Echa oburzenia hasłem “mądra dziewczynka pilnuje drinka” już nieco przycichły, uciszone rubasznym śmiechem przedstawiciela GIS-u, udzielającego wywiadów z gracją środkowafrykańskiego dyktatora, opowiadającego o tym, jak zabawne i niedorzeczne są historie, opowiadane przez ludzi, posądzających go o ludobójstwo.
Mądra dziewczynka NIE pilnuje drinka.
Mądra dziewczynka nie pije alkoholu.
DZIEWCZYNKI to nie kobiety – nawet nie nastolatki. Górną granicą “dziewczęcego” stanu są umowne okolice pierwszej menstruacji – czyli 11-12 lat – w tym czasie jest już nastolatką, ale jeszcze dziewczynką, potem jest umownie dziewczyną i nastolatką, a do osiemnastki wszystkie stają się kobietami. KOBIETAMI.
Po przekroczeniu tej granicy wszystko zależy od kontekstu i intencji osoby, która w odniesieniu do tej czy innej kobiety lub grupy kobiet używa określeń “dziewczyny” lub “dziewczynki” – jeśli osobie lub grupie, do której się zwraca takie określenie odpowiada, to nie ma w tym nic złego ani deprecjonującego (zwłaszcza, jeśli ta sama osoba równie chętnie sięga po “chłopców” i “chłopaków”).
Problem pojawia się w momencie, kiedy w odpowiedzi na czyjś sprzeciw pojawia się walenie po głowie i upominanie, żeby zajął się ważniejszymi rzeczami niż semantyką. Ale cóż jest istotniejsze od elementarnej kultury?
Prywatne rozmowy, luźne wywody, gawędy to jedno. Używanie tego samego języka i nieformalnych i kontrowersyjnych określeń/zwrotów w sytuacjach oficjalnych, przez przedstawicieli instytucji państwowych, firm i organizacji pożytku publicznego W MOMENCIE KIEDY TĘ INSTYTUCJĘ/FIRMĘ/ORGANIZACJĘ reprezentują jest niestosowne. Niewłaściwe. Niedopuszczalne.
Jest chamstwem i dowodem na to, że ktoś znalazł się na niewłaściwym miejscu.
D-Z-I-E-W-C-Z-Y-N-K-A
Jakby ktoś miał wątpliwości względem tego, czy ma do czynienia z dziewczynką czy z kobietą, to zawsze można zerknąć w google
Czy w Głównym Inspektoracie Sanitarnym podaje się alkohol DZIECIOM?
To by wiele wyjaśniało. W grupie wiekowej 11- zapewne są jeszcze osoby nieświadome istnienia GHB. I oczywiście, warto je uświadomić i wytłumaczyć co i jak, póki jeszcze nie miały chemii w szkole.
Ale i świat i dziewczynki byłyby bezpieczniejsze, jakby ktoś się zainteresował degeneratami, którzy mają problem z odróżnieniem kobiety od DZIECKA. I którzy w ramach oficjalnego wyjaśnienia kpią z tych, którzy poczuli się urażeni tak słowami, jak i przesłaniem.
Twórcy nie mają z tym problemu, GIS nie ma z tym problemów, przestępcy seksualni nie mają z tym problemów, jakieś przypadkowe kobiety nie mają z tym problemów…
Nikt nie powinien mieć z tym problemu! Wszyscy powinni się zająć “WAŹNIEJSZYMI SPRAWAMI“!
Ilekroć słyszę bzdury, że w tym czy tamtym “nie ma nic złego” i “lepiej będzie, jak zajmiecie się prawdziwymi problemami“, to przed oczami staje mi płonący dom. Oczywistą reakcją wydaje się być wezwanie pomocy, a jeśli istnieje taka możliwość to także próby ugaszenia ognia. Jestem w stanie zrozumieć ucieczkę, czy próby powstrzymania kogoś przed wejściem w płomienie, ale…
Tu mamy do czynienia z osobami, które na widok grupy ludzi, biegnących ku płonącej chałupie z wiadrami wody i gaśnicami samochodowymi krzyczy:
“Zatrzymajcie się – co wy robicie? Nie macie większych problemów? Nie słyszeliście o pożarach lasów? Wiecie ile taki pożar może pochłonąć istnień, ile domów może się zająć od tak wielkiego ognia? Dajcie spokój, przestańcie histeryzować. Nie ośmieszajcie się, wróćcie do domów i przybiegnijcie z wiadrami, kiedy będzie płonął las. Jeśli chcecie zrobić coś pożytecznego, to zorganizujcie jakieś warty na polance, ale TO? Przecież i tak nie ugasicie wszystkich płonących domów. Tak, to przykre, że ktoś tu właśnie traci dobytek. Tak, to przykre, że ktoś może być w środku, ale powinniście się zastanowić nad swoimi priorytetami! Nie wstyd wam?! Z wiadrami na pożar?“
Tym razem chodzi o awanturę wokół mądrej dziewczynki, pilnującej drinka, ale takie sytuacje zdarzają się dość regularnie.
Jestem pełna wyrozumiałości i dobrej woli: brak złych intencji twórców i propagatorów tej kampanii nie wydaje mi się niemożliwy.
Może nie mieli złych intencji – może to po prostu banda dyletantów i kompletnych debili, niezdolnych do dostrzeżenia jakichkolwiek związków przyczynowo-skutkowych między różnymi wydarzeniami. Ostatecznie to problem znacznie powszechniejszy niż seksizm – nie tak dawno ktoś uznał, że żarty z Powstania Warszawskiego są cudownym pomysłem. Trochę wcześniej Pepsi reklamowała się żartami ze śmierci syna Filipa Chajzera.
Nie rozumiem, jak można “nie rozumieć” o co chodzi.
Podejrzewam, że nie można.
Nie znam nikogo, kto nie wiedziałby o istnieniu “pigułki gwałtu”.
Ostatnimi laty nie bywam zbyt często na imprezach. Kiedyś gościłam regularniej i nie kojarzę, żeby ktokolwiek w klubie, w towarzystwie mnóstwa obcych ludzi nonszalancko porzucał swoje napoje bez opieki i oddalał się w niewiadomym kierunku, by potem powrócić i dopijać tego drinka czy piwo dalej. Zdarzało się zostawiać napoje w towarzystwie znajomych na czas wizyty w toalecie, ale poza tym raczej nie. Drinki to kilkaset mililitrów płynu – raczej 200-300 niż 500 – się je wypija i idzie dalej, chyba że to jakaś domowa impreza w mniejszym gronie (ale i tam nikt nic nie zostawiał, bo zaraz przylazłby jakiś oszczędny i wypił, żeby się “darmowy” alkohol nie marnował).
Zaryzykowałabym stwierdzenie, że większość ludzi nie ma świadomości, że GHB to nie jedyna substancja “pozbawiająca woli” i czyszcząca pamięć.
Jest więcej. Znacznie więcej. Co najmniej kilka można upichcić ze składników znajdujących się w każdym gospodarstwie domowym. Tylko te bardziej fikuśne kupuje się jako gotowy produkt.
Niektóre wzmagają działanie alkoholu, inne aktywują się w połączeniu z alkoholem, jeszcze inne działają doskonale podane “na sucho”.
Ta kampania o tym nie wspomina.
Nie ma ani słowa o tym, jak zdiagnozować u siebie lub u kogoś pierwsze objawy spożycia takiej substancji.
Nie ma ani słowa o tym, jak odróżnić jej działanie od wpływu spożytego alkoholu.
Nie ma namiarów na testery, które można włożyć do budzącego wątpliwości napoju.
Nie ma informacji o tym, jak zdiagnozować u siebie “zjazd” po GHB, żeby zdążyć dobiec do szpitala póki substancja się jeszcze w pełni nie zmetabolizowała.
Nie ma – po prostu nie ma.
Co jest?
“GHB – pigułka gwałtu – nie ma smaku ani zapachu. Powoduje omdlenie i okresową utratę pamięci. Jej ofiara może zostać zgwałcona i okradziona”
Bzdura.
GHB nie “powoduje” omdlenia. Może spowodować omdlenie. Ofiara może być cały czas przytomna. Może być pobudzona i euforyczna lub otępiała i senna. Może stracić przytomność. Może stracić pamięć. Może nie stracić ani pamięci ani przytomności, ale być obezwładniona i niezdolna do jakiegokolwiek działania. Może umrzeć.
Spożycie GHB może się skończyć śmiercią.
Czyż nie są to informacje, które warto byłoby rozpowszechnić, skoro już rozkręca się kampanię, której celem – rzekomo – jest troska o bezpieczeństwo obywateli?
Tu przynajmniej jest szansa, że jakieś 10-15% społeczeństwa nie wie, że GHB działa w różny sposób – mogliby się dowiedzieć.
Zamiast tego utwierdzono ich w złudnym przekonaniu, że grupę ryzyka stanowią “niemądre” młode kobiety, które zostaną zgwałcone i okradzione. I że bez omdlenia i utraty pamięci nie ma mowy o tym, że ktoś został nakarmiony narkotykiem.
Co ma do tego mądrość? – to wie, chyba tylko ten kretyn, który to wymyślił.
Zapoznałam się z mnóstwem łajna przerzucanego przez obrońców tego pomysłu i wiem, że oni NIE WIEDZĄ.
Rozmawiać się z nimi nie da.
Szkoda, bo jestem ciekawa, jak wyobrażają sobie mądrą obronę przed działaniem osobnika, którego nie podejrzewamy o niecne zamiary, a który obrał sobie cel. I który nie potrzebuje porzuconego drinka – ba! który prawdopodobnie nie zmarnuje dawki narkotyku na napój, którego potencjalna ofiara po powrocie może już nie tknąć. Zapewne wszyscy są mistrzami spostrzegawczości, a triki prestidigitatorów nie mają przed nimi tajemnic – zapewne zawsze wiedzą, pod którym z trzech kubeczków znajduje się kulka.
Ba! – i nie tylko to. Jeszcze żyją w głębokim przekonaniu, że wszyscy mają dokładnie tak samo.
Bo jeśli nie mają takich zdolności, ani takiego wrażenia, to bronią seksistowskiego gówna. Gówna, które nie tylko przerzuca winę na wszystkie potencjalne ofiary, ale i utrwala w ludzkich umysłach przekonanie, że zagrożone są tylko młode kobiety pijące alkohol i chodzące na imprezy – a tym samym daje większe pole do popisu wszystkim bandytom, bo czujność tych, którzy nie pasują do tego arbitralnie narzuconego wzoru zostaje uśpiona.
Bardzo się cieszę, że osoby nie mające problemu z przesłaniem tej syfiastej akcji ochoczo zabrały głos.
Patrząc pod tym kątem cała kampania uświadomiła mi, że subskrybowałam blogi kilku osób, w których niestety nie zdołałam w porę dostrzec kretyna i przestępcy. Tak było np. z krytyką kulinarną, która w emocjonalnym wpisie szuka winy w nastoletnich dziewczynkach, które nie padają ofiarami przestępców – o nie! – a “WŁASNEJ NIEFRASOBLIWOŚCI”.
Wyrzyguje najsmrodliwsze fekalia i pitoli coś o tym, że nie warto zwracać uwagi na słowa tylko na przekaz.
To jest po prostu niesamowite. Zawsze jestem pod wrażeniem.
Każdy, ale to dosłownie każdy pajac, który zabiera się za tłumaczenie cudzych “niefortunnych” sformułowań (za którymi jego zdaniem kryje się samo dobro) wali takim gównem, że ten pierwszy dupek zaczyna przy tym wypadać niemal niewinnie.
Bez grama szacunku dla tej kreatury – nie znam ani jednego człowieka, który byłby wart więcej niż funt kłaków, a któremu przeszłoby przez gardło stwierdzenie, że zgwałcone dziewczynki padają ofiarą własnej niefrasobliwości.
Smutne i urągające inteligencji przeciętnego siedmiolatka jest to – jakże powszechne obruszanie się, że ktoś śmie czepiać takich “drobiazgów”.
Przejęzyczenia zdarzają się osobom, które uczą się nowego języka, którego jeszcze w pełni “nie czują”.
A poza tym? Nie licząc rzucanych w zaspaniu czy przemęczeniu “telefon jest w lodówce” zamiast “w torebce” praktycznie się nie zdarzają. Ludzie generalnie nie mają problemów z dobraniem słownictwa adekwatnego do sytuacji i oddającego ich aktualny nastrój/emocje/problemy.
“Przejęzyczenia” magicznie pojawiają się w momencie, kiedy ktoś wyczuwa smród – wtedy okazuje się, że ktoś się NIEFORTUNNIE WYRAZIŁ.
Co to znaczy? Że jego intencją było… nie zostać skrytykowanym za świństwo, które podsunął. Im dłużej tłumaczy, tym jaskrawiej widać, że został doskonale zrozumiany otaczają go debile, którzy nie rozumieją, że w jego słowach tkwi wielka mądrość (plus jeszcze to, że “w oryginale” jego myśli brzmiały jeszcze gorzej – mówiąc powściągnął nieco język, ale i tak znalazły się chamy, które czepiają się po to, by się czepiać zamiast dostrzec i docenić ten akt łaski).
O przesłaniu tej kampanii najlepiej świadczą głosy jej obrońców – tych, którzy nie widzą w tym nic złego i doszukują się jakichś tajemnych korzyści, które z tego wynikną.
Bo przecież jest pozytyw! Jest! Jest! Jest! Pilnowanie drinków samo w sobie szkodliwe nie jest, a jak każdy będzie swoich pilnował, to być może będzie rzadziej dochodzić do sytuacji w których jakaś nienawistna siła postanowi do niego napluć.
Czy kogokolwiek “uchroni” to przed gwałtem lub kradzieżą?
Wyobraźmy sobie przestępcę, gotowego zaryzykować zdrowiem i życiem ofiary, żeby odebrać jej to, czego chce.
Odpowiednio wcześniej przygotował sobie lub kupił substancję odurzającą, a następnie wyruszył na poszukiwanie ofiary lub zaczął bacznie obserwować tę, którą upatrzył sobie już wcześniej (używam formy męskiej tylko dlatego, że odnoszę się wciąż do słowa “przestępca”, ale mam na myśli bandytę płci dowolnej).
Raz, dwa, trzy, zgaduj Ty – czy ten osobnik zrezygnuje z popełniania przestępstwa tylko dlatego, że nie znajdzie wolnego drinka, do którego mógłby coś wrzucić?
Zaryzykowałabym stwierdzenie, że nie – nie zrezygnuje. Wybierze inny sposób i inny moment.
Być może akurat tego wieczora wybierze inną ofiarę – ale jakie to ma znaczenie w momencie, kiedy “troskliwi” autorzy kampanii mają na celu zwiększenie bezpieczeństwa całej grupy społecznej?
Jaką różnicę zrobi społeczeństwu fakt, że zgwałcona i okradziona zostanie Kasia a nie Basia? Żadną?
Niestety nie “żadną”. Dzięki tej gównianej kampanii zrobi – sporą.
Wszyscy wiedzą o istnieniu pigułek gwałtu. Wszyscy mniej więcej kojarzą jakie jest jej możliwe działanie. Słyszeli, czytali, widzieli jakiś materiał w TV – coś wiedzą.
W momencie, kiedy zamiast skorzystać z tej bazy i zaserwować ludziom garść potencjalnie użytecznych informacji o tym, jak różne może być działanie tych substancji (od oszołomienia przez utraty przytomności po – w skrajnych przypadkach – śmierć) i że w pewien sposób zagrożeni są nimi wszyscy sprzedaje się fałszywe wrażenie, że problem dotyczy wyłącznie młodych kobiet, wyłącznie tych imprezujących i pijących alkohol.
To nie niesie ze sobą żadnej korzyści – za to sporo zła i mnóstwo zagrożeń.
Po pierwsze – zgwałcona na imprezie Basia na 100% usłyszy od jakiejś życzliwej duszyczki, że jest głupia i sama się o to prosiła (ale to już mamy i bez kampanii, nihil novi- ot, kultywujemy tradycję gnojenia i obwiniania ofiar) ALE – co gorsza – dzięki fałszywym/niepełnym informacjom rozpowszechnianym przez Główny Inspektorat Sanitarny znacznie wzrosło prawdopodobieństwo, że osoby, którym podano GHB nie wpadną na to, że ktoś mógł je nimi nakarmić.
To tylko taka drobna informacja, na marginesie, ot dwa zdania. “Powoduje omdlenia i okresową utratę pamięci.” – ale wiele osób właśnie to zapamięta, na tym będzie bazować. Pomyślą, że te zawroty głowy to wpływ alkoholu, gorąca, zmęczenia, głodu, zbliżającego się przeziębienia i nie zaalarmują nikogo, że coś jest nie tak i dziwnie się czują, póki jeszcze będą w stanie to zrobić. Co będzie, jeśli nieświadomie wsiądą naćpani za kierownicę po spożyciu narkotyku w soku?
To mogłoby się wydarzyć i bez kampanii – oczywiście. Ale dezinformująca kampania “z ust” szanowanej instytucji zwiększa ryzyko niepoprawnej interpretacji dziwnych objawów.
Natomiast jeśli chodzi o słowo “dziewczynka”…
Pani, żarliwie broniąca cennego przesłania tego gówna sloganu twierdzi, że nie ma w tym nic złego, bo się rymuje i jest łatwe do zapamiętania chyba nie ma świadomości, że rymów można stworzyć miliardy.
Mogę tak w nieskończoność.
Zapewne brzmiałyby lepiej, gdybym poświęciła temu więcej niż piętnaście minut, ale mnie – w przeciwieństwie do autorów tego zacnego sloganu – nikt za to nie płaci.
Każdy może sklecić jakąś krótszą czy dłuższą rymowankę. Dzieci w podstawówce układają na polskim rymowane wierszyki o jesieni, a dorosła kobieta po dziennikarstwie i filologii polskiej dochodzi do wniosku, że obecność rymów w obleśnym sloganie jest wartym odnotowania atutem i podstawą do doszukiwania się w tym jakichkolwiek pozytywów. Co za ambaras…
Z drugiej strony… ta sama pani pierdzieli coś o nastolatkach eksponujących waginy na Sopockim deptaku, więc prawdopodobnie ma swój własny świat (w którym jest taka och-wyjątkowa, kiedy pędzi za stadem, żeby wykpić i poniżyć krzywdzoną mniejszość – za co potem zbiera pochwalne chrupki od przestępców seksualnych), który nie ma większego związku z tym, w którym żyjemy.
Jeśli ten slogan jest skierowany do nastolatek, spacerujących z obnażonymi genitaliami po trójmieście, to powinien zostać tam, gdzie jego miejsce – w drobnomieszczańskich umysłach zgorzkniałych kobiet, stojących u progu zdewocenia, nie w infografikach.
Jeśli kampania spotyka się z ciepłym przyjęciem w ramionach przestępców seksualnych, seksistów i pań, skorych do niefortunnych wypowiedzi o nastoletnich dziewczynkach, które (jeśli nie zdołają się obronić przed atakiem) “padają ofiarami własnej niefrasobliwości”, a jej zleceniodawcom NIE CHODZIŁO o taki efekt, to wypadałoby przeprosić i poprawić. Tak chyba wyglądałaby naturalna reakcja osoby, która uświadamia sobie, że nawaliła i niechcący zrobiła coś złego.
I gdybyśmy mieli do czynienia z taką sytuacją, to pewnie tak by wyglądało…
Szampański nastrój i drwiny w wywiadach są godne blogera, który zdobywa tysiące fanów, chwaląc się oglądaniem pornografii dziecięcej albo jakiegoś Józka-poety/artysty-grafika, oburzonego, że nikt nie rozumie jego sztuki.
Ale to, że przedstawiciel administracji rządowej zyskuje poklask, bo chichrając się pod nosem wyjaśnił, że krytyka z jaką się spotkał jest bezzasadna, bo… nikt im nie wytłumaczył jak powinni to zrobić (czyli NIE ZROBIŁ TEGO ZA NICH – lepiej i za darmo, podsuwając im gotowe rozwiązania, za które ktoś inny zgarnie wynagrodzenie), to jest koszmar.
Krytyka kulinarna ma zablokowane komentowanie pod postami na Facebooku czy ja tam coś zrobiłam i nie pamiętam?
Nie wiem, jak 10 godzin temu, ale teraz nie ma zablokowanych. Można komentować.
To zablokowana jestem. Kompletnie nie pamiętam. Musiała już wcześniej poruszać “ciekawe” tematy.
Pani z krytyki kulinarnej to kolejna, która nie zrozumiała, że to nie deszcz pada, a nawet jeśli, to uśmiecha się szeroko. Jak na tak wyluzowaną osobę poświęciła sporo energii takiej, jak sama uważa, pierdole, ale czym jest bycie obrażaną, tym bardziej, gdy nie do końca się to ogarnia, przy przyjemności dokopania komuś. Ot, kolejna okazja, żeby pojechać po osobach skrzywdzonych i nazwać to troską. Już by wymyślili coś nowego, bo te bzdurne porównania do alarmu w samochodzie i narzekanie na nastolatki z waginami na wierzchu (chociaż nie, to było oryginalne, o nastolatkach z cyckami na wierzchu już było, ale o tym, że w Sopocie ponoć i waginy obnażają, tego jeszcze nie grali)… Ten artykuł to bełkot, w którym fakty przeczą bronionej tezie, a wpis na fejsie pieści zmysły.