Najlepsze rady dla osób z nadwagą (z tym, że nie naprawdę)

4
(1)

Wzrusza mnie do głębi i chwyta za serce każda sytuacja, w którym ludziom aktywuje się tak nieprawdopodobny poziom troski i życzliwości, wobec tych, którzy ich zdaniem (lub faktycznie) mają problem, że nic tylko dźgaliby nożem i posypywali solą.
Tym razem motywem przewodnim jest odchudzanie, a dokładniej: najlepsze rady dla osób z nadwagą. Najlepsze z najlepszych. Instrukcja jak żyć praktycznie!

Chodzi im oczywiście o zdrowie tych nieszczęsnych spaślaków, którzy jak do tej pory nigdy nie widzieli się w lustrze i nie wiedzą,  że są grubi.

Każdy chyba zgodzi się, że największym problemem jest tłuszcz – i to jego przede wszystkim trzeba się pozbyć. A jeśli razem z ludźmi… cóż, trudno, zdarza się. Wszak ostatecznie lepiej być martwym niż grubym.

Najlepsze rady dla osób z nadwagą:

Przestań jeść!

Najlepiej całkowicie. Miesiąc czy dwa głodówki by Ci nie zaszkodziły – masz przecież na sobie spory zapas tłuszczu.

Wielbłądy… no dobrze, może to nie jest najlepszy przykład, bo z prawdziwymi jest trochę inaczej – ale skoro te kreskówkowe totalnie wytrzymują bez jedzenia i wody przez miesiąc, to Ty też możesz, zwłaszcza jak nie jesteś na pustyni.

Auschwitz to znacznie lepszy przykład!
W Auschwitz nie było grubych – fakt, że nie było tam też dzieci, staruszków i niepełnosprawnych, bo wszyscy poszli do gazu zaraz po selekcji – ale to nie lekcja historii, żeby zaprzątać się takimi drobiazgami.
Morał jest taki, że jakbyś przestał żreć i wziął się do porządnej roboty, to w parę miesięcy… – zważywszy na tamtejsze statystyki na jakieś 90% byłbyś martwy – ale to nie lekcja biologii, żeby zajmować się takimi szczegółami.
Ludzie umierali z głodu ty spasiony śmieciu! – nie zapominaj o tym, bo po pierwsze:
Można? Można! ?“, a po drugie:
“skoro już musisz żyć, to żyj we wstydzie, poczuciu winy i nienawiści do siebie”.

Siedź cicho!

Ludzie dostatecznie cierpią musząc patrzeć na Twoją spasioną mordę, nie oczekuj, że Cię będą traktować jak człowieka.
Podstawą współżycia społecznego jest kultura – dlatego najwłaściwszą opcją jest milczenie – bez względu na to, jak mocno i jak bardzo ktoś Cię rani czy obraża. Ma prawo to robić, a Ty masz prawo się zamknąć.

Zacznij się ruszać, nieważne jak, bylebyś tylko coś zrobił!

Nieważne, że (tu wielka niespodzianka!) jeśli faktycznie masz nadwagę – a warto nadmienić, że im większa nadwaga, tym chętniej ludzie ją serwują – możesz zrobić sobie znacznie większą krzywdę znacznie łatwiej niż osoby, których waga mieści się w ~normie, zabierając się za zbyt trudne, zbyt obciążające lub nieodpowiednio dobrane ćwiczenia.
Przede wszystkim rusz dupę z fotela i przestań wpieprzać fast foody i pić napoje gazowane – i raz na zawsze zapamiętaj: to nieistotne, czy siedzisz w fotelu i czy jesz fast foody. PRZESTAŃ to robić i będzie dobrze.

A to, że nabawiwszy się kontuzji czy bolesnych zakwasów pierwszego dnia ćwiczeń poczujesz się jak gówno, stracisz zapał, energię i ochotę na zmianę czegokolwiek – nieistotne. W takim wypadku wróć do punktu drugiego.

Jeśli nie umiesz zrobić tego dla siebie, zrób to dla partnera albo rodziny – na pewno bardzo się męczą patrząc na Ciebie i wymyślając kolejne docinki.

Pewnie brak Ci empatii świnio i nawet nie wiesz, jakiej kreatywności i konsekwencji wymaga wymyślanie złośliwych uwag, które faktycznie zabolą. Przecież nie można ciągle mówić tego samego, bo można by popaść w znużenie! Zresztą co by to dało… uodporniłbyś się i tyle.
A to ma ranić i przebijać się przez zwały tłuszczu. Dobrze byłoby też, gdyby nie traciło swoich walorów rozrywkowych.

Aha – najważniejsze: musisz pamiętać, że oni to wszystko robią z troski o Ciebie i Twoje zdrowie! Bo wiedzą, że jak odpowiednio Cię zgnoją i odechce Ci się wszystkiego, włącznie z życiem w ogóle, to zrobią tym samym coś dobrego dla Ciebie.
I nie bądź takim cholernym egoistą!

Zastanów się, czy nie bierzesz przypadkiem jakichś leków, spowalniających przemianę materii… a jeśli tak, to może warto byłoby je odstawić.

Bo wiesz… niektórzy pasą się na własne życzenie. Trudno takim współczuć, więc i Ty nie oczekuj specjalnego traktowania. W ten czy inny sposób odpowiadasz za to, do jakiego stanu się doprowadziłaś – nawet jeśli akurat w tym momencie jest to stosowanie się do zaleceń lekarza i próby leczenia choroby, która może okazać się dla Ciebie zabójcza. Oczywiście nie sugeruję przerwania terapii – nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła; po prostu mówię jak jest. (Hłe hłe hłe…)

A w ogóle to bratowa szwagra kumpla sąsiadki miała podobno ciężką depresję i brała leki różne i tyła od tego, a jak odstawiła, to od razu schudła! Taka szprycha się z niej zrobiła, że wszystkim było strasznie przykro na pogrzebie, bo się zabiła, biedactwo – pewnie nie mogła znieść myśli o tym, że wtedy tak przytyła; a jakby dalej była taka gruba, to ani połowa tych ludzi by nie przyszła!

Może warto byłoby zacząć wyznawać zasadę “śmierć lepsza niż hańba (w otłuszczeniu)”, żeby pokazać wszystkim, że jednak zależy Ci na swoim wyglądzie.

Z tymi tasiemcami to jest tak, że masa ludzi to bierze, a tylko niektórzy umierają, bo się cholerstwa nie udaje usunąć. Inni chudną, więc…

Ja oczywiście niczego nie sugeruję, ale sam sobie odpowiedz, co jest dla Ciebie ważniejsze: życie w zwałach tłuszczu czy utrata wagi?

Jak nie chcesz tasiemca to może tych nowoczesnych tabletek na amfetaminie?

No wiem, wiem, że to niby niebezpieczne – zwłaszcza, że u ludzi z nadwagą łatwo o rozkwitające i jeszcze niezdiagnozowane problemy z sercem, fakt że może Cię to zabić, ale odpowiedz sobie na pytanie: co jest dla Ciebie ważniejsze: życie, które i tak jest do dupy, czy szansa na to, że szczęście i spokój są tam, gdzie najbardziej boli?

Zresztą… zasługujesz na ten ból obleśny baranie.

Nie jedz po 18:00!

Nieważne, jaki jest Twój rytm dobowy, nie jest istotne, czy wstajesz popołudniu i o 18:00 dopiero zaczynasz pracę, a po 22:00 umierasz z głodu.
Jak masz z tym problem to może zacznij wcześniej chodzić spać i wcześniej wstawać.

Skoro masz problem, to znaczy, że każda rada jest lepsza od tego, w czym tkwisz teraz – więc zrób WSZYSTKO, zmień WSZYSTKO tak, żeby móc dostosować się do pierwszej lepszej sugestii, którą ktoś Ci zaserwuje.

Jeśli tego nie zrobisz, to znaczy, że jesteś słabym frajerem, nie zależy Ci, nawet nie próbujesz, olewasz problem, śmierdzisz… i tak dalej.
Zacznijmy od tego, że gdyby Ci zależało, to nigdy nie miałbyś nadwagi, a skoro Ci nie zależy, to lepiej się zamknij.

Bierz przykład z innych!

Najlepiej z wszystkich tych mitycznych “kuzynek”, które schudły 250 kilogramów w pół roku, jedząc tylko zupę z kiszonej kapusty i zagryzając korzeniem vilcacory.

Sceptycyzm jest zbędny. Masz do zapamiętania dwie rzeczy:

“Można? Można! ?” & “Jak się chce, to się ma”

Większość tego posta napisałam w kwietniu lub maju 2017. Zmieniłam parę rzeczy – głównie formatowanie tekstu, przy którym wtedy za bardzo kombinowałam. Usunęłam też obrazki, którymi wtedy lubiłam upstrzyć wpisy – też ze sporą przesadą.
Jak dobrze pójdzie, to do kwietnia 2019 zdołam się wyrobić z tym, do czego zmierzałam/planowałam zmierzać, kiedy zaczynałam to pisać.

☙✿❀❁❧

Kliknij na serduszka, jeśli chcesz ocenić post.

Średnia ocen: 4 / 5. Wyniki: 1

Wiatr hula... Nikt jeszcze nie ocenił tego posta. Link do FB jest na dole - to malutkie "f" na środku stopki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.