17. Alkohol [KGNPWZNFW]

0
(0)

O podejściu do ofiar, które zostały zgwałcone będąc pod wpływem alkoholu – i w wielu przypadkach prawdopodobnie także, tylko lub przede wszystkim innych substancji, podanych im przemocą lub podstępem było już sporo, ale oddzieliłam kilka najsmakowitszych kąsków.

Przy każdym kolejnym dziale miałam nadzieję, że wcześniej powiedziałam już wszystko, co miałam do powiedzenia, i nie będę generować kolejnych bloków tekstu, przez które ciche marzenie o skończeniu z tym wszystkim przed końcem lutego odeszło jak sen jaki złoty…
A potem przypominam sobie, że choć niestety dość chaotycznie, to i nieprzypadkowo porozdzielałam to wszystko na części i podtematy.

`

Co ma szacunek do ludzi i ich życiowych wyborów do tego, że zostali skrzywdzeni?

Ci, którzy – zgodnie z tym, co się komuś wydaje – podjęli wybory niezgodne z ich preferencjami zasługują na krzywdę i dodatkowy łomot?

A opiera się to wyłącznie na tym, co się komuś wydaje.
Jeden drink, jedno piwo, dwa kieliszki wina – ilości obiektywnie nieimponujące i niekojarzące się z totalnym ubzdryngoleniem, a recenzje bezkompromisowe, jakby sobie lasencje, jedna za drugą, spontanicznie ściągały gacie na imprezie i wpychały w odbyt tampony nasączone wódką, żeby się w miarę szybko i ekonomicznie narąbać do granicy śmierci klinicznej, bo jak się człowiek nie porzyga, nie osra i nie załapie co najmniej jednego przypadkowego partnera seksualnego, którego nie będzie nazajutrz pamiętał, to znaczy że impreza nieudana.

Ktoś podkreśla, że zwykle takie ilości to nawet nie był dla nich poziom wstępnego szumienia w głowie i zupełnie się nie spodziewały, że tak może go ściąć po spożyciu, no i wnioskując po zgwałceniu, które nastąpiło bezpośrednio po tym tajemniczo urwanym filmie podejrzewają, że ktoś ich zćpał – nic to, każda okazja do podkreślenia, że upijanie się jest nieodpowiedzialnym zachowaniem, jest dobrą okazją.

Ludzie wchodzą do płonących budynków. Ba, wbiegają tam nawet, jeśli wiedzą, że w środku jest ktoś, kto potrzebuje pomocy.

Policjant czy osoba dysponująca bronią palną jak najbardziej może sobie pozwolić na podbiegnięcie celem rozdzielenia nożowników. I zdarza się, że ludzie to robią, ratując komuś życie.

Autorka wątku nie przyjmowała żadnych drinków od obcych facetów, nie łapała stopa i nie wpadła na orbitę krążącego po Świecie zwyrola. Uchlała się na imprezie ze znajomymi, a zgwałcił ją były.

Nierozważne i nierozsądne zachowania są wystarczającym motywem do wyskakiwania jak Filip z konopii i informowania o swojej pogardzie i braku szacunku do takich osób.
Jakich? Takich, które co najmniej kilka razy w życiu się napiły?

Nadal mówimy o zgwałconej dziewczynie… która się stosownie nie ukorzyła i nie obwiniła za sytuację, tylko wściekła na gościa i zajęła ustalaniem, czy aby przypadkiem nie jest w ciąży.

Bez poczucia winy agresja recenzentów hops… i o jeden poziom w górę.

Po co komu wymówka na to, że chciał seksu?
Wymówka od czego?
W czym tu problem i z czym można sobie w takiej sytuacji radzić albo nie?

Pytanie brzmiało: “Jak mam sobie z tym poradzić?”

Odpowiedzi w klimacie:

Co się stało? Jakie olaboga?
Seks to olaboga? Dobrowolny seks to olaboga?
A wizja gwałtu to ucieczka przed przerażającą myślą o tym, że bzykanie było dobrowolne i fajne?

Żal klasy:

eee, można było sobie odpuścić to całowanie

i żal klasy:

olaboga, chciałam się z nim bzykać i się bzyknęłam, co ja mam robić, wiem, wymyślę sobie że mnie zgwałcił

to też zupełnie różny kaliber.

Nic to w porównaniu z dysonansem pomiędzy:

Jak mam sobie z tym poradzić?

a

Hej, pobawcie się w zgadywanie i fantazjowanie o tym, co mogłam zrobić, a czego nie pamiętam, żeby go zachęcić i powątpiewajcie w moją historię jak tylko się da!“.

Nawet po przypomnieniu, że nie chodziło o to drugie zejście z raz obranego kursu nie wchodzi w rachubę.

Jak komuś w ogóle może przejść przez palce zdanie klasy “Ale jeżeli była chętna, to niestety, nie był to gwałt.”

Dla kogo niestety?
Kto by chciał, żeby została zgwałcona i odczuwa żal na myśl o tym, że mogło do tego nie dojść?

Raczej nie może być tak, że ktoś po pijaku, na nieprzytomce nagle nabiera ochoty na pierwszy w życiu seks z gościem, który akurat wlazł do pokoju i się z penisem pakuje do łóżka.

No tak, bo gdyby nie strach przed gwałtami to kobiety urzynały by się w trzy dupy notorycznie, tylko myśl o tym, że gwałciciele mają społeczne przyzwolenie na robienie z nimi co im się żywnie podoba trzyma te zdziry jako tako w ryzach.

A traktowanie ofiar po ludzku, odpuszczenie sobie sesyjek victim blamingu i powtarzania legend ludowych o kłamliwych szmatach i odpowiedni, sprawnie działający system pomocy medycznej i psychologicznej to jednocześnie: niczego to nie zmieni, choć jest ryzyko że w tak komfortowych warunkach laski zaczną masowo poddawać się gwałtom, bo to nie będzie nic nieprzyjemnego – czyli że potencjalnie zmieni… wszystko.
Ale nie powinniśmy do tego dążyć, bo to odbierze społeczeństwu kontrolę nad kobietami.

Ta prostolinijność w wyrażaniu myśli zasługuje na jakiś order.

Mam wrażenie, że oto jest: ona – czysta forma tego, czego “nikt” absolutnie nie mówi – choć wielu dokładnie to mówi lub do tego zmierza, kiedy dzieli się litaniami swoich “ale”.

Bo jak kobieta gotowa stwierdzić, że:

a) żadnych dzieci nie chce i nie będzie się nad niczym zastanawiać, po prostu usunie;
b) dziecka z gwałtu nie chce i jw.;
c) nie usunie żadnej/żadnej zdrowej ciąży;
d) chce dziecko z gwałtu, bo to jej dziecko a nie gwałciciela…

I że odpowiednio wczesna wizyta w szpitalu i podanie leków może ograniczyć ryzyko zarażenia HIV czy czego tam się najbardziej boi…

To wizja gwałtu przestanie ją trzymać za mordę.
Skoro bliscy pomogą, policja pomoże, lekarze pomogą… nikt nie będzie obwiniał, obrażał, gnębił, straszył, piętnował ani “wybaczał” że została zgwałcona…
To sam gwałt może jej tak bardzo nie przerażać.
Może nawet traumy się nie dorobi, w depresję nie wpadnie, prób samobójczych nie podejmie, nie będzie się w nieskończoność karać za coś czemu nie była winna, pogoni przemocowe Misiaki, nie wpakuje się w toksyczny związek… wyskrobie się jak poczuje, że to dla niej najlepsze, albo nawet gorzej, urodzi takiego napiętnowanego dzieciaka i będzie mieć gdzieś ociekające empatią “a ja to bym na Twoim miejscu…“.

Koniec Świata!
Wyszłoby na to, że po zaleczeniu fizycznych obrażeń – których może w ogóle nie mieć, lub nie będzie to nic, co miałoby trwały, destrukcyjny wpływ na jej zdrowie… taka zgwałcona nie byłaby żadnym wartym wspomnienia przykładem, nie zbierałaby ani nie dawała swoim cierpieniem żadnych lekcji ani nauczek na przyszłość: napastnika wina, że napadł, nie moja.

A_P_A_G_E,   S_A_T_A_N_A_S_!!!

Czyż nie dokładnie o to chodzi?
Bo przecież zagrożeń w ciemnych zaułkach i bez gwałcicieli i morderców może być bez liku – jakaś stercząca blacha, otwarta studzienka ściekowa, wyrwana płyta chodnikowa, szkło, jakaś niezabezpieczona budowa czy inne dziadostwo.
Osobie powyżej chyba dokładnie o to chodzi – że gwałt, poza tym, że oczywiście zły i tak dalej, to jednak pełni też niemal pozytywną rolę, zniechęcającą kobiety do ryzykownych zachowań. Boją się, więc są porządniejsze.

Nie, żeby to miało sens… ale wiele wypowiedzi na temat nauczek i lekcji życiowych jakie rzekomo daje kobietom gwałt staje się bardziej spójna wewnętrznie w momencie, kiedy doda się do nich założenie, że uniwersalnie korzystnym jest np. to, że kobiety się nie upijają ani nie łażą nigdzie same.

Nie dlatego, że coś im grozi; ze względu na to, że ktoś uważa to za niestosowne.
Bo to przecież to nie były zwroty do czytelniczek, do wszystkich osób, które mogły się napatoczyć na taką dyskusję i poznać czyjąś historię.

Żadne tam, klasyczne:

Hej, patrzcie jakie nieszczęście się wydarzyło, niech to będzie dla was nauczką, że lepiej nie zachowywać się w sposób X czy nie robić Y“.

Adresatkami były ofiary lub podmioty liryczne będące ofiarami!
A więc jeszcze gorzej, brutalniej i obleśniej – tam, gdzie wydawałoby się, że już koniec skali…

Spotkało Cię już prawie najgorsze co w ogóle mogło Cię spotkać, więc teraz MASZ NAUCZKĘ, żeby już się nie zachowywać w sposób X czy nie robić Y.

Czy gwałty są na tyle powszechne, by można poważnie mówić o efektywniejszym unikaniu kolejnych po tym, jak się już doznało jednego?

Jeśli są lub jeśli się wierzy w to, że są niezwykle powszechne i zagrażają kobiecie praktycznie non stop, czekając tylko na jakiejś jej słabszy moment to pouczanie ofiar i ostrożność nie są skutecznymi metodami prewencji.

A jeśli nie są lub jeśli się nie wierzy w to, że są – bo np. wiele, wiele, mnóstwo cała masa oskarżeń o gwałt jest fałszywa… to coś tu się poważnie nie klei.

Kobiety mają na siebie uważać i się pilnować, choć największym ryzykiem jest to, że zrujnują życie jakiemuś porządnemu chłopcu – który źle je zrozumie, albo przyjmie ich zgodę za pewnik – zmieniając zdanie co do ochoty na seks po seksie i oskarżą go o gwałt doprowadzając do samobójstwa? Czyż w takim razie to nie mężczyźni powinni na siebie uważać?
Żeby unikać tego mitycznego, kobiecego rozdwojenia jaźni?
Czyż nie efektywniejszą metodą byłoby uświadamianie kobietom, że nie mają czego żałować czy się wstydzić, nawet jeśli seks był nieudany, to nie ma co tego rozdrapywać i robić z tego dramatu: wymyślać, że doszło do przemocy seksualnej by znaleźć dla siebie jakieś usprawiedliwienie, którego im w ogóle nie trzeba?
Brzmi jak całkiem logiczne rozwiązanie tego ogromnego problemu – jeśli się w niego wierzy: kobiety przestaną mieć wyrzuty i żale związane z dobrowolnym seksem -> przestaną rzucać fałszywe oskarżenia, żeby się usprawiedliwić.

A jednak… żaden z filozofów dzielących się tą obserwacją nie popłynął w tą stronę.
Jednocześnie żaden nie żałował sobie na froncie pouczania i dawania dobrych rad – zatem nie popłynął w tę stronię nie dlatego, że wyszedł z założenia, że podejścia kobiet nie da się zmienić; nie uznał ich za żywioły podobne huraganom i mitycznym psycholom.
Zatem – dlaczego?
Są tak głupi, że niezdolni do znalezienia tego, dość intuicyjnego rozwiązania?
Czy może raczej nie są głupi, po prostu ustalają sobie konkretne priorytety i za najistotniejsze uznają trzymanie bab w ryzach, żeby się za bardzo nie rozhulały i nie zaczęły bzykać na potęgę, bez żalu i poczucia winy?

Mężczyźni znacznie częściej są gwałceni niż fałszywie oskarżani o gwałt, więc te bzdety o nie krzywdzeniu ludzi fałszywymi oskarżeniami mężczyznom jako grupie korzyści żadnych nie niosą.
Jedyna grupa, która na tym korzysta to sprawcy… i osoby, którym ich działalność bardzo na rękę.

“Szmatę na jeden raz”. Ach, poezja.

Nie wiem jakiż to spokój można osiągnąć, umawiając się ze swoim prawdopodobnym gwałcicielem na kawę.

Bo przecież nawet jeśli założymy, że dziewczyna zachowywała się jakby była trzeźwa i przytomna (co raczej mało prawdopodobne zważywszy na to, że sama zaznaczyła, że wypiła dużo i widział, że dużo wypiła, bo cały czas był z nią), a poczciwy chłopiec miał dobre intencje… to jednak wykluczyć tego, że ją spił i zgwałcił nie można.

To są komunikaty, na które młoda, skonsternowana dziewczyna w podobnej sytuacji mogła liczyć w 2012 roku:

 – jednorazowy seks uprawia się tylko z kobietami, które postrzega się jako szmaty,
– facet, który na trzeźwo ładuje się do łóżka dziewczynie, o której z całą pewnością wie, że sporo wypiła nie robi nic złego,
– facet jw. chciał ją wykorzystać trochę mniej niż bardzo, bo zagadywał do niej po,
– ignorowanie wiadomości od potencjalnego gwałciciela to dziwne zachowanie,
– rozmowa z potencjalnym gwałcicielem może przynieść spokój.

I to są rady od osób, które wydają się mieć jak najlepsze intencje i starają pocieszyć, wesprzeć i dobrze doradzić – same raczej niczego innego nie słyszały.

Takie rzeczy warto sobie zestawić z “bezkompromisowymi” recenzjami ofiar, tkwiących w przemocowych związkach – tych co to same się o to prosiły, mogły tego wszystkiego uniknąć i mają czego chciały.
Szanse na to, że same wpadły na pomysł, że tak wygląda normalność są żadne.

Są związki, które zaczęły się od gwałtu.

Właśnie dzięki takim życzliwym radom, krążącym w eterze i adresowanych bezpośrednio do ofiar.
Zamiast uciekać od gnoja jak najdalej dziewczyny – zwykle bardzo młode – starały się uciekać od tego, co uznawały za większe zagrożenie: bycie szmatą, zbrukaną, używaną; taką, której już nikt nigdy nie zechce; taką która nie zasługuje na nic lepszego.

Taką, która Boga za nogi złapała bo ten gnój raczył się do niej odezwać i był zainteresowany dalszym znęcaniem się nad nią.
I dla którego nigdy nie mogłyby być równorzędnymi partnerkami, bo przecież były na jego łasce – zamiast zwyzywać od szmat i gardzić to on się jeszcze na randkę chciał potem umawiać. O ZWIĄZKU pomyślał!
Żywcem najszlachetniejszy, najwspanialszy, najbardziej wyrozumiały Miś na calutkim Świecie się właśnie trafił.

Zamiast jasnego, realnego komunikatu: wdepnęłaś w gówno, to śmierdzi, wytrzyj to, umyj, a jak się nie da to wywal razem z butami.
Jest pitolenie: sama się o to prosiłaś, on nic złego nie zrobił, pogadajcie sobie o tym, może masz jeszcze u niego szanse.

Alkohol niczego nie usprawiedliwia – jeśli akurat zajmujemy się oceną poczynań ofiary, bo przy potencjalnych sprawcach lista okoliczności łagodzących ewentualną winę i usprawiedliwiających poczynania robi się przydługawa.

Seks po pijaku to nie jest czyn karalny, ale seks z osobą niezdolną do wyrażenia sprzeciwu już jak najbardziej.

Jeszcze w okolicach roku 2000 całkiem żywa była w narodzie retoryka klasy: pijany za kierownicą nie powinien być pociągany do odpowiedzialności za wypadek, który spowodował z pełną surowością, tak jak brawurowy ale trzeźwy głupek – bo przecież mógł nad sobą nie panować… mógł nie zdawać sobie sprawy z tego, że jest aż tak pijany… mógł wsiąść za kółko z przyzwyczajenia i nawet nie pomyśleć, co może zrobić… na pewno nie miał złych intencji, świadomie nie chciał nikogo skrzywdzić… może myślał, że już wytrzeźwiał… pewnie zwykle był dobrym kierowcą.

Minęło parę lat… przeszło kilka/naście dość agresywnych kampanii i żarliwość obrońców nieco skruszała, przycichła.
Teraz praktycznie jej nie ma – jak ktoś się odzywa, to zwykle celuje w twierdzenie, że demonizowanie alkoholu jest niesłuszne, bo zmęczony, niedoświadczony, nerwowy, agresywny czy nieodpowiedzialny kierowca stwarza większe ryzyko i powoduje więcej wypadków niż osoby po jednym piwie.

Okazało się, że jednak ludzie są w stanie nad sobą panować i pilnować, żeby nie wsiadać za kółko po alkoholu. Ba, są całkiem chętni by zaryzykować wkurzenie kogoś, kto próbuje zabierać za kierowanie, choć jest ewidentnie pijany.
Choć tamte niegdysiejsze stwierdzenia pewnie nie były tak dalekie od prawdy (nie panował nad sobą, nie pomyślał, miał dobre chęci, bla, bla,  bla).
W momencie, kiedy całkiem sporo ludzi takie zachowanie akceptowało lub tolerowało… tu i ówdzie doleciała jakaś anegdota o spektakularnym wyłganiu się od zapłacenia mandatu czy udanym uniknięci kontroli drogowej… tu usprawiedliwienie, tam usprawiedliwienie…
Nie sądzę, by przeciętny pijany kierowca z tamtego czasu miał w głowię tę samą świadomość wagi czynu, zagrożenia jakie ono ze sobą niesie, potencjalnych krzywd i potępieni jakie go za to spotka, co współczesny pijany kierowca.
Dziś o wiele ich mniej – i to nie dlatego, że wymarli.

Tak, jakby w przypadku większości przestępstw sprawa była zawsze jasna.

O, tu, tu, tu, jest sprawca, chętnie się przyzna, dostanie karę i wszystko będzie cycuś.

Ludzkie myślenie jest na tyle racjonalne, na ile pozwala mu wiedza i świadomość.
Zakładanie, że pijaną laskę można przelecieć, nawet jeśli jest nieprzytomna, bo sama się o to prosi będzie nieracjonalne np. w UK, gdzie dość intensywnie tępią ten tok myślenia i koncepcję domniemania winy ofiary.
Ale nie jest nieracjonalne w Polsce ’16, gdzie większość ankietowanych szuka okoliczności łagodzących dla strony aktywnej; oskarża, poucza, wytyka błędy, wyśmiewa lub obraża ofiarę i jest w stanie przymknąć oczko na to, że zgwałcona nie może nic z tym zrobić, ba, jeszcze ją do tego zachęcić.

Żeby można było mówić o nieracjonalnym myśleniu osoby, która zabiera się za aktywność seksualną na drugiej, niechętnej, pijanej lub nieprzytomnej osobie, musiałaby funkcjonować jasna zasada: tego się nie robi, to nieakceptowalne, złe i karalne.
Ona nadal realnie nie funkcjonuje.
W związku z czym mamy sytuacje klasy “ciężko stwierdzić, czy ktokolwiek zawinił” i zupełnie racjonalnie myślących przestępców seksualnych, którzy pragnienie zamieniają w czyn.
Nie jest nieracjonalnym uznać – że skoro lasce można wmówić, że sama chciała, nie wyraziła się dość jasno, nie broniła zbyt spektakularnie, zachowała nieodpowiednio, zszargała sobie opinię i pozdradzała partnerów, których nawet jeszcze w tej chwili nie zna, na 10 lat wprzód – że zgwałcenie jej nie będzie dla nikogo specjalnie wielkim problemem. Może i będzie “winny”, ale przecież zaraz po tym wyleją się wszystkie te “ALE”…

Mało kto dopuszcza = więcej niż połowa zabierających głos w wątku forsuje tę wersję, uprzednio dodawszy od siebie jakąś sensacyjną nutę.

Nie ma takiej kobiety na ziemi, której nie powtórzono by 7393673894948399872625427338 razy, że musi być ostrożna, boo…

Acz anegdota w najwyższym stopniu interesująca.
Zakładamy oczywiście, że sam również był mocno pijany; nie wiedział, że dziewczyna jest niestabilna emocjonalnie i że poszli do łóżka na niezobowiązujące bzykanko a dopiero o poranku zaskoczyła go jakąś sceną rodem z “Misery(przy czym podobno z jej strony zaczęło się PO tym tekście, nie przed).

Gdyby podejść do niego  równie sceptycznie, jak to się przyjęło w odniesieniu do ofiar, to należałoby pogdybać: czy przypadkiem nie był trzeźwy/całkiem przytomny i czy przypadkiem nie wiedział, że dziewczyna jest nim zainteresowana lub czy nie dał jej do zrozumienia, że to może być wstęp do czegoś poważniejszego.
Tekst, którym ją poczęstował był wybitnie niegrzeczny. Nie ma potrzeby mówienia czegoś takiego osobie, z którą się uprawiało jednorazowy seks, bo niby czemu cokolwiek miałoby z tego być?

Nie śmierdzi mi ten kolo jakąś kryształowo czystą postawą. Tekst jest chamski. Nie wyobrażam sobie, bym mogła coś takiego komuś powiedzieć w innym celu niż po to, by dać mu do zrozumienia, że nie jest dla mnie dość dobry nawet na bzyknięcie drugi raz.
Cóż, wychodzi na to, że moja wyjątkowość wprost wywala skalę. Wychodzi na to, że wszystkie moje pomysły na najbardziej podłe, perfidne, okrutne i upokarzające kogoś zachowania czy odzywki funkcjonują… mało, że jako zupełnie normalne i neutralne rzeczy, jako przejawy życzliwości, uprzejmości i dobrej woli. No – albo tak jest, albo ściemniają aż furczy.

Skoro oskarżony o zgwałcenie miał smsy i wiadomości na fb z groźbami i ultimatum, że ma się z nią związać, to raczej daleko na tym nie zajechała, cukiereczkowi żadna krzywda się nie stała, więc mamy happy end.

To gdzie pić? W domu, do lustra? Z rodzicami na imieninach?

Imprezy często są właśnie po to, żeby się napić. Przy okazji odstresować i pobawić.
Tak, wiele osób tak postrzega dobrą zabawę.
Ale nie – nie tak to wygląda, że chlała jedna z drugą na umór i dla zabawy a potem zaczęły się rzucać na jakichś przypadkowych chłopów.

Nie kojarzę nawet jednej takiej.
Może ktoś coś przemilczał… a może po prostu nie tak to wygląda.

Historia za historią:
“filmy” urywające się po podejrzanie małej ilości spożytego alkoholu…
dziewczyny wystawione przez znajomych, znienacka zostawione gdzieś na pastwę losu…
zgwałcone we własnych domach…
spijane przez trzeźwych kolesi…
napadnięte na ulicy…
ew. maksymalnie zestresowane czy wkurzone jakąś inną sytuacją, w emocjach wypijające za dużo i wyprowadzone/zawleczone/zaniesione gdzieś na ubocze przez jakiegoś myśliciela, który sobie na pewno myślał, że może i że nieprzytomna kobieta totalnie chce seksu i wręcz nietaktownym byłoby nie uraczenie jej swoim penisem.

Jak się bardzo chce to można to podsumować i w ten sposób: że się nachlały i budzą obrzydzenie, a różne typy, które je gwałcą to cóż… istnieją sobie.

Jw. osobie, która zupełnie nie planowała ani nie przewidziała, że alkohol aż tak ją zetnie z nóg… i która nawet nie ma pewności, czy był to sam alkohol implikuje się brak godności.

Nikt nie wygląda dobrze kiedy się zatacza.

Anegdota z cytatu całkiem przerażająca.
“Wszyscy” chcieli, żeby nie pilnowała przyjaciółki i potencjalnie zostawiła ją na pastwę skonsternowanego, który nie byłby pewny, czy jak tak sobie leży nieprzytomna to zgadza się na penetrację czy nie.

Ale choćby skały srały to się w głowach nie zalęgnie myśl o tym, że gwałciciele kłamią znacznie częściej niż “kobiety”.

Wszyscy mężczyźni, którzy twierdzą, że zostali niesłusznie oskarżeni z całą pewnością zostali niesłusznie oskarżeni, a wszystkie ofiary, które twierdzą, że zostały skrzywdzone z całą pewnością powinny być postrzegane jako potencjalne oszustki.

A ja sobie nie życzę, żeby czyjkolwiek brat/kolega/ojciec skończył w szpitalu, więzieniu albo na cmentarzu po zaliczeniu odwetu za nieuzasadnione pobicie gwałciciela.
Co jeśli poleci na obdukcję i oskarży go o napaść?
Co jeśli skrzyknie kolegów bandytów albo równie przedsiębiorczych i wciśnie im kity o tym, jak to jest szantażowany, prześladowany i napadany przez rodziców i znajomych swojej szurniętej eks?
Co jeśli tak się niefortunnie złoży, że będzie miał tętniaka i pod wpływem uderzenia padnie trupem?
Brat/kolega/ojciec ma siedzieć w więzieniu za przypadkowe zabicie śmiecia, w imię komfortu jakichś łebków, których MOŻE ktoś kiedyś mógłby niesłusznie oskarżyć? Serio?

Przecież skoro owy brat/kolega/ojciec został wysłany na pobicie, to w związku z faktycznym gwałtem, prawda?
A może nie?
Skoro kobiety mogą kłamać, po tym jak dany facet ją rzuci to chyba nie tylko na policji, co? Ojcom, braciom, kolegom i nowym chłopakom też mogą skłamać, nieprawdaż?
Czy kierują się jakimś niepisanym etosem fałszywej oskarżycielki, która ze swoimi kłamstwami leci wyłącznie na policję? – tak to sobie będziemy optymistycznie zakładać?
Policja ma swoje procedury, ma wgląd w inne zgłoszenia, może przesłuchać świadków, zebrać dowody… i uznać, że jest na czym zbudować sprawę, albo nie.
Ojcowie, bracia i koledzy nie mają takich możliwości. Nie tylko mogą sami sobie napytać biedy próbując lać bandytę, ale i szanse na to, że łomot zostanie spuszczony niewinnemu są znacznie większe jak się takie metody pochwala i propaguje.
Co jeśli źle rozpoznają gościa i pobiją jakiegoś frajera, który jest do niego trochę podobny?

Kto tak naprawdę optuje za tym, by “kara zależała od tego, co można udowodnić” w taki sposób, że się w mało spektakularnych przypadkach odradza/rezygnuje z prób/sprawdzenia, czy udowodnić się uda, czy nie?

Feministkom z “kręgu”?
Osobom, które wychodzą z założenia, że próba formalnego załatwienia sprawy to gruba przesada, bo lepiej zagrać na emocjach bliskiej osoby, zorganizować pobicie i nie spotykać się więcej z gwałcicielem?
Gwałcicielom?

Zadumam się nad tym raz jeszcze: co jeśli np. pobity gwałciciel poleci na obdukcję i zaproponuje bądź to wpakowanie tatusia na dwa latka za uszkodzenie ciała, albo seks dopóki się sprawa nie przedawni i nie da się przyłapać na tym ultimatum?
Dobrze byłoby nie zapominać, że w tym scenariuszu mamy do czynienia z gwałcicielem, bandytą, manipulantem.

Nie kopiemy bezbronnego gołębia na rynku, wdajemy się w bezprawne rozgrywki z gościem, który prawdopodobnie jest w nich znacznie lepszy od nas – i niekoniecznie kieruje się jakimś etosem, który zakazuje mu angażowania w sprawę policji, w związku z tym, że jemu tych kłopotów wspaniałomyślnie oszczędzono i wybrano rękoczyny.
Jeśli gorszy to cóż – jego problem… ale dyskusja była ogólna: statystycznie gwałciciel ma w nich większą wprawę niż kobieta, która w najgorszych koszmarach nie przypuszczała, że partner mógłby ją zgwałcić.

W tym przypadku nie trzymanie strony feministek to trzymanie strony bandytów.

 

 

Kolejna część:

Dzieci

☙✿❀❁❧

Kliknij na serduszka, jeśli chcesz ocenić post.

Średnia ocen: 0 / 5. Wyniki: 0

Wiatr hula... Nikt jeszcze nie ocenił tego posta. Link do FB jest na dole - to malutkie "f" na środku stopki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.