Dwa lata temu na widok i dźwięk tych dyskusji trafiał mnie szlag. Teraz już nie mogę.
Na pewnym poziomie jest już tylko śmiech, bo skala i zawziętość wypowiadanych przez ludzi głupot nie pozwala mi na jakąkolwiek inną reakcję.
Za każdym razem te same, kontekst nie ma znaczenia, nic nie ma znaczenia. Związek z muzułmaninem to ZŁO.
Nie ma nic gorszego niż związek z muzułmaninem.
Oczywiście najlepiej wiedzą o tym osoby, które nigdy w takim związku nie były; nie znają nikogo kto był; muzułmanów też nie znają; Koranu nie czytały; nie odróżniają falafela od Faludży i głęboko wierzą, że życie każdej muzułmańskiej kobiety składa się z trzech rzeczy: burki, piwnicy i wpierdolu.
Kiedy dwa lata temu wpadłam na genialny pomysł pytania ludzi w internetach, czy związek z muzułmaninem – wierzącym, zafiksowanym, na pustyni hodowanym – zaczynający się od łóżka ma szansę zaistnieć – nie wiem, czego się właściwie spodziewałam… odpowiedzi?
Szalona ja.
Nie, żeby wina za kompletne niezrozumienie, o co mi chodzi spoczywała w pełni na osobach, które miały szansę zabrać głos. Byłam zbyt podekscytowana, by skupić się na wykładaniu, jak krowie na rowie.
No i dowiedziałam się… – zdaje się, że ktoś to tam nawet dość ładnie podsumował: “tak, tak – najpierw jej spłodzi tudzin mohamedziąt, a potem i tak pójdzie się wysadzić pod przedszkolem“. W szmaty owinie, zęby wybije, w piwnicy zamknie i pogna na podbój Europy ze świeżutką wizą w kieszeni.
Potem transformowało to w jakieś dziwne huzia-na-józia-style Q&A pt. “A teraz wytłumacz się przed wszystkimi i każdemu z osobna wyjaśnij, jak możesz brać pod uwagę związek z nim. Czy rodzice cię nie kochali?“, w którym brałam udział póki się nie zmęczyłam.
A jak się zmęczyłam, to wszyscy się obrazili, bo skoro już dowiedzieli się o naszym istnieniu, to oczekiwali kontynuacji serialu – aż do nieuchronnego, tragicznego końca , po którym mogliby powiedzieć “a nie mówiłam?!“.
Związek z muzułmaninem przeszedł do historii, ale dobrze, że był.
Wcześniej byłam tak irytująco ślepa, że wstyd mi za każdym razem, kiedy sobie o tym przypomnę. Co prawda nie miałam rasistowskich ciągot, ale twardo wbite w główkę, że TAM to inny świat, tak bardzo inny świat.
Przez poprzednie lata byłam tak skupiona na sobie i rzeczach, którymi byłam zajęta, że z perspektywy czasu nie pozostaje mi nic, jak tylko nazwać to totalnym oderwaniem od realiów. Nie wiem, co ja robiłam. Byłam zajęta?
Kiedyś nie przyszłoby mi do głowy, że facet może mi czegoś zabronić…
Że można w ogóle wpaść na pomysł traktowania tego poważnie, na chłodno (nie, że jakaś zakochana ciapa ustawiła sobie na topie listy priorytetów szczęście misia i ani się nie obejrzała, a została zmanipulowana do cna).
A tu proszę – nie tylko może, ale to zupełnie normalna sprawa jest! Naturalna wręcz. Oczywista!
I nie – nie, że dla Mohameda. Dla ludzi wokół mnie, tutaj, w Polsce.
Gdyby nie związek z muzułmaninem to pewnie bym to wszystko przegapiła, nie zwróciła wagi…
Nie zdałabym sobie sprawy z tego, że wszystkie złe cechy przypisywane muzułmanom są złymi cechami przypisujących.
Logiczne. Oczywiste. Cóż innego mogliby im przypisywać, skoro ich nie znają?
Im częściej słyszałam i czytałam o tych wszystkich niesamowitych “różnicach” i “przepaściach kulturowych”, tym mniej byłam w stanie dostrzec.
Na dobrą sprawę zostały ciuchy, jedzenie i rytmy, przyprawiające mnie o ból głowy.
Cała reszta, jakby się tak przyjrzeć… zostawia człowieka z wrażeniem, że ludzie są wszędzie tacy sami, po prostu niektórzy jedzą więcej soczewicy.
Wiary w to, że niektórzy są bardziej cywilizowani też nie mam. Ani grama.
Podobno związek z muzułmaninem nie jest łatwy.
A jakikolwiek związek jest łatwy?
Nie widzę żadnej różnicy pomiędzy siedzeniem w piwnicy i ew. bieganiem po pustyni za wielbłądem a takimi “drobiazgami” jak:
? nie wychodzenie dokądś, bo miś nie ma nastroju;
? zrywanie lub ograniczanie znajomości, żeby miś nie był zazdrosny;
? przebieranie się w skromniejsze ciuchy, żeby miś od dziwek nie wyzywał;
To dokładnie to samo piekło.
A niepiekielny związek po prostu jest, ani “łatwy” ani “trudny”. I zdecydowanie nie trzeba nad nim pracować, – no chyba, że ktoś przepada za samoudręczeniem.
Odnoszę dziwne i aktualnie graniczące z pewnością wrażenie, że najgłośniej krzyczą i najfinezyjniej krzyczą te kobiety, dla których mityczny związek z muzułmaninem to jedyna nadzieja na to, że gdzieś tam inni mają gorzej – dzięki czemu mogą dalej spokojnie odganiać myśli o potrzebie ewakuacji z własnego horroru, w który się kiedyś nieopatrznie wpakowały, a instynkt samozachowawczy zagłuszają mantrycznym “tak to już jest“.
Na temat nieznanego – np. obcej kultury można napisać dowolną bzdurę.
Papier przyjmie wszystko, a internet jeszcze zacznie to cytować.
Niekończąca się zabawa w głuchy telefon w połączeniu z zerową potrzebą weryfikowania informacji i drążenia jakiegokolwiek tematu na gttyle, by móz stwierdzić, co jest faktem, co opinią, co manipulacją mogłaby wreszcie wyjść z mody.
Niezobowiązująco zbieram największe bzdury, na jakie trafiam. Jak nazbieram dość, to może zrobię z nich posta. Może – bo ostatnio nie mam siły na zapuszczanie się w rejony, które mogłyby mi dostarczyć nowych materiałów.
Fajnie byłoby móc się nie przejmować, ale przeważnie nie umiem.
A kiedy okazuje się, że jednak umiem, to tylko tym mocniej mnie to przeraża, bo boję się, że już mi tak zostanie. W pewnym sensie wolę stan, w którym mam ochotę wrzeszczeć – przynajmniej czuję, że jeszcze nie zobojętniałam.
Póki mój związek z muzułmaninem trwał, było jeszcze gorzej. Nie umiałam się odciąć ani na chwilę, bo praktycznie non stop natykałam się na kolejne gówno i szlag mnie trafiał.
Swego czasu ujrzałam np. opatrzone biblijnymi cytatami wywody o tym, jak morderczy, seksistowski i niebezpieczny jest Koran. Cytaty doprowadziły mnie do historii o gościu, który odmówił seksu cudzoziemcom i wysłał do nich żonę, którą po powrocie poćwiartował; następnie rozesłał fragmenty jej ciała do swoich ziomków z okolicy informując ich, że to dzieło tamtych barbarzyńców. Zgorszeni do głębi ziomale skrzyknęli armie, pojechali, wymordowali całe miasto w imię boże i tak im się ta akcja spodobała, że postanowili ją powtarzać jak tylko trafi się okazja.
Trudno odmówić temu ponadczasowości.
Szlag mnie trafiał, trafiał… aż w końcu trafił i musiałam się nie-przyznać sama przed sobą, że związek z muzułmaninem mnie przerósł.
Tzn. nie tyle “związek z muzułmaninem” mnie przerósł, ile stchórzyłam.
Koniec relacji nastąpił kilka miesięcy później, po tygodniach szarpaniny, po której czułam się tak wycieńczona i pusta, że w końcu doszłam do wniosku, że mam dość. Islam nigdy mnie nie przerażał, Bliski Wschód przestał, a relacja jak na złość wcale nie chciała się rypnąć.
Przez kilka miesięcy powtarzałam sobie, że nie muszę podejmować żadnej decyzji, bo to i tak się rozmyje jak przystało na międzykontynentalne związki.
Nie rozmyło się.
Ostatnią rzeczą na jaką miałam ochotę były jakiekolwiek kompromisy i poświęcenia – a wpakowałam się w sytuację, z której nie było innego wyjścia.
Nie, żebym miała jakąś specjalnie wielką nadzieję na to, że na dłuższą metę z nas razem nie wyjdzie “nic”, albo jakiś koszmar – ale póki istniała ta mała szansa, to chciałam…
Odbyło się bez kontekstu kulturowo-religijnego.
Wpis miał wyglądać zupełnie inaczej, wyszedł tak – trudno, taki już będzie, ale może spróbuję zrobić jeszcze jedno podejście…
No cóż, nie trzeba znać muzułmanów, żeby wiedzieć, że wszelcy południowcy to szczególnie nadpobudliwi ludzie. Co samo w sobie nie musi być jeszcze złe. Jednak gdy w związku się nie układa z jakichś powodów bywają brutalni, i nie ma co tego ukrywać. Dużo częściej, niż osobnicy rasy białej, wśród których tylu brutali, co widać gołym okiem nie ma. Nie piszę o patologi, wszelkiej maści alkoholikach notorycznych i temu podobnych, bo jak ktoś się wiąże z kimś taki to sam sobie szkodzi. I niech potem nie mówi, że przecież ten narkoman, pijak, łotr i drań to katolik. Owszem, ale taki u którego chrzest się nie przyjął. Poza tym kobiety też swoje mają za uszami i nie są niewiniątkami. Nie wińmy za wszystko co złe wyłącznie mężczyzn., bo wina zazwyczaj rozkłada się po połowiek
http://www.se.pl/wiadomosci/swiat/polka-w-ciazy-zginela-od-ciosow-maczeta-kim-byla_869982.html
I jaki to ma związek z wpisem?
Z pisem żadnego, ale z muzułmanami już tak.
To jaki był powód?
Nie klikasz w akordeoniki?
Klikam.
No to wyjaśniłam na tyle, na ile wymyśliłam.