Mój facet komplementuje inne kobiety

4.8
(4)

Nigdy się nie podejrzewałam o jakiś szczególny romantyzm, chyba dlatego, że pewne rzeczy traktowałam jako oczywistą oczywistość. “Mój facet komplementuje inne kobiety” – i co z tego? Ja też komplementuję inne kobiety, i mężczyzn, jak jest okazja. Bo niby czemu nie miałabym komplementować, jeśli jest ochota i okazja? Czemu on miałby tego nie robić?

No, czemu? Brak przeciwwskazań.

Tyle tylko, że w zdrowej sytuacji to, że “mój facet komplementuje inne kobiety” nie rzuca się w oczy w zestawieniu z dominującym zachwytem partnerką

Kocha, więc co z tego, że inne ładne? Ta z którą jest najpiękniejsza. Kocha, więc co z tego, że czasem wspomina, że inne ładne? Ta z którą jest czuje się najpiękniejsza.

Zastanawiałam się nad tym i nie kojarzę, żeby którekolwiek z moich partnerów zachwycało się czyjąś urodą. Co znaczy, że albo tego nie robili, albo nie zwróciłam na to uwagi i nie zarejestrowałam jako istotne. Rejestrowałam w kontekście bliżej w tym momencie nieokreślonej liczby niedoszłych.

Nie mam jakiejś super wysokiej samooceny. I swego czasu dumałam nad tym, czemu nie umiem przełknąć faktu, że dziewczyna, która bardzo mi się podobała wspomniała w internecie jak niezwykle przystojny jest jej facet. Podsunęła mi link do swojego konta ze zdjęciem czegoś, co chciała mi pokazać i swoim zwyczajem przejrzałam całe konto. Byłyśmy już po kilku spotkaniach, kiedy o tym wspomniała – a ja byłam pod niezwykle rozczulającym z perspektywy czasu wrażeniem, że są już tylko współlokatorami, wszystko dawno się rozpadło i czekają już tylko na koniec umowy najmu.
Ostatecznie uznałam, że mam samoocenę zbyt niską, żeby się w to bawić.
Dość alergicznie reaguję na ten damski biseksualizm, sprowadzający się (z grubsza) do gotowości na trójkąta z drugą laską w ramach spełniania fantazji i potrzeb seksualnych Misia oraz wielce oświeconych teorii o obleśnej formie prymitywnego seksizmu niezwykłej otwartości seksualnej, pozwalającej na tworzenie “racjonalnych” wyjaśnień, dlaczego kobiety są dobre do ruchania, ale niezdatne do związków na serio.
Był okres, kiedy doszukiwałam się w tym przesady. No bo och, w czym problem, skoro twierdzi, że chciałaby ze mną być na serio… co jest ze mną nie tak, że coś mi nadal nie pasuje? “Rozsądek” kazał mi w to brnąć, instynkt spierniczać, na szczęście zrobiłam czego chciało to drugie.

Były też jakieś pojedyncze czy podwójne randki, po których nie byłam pewna, czy nie wysyłałam tych osławionych sprzecznych sygnałów.

Wychodząc z założenia, że skoro myślę o innym, albo mam ochotę się rozejrzeć za innym; wspominam, albo chcę sprawdzić, czy mi czegoś nie odpisał na portalu to szału nie ma i nie będzie – jak mi się gość rozglądał albo zerkał w telefon, uznawałam że to to samo. No to co? Thank you, next – jak w niedawno przeze mnie odkrytym utworze lirycznym Ariany Grande (prawie pół miliarda wyświetleń, żyję pod kamieniem jak żaba).
A potem się (czasem) okazywało, że niby nie wiedzą, czemu później olałam.

Jasne, że nie wszystko, co później zaowocowało (niekoniecznie seksualną czy romantyczną) relacją zaczęło się u mnie wielkim OCH! totalnie chcę Cię w moim życiu! – ale nie powiem, żeby to jakoś specjalnie daleko od tego stało.
Parę koleżeńsko-przyjacielskich relacji zaczęło się od aktywnej niechęci, inne od sympatii, żadna nie zawierała transformacji od “meh, ależ z ciebie szpetny nudziarz” po “ej, Belmondo chodź ze mną pozbierać dziki czosnek pod lasem, pogadamy se przy okazji!“.

Koleżanka podsunęła screen posta pt. “Mój facet komplementuje inne kobiety” i zaliczyłam najkoszmarniejszy flashback

I nie, nie o tym, jak to mój facet komplementuje inne kobiety.

Jedni mają flashbacki z traumatycznych doświadczeń na wojnie, ja z forum wizaż.

Te wszystkie razy, kiedy dziewczę, albo nawet i stała użytkowniczka w przebraniu wpadała tam po poradę w kwestii tak absurdalnej jak to, czy ma prawo czuć się źle z pewnymi zachowaniami jej chłopaka.
Wielka czerwona flaga już na wstępie. Tzn. “flaga” – tak dokładniej to płachta na stado byków z koła sympatyków syndromu sztokholmskiego, rzucające się na nią jak piranie, które zwąchały krew: jest wątpliwość, jest niepewność, dziewczyna NIE WIE, czy jej uczucia i emocje są uzasadnione, NIE JEST PEWNA, czy ma do nich prawo, NIE MA PRZEKONANIA, czy we własnym związku, z osobą, z którą chciała lub planowała (przynajmniej do pewnego momentu) spędzić życie może nie czuć się poniżana, zdradzana, ośmieszana czy spychana na dalszy plan.

Na tak postawione pytanie odpowiedź jest jasna: NIE.

Przesadzasz, wymyślasz, dobrego chłopca ograniczasz.
Lecz się.
Idź na terapię.
Mówiłaś mu o tym? Tak? No to powiedz mu o tym problemie.
Porozmawiaj z nim jeszcze raz i jasno zakomunikuj, że masz z tym problem – zwłaszcza, jeśli poprzednie próby skończyły się jego atakami na Ciebie, Twoim płaczem i wmawianiem Ci, że to z Tobą jest coś nie tak. Niech wie, że trzeba Cię ustawić do pionu ;)

Ważysz 45 kilo, masz mały biust, pixie cut, nie lubisz makijażu i wolisz nosić spodnie, a Miś prawie Cię nie dotyka, nie chwali, nie adoruje, za to bardzo chętnie obejmuje swoją 100-kilogramową, wymalowaną psiapsi, paradującą w mini i kabaretkach? Non stop słyszysz jaka ona fajna? Historia Twojej przeglądarki jest pełna BBW&BWW porno i okazjonalnie wchodzisz do pokoju w którym Twój “chłopak” rżnie przez ekran panie, z którymi tylko płeć masz wspólną (a i to chyba nie zawsze)?
OGARNIJ SWOJĄ CHORĄ ZAZDROŚĆ, LASKA. Ja to uwielbiam oglądać porno z misiem i nie widzę w tym nic złego, i moje koleżanki też, wszyscy tak robią, to się przyzwyczajaj. Mój facet komplementuje inne kobiety i nie mam z tym problemu, mój facet spuszcza się, gapiąc na inne kobiety i nie mam z tym problemu, ogarnij samoocenę.

I nie, to nie jest żadna przesada.

A co z tym, który komplementował?

Nie jestem pewna, czy tytuł brzmiał dokładnie w ten sposób, a nie chcę sprawdzać z obawy, że mogę dostać udaru ze złości.

Zaczęłam od tego, że nie miałabym problemu z tym, że mój facet komplementuje inne kobiety… przynajmniej dopóty, dopóki mogłabym trwać w moim alter-wizażowym przekonaniu, że gość jest miły, a te słowa są częścią wtrącenia w wypowiedzi na inny temat – ale nic z tych luksusów, bo pod spodem był dokładniejszy opis jak to wygląda.
Wszystkie piękne tylko ona nie. Wszystkimi zainteresowany, tylko nią jakby mniej. Jakieś a’la stalkiczne numery z googlaniem przy niej detali o gwiazdach, które wpadły mu w oko i ostentacyjne kultywowanie tych zachowań też i po tym, jak mu powiedziała, że źle się z tym czuje i nie rozumie czemu to robi.

Tak w ogóle to pełne, socjopatyczne zazdro!
Żeby utrzymać przy sobie chłopa, wzdychając do wszystkich dookoła, strategicznie obczajając ich penisy w necie… i jeszcze móc liczyć na to, że jak zapyta o radę kumpli, albo randomową grupę innych chłopców w internecie, to zbierze opieprz z góry na dół za to, że mu się w dupie poprzewracało i się dobrej kobiety o pierdoły czepia, a najlepiej dla wszystkich będzie jak się wybierze do dochtóra i ogarnie ten problem.

Nie sądzę, żeby mężczyźni nie padali ofiarami takiego prania mózgu w takiej formie. Może częściej w nieco innym odcieniu tego samego bagna. Ale grona zaciekłych, klawiaturowych obrończyń gości, których na oczy nie widziały zwykle były bardzo wrażliwe na traktowanie mężczyzn w sposób, który zalecały tolerować kobietom.

Nawiasem mówiąc czasem ciężko mi po takiej lekturze uwierzyć, że gdziekolwiek kryją się jakieś samotne chłopy, nie skryte w pustelni na uboczu i nie przepędzające dzień w dzień tuzinów napalonych lasek, chętnych na wszelkie zaszczyty jakich tylko byłby gotów im udzielić. W internetowych dyskusjach każdy beta odrzut natychmiast zyskuje grono krwiożerczych fanek. Żadne tam jednorazowe konta, które tajemniczo pojawiły się niedługo po wątku. I facet nawet nie musi brać udziału w dyskusji. Sama wizja jakiegoś nieszczęśliwego penisa, tłamszonego w niewoli podłej baby, która nie chce, albo nawet nie wie, że powinna się zachowywać jak żona ze Stepford wydaje się być wystarczająca, by zaczęły się ustawiać w kolejce po tego cukiereczka.

Nie wykluczam, że czasem spotykają się dwie kaleki, które NIE WIEDZĄ

Tego nie umieją, tamtego nie potrafią. Kończą z kimś w związku, bo jakoś im tak wyszło, nie chcąc ranią; w wieku lat trzydziestu paru dowiadują się, gdzie wsypać proszek do pralki i że jak zapominają o czyichś urodzinach, to komuś robi się przykro. Widziałam, poznałam niejedną (nie żeby wiele więcej niż “jedną”, ale jednak) = wiem, że istnieją.
Ale ludzie całkowicie pozbawieni instynktu? Umiejętności, z przeproszeniem, kochania? Nie.
No fakt, niektórzy kochają głównie siebie – ale ci to dopiero mają to uczucie opanowane do perfekcji. Więc i tu nie pasuje.

Kochasz kogoś, więc chcesz dla niego jak najlepiej. Chcesz z nim być, nie chcesz żeby cierpiał, zwłaszcza przez Ciebie. Dobrze się czujesz z nim i chcesz, żeby dobrze się czuł z Tobą. Czasem robisz rzeczy, które Cię męczą i wyczerpują, bo dobre samopoczucie osoby którą kochasz staje się ważniejsze niż wyspanie się przed pracą. Nosisz ząbkujące niemowlę, bo wygląda na to, że ból mniej mu doskwiera, kiedy je bujasz. Przeszukujesz okolicę za psem, który przestraszył się huku i zerwał się ze smyczy, przerażona najgorszymi scenariuszami tego, co mogło się z nim stać i błagając w duchu, żeby ktoś zadzwonił z ogłoszenia. Wiesz, że kwiaty sprawią przyjemność Babci, więc targasz co ładniejsze badyle z łąki.
Koncepcje chyba dość uniwersalne i mało kontrowersyjne.

Nie tylko “coś”, ale WSZYSTKO jest nie tak, w momencie kiedy kochanie kogoś jest równoznaczne z ciągłym stresem, smutkiem, niepewnością, albo i gorzej – bólem i strachem.

Jak na mój gust to żadna błoga nieświadomość. Całe to wmawianie innym, że czują się źle z pewnymi zachowaniami partnera, bo mają nierówno pod sufitem / za wysokie & nierealne wymagania. Żadne bezrefleksyjne pitolenie. Perfidny sadyzm i tyle.

Siedzisz gdzieś samotnie z przemocowym partnerem, bez kontaktu ze Światem – różne rzeczy mogą Ci się kłębić we łbie. Inna sytuacja. W takich warunkach każdemu odbija.
Siedzisz przed ekranem ramię w ramię z Misiem, który skwapliwie sprawdza co tam piszesz, dodaje zabawne komentarze i sprawdza, czy dość często i zapamiętale zachwalasz jego męstwo w alkowie i Najpiękniejszego, Najwspanialszego Penisa, Pana Penisa… Toż to prawie to samo, co to pierwsze. Można by to na siłę nazwać kinkiem, ale bez prawa do nieszejmowania, bo warunek o nierobieniu innym krzywdy zostaje niespełniony.

Nie wątpię, że jakaś część tych klawiaturowych wojowniczek ma oddającego się lekturze Misia u boku, albo pisząc czy mówiąc cokolwiek ma na względzie, że wszystko jest lub może zostać zarejestrowane i wykorzystane przeciwko niej, więc we własnym interesie nie powinna zapominać o publicznym komplementowaniu Penisa.

Większość chyba jednak nie ma.
Ale wie, że żeby nie być niżej niż inni niekoniecznie trzeba się wspinać, wystarczy ich postrącać. Jakaś perwersyjna w syfiastym wymiarze forma rozszerzonego parasamobójstwa i produkowania sobie kolejnych porcji inspiracji do taplania się we własnym bagnie. Forma przetrwania i dostarczenia sobie odrobiny rozrywki nawet.

W “delikatniejszym” wydaniu przybiera to formę “Żona mnie bije, ale tylko ręką, więc nie mam źle, bo Krzysiek to w ryj oberwał wtyczką od żelazka – w sumie to jestem szczęśliwy, bo inni mają gorzej.” W pełnym rozkwicie to “No, mnie to moja Kaśka czasem przyleje, ale tylko w słusznej sprawie, a ten debil Krzysiek to za byle co z buta obrywa i to ma być mężczyzna? Rozumiem ofiary przemocy, bo to poważny problem ale takich frajerów jak on to nie szanuję.

Jak tu wylądowałam zważywszy na to, od czego wyszłam?

Aż dziwne, bo przy wpisie nad którym próbowałam się skupić mam spore problemy z odpływaniem od tematu we wszelkich możliwych kierunkach, a tu czytam i nie… nie odpłynęłam. Nie wiem, czy to wszystko może być zrozumiałe dla osoby nieprzyzwyczajonej do toku myślenia czy wypowiedzi (czyli w tym momencie dla każdego, włącznie ze mną, bo jestem po najdłuższej przerwie w pisaniu czegokolwiek jaką zaliczyłam w życiu i samej mi to chwilami jakieś obce), ale zerkając na to co napisałam mam poczucie, że przedstawiłam to, co chciałam.

W ramach podążania za cyklem przyczynowo-skutkowym. Który mogę przedstawić na grafie a nawet dwóch.

Pierwszy – Mój facet komplementuje inne kobiety a jego szczęście jest najważniejsze!

I drugi – mój facet komplementuje inne kobiety i nie ma w tym NIC ZŁEGO tzn. ja “nie widzę” to i nikt inny nie powinien.

Mylę się? Jeśli tak to w którym miejscu? Bo jeśli tak, to chyba oślepłam.

☙✿❀❁❧

Kliknij na serduszka, jeśli chcesz ocenić post.

Średnia ocen: 4.8 / 5. Wyniki: 4

Wiatr hula... Nikt jeszcze nie ocenił tego posta. Link do FB jest na dole - to malutkie "f" na środku stopki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.