W czasie dwóch miesięcy korzystania z wordpress.com byłam głównie zadowolona ze współpracy, ale szlag trafiał mnie tyle razy, że – może trochę w myśl zasady “wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma” – zaczęłam (rzadkimi) momentami żałować, że jednak nie wybrałam czegoś innego.
Przez większość czasu jednak nie żałuję, ale już wiem, że chcę więcej.
(W kolejności odwrotnej do stopnia irytacji, jakie wzbudzają we mnie te utrudnienia)
1. Nieintuicyjny interfejs:
Za każdym razem znalezienie mniej oczywistych rzeczy – czyli np. mapy strony zajmowało mi minimum dwie minuty. Może to kwestia mojego indywidualnego ograniczenia, ale ilekroć czegoś szukam, muszę przelecieć przez kilkanaście opcji zanim wreszcie znajdę właściwą.
Część widocznych i łatwo dostępnych zakładek jest dla użytkownika darmowej opcji zupełnie zbędna:
? “Plan” – to opcje wykupienia abonamentów dających dostęp do większej przestrzeni dyskowej i możliwości wyłączenia reklam;
? “Referencje” – przydatne tylko dla osób, które prowadzą jakąś działalność, choćby twórczą – i to na skalę większą niż pisanie postów na blogu;
? “Domeny” – opcja wykupienia domeny (drogo!) dla tego jednego konkretnego bloga, więc nie rozumiem skąd i po co ta liczba mnoga;
? “Wtyczki” – nie mogę ani żadnej dodać ani wyłączyć, mogę sobie zerknąć – ale żeby np. sprawdzić, czy nie zdublowałam tagów muszę wejść w “ustawienia” -> “writing” -> “tagi”…
Większości z tych rzeczy użyłam raz lub nigdy. Te, których potrzebuję częściej są głębiej ukryte. No i drażni mnie ten nieirytujący błękit.
2. Komentarze są łatwo dostępne tylko ze starego kokpitu:
Stary kokpit dostępny tylko dla tych, którzy wiedzą, że coś takiego kiedyś istniało – ja trafiłam tam, sprawdzając co znaczy zapis “xx zmian” w opcji “stan” w ustawieniach posta.
Dzwoneczek w prawym górnym rogu wyświetla tylko kilka ostatnich aktywności – po przejechaniu na dół załadują się kolejne, ale z tego poziomu nie ma możliwości stwierdzenia, ile spamu zatrzymały zainstalowane automatycznie wtyczki.
Po co mi takie stwierdzenia? A bo…
3. Wbudowane wtyczki nie powstrzymują całego spamu:
W zeszłym tygodniu zaatakował mnie chiński bot reklamujący… ciężko powiedzieć co.
Wordpress.com ma całkiem sporo wbudowanych wtyczek, zaspokajających wszelkie podstawowe potrzeby użytkownika, ale skoro aż cztery takie komentarze przebiły się przez te zabezpieczenia, to coś tu chyba nie działa tak, jak powinno.
[A może to standard? Czy to się po prostu zdarza i każdy bloger sam sobie sprząta te śmieci i nie narzeka, a mnie jak zwykle coś nie pasuje?
Mogłabym oczywiście wyłączyć opcję anonimowego komentowania i prawdopodobnie to zrobię, jeśli problem się nasili, ale po tym wszystkim, co sama przeszłam z tymi przeklętymi komentarzami, chciałabym je mieć w miarę możliwości dostępne dla wszystkich ewentualnych chętnych bo wiem, jak samą mnie wkurzała niemożność wypowiedzenia się.]
Jest możliwość bronienia się przed botami spamującymi poprzez wpisanie na “czarną listę” najczęściej używanych przez nie zwrotów – ale boty bronią się przed tym kreatywnym podejściem do pisowni – wtedy wygląda to np. tak, jak na załączonym obrazku.
4. Brak możliwości pracy w trybie offline:
Co prawda przez większość dnia jestem podłączona do internetu jak do aparatury podtrzymującej życie, ale kręcę się w różnych miejscach, czasem internetu tam nie ma – jak akurat na coś czekam i mam ochotę zapisać parę zdań, to nie mogę, bo co kilka sekund przenosi mnie na górę posta, ku informacji alarmowej, ostrzegającej mnie, że zapisywanie wpisu się nie powiodło.
Na dobrą sprawę tyle w tym “wady” co i “zalety” – nie mam możliwości zadeklarowania, że mam świadomość braku internetu i chcę zaryzykować pisanie bez luksusu automatycznego zapisu co kilka-naście sekund, ale na pewno nie stracę “przypadkiem” godziny pisania po tym, jak nieświadomie zgubię internet i wyłączę przeglądarkę.
5. Brzydki system komentarzy i niemożność podłączenia disqusa:
Wściekałam się, że na blogspocie to możliwe a na wp.com nie można – ale na zdrowie mi wyszło, skoro wprowadzili przymusowe reklamy i obowiązek płacenia haraczu za możliwość dalszego korzystania z ich systemu bez reklam.
[Z jednej strony – ich prawo: stworzyli coś fajnego, ludziom się to spodobało, doszli do momentu w którym mogą zarobić na tym spore pieniądze – dlaczego nie?
Z drugiej – to nie fair wobec tych wszystkich którzy korzystali – ok, podobno byli uprzedzani, że to nastąpi, ale nie wiadomo było w jakiej formie + wycofanie się z tego i powrót do którejś z darmowych opcji równa się utracie możliwości wyświetlania wszystkich komentarzy pod postami (to nawet w przypadku małych blogów irytujące – wysilisz się, napiszesz, a potem to wszystko idzie w próżnię, bo ktoś coś przenosi i nie umie o nie zadbać – a w przypadku większych blogów i wartościowych, dajmy na to technicznych dyskusjach w komentarzach to duża strata).]
Chociaż… po zastanowieniu, spojrzeniu na ceny (120$ rocznie za luksus braku reklam w komentarzach) i kolejny punkt moich utyskiwań jestem gotowa stwierdzić, że system wordpressowy jednak mi się podoba…
6. Wyświetlają pod moimi postami reklamy, których ja nie widzę:
To, że je wyświetlają – normalna rzecz: dają mi możliwość pisania, publikowania, 5GB darmowej przestrzeni dyskowej na pliki, podstawowy i dość funkcjonalny zestaw wtyczek, zapewniają regularne aktualizacje – czyli oferują całkiem przyzwoite warunki za niewygórowaną cenę reklamy pod postami.
Ale JA ich nie widzę, nie mogę nic zrobić, żeby je zobaczyć – widzę tylko to:
Za jedyne 36$ mogę je wyłączyć na rok – ale nie mogę sprawdzić, czy nie reklamuję środków na potencję, kremów po których odpadają halluksy i środków owadobójczych do użytku domowego. Nie podoba mi się to.
7. Ograniczona liczba szablonów do wyboru:
Bardzo ograniczona. W tej chwili można wybierać z 165 darmowych szablonów. Nie brzmi źle, ale po odsianiu tych, stworzonych z myślą o klasycznych blogach-pamiętnikach i inspirowanych Instagramem portfolio zostaje około 10 takich, z których mogłabym coś wybrać i pasowałoby do zamysłu. Żaden mi się nie podoba i prawdopodobnie każdego to spotka – mimo różnych potrzeb i gustów.
Jakieś 60% z nich to podkładki pod klasyczne blogi – a i tak nie widzę wśród nich nic ładnego.
Na obrazku przykładowy szablon – Colinear – ani to ładne (marchewki oczywiście można wymienić), ani praktyczne: no bo co jest najważniejsze na blogu-pamiętniku? – treść i posty.
W przypadku bloga osoby piszącej o aranżacji ogrodów nawigacja jest bardzo istotna, bo czytelnik po zapoznaniu się z życiem i twórczością turkucia podjadka chętnie poczyta o naturalnych metodach walki ze szkodnikami (jeśli je znajdzie).
Jak czytam czyjś blog-pamiętnik, to mam głęboko gdzieś te wszystkie bajery, które zajmują tu połowę szpalty – interesuje mnie treść, treść i treść – dopiero w dalszej kolejności rozglądam się za kategoriami i całą resztą: miło jeśli są widoczne, ale żeby pół szpalty?
Przecież to się do niczego nie nadaje – pewnie dlatego jest za darmo.
Płatne szablony to od 40$ w górę. Darmowych dostępnych w sieci wgrać nie można.
8. Brak możliwości edytowania html:
Może to i dobrze – im mniej gmeram, tym mniej mogę zepsuć – ale to doprowadza mnie do szału. Świadomość, że nawet gdybym się za to zabrała, to mogłabym nie podołać wprowadzaniem zmian tak, żeby nic się nie rozjeżdżało w smartfonie nie pomaga.
Chciałabym móc dodać w pasku menu na górze kategorie – nie mogę tego zrobić, ktoś się uparł, że tylko STRONY mogą być nadrzędne.
Chciałabym móc ustawić w “innych postach” na dole strony wyłącznie posty z tej samej kategorii – nie mogę, za to mam wrażenie, że w kółko poleca tam ciągle jeden i ten sam post.
Na innych platformach istnieje taka opcja.
Na wordpress.com mogę tylko:
? zmienić tytuł strony;
? zmienić podpis pod tytułem;
? wybrać spośród kilku zestawów kolorów, które ktoś uznał za stosowne dla tego konkretnego szablonu (od lewej: pasek pod tytułem; tytuły postów etc.; linki);
? zmienić obrazek nagłówka;
? dodać menu – dowolną ilość, w dowolnym miejscu, ale nadrzędną wartością musi być strona, nie mogę zrobić paska z nagłówkami kategorii);
? wstawić w określonych przez twórcę szablonu miejscach okienka z fb, twittera, tekst, dodatkowe guziczki, muzyczkę;
? ustawić statyczną stronę główną – blog będzie się otwierał na niej, nie na postach.
Denerwuje mnie też brak możliwości wyłączenia nagłówka.
Po co mi ten obrazek. No po co? Tylko miejsce zajmuje i postów nie widać.
Dodaję ilustracje do postów, więc równie dobrze to one mogłyby odgrywać główną rolę – ale nie!; na górze musi coś być, w niektórych motywach (szablonach) zajmuje to CAŁĄ przestrzeń wyświetlającej się w przeglądarce strony, również w postach. Cóż za nagłówek może być AŻ TAK istotny, by całkowicie przysłaniać nim tekst?
Nie kojarzę żadnej chętnie odwiedzanej, popularnej strony, która by coś takiego praktykowała, to tylko utrudnia odbiór.
Jakby te motywy tworzyła osoba, która sama w ogóle nie korzysta ze stron internetowych…
W efekcie zamiast skupiać się na treści ubolewam nad formą. Nie powinno tak być.
9. Ograniczone możliwości wbudowanego edytora tekstu:
?Zmiana wielkości czcionek nie wchodzi w rachubę.
Wyszło mi na dobre, bo dałam sobie (trochę) na wstrzymanie z szaleństwami w postach i przyzwyczaiłam się do używania nagłówków (MS Word nie zdołał mnie do tego przekonać przez lata).
Ale
nie mogę
zrobić
czegoś
takiego.
Tzn. jak udowodnił przykład powyżej: teoretycznie mogę – jak zacznę się bawić w ręczne wpisywanie “span style=”font-size: x-large;” ale to męczące.
Poza tym kilka razy miałam ochotę tego użyć, a nie wiedziałam ani jak, ani że można to zrobić.
?Na dodatek żeby pogrzebać w html posta trzeba za każdym razem jechać na górę strony, a potem zjeżdżać w dół.
Nie brzmi jakby wymagało szczególnie wielkiego zaangażowania, ale już przy próbach zrobienia dwóch banalnych rzeczy trzeba latać w górę i w dół żeby znów znaleźć się w miejscu, w którym przyszła ochota na jakieś szalone edycje.
Jak np. zmiana szerokości tabeli – szukanie właściwego miejsca we wpisie o pielęgnacji włosów było morderczym wyzwaniem.
? Brak możliwości kolorowania tekstu w satysfakcjonującym mnie stopniu.
Mam – MAM irytującą (i mnie samą) skłonność do robienia z tekstu dyskoteki, ale są (rzadkie) okazje, kiedy coś takiego naprawdę mogłoby się przydać i wizualnie ułatwiło odbiór. Tzn.:
Albo irytujące tło pod tekstem.
Trudno powiedzieć, czy którakolwiek z tych rzeczy była mi faktycznie AŻ TAK albo w ogóle potrzebna – samymi nagłówkami i kolorami można wszystko uporządkować, ale i tak drażni mnie to, że mam do nich utrudniony dostęp.
10. Najbardziej wkurzającą rzeczą jest dziura w systemie komentarzy:
A dokładniej niemożność komentowania na blogspocie.
W obrębie serwisu jest dobrze – skomentuję coś u kogoś – dostanę nieirytujące powiadomienie, że ten ktoś odpowiedział: idealnie.
Problem pojawia się na bloggerze – który zapewnia, że jak najbardziej można dodawać komentarze z konta wordpress.
W praktyce nie można – nie da się. Zrobiłam chyba wszystko, co mogłam – pisałam do supportu w obu serwisach, pytałam na blogach i forach, nie dowiedziałam się niczego poza tym, że ten “problem” dotyka czytelników blogspotowych (bloggerowych) blogów z kontami wordpress od 2012 roku i zdaje się, że nikt nie znalazł rozwiązania.
Nie wierzę, by tak wielki serwis nie był w stanie rozwiązać błędu oprogramowania przez pięć lat – skoro go mają, to prawdopodobnie dlatego, że chcą go mieć. Ale to jednak JEST problem dla osób, które chcą sobie swobodnie wchodzić w interakcje z innymi blogerami. Większość blogów jest właśnie na blogspocie – większość komentarzy, które miałam ochotę dodać było na blogspocie = większości z nich nie napisałam, lub napisałam nie w takiej formie, na jaką miałam ochotę zanim sfrustrowałam się nierówną walką z tymi bzdurami.
No i – żeby było śmieszniej – płatne wordpressy (.org) wydają się nie mieć problemów z komentowaniem.
Wydają = nie mam pewności, nie wiem czy na tym polega ta zależność; tyle tylko, że wszystkie osoby, które nie miały problemów miały .org, a komentarza z konta wp na blogspocie chyba jeszcze nie uświadczyłam – może to przypadek.
Nie żeby mi aż tak strasznie bardzo zależało na tym komentowaniu, ale moja frustracja rośnie wprost proporcjonalnie do czasu, bo za każdym razem chamy obiecują mi w opcjach, że “mogę” sobie wybrać logowanie z openID albo wordpress – ale jak wybieram, to okazuje się, że takiegooo wała, NIE ZALOGUJESZ!
Skoro się nie da, to niech mówią, że się nie da – tak, jak pomniejsze platformy mówią – a nie wciska kit, że można, oczywiście, błędzik taki drobny się wkradł i trzyma piąty rok.
Nie miałabym z tym problemu, gdyby było jasno napisane: nie ma możliwości komentowania na blogspocie z konta wordpress.
Nie można, to nie można. Mnóstwo serwisów tego nie umożliwia i zamyka swoich użytkowników w niewielkich enklawach, składających się z innych użytkowników tego samego serwisu i ich własnych czytelników, którzy jakimś cudem ich znajdą – i to takich dość zawziętych, by założyć sobie na tym serwisie konto, by móc komentować.
Ale jest napisane, że mogę. Ba! – mam do wyboru trzy opcje, które teoretycznie powinny mnie do tego prowadzić. Ale nie!
Jak bym nie kombinowała – zawsze to samo: