15 sposobów na wykorzystanie sody oczyszczonej

4
(1)

Swego czasu kupiłam sobie kilogram sody oczyszczonej. Nie pamiętam czemu aż tyle – chciałam piec, ale placko-bułki wyszły niedobre.
Z czasem zaczęłam jej używać do wszystkiego – ostatecznie sporo ludzi zachwala, że sobie sodą piorą, myją, czyszczą, plamy wywabiają, skórę peelingują… Same cuda.

Z różnymi efektami, ale chyba wypróbowałam już wszystko:

1. Peeling sodą oczyszczoną

Używałam na skórze głowy. Moja nie jest specjalnie wrażliwa na co brutalniejsze zabiegi, więc było ok.
Nie na tyle “ok”, bym się entuzjastycznie przestawiła na regularne zabiegi z sody… (tzn. moooże bym to zrobiła, ale innym razem kupiłam sobie podobną porcję korundu do mikrodermabrazji i jeśli już robię peeling, to kręcę z korundu, nie z sody – zobaczymy co będzie jeśli kiedy mi się skończy).

Wypłukanie jej z włosów było męką, ale to dotyczy każdego peelingu, więc trudno odnotowywać to jako wadę (mam wrażenie, że najtrudniej mi było z cukrem, ale to był pierwszy peeling jaki kiedykolwiek robiłam na głowie, może dlatego najtrudniej było mi się go pozbyć).

2. Dezodorant z sody

Odkąd zaczęłam rozpoznawać znaczenie substancji podanych w składzie kosmetyków i byłam bliska zawału na widok zawartości reklamówki, z którą znajoma dumnie wracała z drogerii (powściągnęłam histeryczny wykład o tym, że właśnie pisze podanie o raka, ale cudem) używam ałunu, paczuli i ylang ylang, ale w imię nauki posypałam się sodą.

Zachwalano, że neutralizuje zapach potu – nie wiem, miałam problem ze skupieniem się na tym jakże cennym aspekcie, bo tak mi spilingowała pachy, że aż podrapała.

3. Soda jako środek znieczulający na ugryzienia komarów

W tym sezonie nawet owady i kleszcze są mną średnio zainteresowane. Za to udało mi się przypadkiem zestresować mrówki.

Nie pomogło, lub pomogło w na tyle niespektakularny sposób, że nie zauważyłam różnicy.

4. Czyszczenie armatury i innych powierzchni sodą oczyszczoną

Działa, ale drobny korund działa lepiej. Prawdopodobnie każdy peeling zadziała równie dobrze na kran czy zlew.
Jeszcze lepszy efekt da druciak i gorąca woda (ale może to kwestia mojego osobistego upodobania dla brutalnych rozwiązań).

5. Osuszanie terenów podmokłych

Swego czasu udało mi się całkiem sprawnie osuszyć zalaną wodą (nie polaną, a dość konkretnie rozmoczoną w tym miejscu) drewnianą podłogę posypawszy ją sodą i ryżem. Nie wiem, czy podkręciła lub w jakikolwiek sposób zmieniła działanie ryżu – w każdym razie nie zaszkodziła, a całkiem możliwe, że trochę wspomogła.

Minusem jest to, że dość ciężko się jej pozbyć ze szczelin między klepkami parkietu, ale to znacznie mniejszy problem niż wilgoć.

6. Czyszczenie tłustych i przypalonych patelni i garnków

Och! W tej dyscyplinie przeprowadziłam naprawdę dokładne badania.

Trzy dni spędziłam mniej lub bardziej intensywnie na czyszczeniu piekarnika. Moczyłam, szorowałam, pryskałam, smarowałam, znowu moczyłam, znowu szorowałam… To samo równolegle robiłam z dwiema patelniami i czajnikiem.
Ostatecznie zwyciężyłam – ale chyba tylko siłą uporu. Ani mleczko, ani super-usuwający-tłuszcz środek do czyszczenia, ani – ku memu najwyższemu ma się rozumieć zdumieniu – soda nie wprowadziły żadnych spektakularnych zmian na lepsze:
przypalone resztki na spodzie skapitulowały w n-tej zalewie z wrzątku, a pozostałe powierzchnie tak zawzięcie szurałam, to gąbką, to szmatą, że chyba równie dobrze mogłabym nie dodawać tam żadnego środka i kontynuować szuranie… na pewno w końcu brud by odpuścił, choćby przez zażenowanie.

Dobrze poszło z czajnikiem, ale on był pokryty stosunkowo cienką warstwą kuchennego syfu.
Przypalonej patelni soda nawet nie ruszyła. Ani ocet, ani ocet z sodą, ani soda z octem (chociaż lubię jak syczy, więc przynajmniej walory rozrywkowe spełnia).
Na piekarniku nie zrobiła żadnego wrażenia.

7. Czyszczenie srebra

Działa. Prawie działa. Niezupełnie…
Tzn. działa, ale nie mam dziesięciu kilogramów rodzinnych sreber do polerowania, tylko biżuterię z drobnych elementów i średnio mi to wychodzi – ale może to kwestia nieumiejętnej aplikacji.

Może to brak wprawy, ale środek chemiczny czyści momentalnie, a sodą trzeba szorować.
Jest zdecydowanie lepsza od pasty do zębów.

8. Czyszczenie mebli i plam ze ścian

Nie wiem jak z meblami, bo niespecjalnie mam na czym wypróbować. Zrobiłam jedno podejście – szorowałam tył szafki z butami, za którą najwyraźniej wylało mi się trochę jeszcze płynnej galaretki ze świątecznego placka, ale nawet jej nie ruszyła, więc zdrapałam szpachelką i doszorowałam druciakiem.

Za to ze ścian jak najbardziej wywabia zabrudzenia – byle na sucho.
Z pewnością wiele zależy od farby. Te nowoczesne, bajeranckie nie wymagają szorowania, bo w większości nie przyjmują zabrudzeń. Zwykłe emulsje… cóż – plama zeszła ze ściany razem z kolorem.

9. Pranie z dodatkiem sody lub bez dodatku proszku

Mam mieszane uczucia. Czasem działa ładnie, innym razem nie widzę różnicy.
Będę wiedzieć na pewno za kilka-kilkadziesiąt miesięcy – mam parę ładnych, starych, białych obrusów. Uparcie próbuję je wyciągać na święta, ale przeważnie kończy się tym, że znowu je piorę, a  jak chcę użyć to okazuje się, że wychodzą na nich te charakterystyczne żółto-brązowe plamy po plamach, których tam na 100% nie było, kiedy wkładałam je do szuflady. Z wybielaczem się na nie nie zasadzę, bo bym nie zniosła, jakby mi wyjarał dziurę w 40-letnim lnie.
Nie, żebym miała jakieś bujne nadzieje, ale ostatnio próbowałam z sodą. Jeśli plamy tym razem nie wylezą, to zacznę chodzić po domach i nawracać na sodę.

10. Usuwanie smrodu cebuli z deski do krojenia

Udało się – pełen sukces.
Nie wiem, jak z innymi smrodami, bo inne rzeczy, które kroję niespecjalnie śmierdzą, a na pewno nie tak, żeby mi aż deska po tym trwale capiła, ale po kilkugodzinnym marynowaniu w sodzie (posypanie cienką warstwą i spryskanie wodą) zapach cebuli zniknął.
Ale plama po porzeczkach została…

11. Czyszczenie i odsmradzanie zaszczanego przez kota dywanu

Powiedzmy, że działa – bo zadziałało. Zamarynowałam jednocześnie spód i wierzch, a dywan wyszedł z tych zabiegów czyściutki, a kot jeszcze się nie skusił na ponowne korzystanie z roboczej kuwetki, ale to bardziej taka wisienka na torcie niż sensowne rozwiązanie, bo dywan wyniosłam na zewnątrz i polewałam szlauchem/szorowałam/polewałam przez dobre pół godziny.

Generalnie – jeśli już używam czegokolwiek, to używam sody. Kiedyś wydałam kupę kasy (chyba ponad pięć dych) na kilka butelek super-fancy-środków-do-czyszczenia nie swojego dywanu, który popisowo po całości zachlapałam sokiem z aronii i chu… niewiele to dało, tylko sobie nad tym popłakałam z rozpaczy i dostałam uczulenia na przedramionach. Soda przynajmniej jest tania (jak się kupuje w dużych workach, te saszetki po parę gramów to nie do sprzątania…).

W zeszłym roku, walcząc z inwazją pcheł na tereny mieszkalne wyczytałam, że soda odstrasza insekty. Nie odstraszyła. Ani pcheł, ani mrówek, które hasały sobie radośnie po kuchni, za nic mając groźby chemicznej eksterminacji.

12. Przepychanie rur sodą

Przy pierwszej próbie nie dało zupełnie nic. Dopiero po jakimś czasie uświadomiłam sobie, że zlew zapchał się bezpośrednio po tym, jak płukałam w nim gąbkę po myciu samochodu – gąbka była nie pierwszej młodości i skruszone fragmenty zaczopowały odpływ. Po zapchaniu kuchennego sporą garścią niedogotowanej soczewicy, zasypaniu sodą i zalaniu wrzątkiem obyło się bez rozkręcania, więc sposób jest ok.

13. Mycie nawoskowanych jabłek

Zasadniczo nie przepadam za jabłkami. Nie jadam, chyba że akurat wyciskam sok albo coś z nich piekę. Raz na rok-dwa miewam ochotę na jabłko poza sezonem, a przez ten ohydny wosk czy lakier (nie wiem, co to za cholerstwo), którym są pokryte robi mi się niedobrze już na etapie dotykania.

Ostatniemu zrobiłam peeling i dało się zjeść.

14. Gaszenie pożarów

Nigdy nie próbowałam.

Nie wiem, jak działa i czy działa, ale bardzo mi się podoba wizja osoby, która na widok płomieni pędzi po worek z sodą i zaczyna szczodrze posypywać nią płomienie.

(Świeczkę udało mi się ugasić!)

15. Pieczenie placków na sodzie

Na tym froncie mam najmniej sukcesów.
Nie wiem, czy z upływem czasu moje wspomnienia smakowe uległy zmianie, ale kiedyś bardzo mi smakowały – a teraz, chociaż wyglądają jak powinny, to smakują średnio.
Jestem prawie pewna, że to wina sody – bo te pieczone na tej z malutkich torebek były trochę lepsze od tych, na sodzie z dużego worka, ale to nadal nie to.

☙✿❀❁❧

Kliknij na serduszka, jeśli chcesz ocenić post.

Średnia ocen: 4 / 5. Wyniki: 1

Wiatr hula... Nikt jeszcze nie ocenił tego posta. Link do FB jest na dole - to malutkie "f" na środku stopki.

1 thought on “15 sposobów na wykorzystanie sody oczyszczonej

  1. “Nie wiem, jak z innymi smrodami(…)”

    Działa. Pod tym względem jest niezastąpiona. Jak się ojcu wylało coś smrodliwego na warsztacie i niczym nie dało się ruszyć, przyszłam, posypałam sodą i był spokój (a zapach był obłędny, nie jestem szczególnie wrażliwa, ale to zwalało z nóg i nie chciało wywietrzeć).

    Innym razem kupiłam piórnik, wybierałam, przebierałam, dorwałam ideał po długich bojach, przyjechał jakiś stęchły. Wiem z doświadczenia, że tego się nie da niczym ruszyć, już się wydaje, że się udało, ale wystarczy odrobina wilgoci żeby ten smrodek znów wypełzł. Ale byłam zdesperowana i bardzo mi zależało. Wymoczyłam w sodzie, wysuszyłam na słońcu – świeżutki.

    Dezodorant z sody stosuję od niedawna, tylko z olejem kokosowym, mąką i olejkami eterycznymi. Cud.

    Czasem dodaję też odrobinę do domowej pasty do zębów, ale dosłownie szczyptę, bo inaczej podrażnia na dłuższą metę.

    Na włosy nie miałam odwagi kłaść.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.