Mroczna Pollyanna, po trupach ku pocieszeniu

5
(1)

Przepadam za literaturą pensjonarską z końca XIX i początków XX wieku, wychowałam się na niej. Większość tych powieści ma pozytywny wydźwięk – jakby przymknąć oko na śmierć, ból, biedę, ograniczenia, choroby i parę innych drobiazgów, to można spokojnie stwierdzić, że wręcz ociekają optymizmem.

mroczna-polyanna (3)Pollyanna była… zawsze mam wrażenie, że dość wierną kopią Ani (z Zielonego Wzgórza) Shirley, bo ich postaci i historie są niesamowicie podobne – i to nawet biorąc poprawkę na to, jak wdzięcznym i lubianym przez pisarzy tematem są małe, bezradne sierotki, same, w złym, wielkim świecie, który dla nich okazuje się całkiem sympatyczny.
Ale mniejsza o detale.

Pollyanna była dziewczynką, która mimo spadających na nią nieszczęść i przykrości starała się dostrzegać pozytywne strony każdej, nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji, a swoim radosnym nastawieniem zarażała całe swoje otoczenie.

Entuzjaści pozytywnego programowania mnożą się jak chwasty po deszczu.

Mam wrażenie, że są wszędzie – początkowo zakładałam, że tylko mi się wydaje, że to złudzenie, które pojawiło się dlatego, że wolę negatywy – pesymizm, nihilizm, turpizm i iskierkę nadziei, która w powalającej większości przypadków tylko pogarsza sprawę.

Ale nie! Oni naprawdę SĄ WSZĘDZIE.

I w żadnym wypadku nie wyznają filozofii Pollyanny. Mają własną, którą – z braku pojęcia o fachowych określeniach – zwykłam w myślach nazywać “mroczną Pollyanną”.

Lubię swoje smęty, lubię smęty swoich znajomych – jest fajnie, póki na horyzoncie nie pojawi się taki wesołek, który sprawia, że czuję się, jakby mi słoń usiadł na klatce piersiowej. Rzadko spotykam radosnych ludzi – ale to jest zupełnie inne uczucie, patrzenie na takiego głupka wariata, który tak bardzo się z czegoś cieszy, że niemal w środku podskakuje jest zaraźliwe i przyjemne, aż mam ochotę pocieszyć się trochę razem z nimi.
Specjalistów od pozytywnego myślenia mam ochotę strzelić obślinioną kulką z długopisu prosto w nos.

Ich wizja tzw. pozytywnego nastawienia opiera się mocno na radości z cudzego nieszczęścia.

mroczna-polyanna (2)Oczywiście nie nazywają tego “radością”. Mówienie wprost nie jest dość pozytywne!

Sugerują poprawianie sobie humoru poprzez przyglądanie się cudzemu nieszczęściu: umierające z głodu i pragnienia dzieci w Afryce są równie skuteczne jak zamęczone przez jakichś psycholi zwierzątka czy samotne staruszki.
Spójrzcie na nie! Zobaczcie jakie są nieszczęśliwe! Pomyślcie o tym, że macie lepiej i bądźcie szczęśliwi!
Swoistym przebojem jest oczywiście:

HOSPICJUM

chodakowska
Screen z facebooka

Święty Graal pozytywnego myślenia. To tam warto się przejść i dobrze przyjrzeć!

Nieco delikatniejszą wersję zaproponowała swoim fankom w zeszłym roku Ewa Chodakowska.
Nie znam kobiety, podobno robi dużo dobrego i pozytywnie nastraja do działania, ale…

ALE.

Ale czy pozytywne nastawienie jednych jest warte krzywdy drugich?

Pewnie miała dobre intencje – bo niby czemu miałaby mieć złe?

W tamtym momencie miała zdrowo ponad półtora miliona fanów na facebooku. 14.000 osób polubiło post, ponad 800 skomentowało, niemal 400 razy ponownie udostępniono…

Nie wierzę, by ŻADNA, ale to ŻADNA fanka spośród tego półtora miliona nie potraktowała je słów dosłownie.

Może, gdybym nie miała dostępu do internetu, była młodsza i mniej upierdliwa, to uwierzyłabym, że – no, nic wielkiego: Ewa Chodakowska radzi fankom, żeby nie marnowały czasu, wzięły się do roboty i żyły pełnią życia już teraz, zamiast pogrążać się w złych myślach – ale widziałam to już tyle razy, że zostałam brutalnie pozbawiona luksusu wiary w dobre intencje.

Nawet jeśli miała je Ewa – pewnie miała – to i tak przyłączyła się do odrażającego trendu, na fali którego jacyś chorzy na umyśle ludzie wykorzystują cudze choroby, cierpienie i śmierć do poprawienia sobie samopoczucia.

HOSPICJUM. Dosłownie “wycieczka” HOSPICJUM bywa dość często serwowaną radą dla ludzi, którzy nie radzą sobie z własnymi problemami, są przygnębieni, potencjalnie bliscy, lub już pochłonięci przez depresję są wysyłani do HOSPICJUM na “wycieczkę” i obejrzenie nieuleczalnie chorych ludzi w stanie bardzo złym lub agonalnym, żeby:

mroczna-polyanna (1)⚫ poprawić sobie samopoczucie;
⚫ docenić własne szczęście;
⚫ zobaczyć, że inni mają gorzej;
⚫ przestać się mazać;
⚫ wziąć się w garść;
⚫ zrobić coś pożytecznego dla świata.

Pomijając już, że to przepis na tragedię – bo jeśli osoba która nie daj Boże mogłaby skorzystać z tych “rad” miała poważne problemy ze znalezieniem sił i nadziei najprawdopodobniej pozbędzie się nawet ich resztek po zażyciu intensywnego kontaktu z taką ilością bólu…

Pomijając jak obrzydliwa jest wizja napatrzenia się na czyjś ból i wyskoczenia z pomysłem, że to pokrzepiające, że niektórzy mają gorzej…

Pomijając i to, że prawdopodobnie ostatnią rzeczą na którą cierpiący człowiek ma ochotę to stadko tępo gapiących się na niego, przypadkowych pajaców, którzy przyszli sobie zaczerpnąć siły i motywacji do życia, pracy, zaakceptowania migren czy zrzucenia nadprogramowego tłuszczu z tyłka…

Pomijając to wszystko – to są jakieś bezmyślne tłuki, które naprawdę cieszą się cudzym cierpieniem.

Chłopak Cię rzucił? – idź do hospicjum.
Zostałaś sama na święta – idź do hospicjum.
Źle się czujesz i nie masz na nic siły – idź do hospicjum!

Dopiero tam zobaczysz, czym jest prawdziwe cierpienie i wszystkie Twoje bzdurne problemy przestaną mieć znaczenie, staną się taaakie malutkie.

Może to i dobra rada – pod warunkiem, że jej odbiorca ma uczucia w zaniku, emocje na wymarciu i empatię kamienia – jeśli tak, to może faktycznie pomoże.

Oczywiście wizyta w hospicjum nie jest jedynym genialnym pomysłem niedorobionych psychologów. Możliwości jest mnóstwo.

Moim osobistym topem są grube baby, które jakimś cudem dochrapały się do jakiejś rozpoznawalności, może nawet popularności – i udzielają wywiadów, w których chętnie opowiadają o miłości do swojego ciała, akceptacji etc. – a potem chudną i udzielają kolejnej porcji wywiadów – w których jeszcze chętniej opowiadają o tym, jak koszmarnie się czuły, jak się sobą brzydziły, jak nie miały ochoty wstać z łóżka…
Wspaniale, że odnalazły szczęście i zaakceptowały swoje ciała – szkoda tylko, że najpierw okłamały wszystkie swoje ewentualne fanki a potem chcąc nie chcąc podsunęły im morał, który mówi, że nie liczy się absolutnie nic poza wyglądem.

Mogły nie przewidzieć, mogły nie pomyśleć – ich prawo, może mówiły co im ślina na język przyniesie, może miały jeszcze inne problemy, z którymi musiały sobie radzić… może.

Ale  media jako takie problemów z samooceną nie mają.

Z moralnością też nie – tak jak ja nie mam problemów z jachtem i willą w Los Angeles.

Idą jeszcze dalej – klecą naprędce jakieś chore artykuliki w których “opowiadają” historie osób, których wygląd zewnętrzny w znacznym stopniu różni się od tzw. “standardowego” – czy to niepełnosprawność, czy niedowaga, czy jakaś choroba, nadmierne owłosienie, albinizm…

mroczna-polyanna (4)Zaczynają od przedstawienia tych ludzi jako dziwaków, a potem serwują łzawą historyjkę o tym, że brak akceptacji, wyzwiska i agresja doprowadziły tego i tego człowieka do odnalezienia wewnętrznej siły i swojej drogi w życiu.

No to hulaj dusza, piekła nie ma – jak zwyzywam i opluję jakieś dziwadło, to nie tylko mnie się nastrój poprawi, ale i ono sobie dzięki temu życie ułoży!

Szkoda, że nie wspominają ilu ludzi takie traktowanie mniej lub bardziej okrężną drogą zaprowadziło na cmentarz – albo zamknęło w domach, żeby przypadkiem nie razić oczu wrażliwych przechodniów swoim widokiem.

Dostrzeganie w złych rzeczach jakiejś nadziei, jakichś pozytywów, drogi wyjścia – to jedno – Pollyanna basic.
Robienie złych rzeczy i wymyślanie sobie jakichś możliwych (mało prawdopodobnych) pozytywnych konsekwencji, podłość i agresja pod płaszczykiem jakiejś zwyrodniałej “troski” i fałszywej życzliwości – Pollyanna mroczna.

Ludzie pozbawieni wyobraźni w ogóle nie powinni się zabierać za gloryfikowanie “pozytywnego myślenia”, bo to prawie zawsze jest złe.

A jednak się zabierają! Masowo! Trenerzy personalni po trzytygodniowym kursie, optymiści-sadyści i całe stada wesołych, pozytywnie zakręconych szaleńców, gotowych zakładać, że skoro im codzienne picie smoothie i poranna gimnastyka pomogły odzyskać energię i witalność, to z całą pewnością uleczą też AIDS, schizofrenię i raka.
I nie, nie, nie – żadnego “oprócz” – czas odstawić leki i golnąć sobie szpinaku z marchewką, bo tylko prawdziwa wiara i pozytywne myślenie mogą uzdrowić człowieka!

A jak ktoś im uwierzy, w to uwierzy i zaszkodzi sobie bardzo – 0% odpowiedzialności po ich stronie, przecież chcieli dobrze. Pewnie ich wiara nie była zbyt silna!

dark-pollyannaPrzecież to się ani odrobinę nie różni od wkładania Rozalki do pieca na dwie zdrowaśki.

To aż tak nieoczywiste?
Czy normalne?
Czy po prostu nikomu nie przeszkadza?

Pozytywne myślenie – super. Jak ktoś lubi, jak mu pasuje – oczywiście.
Ale żeby każdym kosztem?
Żeby po trupach? – i to w skrajnych przypadkach dosłownie po trupach ku pokrzepieniu?

☙✿❀❁❧

Kliknij na serduszka, jeśli chcesz ocenić post.

Średnia ocen: 5 / 5. Wyniki: 1

Wiatr hula... Nikt jeszcze nie ocenił tego posta. Link do FB jest na dole - to malutkie "f" na środku stopki.

1 thought on “Mroczna Pollyanna, po trupach ku pocieszeniu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.