Miałam zamiar pisać o czymś zupełnie innym, ale zobaczyłam zdjęcie promocyjne bielizny, prezentowanej przez aniołki Victoria’s Secret i padłam.
Mam poważny problem z wyrażeniem swoich emocji w tym temacie bez posiłkowania się stekiem przekleństw, więc zapytam tylko:
CO TO JEST NA LITOŚĆ BOSKĄ?!
Fat-shaming, supermodel edition? WTF?!
(Od lewej) Alessandra ma lewe ramię grubsze od łydki a Erin ma jakąś płetwę (narośl!?) na biodrze.
Chanel ma miednicę dwunastolatki i szpotawe nogi po polio – OBIE! To niemożliwe, by była w stanie chodzić na czymś takim!
Lindsay ma udo z innego wymiaru. Arlenis jest przemalowana o kilka odcieni.! Candice nie ma kolana.
Rosie ma jedną nogę chudszą od drugiej i płetwostopie, ale na tle pozostałych kalek i tak wygląda najmniej nieludzko.
Co za chory mózg stworzył tę wizję? Przecież to jest chore, nienormalne.
Ani to ładne, ani atrakcyjne, ani seksowne. Tylko upiorne.
Chanel (trzecia od lewej) jest tak stuningowana, że od pasa w dół Valeria Lukyanowa wyglądałaby przy niej grubo.
Jaki to ma cel?
Przecież cała siódemka to piękne kobiety z boskimi figurami – po co było je tak masakrować?
W normalnym świecie aniołki Victoria’s Secret wyglądają mniej więcej* tak:
*- mniej więcej, bo nie są to jakieś nie muśnięte photoshopem ujęcia, ale panie przynajmniej wydają się mieć swoje proporcje z pokazów, nie ze świata alternatywnego.
Warto zwrócić uwagę na to, że Erin nie ma płetwy, a trzy środkowe panie mają normalne nogi.
Przemęczyłam się i zrobiłam zestawienie szczegółowe:
Wszystkie są wyszczuplone – z jakichś powodów trzy panie w środku do stopnia niemożliwego… i od pasa w dół.
Minęły dwie godziny…
Kiedy pisałam to zdanie o fat-shamingu supermodelek, wydawało mi się, że żartuję.
Myślałam: topmodelki, szczupłe, świetne figury – po co przy nich majstrować?
Tzn… naprawdę wydawało mi się, że to żart.
Ale skoro tylko wyruszyłam na poszukiwanie wyjaśnień: dlaczego modelki na zdjęciu reklamującym (podobno) bieliznę dla kobiet, nie dla kosmitów zostały przerobione w jakieś nienaturalne twory.
No i znalazłam. To wszystko przez grubą babę!
Zdjęcie okaleczonych pół-patyczaków konceptualnych pochodzi z 2014 roku.
A poniżej – proszę państwa: oto gruba baba.
I nie – nie żartuję.
W grudniu 2012 roku na pokazie Victoria’s Secret wystąpiła tłusta (była niecałe dwa miesiące po porodzie) Adriana Lima.
VS nie widziało problemu – wróciła do formy to poszła.
Natychmiast po pokazie zaczął się internetowo-medialny szał, wzniecony przez ludzi, do głębi zgorszonych tym, że na pokazie bielizny wystąpiło takie tłuste monstrum.
No i to by się składało w całkiem spójną całość…
Aniołki Victoria’s Secret wyglądają tak, jak ludzie chcą, by wyglądały.
A zdeformowano je, bo ktoś miał zniżkę na photoshopa?
Firmom jest przecież wszystko jedno, czy modelki ważą 40 kilo przy 180 centymetrach wzrostu i umierają z wycieńczenia (ew. przedawkowania kokainy, bez której nie są w stanie funkcjonować) na tyłach pokazu, czy 300 kilo przy stu sześćdziesięciu i trzeba je przewozić, bo same nie są w stanie chodzić. Jakby potrzebowały wózków transportowych to załatwiliby wózki.
Jeśli to zagwarantowałoby im wysoką sprzedaż, to by to zrobili. Aniołki Victoria’s Secret jeździłyby na platformach. Ostatecznie to klienci dyktują warunki.
No to podyktowali.
Firma się dostosowała.
I znowu źle! Bo tym razem wrzask podnieśli ci, których zgorszyły nienaturalnie chude figury modelek.
Z tego co widzę nie zgorszyło ich to na tyle, by przyjrzeć się temu, jak naprawdę wyglądają – nie są przecież ani wychudzone, ani nie wyglądają niezdrowo.
Po prostu mają najpiękniejsze ciała na świecie – dlatego są topmodelkami i zarabiają miliony.
Cóż mogłabym powiedzieć, co nie zostało powtórzone tysiąc razy przy każdym artykule tego typu?
Nie wierzę, że to “wina” projektantów-gejów, którzy próbują zmienić kobiety tak, by figurą przypominały mężczyzn.
Nie wiem, czyj to koncept i chyba ciężko będzie to ustalić, ale nie do końca rozumiem, co ma piernik do wiatraka. Jaka myśl przewodnia miałaby temu towarzyszyć?
Że niby są gejami, lecą na mężczyzn, projektują dla kobiet i inspirują się modelkami, które fizycznie przypominają młodych mężczyzn, bo takie bardziej im się podobają?
Znaczy, że jednak podobają im się kobiety?
To w końcu geje czy nie?
A nawet gdyby tak było… to dlaczego – jak już pokazują się z partnerem, to nigdy nie jest szczupły typ androgeniczny, a bardziej brazylijski trener fitness?
To się nie trzyma kupy.
Zwalanie winny na photoshopa też wydaje się być ślepym zaułkiem.
Nie przepadam za tym programem. Jest super – wiem, że jest super i daje mnóstwo możliwości, ale mnie się nie chce ślęczeć nad byle fotą godzinami, żeby w końcu jednak zaczęła wyglądać przyzwoicie.
Po co? W najlepszym wypadku taka wypieszczona pędzlami i rozmyta na krawędziach twarz wygląda śmiesznie.
Poza tym to powinna być wyższa szkoła jazdy – narzędzie, umożliwiające robienie czegoś niemożliwego do osiągnięcia “normalnymi” metodami, a nie obowiązkowy zestaw do ratowania chłamu i okaleczania modelek.
Rozumiem tłuszcz, zmarszczki, pryszcze, łysinka czy jakąkolwiek inną rzecz, którą bohater zdjęcia uważa za defekt i podrasowuje, żeby wyglądać lepiej i upchnąć to zdjęcie na fejsa, insta czy portal randkowy. Tzn. rozumiem, co ludźmi kieruje.
Nie rozumiem tzw. artystów, którzy coś tam gmerają, podkręcają, zmieniają… i ciągle to robią, nie zrażając się tym, że większość “przed” wygląda znacznie lepiej niż “po”.
Tutaj też – przecież Chanel Iman BEZ tego odrealnienia wygląda znacznie lepiej niż na tym dziwacznym zdjęciu.
Aniołki Victoria’s Secret wyglądają LEPIEJ bez tuningu!
Skłaniałabym się ku stwierdzeniu, że ludzie są durni*.
*- z tym, że bardziej okrutni niż durni.
Pozbyłam się złudzeń zobaczywszy długą dyskusję dziewcząt, narzekających na okrutny i bezwzględny świat, wypełniony ludzką bezwzględnością, z którą się nieszczęsne na co dzień spotykają, prowadząc nierówną walkę z trądzikiem.
W tych samych wypowiedziach, w tych samych akapitach – ba! w tych samych zdaniach uskuteczniały chamskie podśmiechujki z wyglądu innych kobiet, konkludując radośnie, że same są winne swoich tłustych dup i jeśli ktoś je z tego powodu obraża, to robi dokładnie to, co powinien: bo może i ma prawo, a jak jeszcze jakąś cenną radą rzuci, to powinny podziękować.
W pewnym sensie żałuję, że powściągnęłam pragnienie zabrania głosu w dyskusji zdaniem:
“Jakbyście się, wysyfione, zaropiałe rury dobrze odżywiały i oddawały właściwej pielęgnacji, to byście miały ładną cerę.”
– mam przeczucie, że “prawo” do obrażania zostałoby mi natychmiast odebrane i że nie doczekałabym deklarowanych podziękowań.
No bo przecież tak by było. Nie bywa inaczej.
Można być tak głupim, by nie zdawać sobie sprawy z tego, że “skoro coś boli mnie, to zaboli też kogoś innego”?
Głupota ma swoje granice. Okrucieństwo nie.
Nie ma i nie będzie miało, bo doskonale się trzyma.
Wątpię, by pociążowa Adriana gorszyła swoim widokiem kobiety zadowolone ze swoich ciał.
Tak szczęśliwe, zadowolone i spełnione, że po prostu musiały – z tej radości oczywiście – ją od grubasek zwyzywać?
No nie no. Jakieś zakompleksione wariatki, które ryczą po nocach, bo ktoś nie wykazał maksimum wyrozumiałości wobec tego, co uważają za swój defekt, a czują się lepiej tylko, jeśli dowalą komuś innemu.
Przy czym kiedy same to robią to jest tak totalnie, do szpiku kości CO INNEGO…
Nie zapominajmy, że wśród takich troskliwych zawsze siedzi przynajmniej jedna gruba, ALE TO PRZECIEŻ NIE O NIEJ.