Porozmawiajmy o seksie, ośmieszmy się i kręćmy w kółko…

4
(1)

Nie umiem pisać o seksie, po prostu nie umiem – chyba dlatego uparłam się, że właśnie to będę robić.
Są tematy, który bardzo bardzo chciałabym poruszyć, ale nie jestem (jeszcze?) gotowa by o tym pisać; może przyjdzie z czasem – jeśli nie, to przynajmniej będę wiedzieć, że próbowałam (a świadomość, że poległam będzie bardzo niekomfortowa).

Od czego by tu zacząć… nie mam pojęcia.

porozmawiajmy-o-seksie[Celem na dziś jest napisanie wstępu do serii wpisów, których nie chcę zaśmiecać zbyt wieloma dygresjami – dodaję go teraz, choć pewnie miałby więcej sensu, gdybym napisała go dopiero PO zrealizowaniu tematów, które chcę poruszyć – wiedząc, z czym mi się udało, a z czym nie; zapewne w takim układzie miałoby to więcej sensu, ale jednocześnie wiązałoby się z ryzykiem ciągłych wciskania tych bzdurek w posty, które wolałabym poświęcić konkretom.]

A zatem…

Swego czasu trafiłam na bloga, przeczytałam jakiś wpis, średnio zgadzałam się z autorem, ale miałam ochotę coś odpowiedzieć… ale zanim to zrobiłam, zerknęłam na kilka innych jego wpisów, dokumentujących bujne życie erotyczne, opisanych w żenujący, miejscami wręcz obleśny sposób.

To było dość dawno, przed tą dość długą przerwą w przeglądaniu blogów – nie pamiętam, kto był jego autorem, jak tam trafiłam, ani czego dotyczył ten pierwszy wpis… ale zapamiętałam niesmak, jaki we mnie wzbudził i błyskawicznie rozkwitającą niechęć, która sprawiła, że natychmiast straciłam ochotę na jakiekolwiek dyskusje z tym osobnikiem i uciekłam stamtąd z mocnym postanowieniem, że już nigdy tam nie wrócę.

Nie wróciłam. Potem trafiały się jeszcze jakieś inne, reagowałam zawsze tak samo. Nie dlatego, że ich autorzy skupiali się na seksie – dlatego, że styl w jakim to robili był dla mnie odpychający albo jak wydarty z innej planety; albo jedno i drugie.
To specyfika tematu? Upodobanie dla innej stylistyki?

Też zafunduję komuś takie nieprzyjemne doznania, kiedy zacznę o tym pisać?

Mam nadzieję. Jeszcze by tego brakowało, żebym dostarczała przyjemnych.
Miałam mieszane uczucia pisząc o garść rozważań o biseksualizmie – szło mi to tak opornie i sprawiało tak sztuczne wrażenie (przynajmniej na mnie, z perspektywy osoby piszącej i spoglądającej z przerażeniem na to, co już napisała), że średnio po każdym kolejnym zdaniu miałam ochotę skasować to w czorty i zabrać się za inny temat, z którym nie będzie mi aż tak trudno wycisnąć z siebie każde kolejne słowo.

Pisanie bloga chyba nie tak powinno wyglądać…

porozmawiajmy-o-seksieOczywiście nie wiem, jak “powinno”, ani czy w ogóle jest jakieś “powinno”.
Nie wiem co i jak robią inni, ale przez ten rok, który minął od założenia bloga do napisania pierwszej notki towarzyszyło mi wrażenie, że jakby wena miała przyjść to by przyszła i w pewnym momencie pognała mnie w kierunku edytora, gdzie sruuu… – szybko trzasnęłabym ładny, składny artykulik, opublikowała i pognała na miasto w poszukiwaniu nowych inspiracji jak nie przymierzając Carrie Bradshaw w “Seksie…(nie oglądałam tego serialu zbyt dokładnie, ale najwyraźniej widziałam dość, by nabawić się przekonania, że mniej więcej tak to powinno wyglądać – zdaje się, że nie ja jedna, bo swego czasu widziałam memy “pisanie Carrie vs. rzeczywistość”).

Tymczasem na planecie Ziemia nic się nie dzieje…

A nawet jak już zaczęło się dziać, to w bólach.
Z prędkością dogorywającego, kulawego ślimaka.
Do tego dziesięć razy bardziej opornie niż na inne tematy (już raz użalałam się w tej sprawie, o tutaj i mam nadzieję więcej tego nie robić) .

Mam trochę szkiców, jeszcze więcej pomysłów i nawet wizję tego, do czego zmierzam – niestety ona zakłada, że o jednym czy drugim powinnam napisać zanim zabiorę się za trzecie czy czwarte… ale jak próbuję się za to zabrać, to blokuje mnie świadomość, że najprawdopodobniej właśnie się ośmieszam, a w ogóle to nadaję się do tego jak świnia do karety.

Ale nic to. I tak spróbuję, bo co mam do stracenia?
(Poza ewentualną wiarygodnością, sympatią, moralnym prawem do zabierania głosu w pewnych sprawach, przy odrobinie nieszczęścia i jak coś spitolę może uda mi się naruszyć prywatność osób, które sobie tego nie życzą… bardzo niewiele).

Czytanie o seksie w internecie kilkukrotnie wpędziło mnie w stany głębokiego zwątpienia we własną tożsamość.

Na początek dorobiłam się wrażenia, że mój seks jest chyba najnudniejszy na świecie (ojej, ja nie robię tych wszystkich rzeczy, które inni oposuą).
homofobia-lgbt (2)Potem zwątpiłam w biseksualizm (co to za biseksualizm, skoro mam zerową ochotę na trójkąta z misiem i inną kobietą?).
W międzyczasie zaczęłam podejrzewać nieuświadomione lesbijstwo (skoro w życiu się nawet nie otarłam o TAKĄ ekscytację samym widokiem penisa, jak to się w pewnych kręgach utarło standardem).
Zrozumiałam, że mam libido zgniłego kartofla (bo praktycznie nie miewam fantazji seksualnych, a mimo wszystko jednak w dobrym tonie jest jakieś mieć, najlepiej liczne i bujne).

I że generalnie jestem nudną, przechodzoną kłodą bez temperamentu, pomysłowości i zaangażowania.

Właściwie mi to pasuje. Nie sądzę, by moja pisanina miała szansę to zmienić, a określenie tego stanu rzeczy zdejmuje z barków prawie całą tę presję, która wcześniej gnała mnie w kierunku idiotycznych rozważań nad tym, jak wypadam na tym czy innym tle.

Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie… a chyba nie ma.
Może nawet więcej – w ramach korzystania z tego, czym dysponuję będę mogła zaproponować jakże unikalną perspektywę przechodzonej kłody.

Dlaczego tak ciężko pisze się o seksie?

Nie – nie mam wrażenia obecności hamującego swobodę wypowiedzi tabu (na wszelki wypadek poszłam sprawdzić, czy aby na pewno nie mylę znaczenia tego słowa).
Za wikipedią:

Tabu – (…) głęboki i fundamentalny zakaz kulturowy, którego złamanie powoduje spontaniczną i niejednokrotnie gwałtowną reakcję ze strony ogółu przedstawicieli tej kultury, gdyż jest przez nich odbierane jako zamach na całą strukturę tej kultury i jej integralność, a więc jako zagrożenie dla dalszego istnienia danego społeczeństwa. 

Chyba żadne z powyższych nie jest adekwatne.
W naszej kulturze nie ma zakazu kulturowego – jest nieumiejętność.
Gwałtownych reakcji brak – choć wciąż cieplej przyjmujemy historie “z pamiętnika przestępcy seksualnego” niż rozmowy o seksie.
Zamach na strukturę kultury – nie sądzę.
Zagrożenie dla dalszego istnienia społeczeństwa – też nie; nawet jeśli co wrażliwsze jednostki  chętnie dopatrują się armagedonu w wizji wprowadzenia edukacji seksualnej do szkół opanierowania kwiatu tego narodu w zepsuciu i spermie homoseksualistów, to jednak większość problemu nie widzi (co wnoszę po częstości występowania słowa “seks” w prasie kolorowej i nagłówkach portali internetowych – gdyby się nie sprzedawało i budziło zgorszenie, to zastąpiłyby go porady odnośnie cerowania skarpet).

Zatem nie chodzi o tabu!

porozmawiajmy-seks
Fragmenty kadrów z “Our Song” Taylor Swift

Temat seksu jest tak ekstremalnie przegadany i zakłamany, że można się dorobić migren – a przy tym poziomie przesytu bzdurnymi treściami okazjonalnie mam ochotę wyszorować się drucianą szczotką po przeczytaniu artykułu w typie “Dlaczego udawanie orgazmu może uratować Twój związek?”.

Wydaje mi się, że problemem jest jakiś dziwny stan post-tabu, w którym wiele osób czuje potrzebę podkreślenia, że absolutnie mu się nie poddają, ale jak już zaczynają mówić, to zalewają słuchaczy fantazjami i zasłyszanymi mądrościami, których nawet nie poddali w wątpliwość – i że to przez to większość tych debat przypomina dreptanie w miejscu.

Nie pamiętam, ale nie sądzę, by udało mi się tego uniknąć. Ba! – pewnie osiągnęłam nieznane poziomy żenady, bo oprócz tego wszystkiego, w co wpycha ludzi niewiedza i medialne trendy jest jeszcze (prawdopodobnie nie-mylne) poczucie, że brzmię tak nienaturalnie, jak tylko się da, bo jakiś wewnętrzny głos przeważnie powtarza mi “przemilcz, głupia” – a potem i tak się odzywam.

No cóż – skoro nie umiem, a chcę to najwyższy czas się nauczyć.

 

☙✿❀❁❧

Kliknij na serduszka, jeśli chcesz ocenić post.

Średnia ocen: 4 / 5. Wyniki: 1

Wiatr hula... Nikt jeszcze nie ocenił tego posta. Link do FB jest na dole - to malutkie "f" na środku stopki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.