonów egzekucyjnych. Absolutnie nie to, że do karania garną się ludzie, którzy sami sobie przeczą, albo powinni paść trupem rażeni od pioruna niczym Balladyna, bo zachowują się tak, że swoim postępowaniem wpychają się w ramy zachowań, które budzą ich święte oburzenie.
  4. Brak konsekwencji i konsystencji – nierówne standardy to podstawa skutecznego terroru: jeśli nie ma jasnego komunikatu co jest dopuszczalne, a co nie; jeśli niektórzy są spontanicznie usprawiedliwiani a inni demonizowani “bo czemuż by nie?“, to bardziej się boją i łatwiej ich zastraszać.

ad.3
Jeśli się wychodzi z założenia, że pan Piotr planuje “oddać” asystentkę bo jest osobą skrajnie nierozgarniętą, posługującą się niezbyt płynnym językiem polskim i nie rozumiejącą niektórych słów… to cóż to za pomysł, żeby chcieć karać pana Piotra i litować się nad firmą, która z jakichś powodów go zatrudniła i trzyma jako członka zarządu? Może w/w nie są umiejętnościami, których od niego oczekują i pan Piotr ma jakieś inne? A może pan Piotr nie ma kompetencji, zatrudnili go mimo to i teraz działa na szkodę firmy – z ich błogosławieństwem?

Pan Piotr obchodzi mnie mniej niż zeszłoroczny śnieg i dumania nad jego motywami również – ale skoro już zlazłam do króliczej nory, a 46 osobom ten komentarz bardzo się podoba, to chciałabym znaleźć w nim jakąś logikę – ale jej nie ma.

Czemu wszyscy tak ochoczo rzucili się do usprawiedliwiania pana, który będzie “oddawał” asystentkę i to w tak obszernych wypowiedziach?

Rozumiem, że taka była konwencja narzucona przez panią Olivię – pierwszy “nic złego nie zrobił” i miał dobre intencje, ale wyraził się nieodpowiednio (bo skoro “poleca” to na pewno szanuje – wszak nie ma opcji, żeby ktoś wyrażał się w samych superlatywach o używanym rowerze, który chciałby komuś oddać) a drugi ma oberwać za kilka tysięcy lat patriarchalnej opresji, bo nie jest członkiem zarządu jest na tyle niewyrachowany w swoich działaniach i na tyle nieznaczący zawodowo, że można go łatwo zlinczować…

Ten pan nie zabrał głosu. Nie poinformował, że nie miał nic złego na myśli i niefortunnie się wyraził – to zupełnie spontaniczne usprawiedliwienia jego słownictwa i postawy.

Postawy – choć nie wątpię, że tylko niezwykle ważne obowiązki zawodowe, sprawy prywatne, kwestie zdrowotne i wszyscy diabli odciągali go wołami od linked.ina przez co najmniej dziesięć godzin (z tego co widać na screenie), bo gdyby tylko to zrobił i ujrzał komentarze pana Marcina to momentalnie by zareagował, opieprzył, skłonił do przeprosin, dostrzegł swój błąd, poprawił, przeprosił i wszystko było cacy.

Tzn. tak dokładnie to nie wątpię, że przyparty do muru tak właśnie by się bronił i upierał, że na krytykę nie zasłużył.
Ot – nie jego wina, że jako dorosły człowiek na wysokim stanowisku nie potrafi się kulturalnie i profesjonalnie wysławiać.

Pan Bartosz niesłusznie się unosi sądząc, że ma do czynienia z fanatyczką, która czepiałaby się wszystkiego, co jest nie w porządku – mniemam, że z ulgą zapoznał się z kolejnymi komentarzami, w których pani Olivia doprecyzowała, że oddający używany rower asystentkę pan nie zrobił nic, co zasługiwałoby na dosadną krytykę.

Reszta (w większości) nie rozumie, że asystentka jest współpracownikiem/pracownikiem a nie poddanym/włością

Po polskiemu też nie umią – ale po co to komu…
Języki są przereklamowane, czas powrócić do starych, dobrych, prostszych czasów, kiedy porozumiewaliśmy się za pomocą pomruków, pisków, buczenia, wrzasków i walenia się maczugami po łbach – przynajmniej póki ktoś kogoś nie zdzieli to będzie wiadomo, że faktycznie nie miał nic złego na myśli.
Teraz to wszystko takie skomplikowane… zastanawiać się trzeba, cuda wymyślać, żeby cudze w_najlepszym_razie_dyletanctwo usprawiedliwiać (co nie byłoby AŻ TAK drażniące gdyby nie to, że pan Marcin żadnej taryfy ulgowej nie dostał – a powinien: skoro obaj zawinili, to wypadałoby albo obu równać z ziemią, albo obu na siłę usprawiedliwiać, piętnując tylko ich zachowanie).

Mam pewne wątpliwości, czy przyjmowanie zaproszenia do flirtu lub inicjowanie go w ramach zwracania uwagi na niestosowność zwrotu (jak radzi pani Marzena) jest najlepszą metodą radzenia sobie z problemem społecznego przyzwolenia na seksistowskie uwagi i brak szacunku do pracownic.

Logika pani Kate też jest dziwna – “dostaje” się też udaru lub zawału.
To kolokwializm na granicy slangu, zrozumiały dla wszystkich, a jednak – nikt nie oddaje zawału, jeśli go wcześniej “dostał”. Z pewnością też niejeden chciałby się ot tak pozbyć udaru, gdyby mógł, ale to tak nie działa – ani w teorii ani w mowie.
Wiele rzeczy można “dostać”, ale nie można ich “oddać”. Można dostać_czyjeś_serce_na_dłoni, ale nie można go “oddać”. Można się dostać na studia czy ekskluzywne kursy gotowania z ograniczoną liczbą miejsc… ludzie tak mówią, ale jakoś nikt nie wpada na pomysł, żeby rozciągać tę analogię i ODDAWAĆ kurs gotowania (można ewentualnie “oddać” swoje miejsce komuś innemu… ale tylko dlatego, że wcześniej się je posiadło).

Nie wiem co to “dewalopara C++“, więc w tym kontekście ciężko mi ocenić i nie mam zdania, czy argument pana Michała wzbogaca dyskusję czymś nowym, czy nie – jeśli odnosi się do wcześniejszych słów pani Olivii to prawdopodobnie chodzi o programistę. Nie mam pojęcia, czemu niby oddawanie programistów miałoby być w porządku.

Aczkolwiek bardzo pokrzepiająca jest świadomość, że tak wielu osobom nie spodobała się ta niezwykła wyrozumiałość wobec pana oddającego.

Nieszczęsnemu panu Marcinowi, który próbował się bronić w bardzo nieudolny sposób nie skapnęło już nic z tej wyrozumiałości.

Na początku były to tłumaczenia, potem już raczej rozpaczliwa obrona i próby ukrycia swojej tożsamości po tym, jak stada wściekłych, żądnych krwi i mięsa piranii , podjudzanych przez panią Olivię rzuciło się na jego konta i postanowiło zrównać go z gruntem i posypać solą, żeby już nigdy nie odrósł.

Nie zasłużył na to – zasłużył na opieprzenie i pouczenie, bo takich tekstów na oficjalnym portalu i ze służbowego profilu publikować nie należy.
Opcjonalnie jeszcze na dodatkową reprymendę od osoby/osób, którym nie mieści się w głowie, że można się tak o kimś wyrazić… i tyle, nic więcej – zwłaszcza, że to drugie jest kwestią indywidualnych preferencji: jednym się nie mieści, innym się mieści, jeszcze innym to odpowiada – jednak oficjalnie należy zakładać, że kontrowersyjne poufałości i sprośne żarciki stosowne nie są.

Nie zasłużyłby na to nawet, gdyby był autorem jedynej niestosowności, aktu chamstwa czy jak by tego nie określać – ale nie był. NIE BYŁ. W momencie, kiedy jedna osoba dostaje nieograniczony kredyt zaufania i nieuzasadnione domniemanie dobrej woli – mimo że była inicjatorem, a druga dostaje wiadra obelg, domniemanie winy i żądania możliwie jak najsurowszej kary… to jest nie w porządku. To jest podłe, niesprawiedliwe, nieuczciwe i wstrętne.

Pan Marcin próbował się usprawiedliwiać twierdząc, iż to nie on był autorem niestosownych komentarzy…

Czy to brzmi wiarygodnie? – nie.
Czy to ma znaczenie? – nie.
Bo mogło się zdarzyć– tak jak gdzieś na świecie trafiają się psy, które zjadają dzieciom prace domowe.
To, że x ludzi użyło tego jako wymówki, która nie była prawdą nie znaczy jeszcze, że zasadnym jest uznawanie każdego kolejnego tłumaczenia w tym tonie za kłamstwo.

W tym momencie dla dobra sprawy – którą jest diabeł wie co, bo na pewno nie piętnowanie seksizmu, chamstwa czy mobbingu – poświęca się gościa, który mógł w przypływie dobrej woli udostępnić telefon obolałemu sąsiadowi z łóżka obok celem umożliwienia mu odbycia długiej sesji gry w tetrisa, a ten włamał mu się na prywatne profile i postanowił to perfidnie wykorzystać, albo nie miał świadomości do czego służy linked.in i odpisał w takim tonie w jakim był napisany tamten syfiasty post.

Nie przekonuje mnie ta wizja, ale co z tego? – autor pierwszego posta doczekał się bujnych usprawiedliwień ze strony samej oburzonej sytuacją… ten doczekał się drwin i insynuacji, że kłamie. Bardzo fair. Takie osoby powinny zbierać podziękowania za swoją jakże cenną działalność społeczną, skupioną na uświadamianiu hołoty, że członkowie zarządu nigdy nic złego na myśli nie mają i w zupełnie nieoburzający sposób “oddają” sobie asystentki, marketingowców, programistów…

Nic tylko Pulitzera za wybitny obiektywizm, najlepsze rekomendacje na stanowisko rzecznika prasowego Łukaszenki i medal z kartofla.

Co ciekawe – od pewnego momentu entuzjaści postawy i priorytetów pani Olivii nawet nie próbowali udawać, że widzą w panu Marcinie złoczyńcę.

Po kilku głosach krytykujących styl i metodę tego linczu obywatelskiego sprzeciwu pani Olivia stwierdza, że nie ma kontroli nad tym, co robi? W jakim stylu to robi? – nie mam pojęcia, co próbuje przekazać  tym komciem. Że jako dziennikarka nie zdawała sobie sprawy, jakie reakcje wzbudzi narracja, którą wybrała?
Że jest jej wszystko jedno czy linczuje chama, czy gościa, który został okłamany i któremu bez jego wiedzy i zgody wleziono na konto?
Chwilę wcześniej wydawała się zupełnie nie dawać wiary jego opowieściom – tu okazuje się, że jednak bierze pod uwagę, że facet nie kłamał, ale ma to w dupie? Bo to JEGO WINA, że został oszukany?

Po prostu cudne. Wspaniałe. Oburzenie chamskim komentarzem tak silne, że nawet perspektywa atakowania, gnębienia i upokarzania człowieka, który być może:

a) znajduje się w szpitalu,
b) padł ofiarą przestępstwa

nie jest w stanie wzbudzić w pani Olivii choć cienia wątpliwości, czy aby na pewno dobrze to robi. 

M.in. pani Edyta nie ma wrażenia, że pan Marcin był tu sprawcą i złoczyńcą. Nazywa go ofiarą i jest chętna go poświęcić, kolejna chce brać na nim – na nim jednym odwet za osoby skrzywdzone innymi rzeczami przez innych ludzi.
Warto zwrócić uwagę na ilość i charakter lajków jakie zebrały poszczególne wypowiedzi – np. pani Pola, zwracając uwagę na dość ważne kwestie zebrała głównie rechot i wkurzenie. Niemal 300 osób szybko zgodziło się z panią Olivią, że pan Marcin powinien być świadomy swoich poczynań i konsekwencji, surowo ukarany i publicznie zlinczowany (ale pani Olivia to już większego wpływu na to, co robi i JAK to robi nie ma; oburzającym jest zwracać jej uwagę, że jest inaczej! szaleństwem byłoby oczekiwać czegoś takiego od DZIENNIKARKI).

Coś tu śmierdzi.
Czym dokładnie? Jest kilka opcji:

a) pani Olivia nie ma pojęcia czym jest feminizm, etyka dziennikarska, obiektywizm, czym różni się publiczna krytyka od nawoływania do linczu… i o paru innych, istotnych kwestiach też nie – za to ma silną chęć wybicia się na rzekomych próbach “zrobienia czegoś w słusznej sprawie”;
b) żywi prywatną niechęć do pana Marcina i nie mogła się oprzeć pokusie dowalenia mu za wszelką cenę i dowalenia czymkolwiek: konkretnie jemu, nikomu innemu;
c) żywi osobistą sympatię lub widzi jakiś interes w nie krytykowaniu zachowania pana, który wrzucił post – połączonej bądź to z chęcią zyskania chwilowej aprobaty/chrupka od dobrego smalca… bądź to z faktycznym oburzeniem niestosownością tego, co tam ujrzała (dość silnym, by trochę zareagować, nie dość silnym, by ryzykować kontaktami towarzyskimi lub służbowymi z tym konkretnym niegodziwcem).

Kilkukrotnie zarzucono jej pierwsze i zdecydowanie zaprzeczała twierdząc, że absolutnie nie. Cóż… alternatywy są jeszcze gorsze.

Nie ma czegoś takiego jak selektywny idealizm.

Sporo osób próbowało pani Olivii uświadomić, że nie jest każącą ręką sprawiedliwości i nie przemawia w jej imieniu – bez skutku.

Muszę przyznać, że nie rozumiem tej postawy – do czego to ma prowadzić? Jak wyglądać?
Skoro zamiast adekwatnych kar za faktyczne winy (bez żadnego a-ten-pan-to-ma-dobre-intencje-to-tamtego-linczujcie) postuluje się surowość i przykładne karanie – tak w ramach loterii, na której tym razem “zwyciężył” pan Marcin?

Będzie się karać po jednym od czasu do czasu?
Wszystkich niestosownie się zachowujących zwalniać z wilczym biletem? – to chyba nierealne, więc co… jednak loteria?
Wśród pracowników niższego szczebla? Wśród osób wskazanych do odstrzału przez panią Olivię i podobnych jej aktywistów-prywatnie? Czy może chodzi o trzaskanie pokazówek “ku przestrodze” przez jakiś czas – bez ostrzeżenia i bez uprzedzenia, kiedy to się skończy; dla zaspokojenia społecznej potrzeby odwetu, ale nie robiąca niczego dobrego ani dla kobiet, ani dla pracowników, ani dla nikogo – krótko- i długofalowo NICZEGO DOBREGO, bo to nic innego jak pokazywanie, że nierówne traktowanie jest w porządku.

Koncepcja szczerych przeprosin dziwna – oczywiście, że szczere by wystarczyły.
Jak weryfikować ich szczerość? Wprawnością w budowaniu wizerunku? Publika będzie oceniała, czy daje wiarę przeprosinom i odpuszczała za brzmiące dość wiarygodnie, a szarpała dalej za niezręczne? Mniej więcej właśnie to się stało: pan Marcin przeprosił, ale jego zachowanie zostało ocenione jako nieszczere – może i słusznie… a może niesłusznie.

Samo to “może niesłusznie” to dość, by uznać całą akcję za coś okropnego.
Pogłębianie niesprawiedliwości nie jest cudownym rozwiązaniem, a takie losowe zwolnienie (pana Marcina, bo gdzieżby członka zarządu za niefortunne przejęzyczenie – choć nie jest powiedziane, że to np. nie on jest inicjatorem takich zachowań i wiedzie prym w tego typu odzywkach, a pan Marcin na moment zapomniał, że nie są na zebraniu) nie uczy pokory, tylko budzi wściekłość.

Proponuję odpuszczenie sobie pitolenia, że cała akcja miała na celu piętnowanie seksizmu – który tak przepięknie rozkwitł pod troskliwymi skrzydłami pani Olivii

(Ale nie wątpię, że nie miała na to “żadnego” wpływu i nie poczuła się w obowiązku by napiętnować, bo to pewnie kolejna z tych spraw, z którymi mogłaby walczyć “kilkadziesiąt lat temu”, wychowując tych ludzi lepiej niż ich własne matki, bo teraz już na to za późno).

Jeszcze jeden smakołyk: przedstawiciele coraz liczniejszej grupy ludzi, którzy uważają, że wolność słowa polega na tym, że innym wolno mówić to, co oni uważają za słuszne.

W tej sprawie (wolności słowa) mam rozgrzebany dość spory wpis, który powinien pojawić się w ciągu najbliższych kilku dni – więc nie będę się powtarzać.

W tym momencie chciałabym tylko wyrazić uznanie dla koncepcji ZNIEWAŻANIA kogoś poprzez insynuowanie homoseksualizmu ❤. Wyborny przykład.

Wypowiedzi osób, które wpadły wyrazić swe najwyższe oburzenie seksizmem i chamstwem postanowiły wyrazić je korzystając z dobrodziejstw body shamingu i ableizmu.

A gdyby TO BYŁ szpital psychiatryczny to co? Miny by zrzedły, czy zaczęliby rechotać do rozpuku, bo cudze choroby i wypadki takie śmieszne?
& NIE, nic nie usprawiedliwia kpin z zaburzeń psychicznych.
Publicznie, w ferworze dyskusji o niestosownych wypowiedziach? W momencie, kiedy ponad połowa wypowiadających tapla się w żądzy wyciągania konsekwencji od pana Marcina… ale z jakichś powodów TYLKO OD PANA MARCINA. Nic. Nawet ich przekonanie, że to było super zabawne.

Nie mogłabym być dalsza od krytykowania rynsztokowej retoryki i dyskusji polegających na wzajemnym obrzucaniu się błotem – wytykanie chamstwa po chamsku nie jest może chwalebne… ale wyzywanie domniemanego sprawcy, atakowanie jego matki, życzenie mu wszystkiego najgorszego i agresywne żądania ukarania go surowiej niż niejednego obmacywacza, gwałciciela i sadystę…
Ordynarne “krytykowanie” chamstwa w połączeniu z nawoływaniem do ukarania (ale tylko pana Marcina – to ważne, żeby TYLKO jego) jednego z winowajców – surowo, przykładnie i sporo ponad rzeczywistą winę… ludzie… NIE.

Jeśli już chamstwo, to na nim powinno się skończyć. Jeśli wyciąganie konsekwencji i pouczenia, to mniej chamstwa lub chociaż próby uspokojenia nastrojów – nikt nawet nie próbował tego zrobić (“ogarnijcie się durne baby i won z powrotem do kuchni” / “nie unoście się tak dziewczęta, bo nie ma czym” nie liczę). Jedno i drugie nie przejdzie.

Cóż to tak wszystkich oburzyło? Przedmiotowe traktowanie kobiety?

TAK reagują osoby oburzone przedmiotowym potraktowaniem kobiety. Nie zgadzające się na seksizm.
Garnące się do krytyki.
Popierające panią Olivię i nie zasługujące (jak do tej pory – choć minął tydzień) na jedno cierpkie słowo z jej strony.

Kto jest winien tego, że facet zachowuje się niestosownie? Matka, żona i córka! Bo atak na kobiety zawsze na propsie*.

*(no chyba, że pan Marcin rzuca chamskim żartem w nieodpowiednim miejscu – jego to zwolnić, publicznie wyśmiać, pognać pod most, zlinczować, powiesić na najbliższej sośnie i zostawić dla kruków, żeby było przestrogą dla reszty Świata)

MATKOM nie udało się ich wychować. MATKOM.

Nie zapominajmy o prawach ojców, którzy w porażającej większości mają swoje dzieci głęboko w dupie, nie spędzają z nimi czasu, nie interesują się, w najlepszym razie wykładają pieniądze, w najgorszym – szukaj wiatru w polu, bo grosza z alimentów nie rzuci i módl się, żeby truteń za parę lat nie pozwał dzieciaka o alimenty bo będzie miał trudną sytuację życiową, biedaczyna. Powinni mieć jeszcze więcej praw – oczywiście ci, którzy nie wywiązują się ze swoich obowiązków i nie dotrzymują zobowiązań (bo tych frajerów co kochają, dbają, zaangażowani są i aktywni rodzicielsko i tak nikt nie traktuje poważnie – jakby co to od wychowywania jest matka i koniec).

Tylko kobiety o niezaburzonym poczuciu własnej wartości lubią się śmiać na myśl o tym, że jakieś tam inne, nieszanujące się, wyimaginowane kobiety uwodzą swych nieszczęsnych szefów, zapewne ustawiając się tak perfidnie i podcinając mu nogi zgrabnym kopniakiem tak nieszczęśliwie, że aż lądują w nich penisem – warto to zanotować.
Tylko kobiety o niezaburzonym poczuciu własnej wartości lubią się śmiać na widok tego że jakieś INNE kobiety są znieważane i ranione – nie mają problemu ze złapaniem dystansu do spraw, które ich nie dotyczą. Takie Kozaczki!

Niestety to nie jest nisza. Ludzi, którym wydaje się, że obojętność na cudze cierpienie to podziwu godny dystans istnieją, licznie i są całkiem aktywni.

Całe rzesze feministów i feministek – Marcina zlinczować, bo skoro jest okazja, to grzechem byłoby nie skorzystać… ale w żadnym wypadku nie można zapominać o tym, by przy okazji podkreślić, jaki to ten podły, zepsuty świat jest pełen łatwych lafirynd, prostytutek i pracownic napalonych na szefów.

Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście to słodkie w swej naiwności przekonanie, że taki cham i seksista nie wie co robi, nie wie co mówi, ale w głębi duszyczki kobiety bardzo szanuje i nie chciałby robić żadnej przykrości.

Jak tylko pomyśli sobie, że ktoś mógłby potraktować tak którąś z bliskich mu kobiet to zapłacze rzewnie, opamięta się i już nigdy przenigdy tego nie zrobi!

Btw. klimat sprzyja, więc pojawiają się specjaliści od autoreklamy – niezbyt istotni, ale ten konkretny sprowokował panią Olivię do wyznania, że czuje się inna niż wszystkie… co wyjaśniałoby jej reakcję na krytykę i fałszywą skromność (jak na mój gust fałszywą, bo na komplementy i podziękowania odpowiada w tonie ~”och, dziękuję, ale nie zrobiłam nic wielkiego!“, a na krytykę ~”jak śmiesz? jak krytykować to pana Marcina, nie mnie! ja tu w SŁUSZNEJ sprawie walczę!“)

Dalej sama chwali się, że uważa ludzi za skończonych debili, którzy – widząc cudzą krzywdę – nie wpadną na to, że jak nie zareagują, to pewnego dnia sami mogą się stać tymi, którym nikt nie pomoże. I warto to tłumaczyć wszystkim – oczywiście poza panem Piotrem, który jej-zdaniem-nie-miał-nic-złego-na-myśli, więc jest kryty i panem Marcinem, którego trzeba napiętnować, potępić i posypać solą.

Mam takie same skojarzenia jak pan Bartłomiej. Oddać można rower, używane książki, ciuchy po niemowlaku, ale nie człowieka/kobietę/współpracownika/podwładnego.
To, że człowiek nie kojarzy ludzi/kobiet/współpracowników/podwładnych z rzeczami, które ma w posiadaniu lub istotami nad którymi ma władzę, umożliwiającą swobodne rozporządzanie tymiże świadczy o nim nie_źle – bo o wiele za mało, by “dobrze”.

Mogłabym być na miejscu pana Marcina.
Jakbym zobaczyła post w którym ktoś ODDAJE programistę to pewnie zanim bym pomyślała, to już bym zapytała czy kastrowany, odrobaczony i razem z kuwetą. Może już kilka godzin później internet walczyłby z przedmiotowym traktowaniem nieszczęsnego programisty produkując kąśliwe haiku o mojej nazbyt szerokiej pochwie, rujnując mi reputację i doprowadzając do tego, że nie znalazłabym zatrudnienia nawet w podrzędnym burdelu – ostatecznie równając mnie z glebą.
I moją matkę też. Bo nie wychowała jak trzeba.

Kolejna odsłona nowoczesnego feminizmu w wykonaniu pani Olivii:

Dobre rady od empatycznego “Kowalskiego”, który z troski i dla dobra asystentki…

… która pracując przez jakiś czas dla pana z manią posiadania mogła w ogóle przestać zwracać uwagę na takie “drobiazgi” jak to, że jaśnie pan członek zarządu planuje ODDAĆ ją w dobre ręce.
Btw. nie wiem w jakich kręgach obraca się pani Olivia, skoro wychodzi z założenia, że przeciętny Kowalski ma IQ 60 i trzeba mu wszystko spokojnie tłumaczyć na obrazkach, bo dzięki temu w końcu zrozumie – ale mogłaby je nieco rozszerzyć, bo praca u podstaw to czasy nieco wcześniejsze niż “kilkadziesiąt lat temu”, a predyspozycji nie ma.

Wnioski pana Konrada kosmiczne, konkluzje jeszcze lepsze, ale to ważny głos, obnażający szkodliwy tok myślenia.
Niejeden – bo pani Olga, domagająca się surowych kar za domniemane i cudze winy też garnie się do morderczych rewolucji, które – jak uczy historia – zawsze niosą ze sobą same zajebiste rezultaty (ale o tym chyba już nie doczytała, skupiając się na chwytliwej propagandzie).

Zdecydowany sprzeciw, krytyka, upomnienia i adekwatne – nie tyle surowe, co częste i odczuwalne kary ich zdaniem na pewno nie zmieniłyby nic na lepsze.
Wiedzą, że nie, choć na dobrą sprawę nikt tego jeszcze nie próbował…
Odebrać człowiekowi wszystko za głupi/chamski/ironiczny komentarz (albo za to, że go ktoś w wała z komórką zrobił) – bo masa bezkarnych bydlaków zrobiła znacznie gorsze rzeczy niż on. Tak! To na pewno zadziała. I ściągnie same korzyści.
Jasne, logiczne, sensowne i takie przyszłościowe… a nie – to kompletny idiotyzm, serwowany przez ludzi, którzy lubią dużo wrzeszczeć i mało myśleć nad tym, co właściwie chcieliby przekazać i jakie to będzie mieć konsekwencje.

Czym to się różni od postawy pana Marcina – przy założeniu, że to on walnął tam te złośliwe i chamskie komcie?
Chyba tym, że u niego nie widać ewidentnego zamiaru krzywdzenia kogokolwiek w imię tego, co sobie arbitralnie uznał za wyższe dobro. Może ma taki zamiar: nie wiem tego i nie mam po czym stwierdzić. Oburzeni wyrażają się aż nazbyt jasno.

To dość smutne, kiedy trolle wnoszą do dyskusji więcej wartościowych argumentów niż ci, którzy stawiają się w pozycji walczących o słuszną sprawę.

Pseudodziennikarka – jak najbardziej.
Samo upublicznienie screenów i zwrócenie uwagi na problem swoją drogą – ale to w jakim stylu to zrobiła i jak doprecyzowała swoje przemyślenia i motywy dyskwalifikuje ją jako dziennikarkę przynajmniej dopóty, dopóki nie zrozumie czym jest etyka zawodowa. Podstawą dobrego dziennikarstwa jest obiektywizm i dążenie do ustalenia faktów – nawet, jeśli ostateczny produkt (artykuł) miałby być zbiorem jej myśli na temat bliższym felietonowi niż raportom. Tego tu nie ma.
Za to pojawiły się jakieś mgliste tłumaczenia, że wygląda to tak, jak wygląda, bo interweniowała prywatnie, jako oburzona obywatelka, nie jako dziennikarka – interweniowała “prywatnie”, jako nie-dziennikarka… na swojej oficjalnej stronie, gdzie wielokrotnie zaznacza, że jest dziennikarką, chwali się swoją pracą, poleca artykuły… i nagle sru! garść osobistych przemyśleń na temat pana Marcina i pana Piotra, który nie-miał-złych-intencji – które absolutnie nie powinny być postrzegane przez pryzmat jej zawodu.

Inna sprawa, że bycie pseudodziennikarką czy pseudodziennikarzem to niespecjalnie bolesna obelga. Ten zawód umarł i nic nie wskazuje na to, by miał ożyć.

Nie ma to jak podkreślać siłę i odwagę kobiety sugerując, że zachowuje się tak, jakby była dumną posiadaczką męskich genitaliów to jeden z piękniejszych i smakowitszych przebojów nowoczesnego feminizmu – tego samego, który zaleca szanować szczególnie te kobiety, które są dumnymi posiadaczkami płodnych macic.

Poza tym słodki misz-masz: żarty z pedofilii/kazirodztwa zawsze na czasie, odmawianie człowieczeństwa za przykre słowa w kierunku wodza, zazdrość o atencję i nieśmiertelne założenie, że kobieta jest bezbronna. Na jakiej podstawie? Skąd wzięte? Może jest, a może nie i wcale nie potrzebowała pomocy, bo okiwałaby obu pacanów lewą ręką?

Jak skutecznie i boleśnie obrazić mężczyznę? Porównując go do damskich genitaliów!

Absolutnie nikt nie uwierzył panu Marcinowi w to, że ktoś wykorzystał jego telefon niezgodnie z użyczeniem.
Też nie wierzę, ale co z tym lekkim, kłującym poczuciem wątpliwości – że może jednak? Mogło się zdarzyć. Czasem się zdarza, że ktoś dorwie się do cudzego konta i publikuje jakieś głupoty, żeby go upokorzyć, ośmieszyć, zaszkodzić mu i tak dalej. Fakt, nie odniosłam wrażenia, by było to jakoś szczególnie częste i osobiście powątpiewam – ale żeby nie bacząc na taką możliwość nadal domagać się zwolnienia tego człowieka i zrobienia wszystkiego, co w mocy wściekłego internetu, żeby miał problemy ze znalezieniem nowej posady, bo MOŻLIWE, że to on zachował się jak cham, to trzeba mieć priorytety w naprawdę dziwnym miejscu.

Jeden z dość popularnych paradoksów to: nie krytykujcie czegoś, co uważacie za niewłaściwe, jeśli to nie wy jesteście głównymi poszkodowanymi – ona sama może to zrobić, chociaż nie powinna, bo jeśli to zrobi, to najpewniej tylko sobie zaszkodzi.

Smutne założenie, prowadzące donikąd i umacniające negatywne tendencje. Praktycznie to pochwała znieczulicy.
Mimo tych wszystkich uwag, które mam – do realizacji tej inicjatywy, do postawy pani Olivii, jej tłumaczeń i dziesiątek okropnych wypowiedzi – milczenie to tylko metoda przetrwania w nieprzyjaznym środowisku, utrzymująca spore ryzyko bycia ofiarą lub świadkiem niesprawiedliwości. Dobra dla ludzi, którzy nie mają siły, ochoty ani ambicji ku zmienianiu Świata – nic nagannego (a przynajmniej nie zawsze), ale i zdecydowanie nie coś, co nadawałoby się do serwowania w roli wartościowej porady.
Są rzeczy dla których warto się pobrudzić – choć niekoniecznie w trakcie obrzucania kogoś gównem.

Uodpornić to się człowiek może na stres – i będzie mu się lepiej żyło, jeśli mu się uda. Ale nie każdemu się uda. Forsowanie teorii, że praca zawodowa wymaga godzenia się na upokorzenia… że inteligentna dziewczyna nie może być ofiarą

Pani Izabela słusznie zauważa, że najgorsze gnidy są zbyt perfidne, by się tak wpakować, ale najwyraźniej nie dostrzega wysoce prawdopodobnego związku między tym, że najgorsze rzeczy nie dzieją się na widoku, a tym co zachwala – milczeniem w obawie przed przykrymi konsekwencjami dla osoby pokrzywdzonej.

Pan Grzegorz w jednym ma pełną słuszność – prawdopodobnie dokładnie tak by było.
Nie tylko w jego przypadku, ale i całej masy ludzi – od wstrętnych seksistów, przez nietaktownych żartownisiów, aż po ludzi, którym gdzieś kiedyś zdarzyło się coś palnąć: znajdzie się człowiek, znajdą się i winy.
Co ciekawe nawet ten komentarz świadczy o tym, że z tym panem jest coś nie w porządku: nikt poza nim nie wpadł na to, że dopiero śmiertelna powaga obu panów czyniłaby ich wypowiedzi problematycznymi. Że dopiero szczere, uporczywe i rzucane zupełnie serio pytania o to, jak pan członek zarządu ocenia seksualność asystentki do oddania byłyby “żałosne” i problematyczne.

Bardzo interesujący głos, zdecydowanie – chociaż stawia w ciekawym świetle ten rzekomy “humor” pana Grzegorza, skoro granicą problematyczności jest dla niego… bycie śmiertelnie poważnym i mówienie tych rzeczy całkowicie serio, nawet bez chęci udawania, że chodzi o zgrywę?

Istnienie stereotypów nie usprawiedliwia ich kultywowania.

Ten proces myślowy również wydaje mi się w najwyższym stopniu intrygujący – pan Grzegorz wychodzi z założenia, że osoby kierujące się stereotypami zasługują na szacunek, bo tylko je kultywują, nie stworzyli ich, więc nie powinni być pociągani do odpowiedzialności (analogicznie pan Grzegorz np. nie stworzył koncepcji pracy zarobkowej, czy służby zdrowia, więc może nie należałoby “wyciągać z tego konsekwencji” wypłacając mu pensję czy lecząc, jeśli zachoruje? – czy przedstawione w ten sposób już by się tak nie spodobało?).
Nie poprzestaje na tym – a skądże – czytając komentarze nabawił się wrażenia, że część ludzi nie jest świadoma istnienia “stereotypowego obrazu asystentki”, więc niczym głos rozsądku postanowił go przedstawić i nieco spopularyzować (też oczywiście nie robiąc tym niczego szczególnego – ot, rzucił luźną myśl i tyle)?

Kolejny nie_mający_niczego_złego_na_myśli – idealne towarzystwo dla pań tak zawzięcie walczących o szacunek dla kobiet, że aż atakujących matkę, żonę i córkę faceta, który wyraził się niestosownie. Oraz tych dzielących ludzi na silne kobiety z męskimi genitaliami i słabych mężczyzn, wartych tyle, co damskie genitalia.

Niczego złego… No, może poza tym, że postuluje handel ludźmi jako ten punkt krytyczny, od którego warto interweniować i wyrażać sprzeciw.

Fajny pomysł, nieprawdaż? Ale nie ma się czym martwić – nieszkodliwy jak i te kocopoły* snute przez panią Olivię, zdaniem której oddawanie marketingowców i programistów nie brzmi tak źle jak oddawanie asystentki, a także nie świadczy zupełnie o niczym niepokojącym.

*(nadal uwielbiam to słowo, mój osobisty przebój wiosna 2018!)

☙✿❀❁❧

Kliknij na serduszka, jeśli chcesz ocenić post.

Średnia ocen: 0 / 5. Wyniki: 0

Wiatr hula... Nikt jeszcze nie ocenił tego posta. Link do FB jest na dole - to malutkie "f" na środku stopki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.