21. Nie z tego świata… [KGNPWZNFW]

4.3
(3)

Jak coś takiego skomentować? Jak się do tego odnieść?
Lata, długie lata minęły odkąd to po raz pierwszy zobaczyłam i nadal nie jestem do tego zdolna.

Na pewno mnóstwo ludzi mogłoby sypnąć jak z rękawa dziesiątkami historii o rzeszach swoich znajomych, które zachowują się dokładnie w ten sposób, przez całe życie i zupełnie nic im nie jest, normalna sprawa i laski totalnie tak robią…
Ja w życiu się z czymś takim nie spotkałam.
Dla mnie to wygląda jak ostatni akt dramatu pt. wyjazd, nagła zmiana otoczenia, stres, załamanie nerwowe albo zatrucie nieświadomie przyjętymi narkotykami, a kilka godzin lub dni abstrakcyjnego zachowania zwieńczony zgonem albo zniknięciem bez wieści, związane ze śmiercią z rąk osób przekonanych, że świr im zagraża, utonięciem, upadkiem, hipotermią…

Przeraża mnie, że w momencie, kiedy umysł odmawia komuś posłuszeństwa i człowiek potrzebuje pomocy, może się spotkać z tłumem, który nie tylko cieszy się, że właśnie jest gwałcony, ale i po czasie nie ma ambicji na jakąś namiastkę człowieczeństwa, tylko nadal ma w tym uciechę (mówię o czasie, który minął od zdarzenia do retrospekcji).

Gość założył się z “połową turnusu” że wydupczy laskę na plaży w biały dzień.
Upił ją w barze.
Zaniósł do morza (czyli zakłady jak rozumiem poprzegrywał).
Tamże zgwałcił.
Ludzie się gapili i bili mu brawo.
A autorka tekstu powyżej uznała to za super zabawną historię, którą można uraczyć czytelników wątku “seks na plaży”, który przemocy seksualnej nie poruszał.

Jak dla mnie to brzmi jak jakieś ewidentne załamanie nerwowe albo zatrucie.

“Non stop pijana w sztorc” – jakby faktycznie była “non stop” taka pijana, to nie byłoby potrzeby podkreślać na samym wstępie, że została przez gościa popisowo spita.
Kto “popisowo” spija kogoś, kto non stop chodzi pijany?
Jak “popisowo” spić kogoś, kto nie przestaje pić, he?

Faktycznie piła, czy zachowywała się JAKBY piła?
To nie są normalne odzywki ani normalne zachowanie.
Głupoty, nawet takie zdarza się ludziom wygadywać dla ogólnej uciechy, ale zwykle w ramach złośliwości wobec kogoś albo popisów przed znajomymi.
Ale żeby jakaś obca kobieta rzucała się z nawijką do wszystkich dookoła to już jest niezwykłe – choć niektórzy są towarzyscy i z każdym sobie trochę pogawędzą. Tyle że to nie jest gawędzenie, to odzywki spotykające się z co najmniej nieprzychylnymi reakcjami. Zachować się tak raz czy dwa po pijaku… no, może.
Ale żeby notorycznie do wielu osób, ciągle w stanie sygnalizującym niepoczytalność?
I nikomu do tępej mózgownicy nie przyszło, że z laską może być coś nie tak w innym sensie niż “zasługuje na bycie spijaną dla naszej rozrywki i gwałconą na naszych oczach“?

I ratownik nie zareagował?

Co to za kloaka wypoczynkowa? “Nie widział” że grupa ludzi wybiega z wody? Czym był zajęty jeśli nie obserwowaniem ludzi w wodzie? Też akurat kogoś gwałcił?

Ocenić po takim jednym poście to jak po trzydziestu latach znajomości – można, rozeznanie odpowiednie jest.

Jeszcze ją wyśmiewał po wszystkim.

Każda doprowadzona podstępem do nieprzytomności lub “zaledwie” nieporadności kobieta jest łatwa.

A taki był wstęp – że została popisowo spita, a potem siłą zaniesiona do morza i tamże zgwałcona.

10% niesłusznie skazanych na stryczkach i w więzieniach to są statystyki bliższe stalinowskiej Rosji niż jakiemukolwiek, choć symbolicznie obywatelolubnemu krajowi pierwszego Świata.

Entuzjastów takich rozwiązań znalazłoby się wielu, a jakby sami niewinnie żegnali się z życiem lub bliską osobą, to nie byliby już w masie, która ma prawo głosu – proste.

Takie genialne koncepcje tworzą alternatywne wymiary sprawiedliwości.

Uprzywilejowani pozostają bezkarni… niewinni siedzą licznie… ludziom brak poczucia, że jak kto siedzi to faktycznie winny… zaufanie do sądów i służb porządkowych leci na łeb na szyję… i zanim się obejrzysz jedyną realną władzę ma kartel, który praktykuje handel ludźmi, tracisz możliwość utrzymania siebie i rodziny z jakiejkolwiek normalnej pracy i kończysz odstrzelony przy nielegalnej próbie przekroczenia granicy za którą bezdomność to luksus w porównaniu z “normalnością” jaką zostawiasz za sobą.

Wtrącane mimochodem anegdotki o tym, jak to się jest świadomym stręczycielstwa i przemocy seksualnej, nic nie robi i pochwala karę śmierci i postuluje surowe, a notorycznie niesłuszne wyroki.

Być może skrucha w związku z brutalnym gwałtem podziałałaby jak lekarstwo, dzięki któremu zapomniałabyś, że Cię brutalnie zgwałcił i mogła spokojnie kontynuować związek.
Z takim, który widzi problem i przykro mu, że dziewczynę brutalnie gwałci to świetlana przyszłość…

Ciekawe jak ludzie zareagowaliby na kampanię opartą na trzech pierwszych screenach z tego rozdziału. Certolą się w tych kampaniach, żeby nie urazić entuzjastów i sympatyków gwałtu straszliwie.

Wstyd, który odczuwają ofiary nie jest fałszywy, podobnie jak poczucie winy.
Nawet jakby uznać, że wstyd jest bezpodstawny a poczucie winy nieuzasadnione to uczucia będą całkiem realne.

Poza tym takie kampanie raczej nie są skierowane do ofiar, żeby się ogarnęły, tylko do społeczeństwa, żeby przestało łaskawie budować ten wstyd i poczucie winy, uświadamiając sobie, że wszystkie te ich niefortunne wyrażenia i dobre chęci często są… dokładnie tym samym, co ofierze powiedział gwałciciel, albo “bliska” osoba, która ją po wszystkim skutecznie dobiła.

Strach przed reakcją rodziny, przyjaciół i partnera życiowego – jeśli się pojawia – to czy jest nieuzasadniony?
Przecież to zwykle nie jest strach przed opowiedzeniem o krzywdzie osobom wspierającym – chyba, że ze względu na tragicznie zły stan ich zdrowia klasy: nie mogę o tym powiedzieć babci, bo tak się zdenerwuje że mnie to spotkało, że jeszcze jej się pogorszy.
Ten lęk nie bierze się znikąd – pewnie częściej niż rzadziej już tam te łebki zdążyły nieraz pokazać co sądzą o ofiarach i jaki mają stosunek do przemocy seksualnej.

Przedstawianie adwokata sprawcy w roli adwokata diabła też mi zgrzytają.

Adwokat jest adwokatem – taka jego rola.
Problem nie tkwi w tym, że sprawca ma (prawo do) adwokata.

No tak: adwokat będzie próbował wszystkiego, co uzna za potencjalnie korzystne dla przedstawienia go w jak najlepszym świetle.
Ale zaryzykowałabym stwierdzenie, że to byłoby tak trudne, upokarzające i bolesne gdyby nie było dokładnym echem tego, co ofiara słyszała już sto razy wcześniej.
Poza tym żaden szanujący się adwokat przy zdrowych zmysłach nie wyjechałby przed sędzią czy sędziami z takimi tekstami, gdyby realnie nie funkcjonowały jako okoliczność łagodząca. Rolą obrońcy nie jest ośmieszanie klienta, prezentowanie jego działań w negatywnym świetle i budowanie odrazy do jego motywów.

Jeśli teksty o mini i szpilkach padały na rozprawach to tylko dlatego, że były obecne w tzw. normalnym rozumowaniu – a były. Ba, są nadal (choć w lekkim odwrocie). I nadal są przerażająco efektywne.
Adwokaci używają i używali ich bo victim blaming jest i był całkiem efektywną metodą obrony sprawców.

Wysoce niefortunny zbieg okoliczności, że zaklinający się na wszystkie świętości i rwący koszule w oburzeniu widmem sugestii, że mogliby swoimi wypowiedziami choć otrzeć się o usprawiedliwianie sprawcy i jego czynu korzystają z dokładnie tej samej retoryki i tych samych tekstów co ludzie, którzy żyją z usprawiedliwiania sprawców i ich czynów.

Martwiło ją to, że rzekome trudności w określeniu, czy doszło do aktu przemocy seksualnej czy nie wyrzucają poza nawias niektóre przypadki przemocy seksualnej.

I że retoryka obrońcy Polańskiego kazała jej poddać w wątpliwość realność swoich szans na ukaranie sprawcy gwałtu, którego ofiarą sama padła – bo z jakiegoś powodu uznał, że warto z czymś takim wyskoczyć: czy dlatego, że miał nierówno pod sufitem, czy istotnie fakt nie-dojścia w ofierze poddaje w wątpliwość zgwałcenie lub istotnie zmniejsza karalność lub umniejsza winie?

Czy nie na tym sądy opierały swoje wyroki w czasach, kiedy toczył się proces Polańskiego… nie szarżowałabym z takim twierdzeniem, nie mając wglądu w choć kilka takich spraw.
Wiem mniej więcej jak wyglądają obecnie i co adwokaci tudzież sędziowie byli skłonni wygadywać na procesach w dwudziestoleciu międzywojennym: niby sporo czasu, ale wiele się to nie różniło od niektórych współczesnych recenzji.

Czy w latach ’90 “niedokończone” zgwałcenie, bez świadków i śladów przemocy miałoby szansę na finał w postaci wyroku bez zawiasów? Raczej małe. Czy to by znaczyło, że do przestępstwa nie doszło? Nie.

Czy słowa głupców nie powinny człowieka martwić?
Powinny, jak cholera. Tym mocniej, z im cieplejszym przyjęciem się spotykają. A i Michalika wielu przyjęło cieplutko.

Tak, dokładnie coś takiego by ta kobieta usłyszała.

I to nie raz, nie dwa, nie od jednej osoby, nie od dwóch a od stu.
Wśród salw rubasznych śmiechów.
W tym konkretnym wątku też padły, znacznie dosadniejsze, przytaczałam wcześniej.
Krytyka tych “opinii” zaowocowała pełnym żałości piskiem w związku z ograniczaniem swobody wyrażania myśli i wyjaśnieniem, że zamiarem recenzentki nie było obrażenie kogokolwiek poza ofiarą.

Wioletta Villas była nieszczęśliwą, chorą, cierpiącą kobietą. Przepiękną za młodu i nieustannie karaną za to, że bezczelnie zaczęła się starzeć. To jak była traktowana, przez długie lata nie tylko miało wpływ na jej stan, ale całkiem prawdopodobne, że bezpośrednio właśnie to doprowadziło ją do szaleństwa i lęku przed wszystkimi. Wielokrotnie okradana, była też ofiarą porwania i gwałtu. Jej życie było koszmarem, a zrobiono z niej pośmiewisko i obiekt żartów. Pod koniec życia była bita, głodzona, przerażona, zmarznięta, pozbawiona opieki medycznej… ale kto by się skupiał na takich drobiazgach: ważne, że była nieatrakcyjna.

Podstawowym obowiązkiem sędziego jest uwzględnienie okoliczności w jakich doszło do przestępstwa i wzięciu ich pod uwagę przy wydawaniu wyroku.

Dużo? Nie kojarzę żadnej takiej.

Za to opowieści o “wskakujących do łóżka” laskach – które przed tym jeden buc z drugim tygodniami albo i miesiącami przekonywał o sile i szczerości swych uczuć – całkiem sporo.
Laski, które wskakują komuś do łóżka potem z niego wyskakują i nie mają z tym problemu.

Typ lamentujący to:

– w bardzo, bardzo małym ułamku procenta manipulantki, które upatrzyły sobie chłopa;
– w niewielkim – zakochane z nadzieją;
– w większym – zbajerowane ofiary kłamstw donżuanów od siedmiu boleści;
– w jeszcze większym – ofiary przemocy seksualnej;
– w największym – wytwory fantazji gawędziarzy.

Manipulantkom i postaciom fantastycznym gadanie o laskach pijących na umór nie zaszkodzi, bo pierwsze o to nie dbają, a drugie nie istnieją. To uderza tylko w te, które już boli.

Skoro debili czekających na okazję, jaką da im pijana do nieprzytomności laska, prosząca się o to, by ją wykorzystać nie brakuje i trzeba się pilnować, żeby nie wpaść w ich łapy, to pola do dumania nad tym, czy zgwałcona została zgwałcona nie ma. Trzeba je stworzyć – np. wtrącając mimochodem, że sama się prosiła o napaść i dodając własną WIZJĘ chlania na umór.

W tekście źródłowym była informacja o tym, że pijana dziewczyna straciła przytomność, gospodarz imprezy położył ją spać w pokoju do którego wlazł inny osobnik i ją zgwałcił.
Lekarka do której zgłosiła się po zdarzeniu uraczył ją tekstem “prowokują a później płaczą“, recenzentki porządnie rozwinęły tę myśl.
Nie było podstaw by sądzić, że zgwałcona zastanawiała się nad tym, czy do gwałtu doszło, czy nie.
Osoba, która założyła wątek zastanawiała się nad tym, czy ofiara jest zgwałceniu winna – zainspirowana tym, że czekając na nią pod gabinetem ginekologicznym usłyszała, jak lekarka daje jej do zrozumienia, że sama jest sobie winna.

Czyż to nie przerażające?

Pierwsza wypowiedź opatrzona wysoce niestosownym wstępem, bo to zdecydowanie nie moment na takie dowcipy, ale przesłanie słuszne – o złym wyrażeniu się zaczęłabym mówić dopiero w kontekście tego dopisku, choć to też prawdopodobnie kwestia stylu wypowiedzi niż jakichś zawoalowanych życzliwości.

A czy w przykładowej sytuacji byłby to gwałt? To zależy.

Jeśli nie ma świadomej zgody, to jest gwałt.
Jeśli partner nie mógł wiedzieć, że świadomość jest w tym momencie ograniczona… to technicznie też gwałt, choć bez winy.
Jeśli zgoda została wydana zaocznie, czyli partner został uświadomiony, że partnerka nie ma nic przeciwko stosunkom z nim nawet będąc pod wpływem substancji, zaburzających percepcję, to niekoniecznie byłby to gwałt.

To, że ofiara nie wie, że to czego doświadcza jest zgwałceniem nie sprawia, że do zgwałcenia nie dochodzi.
To, że w danym momencie nie czuje się skrzywdzona – lub twierdzi, że nie czuje się skrzywdzona – nie znaczy, że krzywda nie została zadana.

Jeśli teoretyczna ofiara zupełnie się ofiarą nie czuje i nie widzi problemu w tej sytuacji, to to jest koniec dyskusji – ale nie podstawa, by stwierdzać, że skoro dla konkretnej osoby lub grupy osób seks z nie w pełni przytomną lub świadomą partnerką, to dla innych też nie powinien być, więcej nawet, że one twierdząc, że zostały zgwałcone i skrzywdzone będą śmieszne.
A zwykle w tym kierunku to zmierza.
Prosto ku esencji, którą jest stwierdzenie, że to szalone, głupie i niedorzeczne, by prawo do oceny sytuacji miała w takim kontekście kobieta lub osoba, która zgodziła się na seks, będąc w stanie niezdolności do wyrażenia w pełni świadomej zgody.

Tu tradycyjnie wkracza ciepło przyjmowana panika: Co z tego, że prawo mówi, że zgoda musi być świadoma; prawo jest głupie, nieprzemyślane – a co jeśli ta durna baba specjalnie potem uda, że była bardziej pijana niż faktycznie była i oskarży niewinnego faceta o gwałt?!
Potem pada zwykle, równie tradycyjne: Och, racja, te baby to takie są, perfidne, nie można im ufać, zaraz zrujnują jakiemuś dobremu chłopcu życie z zemsty, podłości, perfidii i wstydu, że uprawiały seks. Nie można im wierzyć, no a na pewno większości z nich nie można.
Zwykle nie pojawia się dość oczywiste spostrzeżenie, że wypaczenia mogą iść, z przeproszeniem, w dwóch kierunkach – i że ten powyższy jest bardziej niedorzeczny od: no dobra, ale jak uznamy, że zgoda wcale nie musi być świadoma i wystarczy, że koleś stwierdzi, że laska chciała seksu fest, to gwałciciele będą tego używać jako wymówki. Bo to już mamy, znamy i tradycyjnie akceptujemy ten stan rzeczy, a zmiana jest przerażająca… bo dobrze wiemy, że gwałciciele raczący narracją w takich sytuacjach łżą notorycznie, w związku z czym logicznym staje się założenie, że oddanie tej władzy w ręce ofiar i potencjalnych ofiar zaowocowałoby co najmniej tym samym*, tylko skrzywdzeni byliby gdzie indziej.

*tzn. o przepraszam, ofiar byłoby wtedy znacznie więcej, bo kobiety jako grupa są bardziej kłamliwe i perfidne niż gwałciciele.
Tylko z jakiego dokładnie, rzekomo niebandyckiego powodu pouczanie kobiet i zgwałconych kobiet, żeby się pilnowały, nie piły, nie prowokowały i tak dalej jest uznawane za dobre rozwiązanie problemu zgwałceń w takich okolicznościach, a pouczanie mężczyzn by nie odbywali stosunków seksualnych z nie w pełni świadomymi kobietami jest prezentowane jako niedorzeczna metoda uniknięcia perfidii fałszywych oskarżeń?

Raz, dwa, trzy, gwałciciela bronisz Ty!

I czyż to nie przerażające, że w momencie, kiedy na zgwałconą lecą gromy, pouczenia i niezwykle niekulturalne docinki, przeprosiny dostaje grupka prymitywnych, przemocowych chamek, niezdolnych spojrzeć dalej niż na czubek swojego “och-ja-to-bym-nigdy!” & “a-nawet-gdyby-to-nikt-by-mnie-nie-zgwałcił!” nochala – bo cokolwiek one mówią (jak okrutne i podłe by nie było) jest ich świętą opinią, a cokolwiek uderza w ich świętą opinię jest brutalnym zamachem na ich godność?

Przeprosiny pod adresem bezkompromisowo zrecenzowanych ofiar zakwitają często jak kwiat paproci – jeśli już cokolwiek, to wmawia się im, że żadnej przykrości odczuwać nie powinny.
Cóż, ofiara jak to ofiara, zniosła tyle, zniesie jeszcze więcej, a recenzentki są delikatne, wrażliwe, im naprawdę jest przykro jak coś nieekstatycznego na temat swoich bełtów usłyszą + ich uczucia mają znaczenie.

Krwawienie się nie “może zdarzyć” każdemu.

Krew się znikąd nie bierze. Żeby krwawienie było widoczne, ranka musi być spora, a jak jest spora, to wymaga kontroli u ginekologa. Nadżerki to ex-ranki i potencjalne zagrożenie życia, bo im większe obrażenia, tym większe ryzyko, że nie zagoją się prawidłowo bez pomocy i tym większa szansa na nowotwór.

Seks to nie ciastko.
Savoir-vivre nie przewiduje konieczności odbycia stosunku po uprzednim wyrażeniu gotowości odbycia tegoż.
Zatrzymywanie się i wywalanie kogoś z samochodu na autostradzie legalne nie jest i kierowca nie ma prawa stwarzać zagrożenia w ruchu drogowym, chyba że pasażer jest źródłem zagrożenia dla niego.
Napalenie się na seksy nie jest podbramkową sytuacją, w której przeproszony za wcześniejsze zachowanie i proszony o opuszczenie mieszkania ma moralne prawo pokazać kto tu rządzi.
Domaganie się dalszej podwózki od osoby, która najpierw zobowiązała się zabrać autostopowicza a potem zmieniła zdanie jest bardziej chamskie niż wywalanie kogoś z auta po drodze – o ile nie dzieje się to na autostradzie, albo gdzieś nocą, w gorącym centrum zadupia.

Dostać ciasto, ugryźć kęs, usłyszeć pytanie czy dobre, odpowiedzieć, usłyszeć żądanie o zwrot ciasta, bo wcale nie było dla nas… i brutalnie zabrać ciasto?
Zeżreć je, bo nam się wydawało, że ktoś nam daje całe?
I właściciel ciasta nie ma prawa do pretensji? Bo powinien przewidzieć, że jak się na nie napalimy to straci moralne prawo do decydowania o nim?

Co kraj to obyczaj, wydaje mi się jednak, że o ile takie ciastowe podpuszczanie zostałoby ocenione jako nietaktowny pomysł czy zagrywka nie fair, o tyle zeżarcie i nie oddanie ciasta po żądaniu zwrotu to chamstwo lvl “dla tego łebka to już nigdy żadnych ciast!”.

Jakieś dziwaczne normy społeczne niektórzy postulują.

Aż trudno się skupić na niestosowności takich analogii w odniesieniu do przemocy seksualnej i tej obleśnej projekcji z cytatu, bo są w pokrętny sposób bywają adekwatne.

Podwożenie kogoś czy rozdawanie ciast to uprzejmość, kwestia kaprysu i chwilowej chęci: nie obowiązuje umowne założenie, że istotniejszym jest to, co się komuś wydaje, że powinien dostać – w niezobowiązującym seksie również.

Acz żeby były całkiem adekwatne, autostopowicz nie powinien się domagać podwózki do przystanku tylko przemocą zmusić do podwiezienia do celu i jeszcze rundkę honorową wokół miasta, żeby miał nauczkę.
A właściciel ciasta w ryj z łokcia co najmniej za takie podpuszczanie.
I wtedy dopiero im odbierać prawo do płaczu, że ktoś ich nie posłuchał, bo miał prawo sobie coś tam pomyśleć i spuścić im łomot, skoro się rozczarował.

Bardzo możliwe.
To że ludzie są okrutni wobec obcych, bo mają podwójne standardy dla osób bliskich i obcych… to zbytni optymizm.

Zwykle i dla bliskich nie mają wyższych.
Dzielenie ludzi na istotnych i nieistotnych w przypadku osób zdolnych do empatii polega mniej więcej na tym, że o jednych wiedzą, a o drugich nie.
U socjopatów i osób o inteligencji emocjonalnej kartofla to: JA & motłoch.

Nie, nie lepiej.

Nie ma takiego przysłowia.

Gdzie tu jakakolwiek oczywistość?

Jeśli kobietę może nakręcać “normalny związek” w którym “dominujący” facet wielokrotnie olewa jej protesty, używa siły, obmacuje, obezwładnia kiedy próbuje się bronić i podejmuje czynności seksualne kiedy ona obojętnieje, to może się trafić i taka, którą nakręci zachowujący się w ten sposób obcy.
Jeśli się “brak przekonania, że kobieta tego chce” rozciąga aż do poziomu “nakręcenia” to można szaleć a szaleć z WIZJAMI.

Jak parce to pasi ich sprawa, ale kobieta, której to pasi raczej nie duma nad tym, czy jest czy nie jest gwałcona i jednak ma przekonanie, że chciała.
To jest przerost własnych fantazji nad cudzą treścią.
Taki facet nie jest dominujący tylko przestępcą seksualnym – chyba, że wie, że może, bo partnerce to odpowiada i takie traktowanie ją kręci.

Traktowanie faceta cholernie nie fair = protesty, prośby i lekkie formy sprzeciwu fizycznego wobec czynnościom seksualnym, jakim oddaje się na niej partner, aplikowane celem sprawdzenia, czy w ogóle istnieje opcja by zaakceptował jej odmowę; wypróbowywane po tym, jak ostentacyjnie olał jej realne, szczere, prawdziwe protesty.

Bez sukcesów – nie odpuścił za żadnym razem, jeszcze ją zgwałcił analnie z zaskoczenia (ale za to nawet przeprosił).

Wszystkie te soczyste detale to WIZJA: ani słowa autorka nie wstawiła o okoliczności ściągania majtek i machania marchewkami.
Toż to powinno aspirować o medal dla najbardziej kulawej krzyżówki fan fiction z creepypastą – nie konkretnie ten post, wszystkie dzieła literackie z gatunku własna WIZJA przeżyć ofiary przemocy seksualnej.
Ten typ utworu powinien zostać wyróżniony własną nazwą, tysiące utworów tylko czeka na klasyfikację. Proponowałabym coś z “incepcją”…

Jakie to ma znaczenie, czy po wszystkim poprzytulał, pogadał, poleżał twarzą do niej i od razu nie usnął?
To by w jakiś sposób niwelowało to, że notorycznie olewa jej sprzeciwy i kontynuuje aktywności seksualne bez względu na to, czy ona bierze w nich aktywny, entuzjastyczny udział, czy się uporczywie broni?
Co ma do tego równy podział. Równy podział czego?

Z wielorga złego taki tępy burak, który nic nie robi, nie rozumie co się do niego mówi, pobzyka i zlegnie spać rokuje znacznie lepiej – źle, ale o niebo lepiej niż taki cudownyyy w każdym aspekcie, z tą jedną maluśką skazą że gwałci i nie uznaje sprzeciwów.
Tępy burak może być tępym burakiem całe życie, eskalujący Misiaczyna będzie tylko gorszy.

W 2013 trudno zrozumieć jaki problem w tym, że partner nie akceptuje sprzeciwów i gwałci analnie.

Własna WIZJA też się nijak ma do opisywanej sytuacji, a chcąc nie chcąc normalizuje przemoc.
Pierwszą problematyczną sytuacją, która sprawiła, że autorce włączył się alarm było to, że nie przestał, kiedy w trakcie poczuła, że nie ma siły, więc jakie droczenie, jakie “w końcu ulegasz“, jakie na litość nie do końca sprecyzowane obawy?
Gość wyskakuje z analem z partyzanta i “nie do końca sprecyzowane obawy“?!

Jak ekstremalnie brutalna musi być przemoc seksualna, by uznać ją za przemoc?
I gdzie się pojawia, skoro w momencie, gdy jest już ekstremalnie brutalna, ofiara awansuje na idiotkę, która sama prosi się dokładnie o to, co dostaje i nie jest warta uwagi?

Zrównywałam kiedyś, zrównuję nadal.

Nie jest powiedziane, że wymuszenie seksu w wykonaniu partnera będzie mniej traumatycznym doświadczeniem od zgwałcenia przez nieznajomego.
Nieznajomym się nie ufa, nieznajomych się nie kocha, z nieznajomymi nie ma się wspólnych wspomnień i planów na przyszłość. Nieznajomy przychodzi, wyrządza krzywdę i odchodzi, nie ma konieczności rozmawiania z nim na ten temat, pytań spod znaku “jak on mógł, przecież…?” jest znacznie mniej – co nie znaczy, że bombardują z mniejszą siłą.
Znaczy tyle, że nie ma reguły, zgodnie z którą można uznać gwałt w związku za mniej bolesny, krzywdzący czy traumatyczny niż zgwałcenie przez nieznajomego.

Jedno i drugie jest gwałtem.

Nie podjęłabym się próby wyjaśniania, co stanowi problematyczny aspekt zgwałcenia skonsternowanemu onaniście, tworzącemu antologię swoich lepkich fantazji seksualnych i niezbitego z tropu nawet tematami przemocy seksualnej.

To, że facet z fantazji jest wprost zachwycony tym, że jakaś seksbomba postanowiła uczynić mu ten zaszczyt, naćpać go, związać i poddać czynnościom seksualnym nie znaczy, że w tej sytuacji nie doszłoby do gwałtu.

W danej sytuacji ona nie wie, czy jej ofiara sobie tego życzy i nie ma powodu sądzić, że facet to jak na lato.

Jakkolwiek wielu mężczyzn deklaruje, że nie miałoby nic przeciwko bzykaniu z piękną kobietą w dowolnym momencie ich życia, tak grupa, która jednocześnie nie miałaby nic przeciwko konsumpcji narkotyków będzie znacznie mniejsza.
A i wśród tych, którzy konsumują lub dopuszczają możliwość konsumpcji narkotyku (jeśli trafiłaby im się ku temu sposobność) znajdzie się niewielu zdrowych na umyśle, entuzjastycznie podchodzących do pomysłu, że ktoś podaje im narkotyk nieznanego typu, pochodzący z nieznanego źródła i całkowicie z zaskoczenia.
Ryzyko śmierci lub poważnych konsekwencji zdrowotnych jest wielokrotnie większe w momencie, kiedy człowiek NIE WIE, że będzie przyjmował narkotyk, KIEDY to się stanie i CO to będzie.
Jeśli to wszystko wie, to np. nie ożre się z rana aspirynki, bo go gardełko boli.
Nie schleje się na umór dzień przed, albo odłoży konsumpcję narkotyku.
Nie weźmie leków, które normalnie łyka, a które mogłyby wejść w nieprzyjemną reakcję z narkotykiem, albo z buta wysłać go do kolejki po świeżą nerkę czy wątrobę, którą taki koktajl załatwi na amen.

Podanie komuś pigułki gwałtu może się skończyć śmiercią lub trwałym uszczerbkiem na zdrowiu.
Wspominałam o tym parę razy i pewnie jeszcze powtórzę.

A zostawiając tę banalną i mało istotną kwestię próby zabójstwa z zamiarem ewentualnym zostaniemy z samym gwałtem.

Dobrowolny, świadomy seks z piękną kobietą, wzbogacony o wiązanie lub nie jest chyba realnie atrakcyjniejszą wizją niż bycie przez nią zgwałconym.
Mokre fantazje można mieć różne, ale skoro “zamierzony” rezultat jest taki, że facet jest tym zachwycony i miło wspomina całe zdarzenie, to znaczy że bazuje na oderwanej od realiów fantazji, w której przemoc jest obecna, ale z uwagi na to, że sprawczyni jest wytworem wyobraźni “ofiary”, to dokładnie wie, co ma w głowie; wszystko to bierze pod uwagę, robi to, co w danym momencie najbardziej go nakręca.
Gwałciciele są pozbawieni umiejętności czytania w myślach, chęci spełniania cudzych pragnień też nie wykazują.

Czy osobnik, który już na etapie strapona zaczyna wykazywać wątpliwość względem tego, czy naprawdę byłby tym gwałtem taki zachwycony naprawdę nie rozumie w czym może być problem, jeśli gwałcicielka lub gwałciciel w normalnych okolicznościach byłaby/byłby przez ofiarę uznany za atrakcyjną/ego fizycznie?
W fantazji nie ma strachu przed bólem, okaleczeniem, kastracją, impotencją, śmiercią – to mu się podoba, bo co ma mu się nie podobać. Zdarza się, że kobiety po gwałcie kończą bezpłodne, niezdolne do seksu, związków albo i w ogóle dalszego życia.
Gwałciciel nie wie jakie szkody emocjonalne i fizyczne wyrządzi swojej ofierze, nie jest tym zainteresowany, więc mniej lub bardziej świadomie bierze poprawkę na to, że mogą być tragiczne – nawet jeśli nie jest wyjątkowo brutalny.

Nawet gdyby się faktycznie trafił takiej gwałcicielce facet, po fakcie ciężko zachwycony tym, co go spotkało, to i tak byłoby gwałtem.
Z oczywistych względów nie byłoby kary – ale nie zmienia to faktu, że jeśli sprawca, strona czynna nie wie, że druga strona chce z nią odbyć stosunek seksualny to gwałci i karze może podlegać.

Nie kojarzę, bym kiedykolwiek twierdziła, że każda zgwałcona powinna się czuć w jakiś konkretny sposób, bo wszystkie zgwałcone czują się w jakiś konkretny sposób.

Przykład z dobrze zbudowanym, gwałcącym gejem dla wizualizacji obrzydzenia nadal mnie mierzi. Sprawcami większości gwałtów na mężczyznach nie są geje tylko entuzjaści przemocy i dominacji.

Dobry humor to podstawa.

Nienoszenie odblasku jest wykroczeniem i nijak się to ma do gwałcenia nieprzytomnych kobiet.
Mężczyźni nie biegają po okolicy z pełną erekcją, wbijając się w pochwy, których nosicielki nie noszą opaski z napisem “sorx, nie jestem zainteresowana“, więc, ekstrapolując – ten pijany czy niepijany kierowca musiałby takiego przechodnia nie “raz potrącić” tylko grzmotnąć i rozjeżdżać na poboczu przez 20 minut zachowanie swe motywując tym, że idiota sam się prosił o taką nauczkę, bo odblasku nie miał.

Penisy to nie “los”.

Ciekawe w jakichż to czasach nie trzeba było na siebie uważać. Bezpieczniejszych jeszcze nie było.

Dziwi to dziwi.
Jednych “dziwi” a innych nie.
Jeśli to faktycznie kwestia obrzydzenia pewną częścią ciała partnera, to jakiś problem pewnie tam jest, ale malowanie konieczności posiadania naprawdę dobrego usprawiedliwienia dla niechęci wobec jakiejś formy aktywności seksualnej zakrawa o absurd w momencie, kiedy mało kto dysponuje, z przeproszeniem, językiem, który umożliwiałby wyrażanie swoich przemyśleń odnośnie seksu bez wpadania w pułapkę krzywdzących porównań i niefortunnych wyrażeń, a wielu nie ma grama wyczucia i minimum przyzwoitości, która pozwalałaby stwierdzić, gdzie z tym zdziwieniem wypada wyjechać, a gdzie nie.

Opis wieloletnich wymuszeń oralnych -> zdziwienie tym, że można mieć opory przed oralnym zaspokajaniem partnera w momencie, kiedy żadnych wymuszeń nie ma… a i oporów w sumie też nie.

Ile tych związków człowiek musi zaliczyć, żeby dopasować upodobania, startując z próbami dopasowywania dopiero na początku związku?

Jeśli te upodobania nie są niszowe, a na dodatek trochę elastyczne (lubię tak, ale siak i owak też lubię, a i śmak od czasu do czasu mnie kręci) to można się bez problemu wyrobić w kilku podejściach, wysoce prawdopodobnie nawet “trafić” za pierwszym razem.
Seks oralny jako integralny element każdego satysfakcjonującego aktu seksualnego i niezbędne do szczęścia, częste stosunki oralne nie są oczywistością, która się rozumie sama przez się – a co za tym idzie nie są rzeczą, co do której można oczekiwać dopasowania na zasadzie “a bo większości to odpowiada“.
Wulgarne słownictwo również nie jest, nawet w momencie, kiedy wszyscy są modni i lubią bdsm.

Tu nie ma miejsca na żadne “dopasowania“, trzeba otworzyć japę i werbalnie określić swoje oczekiwania, bez nastawienia że “jakoś to będzie” jeśli się swoje potrzeby seksualne traktuje jako absolutny priorytet i nie chce krzywdzić partnera.
A jeśli się jest otwartym na możliwość wymuszania na partnerze aktywności, na które nie ma ochoty, to jest się przemocowcem i tyle.

Do pewnego momentu można być przemocowcem nieświadomym, ba, nawet nieświadomą ofiarą.
Jak się wyrosło w przekonaniu, że tak to wygląda, tak powinno wyglądać i inaczej nie może, to powielanie tych schematów nie pasuje do stu procent winy, ale nienazywanie tego przemocą seksualną nie sprawi magicznie, że nieświadoma krzywdy ofiara nie będzie cierpieć ani odczuwać konsekwencji krzywd, których doznaje.
Gorzej nawet, nie będzie wiedzieć, dlaczego ją to boli i że sobie tego nie wymyśliła.

Lista przebojów na której wciąż te same, stare hity.

Rzekome problemy z dostrzeżeniem różnicy między zgwałceniem a seksem w preferowanym przez siebie stylu dowolnym.
Wynikające z czego?
Ktokolwiek nazywa kradzieżą wejście do czyjejś kuchni, otworzenie lodówki, wyjęcie butelki z sokiem i spożycie tegoż soku po uzyskaniu instrukcji lub zgody od gospodarza?
Zrobienie tego bez zgody i woli gospodarza byłoby kradzieżą, ale z wolą i zgodą to nie kradzież i nikt tak tego nie nazywa, chyba że ewidentnie drwi, żartuje z sytuacji, bo czuł się trochę niekomfortowo z tym, że lampił na zawartość czyjejś lodówki.

I agresja w stosunku do ofiary, kompletnie oderwana od banalnie łatwych do zauważenia realiów, w których co najmniej połowa recenzentów nie postrzega zgwałcenia w związku jako rzeczy całkowicie nieakceptowalnej, skandalicznej i bandyckiej.
Mówienie, że ofiara jest nienormalna, chora, pozbawiona godności i szacunku do siebie jest w pełni akceptowalną formą ekspresji. Zwrócenie się w ten sposób do innej recenzentki to już trudne do zaakceptowania chamstwo.
Fajną mamy kulturę.

Raczej sporadycznie udaje się znaleźć rozwiązanie problemu, którego nie uznaje się za istotny.

Za moich czasów jakieś 90-95% tych napalonych pajaców z żelem na włosach było chłopakami lub potencjalnymi chłopakami dziewcząt, które się o nich ocierały.
Kluby są od tego, by zarabiać na tym, że ludzie się w nich bawią i zapewniać im bezpieczeństwo.
Można oczywiście docelowo zostawić wyłącznie gej-bary z zakazem wstępu dla kobiet lub urządzać wyłącznie potańcówki w stylu pakistańskim: osobno panie, osobno panowie, ale chyba nie o to chodzi.

Był taki film, chyba koreański o dramacie faceta, który nie mógł sobie znaleźć dziewczyny, bo każda z którą zaczynało mu być fajnie okazywała się zgwałcona, a takiej się brzydził, więc dziękował za znajomość. Poznawał kolejne i wciąż taki niefart…
Aż w końcu znalazł tę jedyną, cud, miód, już prawie za ślubem zaczął się oglądać, kiedy wybranka została napadnięta i zgwałcona. Pogadał, pogadał o tym, jaka jest dla niego ważna, a wszystko skończyło się romantyczną sceną, w której odchodzi w kierunku zachodzącego Słońca – sam, no bo przecież w życiu najważniejsze są zasady.

Oczywiście, że nikt nie ma obowiązku pomagać nikomu. Nikt nie ma też obowiązku pomagać osobie, która nie czuje potrzeby pomagania innym.

Można wychodzić z założenia, że ktoś kto raz dokonał złych wyborów będzie ich dokonywał już zawsze – choć zwykle wymaga to stworzenia odpowiednich standardów dla siebie. Zwykle coś w stylu: moje błędy były znacznie mniej brzemienne w skutki i dobrze wiem, co mnie do nich doprowadziło, w związku z czym mogę ich unikać – no a cudzych motywów nie znam i nie rozumiem, wygląda mi to wszystko na bezdenną głupotę, więc najlepiej zrobię jak będę unikać tych osób.

Kompletnie nie rozumiem skąd poczucie wyjątkowości u osób, skłonnych do pogardy wobec ofiar.
Wszędzie dookoła ludzie, którzy zachowują się dokładnie tak samo, paru jeszcze gorzej, paru innych czaruje obłudnym współczuciem i nagle, zupełnie nieoczekiwanie z szeregu występuje ten jeden, niesamowity, bezkompromisowy, który ma odwagę nazwać ofiary przemocowych związków albo napaści seksualnych debilami, bo on by się do takiego stanu nigdy nie doprowadził, a nawet gdyby to jego sytuacja byłaby zupełnie inna niż te, które tak podsumowuje – chyba głównie ze względu na to, że sam brałby w niej udział.

Choć rady generalnie dobre: z takim podejściem i nastawieniem najlepszym dla obojga byłoby się rozejść, bo nic dobrego z tego nie wyniknie.

Można? Można :)

Penis to nie kiełbasa, żeby się ot tak dało odgryźć.

Zatem polskie prawo jest niepoważne.
Małym grzechem to jest przeklinać w myślach upierdliwego sąsiada, nie oglądać nagrania z gwałtu.
Stwierdzanie, że niezgodna z prawem czynność jest czynnością niezgodną z prawem nie jest kryminalizowaniem.
A kliknięcie w link, z pełną świadomością co się pod nim znajduje i obejrzenie go w całości, nawet kilkukrotne – co deklarowały niektóre osoby wyklucza nawet opcję “sądziłem, że to clickbait” czy “spodziewałem się materiału o zdarzeniu, nie naprawdę tego nagrania“.

Poza tym tam nawet na takie dumania nie było miejsca.
Tak, kliknęłam. Tak, obejrzałam. & Nie, nie będziecie mi mówić, że to niezgodne z prawem, bo ja tak nie uważam.” – taka była retoryka.

Ciekawe jaki wątek nadawałby się do dyskusji o tym.

Dosłownie każdy wątek założony przez ofiarę był miejscem na wylewanie na nią pomyj, pouczenia i własne żarciki.
Każdy. 100% możliwości wykorzystane.
No a problem ojej, zawsze tam gdzie te nieszczęsne, dobrymi chęciami miotane osoby dostały lekko po łapach.

Posty z linkiem biły rekordy zgłoszeń, zostały usunięte po dwóch godzinach i 38 minutach, choć – ciekawostka – moderatorka działu wypowiadała się już po kwadransie od wklejenia linku. Kłótnie rozkręciły się należycie dopiero po usunięciu niezgodnych z prawem materiałów.

Tak zawzięcie krytykowana osoba, która “źle ubrała swoje myśli w zdania” (a zdania nie były aż tak bulwersujące póki nie pojawiły się kolejne, doprecyzowujące aż nadto wypowiedzi), a jej dobre chęci zostały wypaczone, zrozumienie znalazła u… osobnika, który rozpowszechniał w/w materiały. I bardzo ją ucieszyło, że ktoś myśli podobnie jak ona.

Dobre chęci może i były, ale jak dobre chęci są ubrane w syf, to trzeba je umyć i przebrać zamiast psikać perfumami i tłumaczyć, że to co tam jest pod spodem nie jest takie złe, bo już tak nie śmierdzi.

Skala obrażeń po klasycznym liściu (A) będzie malutka w porównaniu ze standardowym wydaniem napadu i ciężkiego pobicia, które wysyła mózg na przymusowy urlop (B).

Ale jednocześnie:
Można uderzyć w policzek z kastetu tak, raz, że biorca będzie po tym leżał w śpiączce (C).
I można się np. z kimś lać, do pewnego momentu mniej więcej równy rozkład sił, nikt nie chce nikogo zabić, po prostu się piorą, do pierwszego straconego zęba, jeden celuje w szczękę, drugi robi nieudany unik, obrywa z full speeda w potylicę i kończy w śpiączce (D).

Jeśli ktoś podsunie nam pod nos raporty z obdukcji ofiar po napaści (A) i (C) nie będziemy mieć wątpliwości, kto odniósł cięższe obrażenia fizyczne.
Ale jeśli ktoś podsunie nam same raporty z obdukcji ofiar (B) i (D) wysoce prawdopodobnie nie będziemy w stanie stwierdzić, że jedna z nich jest ofiarą napaści, a druga nieszczęśliwego wypadku w ryzykownych okolicznościach.

Czy spontaniczne uderzenie w policzek 95-letniego staruszka, niosącego sobie siatkę z zakupami będzie mniej raniącą przemocą niż ciężkie pobicie i śpiączka, zafundowana gościowi, który podbiegł do dziewczyny, kopnął jej psa i rzucił się na nią z nożem?

Czy możemy z całą pewnością stwierdzić, że uderzony staruszek nacierpi się o niebo mniej niż pobity (D) jak już wyjdzie ze śpiączki?
Czy możemy tak łatwo wykluczyć, że staruszek na pewno nie będzie miał traumy do nieodległego już końca życia a (D) obudzi się i uzna, że trudno, niefart, fajnie że żyję?

To wszystko było w kontekście dyskusji, że jak najbardziej można stwierdzić, bazując na jednozdaniowych podsumowaniach sytuacji określić, że ofiara typu (A) dozna mniejszej traumy niż ofiara typu (B).
Nie można. Można tylko wysoce prawdopodobnie domniemywać, że… i w większości przypadków mieć rację.

Ale żeby to robić, trzeba zapomnieć o tym, że:

  • papier i głuche telefony zniosą wszystko i stosowana narracja może się znacznie różnić od faktów;
  • że same fakty niekoniecznie dają nam pełny ogląd sytuacji, bo niekoniecznie dysponujemy wszystkimi;`
    – i najważniejsze
  • że pomyłka przy szastaniu recenzjami klasy “ten to się na pewno nacierpi/ał mniej niż tamten i nie ma prawa ględzić o traumie” ma sporą siłę rażenia.

A bo jemu się tak wydaje” nie jest, obiektywnie rzecz ujmując, dostateczną motywacją zarzutu o bezzasadności krytyki.

 

Troll nie troll. Trollowanie i prowokowanie na forum normalnym zachowaniem nie jest.
Coś ten człowiek tym odreagowuje i raczej nie jest to nadmiar szczęścia i spełnienia w życiu.
Strategia bardzo ryzykowna, bo nawet kłamca nie zawsze kłamie.

“Wszyscy” nie wiedzą, że za taką bezmyślność nie należy się kara.

Większość nie ma tej świadomości.
Mało, że nie ma, zdecydowanie prezentuje zupełnie przeciwny ogląd.

I nie, nie na to wychodzi.

“Nie możesz obwiniać ofiary za to, że nie zrobiła xyz” =/= Nie można, nie należy robić xyz!
“Nie możesz obwiniać ofiary za to, że nie zrobiła xyz” =/= “Prewencja nie istnieje!
“Nie możesz obwiniać ofiary za to, że nie zrobiła xyz” =/= “Każdy bezwzględnie powinien się zachowywać właśnie w ten sposób.

To nie są niuanse.

Są różne “być może”. Są też różne “na pewno”.

Na pewno warto dbać o najlepszą możliwą kondycję fizyczną.
Na pewno warto zawsze monitorować otoczenie.
Na pewno warto w jakichś sprzyjających okolicznościach poćwiczyć sobie krzyk.
Na pewno warto się zapisać na jakiś kurs samoobrony lub z braku funduszy, gdzieś na trawie czy materacu umówić się z kimś na to, że powali nas na ziemię – nawet bez jakiejś szczególnej walki czy efektu zaskoczenia, jakiekolwiek doświadczenia z tak niecodzienną sytuacją redukują ryzyko “szoku” w krytycznym momencie, jeśli kiedyś do niego dojdzie.
Na pewno warto poćwiczyć sobie kopniaki.
Na pewno warto wysupłać 70+zł na gaz pieprzowy, zapoznać się z instrukcją i mieć go zawsze pod ręką.
Na pewno warto dbać o to, by w miejscach publicznych nie skupiać się za bardzo na ekranie telefonu przez dłuższy czas.
Na pewno warto rezygnować z słuchawek w uszach jeśli dookoła nas jest niewielu przechodniów.
Na pewno warto nosić w jakiejś kieszonce zapasowe kilka dych na taksówkę i zorientować się, gdzie mniej więcej są postoje.
Na pewno warto włączyć dodatkową lokalizację w telefonie, jeśli jest taka możliwość.
Na pewno warto pobawić się ze znajomymi w symulację telefonu na policję/pogotowie/straż pożarną, żeby zawczasu przećwiczyć, zyskać świadomość, jak najszybciej przekazać istotne informacje.
Na pewno warto oswoić się z myślą, że w momencie kiedy czujemy, że coś nam się dziwnie obraz przed oczami rozmywa i mamy choć cień podejrzenia, że ktoś mógł nam coś dosypać a znajomi zniknęli, to można zadzwonić na policję. 

Jak już dojdzie do niebezpiecznej sytuacji, to i tak zostanie się wyłącznie z własnym instynktem i niekoniecznie z opcją wykorzystania którejkolwiek z tych umiejętności, które na pewno zwiększają szanse na wyjście z nich obronną ręką, w przeciwieństwie do wpędzania siebie i innych w poczucie winy.

Zdrowego – nie. Nieaktywnego, nieeskalującego – bardzo możliwe.

Mówienie, co ofiara mogła zrobić, by się obronić/ustrzec przed krzywdą jest zwalaniem na nią winy i bardzo słusznie jest w ten sposób postrzegane.
Mówienie o tym, jakie metody prewencji można stosować, jak się przygotować do ewentualnej obrony, jakie zachowania mogą się okazać skuteczne nie są zwalaniem winy na nikogo, ale nie zawierają w sobie fraz “mogła/mógł x zrobić..” ani “gdyby się zachował/a inaczej to…“.

WTF?!

Aaa… no tak.

Co?!

Nawet gdyby do niczego nie doszło, co z tekstu źródłowego nijak nie wynikało, to ton nieziemski.

Takimi dobrymi chęciami to piekło wybrukowane.

“O Boże ale nieszczęście” nie zawsze jest wspierającym wyrazem zgorszenia tym, co się stało, tylko pogardliwym politowaniem, które w zupełnie niezaskakujący sposób człowieka pogrąża zamiast pokrzepiać. 
Wśród tych lamentujących nad cudzym bólem trafiają się lepsze ziółka niż sprawcy krzywd nad którymi tak “płaczą”, ludzki odpowiednik gangreny. To nie czyni takich reakcji jw. dobrymi, choć z dwojga złego lepsze to niż tamto.

Użalanie się nad kimś – wersja standardowa:

“Ojej, biedactwo, tak Ci współczuje, to straszne, jak on tak mógł, nie wierzę, że Ci to zrobił, nawet próbuję sobie wyobrażać jak musisz się teraz czuć, sama nigdy czegoś takiego nie przeżyłam, więc nie wiem… strasznie mi smutno z tego powodu, to takie przykre.
Nie wiem jak Cię pocieszyć.”

Użalanie się nad kimś – opcja z gangreną:

“Ojej, biedactwo, tak Ci współczuję, musisz się teraz czuć jak ostatnia szmatato straszne, jak on tak mógł potraktować cię jak śmiecia, nie wierzę, że cię tak zmieszał z błotem, ja na twoim miejscu chyba bym się zabiła, to przerażające, nie wiem jak cię pocieszyć, pewnie nigdy się z tego nie podniesiesz, to takie przykre.
No ale są ludzie, którzy mają gorzej, więc nie ma się co mazać. Pomyśl np. o ofiarach huraganu albo nieuleczalnie chorych dzieciach, w porównaniu z nimi jesteś szczęściarą.”

Pierwsze nie jest specjalnie pomocne, choć może za nim iść coś konstruktywnego. Za drugim idzie tylko więcej takich życzliwych ciosów.
Jak ktoś się zetknął tylko lub głównie z tą drugą opcją, to może mieć konkretne powidoki i wstręt do współczucia.

Tak blisko końca, ale ja już nie mam siły.

Dlaczego brutalny gwałt na mężczyźnie jest “bulwersujący” i “obrzydliwy” a opis zmasakrowanych kobiecych narządów z poprzedniego akapitu sprawia, że człowieka łapie znieczulica?
Bo gwałtów na kobietach jest i było tyle, że to się już wszystkim mentalnie przejadło? Czy kobieta jest naturalnie ofiarą i dlatego ich okrucieństwo tak gorszy?

Nie wiem czy komukolwiek się wydaje, że sprawy dotyczące zgwałcenia są proste. Ktoś tam pisał, dziesiąt screenów temu, że zgłoszenie gwałtu na policji jest jak wyjście po bułki (mleko?) do sklepu, ale nawet to nie odnosiło się do spraw ogólnie.

I tu też mnie tknęło – dlaczego wrabianie mężczyzn w gwałt jest wyjątkowo obrzydliwe?
Oskarżanie zgłaszającej lub opowiadającej o zgwałceniu w kłamstwo jest dla większości odruchowe, dla wielu obrońców akceptowalne, ale to fałszywe oskarżenia są wyjątkowo obrzydliwe.
Zgwałcenie i fałszywe oskarżenia o kłamstwo przy zgłaszaniu tego przestępstwa to więcej amoralnych aktywności niż samo fałszywe oskarżanie.

Może jest wyjątkowo obrzydliwe, bo odbiera wiarygodność prawdziwym ofiarom… a całe to gadanie nie odbiera im wiarygodności?

 

 

Ostatnia część:

Kłusownik i foch

☙✿❀❁❧

Kliknij na serduszka, jeśli chcesz ocenić post.

Średnia ocen: 4.3 / 5. Wyniki: 3

Wiatr hula... Nikt jeszcze nie ocenił tego posta. Link do FB jest na dole - to malutkie "f" na środku stopki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.