Więcej dystansu, nic się nie stało – czyli kwestia “humoru” Janusza R.

5
(1)

Czy wyzywanie ludzi jest w porządku? – wydawałoby się, że nie: komuś będzie co najmniej przykro, kiedy to usłyszy; a ktoś będzie chciał co najmniej zranić i poniżyć, kiedy to powie.

Czy istnieją inne motywy stosowania wyzwisk? – oczywiście, całe mnóstwo.
Czy istnieją różne sposoby odbierania wyzwisk? – tak, bardzo sporo.
Czy to możliwe, by ktoś rzucił w czyjąś stronę wyzwiskiem nie po to, by poniżyć i zranić? – oczywiście.
Czy to możliwe, by ktoś oberwał wyzwiskiem i nie czuł się urażony? Przyjmował to ze śmiechem? Dostrzegał humor? Uśmiechał się pobłażliwie? – wszystko jest możliwe, ale jednak najpopularniejszą i najbardziej oczywistą funkcją obelgi jest poniżanie, ranienie, wyrażanie pogardy.

Tak by się wydawało…

Ale – magia! – odbiór takiej sytuacji drastycznie się zmienia w momencie, kiedy bohaterem historii jest jakiś sławny złamas a ofiarą kobieta, która zostaje przez niego ŻARTOBLIWIE nazwana kurwą.

K u r w ą.

Ot tak sobie. Bo miał taki kaprys.
Mógł mieć – no bo czemu nie?
Ja też mogę mieć kaprys napadania na ludzi z nożem, żeby mieli okazję się przekonać, czy będą w stanie się obronić.
Grama złych intencji po mojej stronie – czysta rozrywka, trochę sportu – może nawet trochę troski o ich bezpieczeństwo (wszak mieć okazję sprawdzenia się w tak ekstremalnej sytuacji w rzeczywistości nie będąc zagrożonym to rzadkość, luksus – ba! na pewno znalazłoby się z tuzin wariatów, którzy uznaliby to potem za ciekawe doświadczenie).

To nie są różne sytuacje.

Ci ludzie są naprawdę niesamowici. N i e s a m o w i c i.

Już pal sześć tego złamasa. Mooże faktycznie ma taki styl bycia. Mooże faktycznie ma “poczucie humoru” na takim poziomie, że rynsztok zaczyna pachnieć fiołkami. Może cierpi na zespół Tourette’a. A może jest skończonym <inne_brzydkie_słowo>.

Kim by nie był, jaki by nie był i na co by nie cierpiał, poniższa wypowiedź to taka apoteoza mentalnego <bardzo_brzydkie_słowo>, że ciężko się po tym podnieść:

“Pamiętam, jak Janusz Rudnicki wkręcił mnie, że jego nowa dziewczyna, którą za chwilę miałam poznać jest prostytutką i to wyjątkowo tanią. Albo jak na imprezie przekonywał kolegę, że już ze mną ustalił, że wezmą mnie na dwa baty – opisuje “zabawne historyjki” żona Jacka Żakowskiego. Albo jak wyrywał dziewczynę (przy mnie) na historie o tym, ze totalnie na niego lecę, ale jestem za brzydka i mu przy mnie nie staje. Albo, że jak mu dam dupy, to będę mogła sobie dopić jego piwo. Rozumiem, że nie wszystkim muszą się podobać takie seksistowskie żarty. I że nie każdy musi je rozumieć. I że kobieta może się poczuć dotknięta. na miły Bóg, wrzucanie z tego powodu Janusza do jednego worka ze śliskimi, molestującymi zbokami to jakiś obłęd. Jakie, kurwa, #metoo?! Janusz to wrażliwy, dobry, serdeczny człowiek i mężczyzna. Znam go dobrze i nigdy przenigdy nie widziałam go w sytuacji, która uprawniałaby kogokolwiek do traktowania go w ten sposób.
Magdalena Żakowska o Januszu Rudnickim

W życiu nie spotkałam się z takim chamstwem, a mam bardzo niewygórowane standardy.

Opisane w tym fragmencie sytuacje to jedno. To jest chamstwo – obleśne, wstrętne i prymitywne chamstwoale nie można powiedzieć, by było to coś zupełnie nieakceptowalnego w żadnych warunkach i przez nikogo.
Jestem pewna, że cała masa ludzi zareagowałaby na to rubasznym śmiechem (gdyby byli świadkami takiego zdarzenia), a całkiem spora grupa zaakceptowałaby takie odzywki w wykonaniu znajomego dziwaka, czy partnera, przy którym trwa bo… (nie wiem… – bo producenci amerykańskiego reality show płacą jej milion dolarów za każdy rok męki z tym patałachem? – mniejsza o konkrety, ale na pewno osoba godząca się na takie traktowanie miałaby ku temu jakiś znakomity powód).

Nie mogę powiedzieć, bym nie spotkała się z takimi zachowaniami. Spotkałam się (nie były to odzywki TAKIEJ klasy, raczej nędzne namiastki, ale mimo wszystko jednak chamówa).
Nawet więcej: nie po każdym takim zdarzeniu, dotyczącym mnie bezpośrednio czułam się jak gówno – co jak mniemam świadczy o moim niezwykłym dystansie, wyrafinowanym smaku, poczuciu humoru i niesamowitym luzie, którego tej wariatce, która poczuła się zraniona tym, że jakiś pajac na spotkaniu służbowym (bo wywiad można tak określić) nazwał ją i jej koleżankę KURWAMI (co za szalona baba! pewnie miała okres).

Zapoznając się z tą sprawą poczułam naprawdę głębokie zdumienie i zaskoczenie – nie mówię, że niemiłe: przyjemnie jest móc pomyśleć sobie, że niewiele brakuje bym mogła aspirować do grona elit intelektualnych.
Mam takie niezdrowe ciągoty – operę lubię… książę ostatnio czytałam… w kinie byłam… nauczyłam się odróżniać słowa “eksternistyczny” i “ekstremistyczny”… po niedawnych niepowodzeniach z potłuczonymi kubkami przerzuciłam się na metalową filiżankę i pijąc unoszę mały palec jak rasowa hrabina.
W najśmielszych snach nie podejrzewałam, że elitą intelektualną mogę się czuć dlatego, że rozmawiając z ludźmi wplatam w każde zdanie minimum dwa wulgaryzmy (chyba, że mam lepszy dzień, to trzy) i lubuję się w zwrotach powszechnie uznawanych za obsceniczne. Łał. Naprawdę. ŁAŁ.

Ale jak już wspomniałam – chamstwo to jedno. Chamstwo to mały problem w momencie, kiedy wszyscy wiedzą z czym mają do czynienia.
Chamstwo można skrytykować. Za chamstwo można przeprosić. W najgorszym razie można nad nim westchnąć z dezaprobatą.
“Nie trzeba” się posuwać do żadnej z tych rzeczy jeśli tylko w odpowiednim momencie zanegujemy, że do czegoś nieakceptowalnego/złego w ogóle doszło.

Mózg smaży mi się dopiero w momencie, kiedy osoby, których nie podejrzewałabym o reprezentowanie sobą mentalnego rynsztoka korzystają z okazji do pokazania światu swojej prawdziwej twarzy.

Pana Janusza Rudnickiego nie znam. Nigdy o nim nie słyszałam. Może to jakieś skończone bydlę, a może nie.
Mogę sobie spokojnie założyć, że to bardzo porządny człowiek: wrażliwy, dobry i serdeczny – niczego to nie zmieni: jego ziomki to banda złamasów, bandytów i idiotów.

Te gnoje mają czelność aspirować do roli sędziów, oceniających, czy dana kobieta ma prawo czuć się pokrzywdzona tym, że ktoś nazwał ją KURWĄ czy nie.

To jest tak niedorzeczne, że pali mi mózg.

Kobieta poskarżyła się, że została potraktowana w sposób skandaliczny, a w odpowiedzi słyszy co?
Że nie zna się na żartach.
Że brak jej dystansu.
Że NIE MA PRAWA traktować tego zachowania za coś niedopuszczalnego.
Że NIE MA PRAWA czuć się pokrzywdzona.
Że NIE MA PRAWA się skarżyć.

BO ONI GO LUBIĄ.

No i co kurwa z tego, że go lubią? No co?

Lubią go tak bardzo, że nie mieści im się w głowie, że mogliby uznać jakiekolwiek jego zachowanie za złe, niedopuszczalne i warte krytyki? – niby dlaczego?
Są nauczeni “lubić” tak bezkrytycznie, że muszą usprawiedliwiać absolutnie wszystko i w ramach “obrony” atakować pokrzywdzone kobiety?
Świat by się zawalił, gdyby powiedzieliLubię go, to cudowny człowiek, ale w tym momencie zachował się niedopuszczalnie i choć ma moją bezgraniczną sympatię, to w kontekście tej sytuacji widzę jego winę.?
Gdyby nie byli złamasami, skupionymi na poklepywaniu się po pleckach, to wypowiadali by się w tym tonie albo wcale – i świat by się nie zawalił.

Co to w ogóle jest za człowiek?
Ma czelność serwować takie teksty nie tylko swoim ziomkom, ale i nieznajomym kobietom na formalnych spotkaniach – i tu “odwagi” nie brakuje – ale kiedy okazuje się, że kogoś tym chamstwem skrzywdził, to nagle staje się zakrzyczanym biedactwem, które samo nie zdoła znaleźć wyjścia z tej sytuacji i musi być bronione przez bandę szurniętych liżydupów?
Przerażonych wizją… czego właściwie? Że nieszczęsny Janusz R. zostanie sterroryzowany do tego stopnia, że następnym razem braknie mu śmiałości do wyzywania nieznajomych kobiet od <to_słowo>? Do “żartobliwego” stosowania takich słów w odniesieniu i w towarzystwie osób, które nie mają ochoty na kontakty z jego wyrafinowanym poczuciem humoru? To byłoby naprawdę straszne…

Całe szczęście, że cała trójka ma dystans i tak im się ten stan podoba, że wszyscy powinni go mieć  – pod groźbą co-najmniej-wykpienia.

A może dla odmiany wypadałoby zaserwować garść porad dla gawędziarzy z niewyparzoną mordą i “specyficznym” poczuciem humoru zamiast 2887738423427482914923037 odcinka serialu pt. “Więcej dystansu ruro, nic się nie stało”?

Niestety brakuje mi niewulgarnego słowa, którego mogłabym użyć i wyrazić się dość dosadnie, nie ryzykując, że ta konkretna myśl straci na poetyczności.

Jeśli jesteś tchórzliwą pizdą, niezdolną do przyjęcia słusznej krytyki, to siedź cicho.
Jeśli twoi znajomi mają cię za słabego frajera, który nie da sobie rady z ponoszeniem oczywistych konsekwencji twojego chamstwa, to siedź cicho.
Jeśli czujesz, że bez wsparcia ziomków nie byłbyś już tak niepoprawny, to siedź cicho.

Jeśli cierpisz na zespół Tourett’a lub inne problematyczne zaburzenia behawioralne, to informuj o tym ludzi zanim padną ofiarami twoich tików.

Sporty ekstremalne nie są dla frajerów, którzy nie mają pojęcia co robią i nie wiedzą kiedy się wycofać.

Jeśli pan Janusz Rudnicki jest osobą chorą lub zaburzoną i na skutek tego pozbawioną percepcji w stopniu uniemożliwiającym mu stwierdzenie co, kiedy i do kogo wypada mówić, to bronienie jego poczynań w taki sposób, na jaki zdecydowała się Kazimiera Szczuka, Maciej Stuhr i Magdalena Żakowska jest niedopuszczalny.
Bo przecież nie bronią zaburzonego człowieka, który nie jest w stanie zapanować nad słowami, które wychodzą z jego ust.
Nie bronią nawet chama, który jest chamem i zachował się jak cham.
Cała trójeczka wyraziła się jasno i broni jego “prawa” do zachowywania się w ten sposób bez konsekwencji, bez krytyki i w połączeniu z odebraniem prawa do poczucia krzywdy u osób, które zaatakował swoimi “żartami”. I do ujeżdżania sobie po poszkodowanej.

“Dystans”, dobre sobie.

Pani Kazimiera Szczuka może sobie mieć “dystans” do tego, co mówi jej partner, znajomy, współpracownik, kuzyn, czy ktokolwiek. Może nawet nie widzieć problemu w tym, że jakiś nieznajomy na ulicy nazwie ją kurwą. Jej prawo. Może nawet uznać, że to słowo odpowiada jej do tego stopnia, że poprosi otoczenie by zwracało się do niej wyłącznie per <to_słowo>. Jej prawo odebrać to sobie jako żart, komplement, grę erotyczną, słowne przekomarzania czy bełkot wariata.
Ale na tym koniec.

Nie ma prawa mówić innym ludziom, że wyzywanie ich jest w porządku i nie powinni się czuć zranieni ani pokrzywdzeni, bo ona myśli, że ten co to mówił, to nie miał nic złego na myśli, a w ogóle to o niej mówił jeszcze gorzej i ona nie miała z tym problemu – więc nikt inny nie powinien mieć!
Bo ONA jest taka wyluzowana, że jej to pasuje.
I co <to_słowo> z tego, że jej to pasuje? No co?

A może mnie by pasowała zabawa z nożami, bo mam taaaki dystans do napadów z bronią.
A może komuś innemu po wizycie w zoo i spędzeniu godzinki przed klatką pawianów spodobał się pomysł rzucania gównem, ma do tego dystans i chciałby pożartować w pracy?
Wesołe trio będzie bronić WSZYSTKICH z równą zawziętością, konsekwentnie trzymając się tej “logiki”?
Czy ich wyrozumiałość skończy się tam, gdzie lista znajomych?
A może traktują wyjątkowo akurat pana Janusza?

Zastanawiam się nad tym z czystej ciekawości – KAŻDA z tych opcji będzie świadczyć o ich ograniczeniu umysłowym, umiłowaniu rynsztoka i braku najprymitywniejszych namiastek taktu. Pierwsza byłaby przynajmniej konsystentna.

Bo nie prowadzili pełnej humoru i dystansu, elitarnej intelektualnie dysputy nad otwartym szambem.
PUBLICZNIE zajęli głos w sprawie.
PUBLICZNIE zaserwowali poszkodowanej porady względem tego, jak POWINNA odebrać tamto zdarzenie.
PUBLICZNIE ją wykpili. Zrobili to z pozycji swoich pożal się Boże “autorytetów”, które powinny zgnić i nigdy* się nie odrodzić*.

Taka niby błaha sprawa – z wielkim naciskiem na NIBY… no bo och, przecież nic się nie stało – wszak każdy powinien być przyzwyczajony do tego, że jest wyzywany tu i nauczony, by nie robić z tego problemu – a znaleźli się ludzie, którzy spontanicznie postanowili udowodnić wszystkim, że są skończonymi <cała_masa_brzydkich_słów>. Nie musieli tego robić. Nie musieli się w ogóle odzywać i zdecydowanie NIE MUSIELI zabierać głosu w tak wielkim stylu.

Mogli bronić ziomka jako człowieka, ale nie jako chama.

Ba! – mogli bronić ziomka i jego chamskiego zachowania wobec nich (z którym nikt nie miał problemu – no ale skoro poczuliby taką potrzebę…), ale nie wyrazić aprobaty dla tego, w jaki sposób potraktował dziennikarkę.
Ale nie! – nie mogli się powstrzymać. MUSIELI zaatakować poszkodowaną i wyrazić entuzjazm.
Nie ze złej woli – gdzieżby śmieli! Absolutnie nie! “Prawdziwe” chamstwo i “prawdziwe” molestowanie to oni potępiają aż furczy, tacy są szlachetni! Prezentują swoje mordy w kampaniach, więc sprzeciwiają się, że ho ho!
Ale jak przychodzi co do czego, okazuje się, że są ślepymi durniami, niezdolnymi do zauważenia, gdzie jest problem. Bezkrytycznymi, pogrążonymi w samouwielbieniu pajacami, zdolnymi do “A JA TO BYM (…) hue, hue, hue“.

*”nigdy” – lub do momentu, w którym zrozumieją, CO zrobili (czyt. nigdy – bo to się nie stanie).

☙✿❀❁❧

Kliknij na serduszka, jeśli chcesz ocenić post.

Średnia ocen: 5 / 5. Wyniki: 1

Wiatr hula... Nikt jeszcze nie ocenił tego posta. Link do FB jest na dole - to malutkie "f" na środku stopki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.