Myślałam, że nie przeczytam dziś nic bardziej przerażającego niż news, donoszący o tym, że zaginiona 13-latka została zamordowana przez swojego chyba-pseudo-chłopaka, którego w artykule z nieznanych przyczyn nazywają jej “kolegą”.
A jednak: wystarczyło wejść na fejsa, by dowiedzieć się, że takie są skutki braku edukacji seksualnej i dostępu do antykoncepcji/aborcji.
Czyli co, przepraszam bardzo? Edukacja seksualna i dostęp do aborcji uchroni dziewczynki, dziewczyny i kobiety przed śmiercią z rąk socjopatów, którym nie w smak alimenty i dzieciak na karku?
Cóż to takiego?
Walka o prawo kobiety do wolny dostęp do najnowocześniejszych metod, wspomagających dostosowanie się do woli przemocowego gnoja?
To chyba z tego samego miotu co pomysły, by w ramach równouprawnienia zakazać kobietom rodzenia i przymusowo skrobać, jeśli ojciec płodu nie życzy sobie potomstwa – czasem występujące w roli zgrywy, a czasem wygłaszane całkiem serio.
Niespecjalnie mnie obchodzi jak ta historia wyglądała naprawdę.
Ani tego nie wiem, ani się nie dowiem, ani wiedzieć nie chcę.
Wiem w jaki sposób została przedstawiona i że komentujący ją ludzie wiedzieli dokładnie tyle, ile ja.
A historia z artykułów wyglądała tak: 13-letnia dziewczynka zaginęła, jej “kolega” vel. chłopak najpierw wypierał się, jakoby feralnego dnia się z nią spotkał, potem opowiedział bajkę o sfingowanym napadzie, aż w końcu przyznał się, że wyprowadził ją do lasu i zadźgał nożem, bo była z nim w ciąży. Zrobił to dokładnie na dzień przed swoimi piętnastymi urodzinami, żeby uniknąć kary więzienia i w najgorszym razie zaliczyć kilka lat poprawczaka.
Kilka dni temu w USA był podobny news. 15-latka urodziła w wannie i oddała noworodka nastoletniemu ojcu dziecka, który miał je zanieść do swojej matki, a zaniósł do lasu, wepchnął do dziupli w drzewie, strzelił noworodkowi dwa razy w głowę, przykrył śniegiem i wrócił do domu. Powikłania po porodzie doprowadziły do tego, że dziewczynka ostatecznie przyznała się swojemu ojcu do porodu i ona skończyła w szpitalu, a cała okolica kilka dni na poszukiwaniu zaginionego noworodka i jakiegoś wymyślonego kolegi, któremu ojciec dziecka rzekomo je przekazał – aż w końcu się przyznał, że je zabił.
Podobnych historii jest dziesiątki tysięcy rocznie. Nie zawsze “bohaterami” są nastolatkowie.
O ile motyw matki mordującej noworodka jest wręcz hipereksploatowany w mediach, o tyle motyw “ojca” dziecka mordującego i dziecko i matkę ukrywa się gdzieś na dalszym planie.
A takich przypadków jest znacznie, znacznie więcej. O tyle więcej, że w niektórych regionach Świata MORDERSTWO jest jedną z głównych przyczyn śmierci kobiet w ciąży. I to nie w krajach trzeciego świata, gdzie nikt nie prowadzi wiarygodnych statystyk, a los zaginionych w tajemniczych okolicznościach dziewcząt z okolicy wyjaśnia się enigmatycznym “uciekła z marynarzem/Cyganami/cyrkiem/obwoźnym handlarzem czymkolwiek”, choć połowa wsi wie, pod którym drzewem ją zakopano.
Zacznijmy od chłopaka.
Jest albo niezrównoważony psychicznie, albo nierozpoznanym socjopatą, albo jedno lub/i drugie, ale nie zrobił tego osobiście, tylko kogoś kryje ze względu na to, że wciąż był czternastolatkiem w dniu, kiedy została zamordowana.
Gdyby problemy tego typu dało się rozwiązać torturami i publiczną egzekucją na stadionie, to pewnie wszyscy poczuliby się lepiej – zwłaszcza, gdyby nie musieli myśleć i o tym, że wszyscy, którzy z przyjemnością spojrzeliby na coś takiego nie nadawaliby się nawet na kandydatów do popilnowania butelki z piwem.
Zabił, zabijemy jego i pójdziemy spać spokojnie.
A kobiety i dziewczyny, zwłaszcza ciężarne nadal będą mordowane.
Byłoby miło, gdyby można mieć choć złudzenie, że któraś z nich nie zginie na marne, że jej cierpienie, jej bezczelnie i okrutnie odebrane życie zmieni coś w cudzych łbach do tego stopnia, że może uda się uratować kolejne… ale nie.
Czy psychologia, psychiatria dziecięca w ogóle działa? Jedyne informacje na ten temat to newsy o kolejnych mordowniach, w których banda świrów torturuje skrzywdzone już wcześniej dzieciaki i absurdalne sumy, o które obcina się budżet, z którego i tak na większość potrzeb nie wystarczało.
Jedyne o czym ludzie mają ochotę rozmawiać to seks. Och seks. Seks, seks, seks. Dzieci i nastolatki nie powinny uprawiać seksu. To wszystko przez seks! Gdyby bardziej to piętnować, gdyby zakazać seksu…
Naprawdę? Ciekawe czy to kwestia większości grupy zabierającej głos, czy w ogóle większości społeczeństwa seks tak nieodmiennie kojarzy się z chęcią zamordowania kogoś, że dostrzegają w tym jakąś logiczną ciągłość?
Wszystkim dramatycznie by się przydał jakiś solidny kurs wychwytywania manipulacji i przemocowych zachowań. I u otoczenia i u siebie. Jak sobie z tym radzić, jak ograniczać negatywne wpływy. Co zrobić, żeby nauczyć się komunikować bez przemocy. Jak przetrwać pod jednym dachem z manipulującymi, przemocowymi rodzicami?
Podobno jej rodzice określili go słowami “żadna patologia”.
Mając na myśli prawdopodobnie to samo, co każdy używający tego określenia, czyli “nic, co pozwoliłoby nam podejrzewać, że mamy do czynienia z osobnikiem, pochodzącym z patologicznego środowiska“.
Czyli zapewne mieli w głowach jakiś obraz definiujący patologię, do której on nie przystawał.
Można poszukać w tym morału na dwa sposoby:
- “Nigdy nie wiesz i nigdy się nie dowiesz, z kim masz do czynienia” – więc możesz spokojnie zacząć żyć w panicznym lęku przed wszystkimi dookoła.
- Wszyscy mamy ogromny problem z dostrzeganiem i rozpoznawaniem patologii, bo bazujemy na mało efektywnych stereotypach.
Cóż on miał w głowie?
Raczej nie wizję, w której rodziny, dowiedziawszy się o ciąży biją się w piersi, że nie dopilnowali kwestii kondomów i bądź to wspólnie pomagają dziewczynce donosić ciążę, urodzić i wychować dziecko (jeśli ona tego chce i ciąża nie zagraża jej zdrowiu), nie zaniedbując edukacji i nieco ograniczonego życia towarzyskiego w ciągu kilku najbliższych lat.
Gdybym była w stanie wziąć to za realny scenariusz, czułabym, że mam, jako element społeczeństwa czyste sumienie.
Ale nie jestem.
Jak o tym pomyślę, widzę wrzaski, pretensje, poniżanie, krzyki, bicie, kary, przymusową skrobankę lub przymusowe rodzenie i zmuszanie do życia z piętnem jakiejś strasznej winy i zrujnowanym życiem. Niekończące się litania jęków nad stresem, rozczarowaniem, wstydem i porażką życiową… rodziców tych nastolatków, jakby oni byli emocjonalnie nieistotni.
Zgaduję, że do morderstwa może człowieka doprowadzić albo nienawiść, albo strach, albo głosy (tu płynąc jednak mniej w kierunku schizofrenii, bardziej w kierunku ideologii).
Kobiety giną zwykle w wyniku przerostu honoru nad treścią.
Albo to miernota nie może znieść myśli, że dziewczyna/żona od niego odejdzie… albo frajera nie stać na to, żeby odpalać jej miesięcznie parę stów na dzieciaki, którymi nawet nie musi się zajmować… albo nadwyrężyła mu nieszczęsna to wiotkie jak trzcinka, zagłodzone ego. Ewentualnie próbowała “zrujnować mu życie”, nie zachowując się jak jego własność i nie postępując wyłącznie w zaaprobowany przez niego sposób.
Ona jest w tym wszystkim tak boleśnie nieistotna.
Nie chcę o niej pisać, nie chcę gdybać, zgadywać i snuć domysłów, bo nie wydaje mi się, by to było na miejscu. Wiem tyle, że większość trzydziestolatek nie umie rozpoznać sygnałów, wysyłanych przez zaburzonych, pozbawionych empatii narcyzów. I że ona miała trzynaście lat. A emocjonalnie i społecznie pewnie bliżej dwunastu, bo przez ten pandemiczny rok wszyscy trwamy poniekąd w zawieszeniu, a dzieci i młodzież bez “poniekąd”.
Ale trafia mnie szlag za każdym zasranym razem, kiedy jakaś dziewczynka albo kobieta zostaje zamordowana, a całe tabuny oszołomów zaczynają lamentować nad dramatem jej mordercy, nad jego smutnym, zmarnowanym życiem, nad emocjami, nad którymi nie zdołał zapanować, nad domniemanym żalem, który nie daje mu spokoju… generalnie nad tym, że jakaś głupia gęś zmarnowała życie kolejnemu, porządnemu chłopcu, który teraz to już na zmarnowanie pójdzie, nikt się nad nim nie pochyli, nikt go nie przytuli – no aż serce się kraje.
I słowa, sformułowania, których używają. “NA PEWNO bardzo cierpi“, “już nigdy nie pozbędzie się tego żalu“, “działał w silnych emocjach i strachu, a teraz będzie musiał z tym żyć“. Co to za projekcje? Skąd ta pewność? Z czego wynika to przekonanie, czemu głównym bohaterem tego festiwalu empatii jest morderca?
Aż mam ochotę zapytać: o jakim zmarnowanym życiu do kurwy nędzy oni wszyscy mówią?
Który nastoletni chłopak budzi taką troskę, takie współczucie, takie daleko posunięte fantazje o dobrym serduszku, wewnętrznym cierpieniu i dramatach, z którymi sobie nie radzi? Żaden w miarę normalny.
No, może jak któryś kogoś zgwałci.
Ale jak nie gwałci i nie morduje to w cholerę z nim, jego problemami, uczuciami, emocjami, dramatami i wszystkim. Mordercy teraz wszyscy grupowo żałujmy, bo to on się najmocniej nacierpiał w tym wszystkim.
Przecież morał z tego taki, że wystarczy jak za parę lat wspomni, że zamordował trzynastolatkę i już będzie kolega, kolejeczka chętnych do pocieszenia go się ustawi.
Ona nie żyje. Jej dziecko nie żyje.
Dziesiątki kobiet lamentują nad domniemanym wewnętrznym dramatem mordercy, zakładając, że na pewno zrobił to niechcący.
Środowiska feministyczne lamentują nad tym, że systemowo utrudniono dziewczynce podporządkowanie się woli chłopa, który ewidentnie nie życzył sobie jej ciąży.
Środowiska niefeministyczne lamentują nad tym, że to wszystko kwestia niedostatecznego piętnowania rozwiązłości dziewcząt, sprowadzających mężczyzn i chłopców na złą drogę.
Nie mam na to siły.