Marnowanie jedzenia – sposoby na ograniczenie i unikanie problemu

5
(1)

Wyrosłam w przekonaniu, że pod żadnym pozorem nie można sobie pozwolić na marnowanie jedzenia, “bo dziś jest, a jutro może nie być”. Niezupełnie mnie to przekonało, bo miałam do czynienia z kilkoma ekstremalnymi przypadkami, które wolały zjeść coś ewidentnie zepsutego i się rozchorować niż wyrzucić cokolwiek – aż taką entuzjastką nie jestem. 

Jak nie marnować jedzenia? Marnowanie jedzenia. Rozsądne przechowywanie produktów, wekowanie owoców, zero waste, jak uniknąć psucia się produktów, co zrobić, żeby jedzenie się nie marnowało, jak radzić sobie z kuchnią?

Rzadko coś mi się psuje, ale jak już się zepsuje i nie znajduję dla tego żadnego zastosowania, to wyrzucam z ulgą, że nie muszę tego jeść. Poza tym wylizuję kubki po jogurtach (żeby nie trzeba ich było myć przed włożeniem do kosza i kiwać się nad każdym z dylematem: zmarnować wodę na kubek po jogurcie, czy wpakować to do niesortowanych i zabijać planetę), rozkrawam butelki po keczupie, wlewam trochę wody do woreczka z kończącymi się przyprawami – żeby jednak wylądowały w zupie a nie w koszu… i stosuję całe mnóstwo innych zabiegów, żeby możliwie jak najmniej rzeczy się marnowało.

Nie wiem, w jaki sposób miałoby mi to pomóc w momencie, kiedy jedzenia nagle zabraknie. Może na tej zasadzie, że będę mogła sobie pomyśleć “no, przynajmniej kiedyś jak miałam to go nie marnowałam“?
Nie mam wrażenia, by mogłoby to być w jakimkolwiek stopniu pocieszające, ale może chodzi po prostu o uniknięcie dodatkowego zgnębienia.

No, mniejsza o to. Utnę to zanim odpłynę w temat głodu na świecie – zwłaszcza, że na co dzień przyświecają mi bardziej prymitywne motywy: nie chcę wydawać pieniędzy bez sensu i nosić ciężkich worków ze śmieciami. Tylko tyle.

Jeśli ktoś zastanawia się nad tym, jak wyeliminować marnowanie jedzenia, to na początek sugerowałabym pogodzenie się z tym, że wszystkiego nie da się przewidzieć.

Marnowanie jedzenia to problem, ale są sposoby, dzięki którym można sobie z nim poradzić.

Mam okresy, kiedy piję mleko jak szalona, nawet po dwa litry dziennie. Trwa to przez tydzień-dwa, po czym zupełnie tracę ochotę na trzy miesiące. Kiedyś była taka zabawna sytuacja z konkubentem – dzwonił, pytał co kupić, odpowiadałam, że “nic, nie wiem, może mleko” – akurat trwał okres intensywnego picia. Jako, że z tych rozmów nic nie wynikało, po kilku razach przestał dzwonić, po prostu przynosił mleko, wkładał do lodówki… zdążył zgromadzić kilkanaście litrów zanim zorientował się, że ja już nie piję, a ja, że on nadal kupuje.
Wyszło z tego naprawdę dużo naleśników.

Jeszcze idiotyczniejsza jest kwestia chleba: mamy w pobliżu jedną piekarnię w której mają naprawdę dobry chleb. “W pobliżu” nie jest na tyle blisko, by biegać tam za potrzebą, a kupowanie innych chlebów kończyło się tym, że w ogóle nie zostały zjedzone. Stanęło na tym, że będzie tam jeździł raz w tygodniu i kupował zapas na kolejne dni. Brał trzy albo cztery i nigdy nie była to właściwa ilość: jak kupił trzy, to trzeciego dnia były już zjedzone – jak kupił cztery, to po tygodniu męczyliśmy drugi bochenek (i tak na zmianę, jak te debile – jak się nie zjadło, to kupował mniej i zjadło się natychmiast, jak zjadło się natychmiast, to po czterech dniach bez chleba kupował więcej… i nagle żadne z nas nie miało ochoty na chleb).

Czasem kupi się czegoś za dużo. Czasem nie zdąży się czegoś zjeść na czas – to nie koniec świata, a do pewnego momentu sytuację da się jeszcze opanować.

Jak ograniczyć marnowanie jedzenia?

Największą pomocą służą mi: pojemniki próżniowe, zamrażalnik i (w ostateczności) goście – ale po kolei:

ZAWSZE robię zapasy. ZAWSZE. Zwariowałabym, gdybym miała biegać do sklepu po kolejne kilo mąki – kupuję ryzami po 10 kilo. Płatki owsiane/żytnie też. Ksylitolu tak max 3 kilo, bo jest dość drogi a nie potrzebuję większych ilości na hurra, a to i tak jest zapas na 3-4 miesiące. Kaszy gryczanej i soczewicy też przeważnie mam po kilka kilo.

To by było na tyle jeśli chodzi o mój zestaw obowiązkowy. Nie ma w nim makaronów, bo ich nie znoszę – ale to są produkty, co do których mam 99% pewność, że będę po nie sięgać.

Jak nie marnować jedzenia? Rozsądne przechowywanie produktów, wekowanie owoców, zero waste, jak uniknąć psucia się produktów, co zrobić, żeby jedzenie się nie marnowało, jak radzić sobie z kuchnią? marnowanie jedzenia a codzienność.

Wychowałam się na wsi, zawsze robiło się zapasy na zimę, poza tym do sklepu było daleko i jak już trafiała się możliwość zrobienia zakupów, to często były ponad miesięczne albo i kilkumiesięczne zapasy. Przyzwyczaiłam się do funkcjonowania na takich zasadach: z jabłkami, ziemniakami i cebulą w piwnicy, z dżemami w spiżarni i koprem w zamrażalniku; ze świadomością, że w każdym momencie mogę wziąć dowolną rzecz i zrobić z niej obiad. I przeważnie tak robię – wizyta w sklepie to albo uzupełnianie zapasów z listą, albo spacer zwieńczony nie kupieniem niczego.
Dom był pełen żarcia i gotowy na kilkutygodniowe oblężenie, a żadne marnowanie jedzenia nie wchodziło w grę.

Ciężko było mi się przestawić do życia w warunkach klaustrofobicznej, miejskiej kuchni, a gotować dla jednej osoby zupełnie nie umiem – doszłam do etapu w którym żrę owsiankę, albo co tam się trafi i nie zgrzyta w zębach zbyt mocno bez gotowania.

Zrobiłam kompilację – standardowo umieszczając na niej to, co okazało się w ten czy inny sposób użyteczne dla mnie (a więc z pominięciem tych reguł, to których nie chcę, nie umiem lub nie próbowałam się dostosować).

1. Jeśli z jakichś względów okazuje się, że coś zostało niezjedzone, warto zapakować to do szklanego pojemnika próżniowego.

W ten sposób można zyskać kilka dni. Najlepiej wkładać je tam od razu po przygotowaniu i wystudzeniu, odessać powietrze, włożyć do lodówki i zjeść po kilku dniach, ale równie dobrze działa w przypadku niedojedzonych resztek.

2. Jeśli drugiego dnia po kupieniu 4 chlebów trzy nadal są nietknięte, dobrze jest zapakować chociaż dwa do zamrażalnika.

Bułek nigdy nie zostawiam w workach dłużej niż dzień – pakuję do chlebaka, albo zostawiam żeby się zeschły, bo w takiej postaci też można je potem zjeść.

3. Trzeba zawsze sprawdzać daty ważności produktów w sklepie. W internetowych zapytać, jeśli nie informują o tym automatycznie.

Jeśli tego nie robią, to przeważnie zły znak. Lepiej zapytać.
Pytam od czasu, kiedy przysłali mi sześć paczek suszonych ziół z dwumiesięcznym terminem ważności i zorientowałam się po miesiącu. Nie dało się tego tak szybko wypić, miały być na pół roku… Niby niewielka szkoda – nadal nadawały się do robienia naparów, nadal smakowały jak… no, niespecjalnie w każdym razie, ale istniała spora szansa, że ewentualnego działania z ich strony już się nie doczekam.

4. Jeśli mimo wszystko jakiś produkt dogorywa, a absolutnie nie masz ochoty tego jeść, przerób to na gotowy posiłek, podziel na porcje i zamroź.

marnowanie jedzenia

Nie wiem, czy mrożenie mleka saute to dobry pomysł – nigdy nie próbowałam. Wspomniany wcześniej nawał mlek przerobiłam w panice na multum krokietów, które bardzo lubię, ale których przeważnie nie chce mi się robić, bo przygotowywanie mojego ulubionego farszu długo trwa.
No ale skoro w grę wchodziło marnowanie jedzenia…

5. Nie dokarmiaj zwierząt nie mając absolutnej pewności, że stworzenie, które właśnie dokarmiasz może to jeść.

Minus jest taki, że niektóre rzeczy muszę przed nimi chować, bo jakby znalazły, to by zeżarły, a jakby zeżarły, to byłyby spore szanse na to, że będzie to ich ostatni posiłek.
W przypadku dzikiego ptactwa lista bezpiecznych dla nich i dopuszczalnych pokarmów jest krótka, a wciskanie im pieczywa – zwłaszcza ciemnego lub zepsutego to dobrymi chęciami wybrukowana powolna i bolesna śmierć. Zwłaszcza zimą, kiedy ptaki są na tyle głodne i zdesperowane, że zjedzą wszystko

6. Kupowanie dużych opakowań nie zawsze ma sens.

Czasem lepiej wziąć mały jogurt i zjeść cały za jednym posiedzeniem niż niby-tańszy duży i potem kombinować co zrobić z resztą, albo wmuszać go w siebie następnego dnia mimo, że wcale nie ma się na niego ochoty. Jedną cebulę zamiast całego worka – jeśli nie potrzebujemy całego worka.
Nie wiem, czy słusznie, ale zakładam że reszta świata też nie znosi wyjadania czegoś z dawno (“wczoraj” to dawno) otwartych pojemników.

7. Marker przy lodówce bardzo pomaga uniknąć przegapienia mijającego terminu ważności.

Wypisuję na wieczkach wielkie daty przydatności do spożycia, żeby niczego nie przegapić. Nieco uciążliwe, ale w moim przypadku bardzo efektywne. Na niektórych działa zwyczajne przestawianie wcześniej kupionych produktów na przód lodówki, ale dla mnie to zbyt subtelne sugestie.

8. Zamrażanie produktów powinno się odbywać w szczelnie zamkniętych pojemnikach przystosowanych do niskich temperatur.

Te też warto opisać jeśli mamy luksus większego zamrażalnika lub osobnego urządzenia chłodzącego – układanie ich w logiczny sposób pomaga utrzymać w zamrażarce odpowiednią atmosferę, kiedy za oknem mamy 40 stopni w cieniu. Bardzo cenię sobie pudełka po lodach – większość z nich z lodami w środku kosztuje mniej niż przystosowany do mrożenia pojemnik spożywczy o tej samej pojemności.

9. Nie należy nakładać sobie na talerz więcej niż zamierzamy zjeść.

Zwłaszcza, jeśli ktoś żyje w głębokim przeświadczeniu, że jeśli dziabnęli widelcem choć jeden kawałeczek pomidorka, to cała zawartość talerza nadaje się tylko do kremacji: wzięcie kilku dokładek nie zaszkodzi, a ładowanie sobie pełnego talerza ze świadomością, że przeważnie zjada się 1/4 z tego nie ma najmniejszego sensu.

10. Jeśli mamy większą ilość owoców, to w “czystej formie” poza lodówką przechowujmy tylko te z nienaruszoną skórką, codziennie je przeglądając.

Te miękkie, nadgniecione trzeba zjeść natychmiast, zanim dowiedzą się o nich muszki owocowe i zanim zaczną gnić.

11. Nigdy nie kupuj większej ilości produktów, których nie używasz na co dzień.

Jak nie marnować jedzenia? marnowanie jedzenia Rozsądne przechowywanie produktów, wekowanie owoców, zero waste, jak uniknąć psucia się produktów, co zrobić, żeby jedzenie się nie marnowało, jak radzić sobie z kuchnią?

Bardzo prawdopodobne, że jeśli nie korzystasz z nich odruchowo, to pozostaną niewykorzystane – przynajmniej część z nich.
Kiedy w grę wchodzi ambitny plan typu “przestaję używać cukru” czy “przestawiam się na warzywa i owoce” lepiej robić zakupy z dnia na dzień i na bieżąco sprawdzać, czy udaje się wytrwać w tym postanowieniu niż nie wytrwać i zostać z kupą jedzenia, na które się jednak nie skusimy.

12. Zawsze miej świadomość gdzie i jakie jedzenie przechowujesz.

Nie wymaga to jakiejś niesamowitej dokładności: wystarczy mniej więcej wiedzieć, że w zamrażalniku są jakieś pierogi, w lodówce resztka zupy do odgrzania, w szafce sporo ryżu, a w szafce z przyprawami brakuje oregano – i że zupa ma pierwszeństwo.

13. Pamiętaj, że jedna potrawa może Ci się przydać do zrobienia kolejnej.

Gotowane ziemniaki mogą się stać leniwymi pierogami, z gotowanych jajek można zrobić kotlety, z resztek sosów i farszów może powstać pasta kanapkowa… internet jest pełen inspiracji.

14. … ale z recyklingiem spożywczym trzeba uważać – żeby nie skończyło się koniecznością wylania całej zupy zamiast wyrzucenia resztek śmietany.

Niektóre rzeczy mogą się okazać zbyt zepsute, by dało się je bezpiecznie zjeść: jeśli zmieniło kolor, śmierdzi i stało się uroczo puchate, to utylizacja tej bomby biologicznej będzie mniejszym marnotrawstwem niż kombinowanie z wykorzystaniem tego w jakikolwiek sposób.
Smoothie z lekko przejrzałych owoców trzeba wypić natychmiast, bo bardzo szybko się psujem, a próba zapakowania sobie na później ryżu z sosem, zrobionym dwa dni wcześniej sałatki, do której wpakowaliśmy niezjedzone kilka dni wcześniej, gotowane na twardo jajka może się skończyć nieprzyjemnie.

15. Nie zostawiaj resztek śmietany w opakowaniu jeśli nie masz wobec niej żadnych konkretnych planów.

Jeśli dziwnym trafem zawsze zużywasz tylko część śmietany, a reszta stoi w lodówce póki nie zakwitnie, to oswój się ze świadomością, że lepiej wyjdziesz na kupowaniu małych kubków lub zużywaniu całej śmietany na jedno pichcenie. Z dwojga złego lepiej mieć trochę tłustszy tyłek niż żreć i wdychać wyziewy pleśni.

16. Raz na jakiś czas rób przegląd suchych produktów: kasz, herbat, przypraw – te, którym kończy się termin wrzuć do jakiegoś koszyka i trzymaj na widoku, żeby zdążyć je zużyć na czas.

Wypisywanie dużych dat na pudełkach też może być pomocne. Marnowanie jedzenia często jest efektem serii pół-przypadkowych decyzji, które można wyeliminować dzięki odrobinie lepszej orientacji w terenie – robiąc owocową herbatę często wybierałam losowo, z datami na widoku chętniej sięgam po malinową, która ma jeszcze dwa miesiące niż po żurawinową, której przydatność do spożycia kończy się za pół roku.

17. Wiele produktów nadaje się do zjedzenia nawet po upływie terminu ważności.

marnowanie jedzenia

Niektóre są dobre jeszcze przez kilka dni, inne nawet tygodni, a jeszcze inne stają się niejadalne już wieczorem ostatniego dnia terminu.
Oczywiście można sobie przedłużyć przydatność do spożycia mrożeniem, ale już na samym dostosowaniu się do reguł prawidłowego przechowywania można tu i ówdzie zyskać dzień czy dwa.

18. W kuchni zawsze powinien być pojemniczek z klipsami, spinaczami, klamerkami w różnym rozmiarze.

Przez dwa lata wiecznie mi się te klipsy rozłaziły po domu i jak przychodziło co do czego, nie miałam czym spiąć worka. Parę razy dokupiłam kolejne porcje i okazało się, że wreszcie nasyciłam okolicę klipsami i mam je wszędzie tam, gdzie znalazłam dla nich jakieś zastosowanie.

19. Owoce i warzywa zawsze można posiekać w kostkę i zamrozić, żeby potem zrobić z nich smoothie albo ugotować zupę.

To moja ulubiona metoda przechowywania – ciężko to spie… zepsuć., wymaga minimalnego zaangażowania i nie niszczy witamin.

20. W ostateczności zawsze możesz zaprosić znajomych na obiad, albo oddać im jakieś produkty.

A jeśli nie oddać, to wymienić – chociaż to mało praktyczne, jeśli mieszkają względnie daleko.

21. Nadmiar gorącej zupy można zawekować.

W najprostszy możliwy sposób:

  • najpierw sprawdzamy, czy słoik i nakrętka nie są uszkodzone,
  • myjemy i wyparzamy słoik,
  • wlewamy do słoika gorącą zupę,
  • zakręcamy, obracamy do góry nogami,
  • po wystudzeniu pakujemy do lodówki i mamy gotowy posiłek, po który możemy sięgnąć przez co najmniej dwa tygodnie.

Nie wiem, jak to wygląda z mięsem, ale wszelkie zupy, sosy, gulasze można w ten sposób zakonserwować (dłuższe przechowywanie zasadniczo wymaga dłuższej obróbki termicznej) na kilka tygodni – dwa to minimalna maksymalna trwałość udanego wekowania “na szybko” przy przechowywaniu w lodówce. Na kuchennej podłodze, w temperaturze ~25 stopni przez 5-6 dni wszystko było w porządku (nie testowałam dłuższych terminów).

22. Kolekcję makaronów można oddać do banków żywności.

A potrzebę kupowania produktów “na wszelki wypadek”można zaspokajać workami ze słonecznikiem, które przydadzą się w zimie do karmienia ptactwa i lepienia obscenicznych karmników do zawieszenia na drzewach i intrygowania przechodniów.

23. Niezapakowane fabrycznie sery (białe i żółte) dłużej zachowają świeżość, jeśli będziemy je przechowywać w papierze, nie w folii.

Jak nie marnować jedzenia? marnowanie jedzenia Rozsądne przechowywanie produktów, wekowanie owoców, zero waste, jak uniknąć psucia się produktów, co zrobić, żeby jedzenie się nie marnowało, jak radzić sobie z kuchnią?

Można je też mrozić.
Przechowywanie jest szczególnie ważne w przypadku serów robionych w domu – białe najlepiej czują się w/na szkle i w pojemniku próżniowym, w ostateczności w papierze, żółte bardziej się pocą i najlepiej im się żyje w szufladzie, na szklanej desce i z codziennym obracaniem.

24. Przejrzałe owoce i przeterminowane jogurty to znakomity materiał na maseczki.

Mięczaki esteci prawdopodobnie się na to nie skuszą. Ja uwielbiam. Żal mi trochę smarować się świeżym jogurtem czy przerabiać na papkę jędrnego banana – zwłaszcza, że takie lekko nadpsute (w żadnym wypadku nie spleśniałe) działają o niebo lepiej.
Właściwie to zaryzykowałabym stwierdzenie, że im mocniej śmierdzi, tym gładszą mam po tym skórę i tym bardziej sprężyste są moje włosy.

Nie ręczę za cytrusy – nie mam do nich zaufania i nie próbowałam (niczego poza odrobiną soku z względnie świeżych) nic z nimi kombinować ani za jogurty z cukrem.

25. Dokładne szorowanie warzyw i owoców zamiast obierania ogranicza marnowanie jadalnych części, a jednocześnie pozwala nam się dobrać do większości witamin.

Poza tym warto pamiętać, że im krócej się gotuje warzywa i owoce, tym lepiej.
Niektóre kompoty wystarczy zagotować, doprowadzić do wrzenia i zostawić do ostudzenia pod przykryciem, by wydobyć z owoców pełnię smaku. W przypadku mniej standardowych owoców typu głóg, tarnina, bez czy dzika róża gotuję przez kilka minut i nie czuję różnicy w smaku między tym, co było kiedy gotowałam długo.
Na bulionach warzywnych się nie znam, kostki walę.

Zawsze można pójść jeszcze o krok albo dwa kroki dalej…

O kompostowaniu, nawożeniu i karmieniu świń nie wspominam, bo większość ludzi nie ma grządek i obórki z tucznikami, ale jak ktoś hoduje coś konkretniejszego na balkonie, to można się rozejrzeć w internecie i sprawdzić – prawdopodobnie istnieją przepisy na domowe użyźniacze gleby dla tych konkretnych typów/gatunków roślin.

Przypuszczam, że każdy ma trochę inne skrzywienie. Nie wiem, czy niektórzy nie mają wcale, czy to dlatego, że zwracałam uwagę tylko na niektóre przypadki.

Dobrze byłoby je zdiagnozować problem i przed wdrożeniem jakichkolwiek innowacji.

Jak nie marnować jedzenia? marnowanie jedzenia Rozsądne przechowywanie produktów, wekowanie owoców, zero waste, jak uniknąć psucia się produktów, co zrobić, żeby jedzenie się nie marnowało, jak radzić sobie z kuchnią?

Marnowanie jedzenia może mieć różne przyczyny.

Nie wiem, jak to wygląda u innych. Mam straszną skłonność do gotowania dla batalionu wojska. Nigdy nie ugotuję dwóch litrów zupy. Jak się wczuję w obieranie ziemniaków czy siekanie warzyw na sałatkę, to kończę z wielkim garem żarcia – przy czym sama mam ochotę na lody ze smoothie i nawet nie jem tego, co ugotowałam. Skarmiam na konkubenta albo na sąsiadkę… w każdym razie ktoś to zjada.
Nie jest to idealne rozwiązanie, ale jest jakieś.

Dla osoby z innymi skłonnościami (do chaotycznych zakupów czy eksperymentowania z nowymi smakami, które zawsze okazują się okropne) jakimś rozwiązaniem będą notatki, listy zakupów i planowanie posiłków z dużym wyprzedzeniem lub podliczenie wydatków na niejadalne nabytki – może się okazać, że wizyty w restauracjach, oferujących degustację niewielkich ilości kilku potraw za jednym posiedzeniem to porównywalny koszt, zaspokajający potrzebę próbowania nowości, ale nie generujący stałego przyrostu słoików z dziwnościami we własnej lodówce.

☙✿❀❁❧

Kliknij na serduszka, jeśli chcesz ocenić post.

Średnia ocen: 5 / 5. Wyniki: 1

Wiatr hula... Nikt jeszcze nie ocenił tego posta. Link do FB jest na dole - to malutkie "f" na środku stopki.

3 thoughts on “Marnowanie jedzenia – sposoby na ograniczenie i unikanie problemu

  1. Przynajmniej z tym jednym nie mam problemów, głównie dlatego, że jem praktycznie w kółko to samo (jak nie mogę już patrzeć, to widać jednak nie jestem aż tak głodna), opakowanie otwarte wczoraj to dopiero co otwarte, a data ważności jest dla mnie jedynie sugestią, bezwzględnie wywalam to, co jest spleśniałe.

    Ale pomysły fajne.

    1. No tak. Jedzenie w kółko tego samego też jest jakimś rozwiązaniem, ale tylko dla twardzieli. Ja bym dała radę chyba tylko z owsianką, ale nigdy nie sprawdzałam jak długo wytrzymam. Ciekawe czy…

      1. Konsekwencja i te sprawy. W kuchni mi się to sprawdza, żołądek mam jednak mocniejszy niż włosy.

        Po prostu moje okresy fascynacji są dłuższe, swego czasu żywiłam się głównie omletami, teraz soczewicą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.