Uwielbiam olejki. Kocham olejki. Nie mogę żyć bez olejków. Odkąd je odkryłam, trwam w zachwycie. Niektóre na mnie działają, inne nie, jedne czynią cuda (jak makadamia czy rokitnik) inne sieją spustoszenie (jak kokos), ale uwielbiam się nimi bawić.
Żadne przekleństwa nie oddadzą mojego zgorszenia odkryciem, że oto kupiłam sobie OLEJ SŁONECZNIKOWY! I to jeszcze niespożywczy!
Uśpiłam swoją czujność, bo byłam umiarkowanie zadowolona ze składu i działania innego kosmetyku od Green Pharmacy.
Durny to powód, ale naiwnie założyłam, że skoro tamten był w porządku to może… ale NIE. Kurde, NIE.
Jakby mało było tego, że płacąc byłam pewna, że wywaliłam go z koszyka to jeszcze mi tam olej słonecznikowy wcisnęli.
W pierwszym momencie zdumiał mnie wygląd nakrętki…
Żaden kupiony przeze mnie olejek nie miał TAKIEJ nakrętki: nakrętki, pipetki, dozowniki – tak.
Ale wielkiej plastikowej DZIURY w słoneczko, z dzyndzelkiem do oderwania w stylu oleju kujawskiego to jeszcze nie widziałam.
Prawdziwe novum! I jakie praktyczne.
O czym może marzyć użytkownik olejku – silnie plamiącej, śliskiej, dość trudnej do usunięcia z miejsc niepożądanych substancji – jak nie o lekkiej, niestabilnej, plastikowej buteleczce i wielkiej, szerokiej szyjce, dzięki której cała zawartość szybko znajdzie się poza butelką w wypadku przypadkowego potrącenia?
Zapach też mnie zdziwił.
Jakiś taki… mało olejkowy – mimo, że one pachną bardzo różnie, albo prawie wcale (oczywiście nie mam na myśli eterycznych).
Rycynowy np. śmierdzi, ale smród smrodem, a to cudo od Green Pharmacy pachnie po prostu nieprzyjemnie.
Olejek łopianowy dziwnie pachnie – bo to cholerny OLEJ SŁONECZNIKOWY!
Skład:
? OLEJ Z NASION SŁONECZNIKA!
? olejek z korzenia łopianu,
? żywica paprykowa (?!)
? hydroksytoluen, konserwant, nic dobrego.
Na etykiecie opowiadają o korzeniu łopianu – który prawdopodobnie nie ma nic wiele wspólnego z zawartością tej butelki.
Po co się ograniczać, przecież można było spokojnie napisać o dobroczynnych właściwościach olejku z płatków róży damasceńskiej (~160zł za mililitr) – skoro i tak leją do środka olej kujawski, to co za różnica?
Trudno mi porównać, bo nie mam i nie miałam w rękach olejku łopianowego w czystej formie. Ten, którego używam jest z dodatkiem ziół i to one tworzą większość zapachu, więc nie mam jak porównać, by móc choć spróbować stwierdzić, czy w tej butelce jest choć gram łopianu.
Sesja promocyjna tej linii produktów powinna się odbyć w mniej więcej takich okolicznościach przyrody.
Żałuję, że nie udało mi się znaleźć żadnego petowiska, byłoby jeszcze lepsze.
Oczywiście olej słonecznikowy nie jest zły – jest całkiem dobry, na włosy, dla niektórych nawet na skórę – ale litr kujawskiego z pierwszego tłoczenia i BEZ potencjalnie toksycznego konserwantu przy odrobinie szczęścia można kupić za jakieś 5zł. Litr syfu od Green Pharmacy kosztuje DZIESIĘĆ RAZY więcej. Na dodatek smarowanie się zwykłym olejem słonecznikowym będzie zdrowsze – bo nie ma konserwantu, i praktyczniejsze – bo będzie można ewentualnie zjeść to, czego się nie zużyje i korzystać z względnie świeżego.
Etykieta mówi o “olejku łopianowym z czerwoną papryką”…
Skład mówi o oleju słonecznikowym. Zdjęcie przedstawia… ciężko powiedzieć co – z tego co widzę tak wyglądają wyłącznie owoce papryczki doniczkowej i ozdobnej. Co prawda capsicum annuum ma mnóstwo odmian – ale żeby można było mówić o pozyskiwaniu żywicy, potrzebne są większe krzewy: owoce, rosnące na krzewach paprykowych wyglądają zupełnie inaczej. Czy to ma znaczenie – dla użytkowniczek prawdopodobnie niewielkie, ale Green Pharmacy konsekwentnie trzyma się ściemy.
“Green Pharmacy” prawdopodobnie jest kolejnym klonem już istniejących “firm”, którym Elfa Pharm już niedługo wprowadzi konkurencję…
… która zaleje rynek tym samym chłamem w tych samych butelkach, ale za to z nową nalepką. Wszystkie te cuda należą do Elfa Pharm, ale nie afiszują się z tym zbyt mocno.
W Rosji atakują pod logo “Домашний доктор” (rodzinny doktor), Mirolla i inne – ich strategia handlowa wygląda jeszcze ciekawiej niż sądziłam.
Tych buteleczek jest mnóstwo. Skład jest identyczny, butelki też (kolor nakrętek się różni) – to wszystko jest olej słonecznikowy.
Od lewej:
? olej słonecznikowy od Green Pharmacy (zdjęcie promocyjne);
? olej słonecznikowy od “Домашний доктор”;
? olej słonecznikowy firmy Mirolla,
ale jest też np. “Добрый Аптекарь” (dobry aptekarz) – to też to samo, też olej słonecznikowy i kolejne wariacje na temat – już sobie daruję. Oczywiście każda z tych “firm” wypuszcza całą serię olejków “łopianowych” ze słonecznika z dodatkami – składniki są identyczne w bliźniaczych produktach różnych “firm” (tj. np. wszystkie olejki słonecznikowe “łopianowe” ze skrzypem mają ten sam skład).
Wyjątkiem jest “olejek łopianowy” od Elfy rekomendowany jako NATURALNY, który składa się głównie z parafiny i jest nafaszerowany chemią tak, że ledwo im się udało tam upchnąć ten słonecznik (ale jest obecny, spokojnie).
Ciekawe, jak wyglądałby słupek sprzedaży, gdyby umieścili na etykiecie zdjęcie wielkiego, uśmiechniętego słonecznika i gdzieś tam-tam, daleko, z tyłu maleńki kwiatuszek łopianu?
Wszystko wskazuje na to, że kilka lat temu weszły w życie jakieś źle wpływające na biznes przepisy, które zmusiły ich do umieszczenia na butelce informacji o tym, że głównym składnikiem ich specyfiku jest olej słonecznikowy a nie tajemniczo brzmiący “vegetable oil” – bo tak, uroczo i enigmatycznie opisywali go na swoich etykietach wcześniej.
A na koniec – nie wierzę, że to powiem, ale po tym jak przebiegłam po blogach kosmetycznych w poszukiwaniu podobnie zbulwersowanych użytkowniczek… zaczęłam podejrzewać, że panie blogerki kłamią tak, że nosy zaczynają im sięgać podłogi nie są do końca szczere w swoich ocenach.
Tu pani kosmetyczne-pokusy określa skład jako “krótki i całkiem fajny“, 77dakota lubi go za “minimalistyczny skład“ (i nie ma na myśli minimalnej zawartości łopianu), świat blanki nazywa butelkę “poręczną” a kosmetyk “wartym uwagi“, xaneczka twierdzi, że “skład jest jak najbardziej czysty“ (chyba go nawet nie przeczytała), niestety w szale poszukiwawczym zgubiłam gdzieś bloga dziewczyny, która rozkosznie napisała, że ~jak najbardziej poleca, chociaż efektów nie zauważyła, bo zawsze miała gęste, mocne włosy i brak problemów z wypadaniem – to ostatnie z grubsza by podsumowywało wszystkie włosomaniaczące blogerki, które mogłyby spokojnie walić na łeb płyn do mycia naczyń i robić regularne płukanki solą z acetonem, a i tak miałyby piękne włosy.
Czego się spodziewałam po olejku łopianowym za pięć złotych?
Nie wiem. Na pewnym etapie wydało mi się dość dziwne, że za 100ml kosztuje pięć złotych, skoro ten, na który się świadomie decydowałam kosztował prawie pięć razy więcej, ale nie drążyłam tematu tego niby-paprykowego parcha, bo ostatecznie zdecydowałam się na coś innego – a i to tylko dlatego, że nie udało mi się znaleźć olejku łopianowego w czystej postaci.
A czego Elfa Pharm spodziewała się wciskając mi OLEJ SŁONECZNIKOWY?!
Nie jestem zadowolona i mam gdzieś to, że jakbym nie była ślepa, to w ogóle bym tego cuda w rękach nie miała. Nie dość, że to owoc jakiegoś przekrętu (istnieje jakiś uczciwy powód, który mógłby skłonić koncern farmaceutyczny do zalewania rynku tym samym produktem w różnej szacie graficznej, symulującym istnienie wielu konkurencyjnych firm?), to jeszcze DROGI.
Tak, drogi.
Pięć złotych za 100 mililitrów czegoś, co nie nadaje się zupełnie do niczego to dla mnie wielokroć droższy interes niż pięć złotych za mililitr czegoś, kupionego po to, by użyć i zużyć.
Nie wiem, co z tym zrobię, może sobie stopy wymoczę. A nuż doczekam się bujnych, lśniących kosmyków na palcach u nóg.
Na pewno tak będzie – w końcu cała masa ludzi to poleca.
Czemu?
Może nigdy żadnego przyzwoitego kosmetyku w rękach nie mieli?
Albo ich włosy potrzebowały oleju jakiegokolwiek + pogłaskania po cebulkach?
Albo mają kudły nie do zdarcia i uprawiają sztukę dla sztuki?
Albo dostali to świństwo za darmo i piszą, bo muszą pisać?
Zresztą czemu mieliby nie pisać, przecież olej słonecznikowy bardzo ładnie działa i na skórę i na włosy – tylko, że nie jest to zasługą ich innowacyjnej receptury.
A że zagustowali w strategii polegającej na przekonywaniu ludzi podstępem do wylewania sobie na łeb artykułów spożywczych – i może jeszcze porównywania działania TYCH SAMYCH kosmetyków, to przecież drobiazg, bo ludzie i tak będą to kupować.
Ale ja już nie kupię nic od Elfa Pharm, “Green Pharmacy” i reszty ichnich pomiotów.
Robię się coraz starsza, potrzebuję coraz więcej lepiszcza, które utrzymywałoby mnie z grubsza w formie, z pewnością odbije się to mocno na ich wielomilionowych zyskach – zwłaszcza, że nie licząc nieszczęsnego jedwabiu do włosów nigdy nie byłam ich klientką.
Łał. Że też można przeczytać w internetowym artykule prawdziwą opinie, nie kupioną! Jestem w szoku. Widząc tytuł, chociaż jasno określający treść, bałem się reklamy jakiegoś produktu. Nawet o lekko negatywnym zabarwieniu, ale reklamy. Pozytywnie się zaskoczyłem. Czytało się też fajnie, chociaż nic mnie nie interesują takie produkty.
Za moje opinie nikt by nie zapłacił, to bardzo wspomaga niezależność.
Szkoda, że piszesz takie głupoty widać, że nie znasz się na temacie. Nie ma czegoś takiego jak olej łopianowy i nigdy nie będzie. Z korzenia łopianu nie otrzymasz oleju, bo jak? Może powstać jedynie macerat. A macerat to nic innego jak olej bazowy tutaj akurat słonecznikowy i ekstrakt z korzenia łopianu. Jeśli ktoś sprzedawałby 100% olej łopianowy, jest to oszustwo i wtedy możesz narzekać. Przed napisaniem tych wypocin poczytaj, zamiast się ośmieszać i wprowadzać ludzi w błąd.
To, że olej łopianowy nie istnieje to nie jest mój problem proszę pani, tylko Green Pharmacy, która twierdzi, że takowy dystrybuje.
“Naturalny olej z korzenia łopianu” miał być, a nie ma. I nie działa. W przeciwieństwie do np. oleju łopianowego od Nacomi, które nie miało problemu z napisaniem na nalepce, że sprzedaje ekstrakt olejowy z korzenia łopianu (tylnej bo tylnej, ale zawsze).
A mogę narzekać zawsze, zwłaszcza kiedy mam powody.
Pozdro.
Ale to nie jest problem, tylko niewiedza kupującego. Nacomi nie sprzedaje oleju łopianowego, zapewne chodziło Ci o firmę Nami. Sprzedaje ona macerat, którego bazą jest olej sojowy co zostało ukryte przed sprzedającym. Bardzo nieuczciwe to jest, klient musi błagać producenta o pełny skład. Skądś musiała się wziąć nazwa olej, taką ma też postać. Także co z tego iż napisali, że użyli ekstraktu z korzenia łopianu jak nie podali pełnego składu. Co z ludźmi uczulonymi na olej sojowy? Producent strzelił sobie w kolano i kłamie. Nie dałabym zarobić oszustowi.
*ukryte przed kupującym
Mocne slowa ? ale masz do nich prawo. Super wpis,.
Ja też się kiedyś na ten olejek nabrałam! Smarowałam, smarowałam i… nic. Nie robi absolutnie nic. Więc możesz moczyć stopy bez obaw ;)
Tak zupełnie nic to nie – niektórym włosom wystarcza trochę natłuszczenia i po oleju słonecznikowym wyglądają lepiej niż bez, ale wmasowywanie go w skalp nie ma większego sensu.
Tak zupełnie nic to nie – niektórym włosom wystarcza trochę natłuszczenia i po oleju słonecznikowym wyglądają lepiej niż bez, ale wmasowywanie go w skalp nie ma większego sensu.
Wysmarowałam nim starą, skórzaną torebkę i pasek. Przydał się.
Masakra. A potem się faceci dziwią, ze czytasz skład nie tylko w spożywczym, ale i w drogerii.
W spożywczym często kupuje się te same produkty i nie trzeba wszystkiego czytać. Za to w drogeriach… chwila nieuwagi i człowiek wraca do domu z nawilżającym “jedwabiem” do włosów na bazie silnie wysuszającego alkoholu.