Związek z muzułmaninem kontra otoczenie i reszta świata

1.3
(4)

Dwa lata temu na widok i dźwięk tych dyskusji trafiał mnie szlag. Teraz już nie mogę.
Na pewnym poziomie jest już tylko śmiech, bo skala i zawziętość wypowiadanych przez ludzi głupot nie pozwala mi na jakąkolwiek inną reakcję.
Za każdym razem te same, kontekst nie ma znaczenia, nic nie ma znaczenia. Związek z muzułmaninem to ZŁO.

Nie ma nic gorszego niż związek z muzułmaninem.

zwiazek z muzulmaninemOczywiście najlepiej wiedzą o tym osoby, które nigdy w takim związku nie były; nie znają nikogo kto był; muzułmanów też nie znają; Koranu nie czytały; nie odróżniają falafela od Faludży i głęboko wierzą, że życie każdej muzułmańskiej kobiety składa się z trzech rzeczy: burki, piwnicy i wpierdolu.

Kiedy dwa lata temu wpadłam na genialny pomysł pytania ludzi w internetach, czy związek z muzułmaninem – wierzącym, zafiksowanym, na pustyni hodowanym – zaczynający się od łóżka ma szansę zaistnieć – nie wiem, czego się właściwie spodziewałam… odpowiedzi?
Szalona ja.
Nie, żeby wina za kompletne niezrozumienie, o co mi chodzi spoczywała w pełni na osobach, które miały szansę zabrać głos. Byłam zbyt podekscytowana, by skupić się na wykładaniu, jak krowie na rowie.

No i dowiedziałam się… – zdaje się, że ktoś to tam nawet dość ładnie podsumował: “tak, tak – najpierw jej spłodzi tudzin mohamedziąt, a potem i tak pójdzie się wysadzić pod przedszkolem“. W szmaty owinie, zęby wybije, w piwnicy zamknie i pogna na podbój Europy ze świeżutką wizą w kieszeni.

Potem transformowało to w jakieś dziwne huzia-na-józia-style Q&A pt. “A teraz wytłumacz się przed wszystkimi i każdemu z osobna wyjaśnij, jak możesz brać pod uwagę związek z nim. Czy rodzice cię nie kochali?“, w którym brałam udział póki się nie zmęczyłam.
A jak się zmęczyłam, to wszyscy się obrazili, bo skoro już dowiedzieli się o naszym istnieniu, to oczekiwali kontynuacji serialu – aż do nieuchronnego, tragicznego końca , po którym mogliby powiedzieć “a nie mówiłam?!“.

związek z muzułmaninem, kobieta w chuścieZwiązek z muzułmaninem przeszedł do historii, ale dobrze, że był.
Wcześniej byłam tak irytująco ślepa, że wstyd mi za każdym razem, kiedy sobie o tym przypomnę. Co prawda nie miałam rasistowskich ciągot, ale twardo wbite w główkę, że TAM to inny świat, tak bardzo inny świat.

Przez poprzednie lata byłam tak skupiona na sobie i rzeczach, którymi byłam zajęta, że z perspektywy czasu nie pozostaje mi nic, jak tylko nazwać to totalnym oderwaniem od realiów. Nie wiem, co ja robiłam. Byłam zajęta?

Kiedyś nie przyszłoby mi do głowy, że facet może mi czegoś zabronić…

Że można w ogóle wpaść na pomysł traktowania tego poważnie, na chłodno (nie, że jakaś zakochana ciapa ustawiła sobie na topie listy priorytetów szczęście misia i ani się nie obejrzała, a została zmanipulowana do cna).
A tu proszę – nie tylko może, ale to zupełnie normalna sprawa jest! Naturalna wręcz. Oczywista!
I nie – nie, że dla Mohameda. Dla ludzi wokół mnie, tutaj, w Polsce.

Nie miałam świadomości tego, jak monstrualna jest skala akceptacji i entuzjastycznego poparcia wobec przemocy seksualnej. e

W najkoszmarniejszych snach nie sądziłam, że taka masa kobiet jest chętna i gotowa atakować, poniżać, ranić, obwiniać i upadlać ofiary. Więcej nawet – wmawiać im, że przemoc i gwałty w związku to normalna sprawa (i na nic innego nie zasługują, szmaty).

Ze skali obsesji na punkcie seksu też nie zdawałam sobie sprawy.
Wiedziałam, że istnieje – nie wiedziałam, że ma tak monstrualne rozmiary.
Że powyżej dwóch partnerów to masakra, a współżycie należy podjąć w terminie od pół roku do roku po rozpoczęciu randek – i nie ma, że można chcieć wcześniej (bo tylko łatwe tak robią!), ani nie być gotowym później (bo mężczyzna ma swoje potrzeby!).  
Niby wiedziałam, że kwestia ubioru to problem, bo wielokrotnie się z tym spotykałam, ale nie sądziłam, że to AŻ TAK WIELKI problem.
W zależności od tego, jaki akurat miałam nastrój, albo mnie chcieli ubierać (bo nieprzyzwoicie), albo rozbierać (bo miałam długi rękaw kiedy komuś innemu było gorąco). Ale żeby od tego, jakiej długości szmatkę ktoś akurat na siebie założył zależało obdarzanie go stekiem wyzwisk? I to wyzwisk tak “naturalnych” i “oczywistych“, że i nie rażących prawie nikogo. 
Tego, jak wielki problem ludzie mają z widokiem ludzkiego ciała też nie wiedziałam.

Z pewnymi oporami przyswoiłam świadomość, że matka noworodka w zasadzie nie powinna wychodzić z domu (bo jak wychodzi to gorszy społeczeństwo) i że powinna raczej zaryzykować przeziębienie bachora gdzieś, w ciemnej uliczce, albo zdecydować się na karmienie go w oparach gówna w publicznym wucecie: byle pamiętała, że jej widok jest przykry i gorszący dla przechodniów, więc nie może tego zrobić w centrum handlowym czy w restauracji.

Gdyby nie związek z muzułmaninem to pewnie bym to wszystko przegapiła, nie zwróciła wagi…

Nie zdałabym sobie sprawy z tego, że wszystkie złe cechy przypisywane muzułmanom są złymi cechami przypisujących.

Logiczne. Oczywiste. Cóż innego mogliby im przypisywać, skoro ich nie znają?

Im częściej słyszałam i czytałam o tych wszystkich niesamowitych “różnicach” i “przepaściach kulturowych”, tym mniej byłam w stanie dostrzec.
Na dobrą sprawę zostały ciuchy, jedzenie i rytmy, przyprawiające mnie o ból głowy.

Cała reszta, jakby się tak przyjrzeć… zostawia człowieka z wrażeniem, że ludzie są wszędzie tacy sami, po prostu niektórzy jedzą więcej soczewicy.

Wiary w to, że niektórzy są bardziej cywilizowani też nie mam. Ani grama.

Kiedyś miałam resztki - wyleczyłam się z nich w jedno popołudnie.

Tego popołudnia pewien mężczyzna zamordował swoją żonę na oczach dzieci. Tutaj, w Polsce.
Jeden z tych “powszechnie szanowanych“, co to nikt-by-się-tego-nie-spodziewał. Może miał jakieś zaburzenia psychiczne – tego nie wiem.
Wiem, że nie widziałam i wtedy. I że kilkaset osób w internecie dysponowało taką samą niewiedzą.
Część, niewielka – jakieś 10-15% komentarzy to było to, co ludzie “normalnie” piszą w takich sytuacjach: niedowierzanie, smutek, złość, tragedia
Reszta zajęła się usprawiedliwianiem go i wchodzeniem w jedne z najobrzydliwszych dyskusji jakie w życiu widziałam – o tym, że to był taki dobry człowiek i ta baba musiała go czymś naprawdę zdenerwować, skoro aż tak zareagował.

Morderstwo = reakcja.

Kilka godzin później newsy na onecie, interii, wp i regionalnym serwisie informacyjnym, gdzie toczyły się te “dyskusje” zostały usunięte, komentarze zablokowane. Zostały tylko krótkie, kilkuzdaniowe oświadczenia prasowe – i jedno zdawkowe wyjaśnienie, że to dla dobra dzieci
Nie wiem, czy kogoś zwaliła z nóg waga i ilość tych “opinii”, czy usunięto to w imię czyjegoś innego dobra.

Wiem, że zobaczyłam i że już nigdy nie odzobaczę.
Świat wydawałby mi się piękniejszy, gdybym tego nie widziała i nie uświadomiła sobie, że w cywilizowanym kraju są ludzie, którzy akceptują koncepcję zabójstw honorowych i są gotowi je usprawiedliwiać. 

Podobno związek z muzułmaninem nie jest łatwy.

zielonooka kobieta w chuście; związek z muzułmaninemA jakikolwiek związek jest łatwy?

Nie widzę żadnej różnicy pomiędzy siedzeniem w piwnicy i ew. bieganiem po pustyni za wielbłądem a takimi “drobiazgami” jak:

? nie wychodzenie dokądś, bo miś nie ma nastroju;
? zrywanie lub ograniczanie znajomości, żeby miś nie był zazdrosny;
? przebieranie się w skromniejsze ciuchy, żeby miś od dziwek nie wyzywał;

To dokładnie to samo piekło.
A niepiekielny związek po prostu jest, ani “łatwy” ani “trudny”. I zdecydowanie nie trzeba nad nim pracować, – no chyba, że ktoś przepada za samoudręczeniem.

Odnoszę dziwne i aktualnie graniczące z pewnością wrażenie, że najgłośniej krzyczą i najfinezyjniej krzyczą te kobiety, dla których mityczny związek z muzułmaninem to jedyna nadzieja na to, że gdzieś tam inni mają gorzej – dzięki czemu mogą dalej spokojnie odganiać myśli o potrzebie ewakuacji z własnego horroru, w który się kiedyś nieopatrznie wpakowały, a instynkt samozachowawczy zagłuszają mantrycznym “tak to już jest“.

Na temat nieznanego – np. obcej kultury można napisać dowolną bzdurę.

Papier przyjmie wszystko, a internet jeszcze zacznie to cytować.

Niekończąca się zabawa w głuchy telefon w połączeniu z zerową potrzebą weryfikowania informacji i drążenia jakiegokolwiek tematu na gttyle, by móz stwierdzić, co jest faktem, co opinią, co manipulacją mogłaby wreszcie wyjść z mody.

Niezobowiązująco zbieram największe bzdury, na jakie trafiam. Jak nazbieram dość, to może zrobię z nich posta. Może – bo ostatnio nie mam siły na zapuszczanie się w rejony, które mogłyby mi dostarczyć nowych materiałów.

Fajnie byłoby móc się nie przejmować, ale przeważnie nie umiem.
A kiedy okazuje się, że jednak umiem, to tylko tym mocniej mnie to przeraża, bo boję się, że już mi tak zostanie. W pewnym sensie wolę stan, w którym mam ochotę wrzeszczeć – przynajmniej czuję, że jeszcze nie zobojętniałam.

Póki mój związek z muzułmaninem trwał, było jeszcze gorzej. Nie umiałam się odciąć ani na chwilę, bo praktycznie non stop natykałam się na kolejne gówno i szlag mnie trafiał.

Swego czasu ujrzałam np. opatrzone biblijnymi cytatami wywody o tym, jak morderczy, seksistowski i niebezpieczny jest Koran. Cytaty doprowadziły mnie do historii o gościu, który odmówił seksu cudzoziemcom i wysłał do nich żonę, którą po powrocie poćwiartował; następnie rozesłał fragmenty jej ciała do swoich ziomków z okolicy informując ich, że to dzieło tamtych barbarzyńców. Zgorszeni do głębi ziomale skrzyknęli armie, pojechali, wymordowali całe miasto w imię boże i tak im się ta akcja spodobała, że postanowili ją powtarzać jak tylko trafi się okazja.

Trudno odmówić temu ponadczasowości.

Szlag mnie trafiał, trafiał… aż w końcu trafił i musiałam się nie-przyznać sama przed sobą, że związek z muzułmaninem mnie przerósł.

Tzn. nie tyle “związek z muzułmaninem” mnie przerósł, ile stchórzyłam.

Koniec relacji nastąpił kilka miesięcy później, po tygodniach szarpaniny, po której czułam się tak wycieńczona i pusta, że w końcu doszłam do wniosku, że mam dość. Islam nigdy mnie nie przerażał, Bliski Wschód przestał, a relacja jak na złość wcale nie chciała się rypnąć.

Przez kilka miesięcy powtarzałam sobie, że nie muszę podejmować żadnej decyzji, bo to i tak się rozmyje jak przystało na międzykontynentalne związki.
Nie rozmyło się.
Ostatnią rzeczą na jaką miałam ochotę były jakiekolwiek kompromisy i poświęcenia – a wpakowałam się w sytuację, z której nie było innego wyjścia.
Nie, żebym miała jakąś specjalnie wielką nadzieję na to, że na dłuższą metę z nas razem nie wyjdzie “nic”, albo jakiś koszmar – ale póki istniała ta mała szansa, to chciałam…

Odbyło się bez kontekstu kulturowo-religijnego.

Właściwie to chyba mogłabym sobie darować te historie...

To zdecydowanie BYŁ powidok po tym, czym się karmiłam dzień w dzień, ale w ostatecznym rozrachunku to nie miało większego znaczenia:

Ciągle miałam sen, w którym na miasto spadały bomby, ja latałam między tym wszystkim jak durna, z dwójką małych dzieci na rękach. Nikt nie rozumiał mojego kulawego arabskiego, a wszyscy wokół ginęli. W wersji alternatywnej byłam w Europie i usiłowałam się schować przed ludźmi, którzy chcieli mi te brązowe dzieci zabić.
Budziłam się mokra.
Niby nic takiego, ale byłam wciąż bardziej i bardziej zmęczona wszystkim dookoła.

A któregoś dnia źle się poczuł. Gdybym nie była bezpośrednio po związku, w którym codziennie musiałam się godzić z czymś, na co nie miałam wpływu…
Wcześniej zrobiłam wywiad medyczny. W tamtym momencie uznałam, że choć cień szansy na powtórkę to dla mnie za dużo. I że tego nie zniosę.
(Co nie miało oczywiście żadnego sensu, bo kto niby łazi sobie po świecie z gwarancją, że nic mu się nie popsuje w ciągu najbliższej dekady?)
Doszłam do wniosku, że jak pójdę się z tym przespać, to wstanę z myślą o tym, czego chcę, nie o tym czego się boję, więc na wszelki wypadek podpaliłam wszystkie mosty od razu.

Oczywiście natychmiast tego pożałowałam, ale postanowiłam sobie wmówić, że tak “muszę“, bo potem będzie tylko gorzej.
Bez sukcesów.
Kochałam go. Do tej pory czuję się średnio ze świadomością, że byłam w stanie tak po prostu to skończyć.
Tym bardziej, że wcześniej starałam się znaleźć dowód na to, że okłamał mnie w czymkolwiek, albo że nie traktuje mnie poważnie – i że byłam zła, bo nie znajdowałam. Gdybym znalazła, nie musiałabym podejmować żadnych decyzji, ani go kochać, ani wywracać sobie życia do góry nogami, żeby móc być z nim; ani użerać się z całym światem, który wie lepiej.
Ani, co najistotniejsze, nie musiałabym się sama przed sobą przyznawać, że to tylko ze strachu – i to wyhodowanego na nieracjonalnych argumentach (z całą pewnością dałoby się z tej sytuacji wycisnąć mnóstwo racjonalnych, lub “racjonalnych” spod znaku “a bo związek z muzułmaninem to…” ale ja wiem, że się nimi nie kierowałam).

Wpis miał wyglądać zupełnie inaczej, wyszedł tak – trudno, taki już będzie, ale może spróbuję zrobić jeszcze jedno podejście…

☙✿❀❁❧

Kliknij na serduszka, jeśli chcesz ocenić post.

Średnia ocen: 1.3 / 5. Wyniki: 4

Wiatr hula... Nikt jeszcze nie ocenił tego posta. Link do FB jest na dole - to malutkie "f" na środku stopki.

7 thoughts on “Związek z muzułmaninem kontra otoczenie i reszta świata

  1. No cóż, nie trzeba znać muzułmanów, żeby wiedzieć, że wszelcy południowcy to szczególnie nadpobudliwi ludzie. Co samo w sobie nie musi być jeszcze złe. Jednak gdy w związku się nie układa z jakichś powodów bywają brutalni, i nie ma co tego ukrywać. Dużo częściej, niż osobnicy rasy białej, wśród których tylu brutali, co widać gołym okiem nie ma. Nie piszę o patologi, wszelkiej maści alkoholikach notorycznych i temu podobnych, bo jak ktoś się wiąże z kimś taki to sam sobie szkodzi. I niech potem nie mówi, że przecież ten narkoman, pijak, łotr i drań to katolik. Owszem, ale taki u którego chrzest się nie przyjął. Poza tym kobiety też swoje mają za uszami i nie są niewiniątkami. Nie wińmy za wszystko co złe wyłącznie mężczyzn., bo wina zazwyczaj rozkłada się po połowiek

    http://www.se.pl/wiadomosci/swiat/polka-w-ciazy-zginela-od-ciosow-maczeta-kim-byla_869982.html

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.