Jak stworzyć niepopularnego bloga i osiągnąć maksymalną frustrację?

4.5
(2)

Blogowanie podoba mi się coraz bardziej! Nie mogę sobie wybaczyć, że tyle czasu zmarnowałam nie zagłębiając się w tę dziedzinę. Cóż za cudowne środowisko! Takiego stężenia desperacji i frustracji nie ma chyba ani w branży porno, ani wśród ludzi, którzy właśnie się dowiedzieli, że przyjdzie im przepracować kolejny rok w call center.

Naczytałam się tych poradników przy okazji komponowania posta o niezawodnym sposobie na blogową popularność i przedarłam się przez te wszystkie wskazówki i cenne sugestie…

Początkowo miało to wyglądać zupełnie inaczej, ale kiedy spłynął na mnie tamten genialny koncept, porzuciłam wszystkie wcześniejsze szkice i… miałam do nich nie wracać, ale przy okazji sprzątania w szkicach postów stwierdziłam, że jednak chcę to zachować. 
Część z tych akapitów powstała we wczesnych okolicach drugiego tygodnia marca.

Tym sposobem znalazłam całe mnóstwo porad! Z jakichś dziwnych przyczyn rad na ten temat nie udzielają Macademian Girl, Maffashion, Jessica Mercedes czy nawet Anwen (ani żaden inny naprawdę popularny, bo chociaż wielu innych nie kojarzę, to jednak żaden na który wlazłam nie okazał się popularny), tylko mnóstwo ludzi, których nicków już nie pamiętam.

Nie ufam im.

pisanie blogaChociaż – oddając sprawiedliwość – gdyby tych porad udzielała osoba, która tego popularnego bloga już ma, też bym im nie ufała.
Tu źle i tu niedobrze. Ci pierwsi albo udzielają złych rad, albo pomijają najważniejszą “zanim zaczniesz się tym radośnie dzielić ze światem, najpierw sam zastosuj się do powyższych wskazówek”. Ci drudzy nie mieliby żadnego interesu w dzieleniu się swoim niezawodnym sposobem z kimkolwiek.

Cóż za cholerna ściema.

Naczytałam się tych poradników (celowe powtórzenie) i doszłam do wniosku, że gdyby były szczere, to powinny się zająć odpowiadaniem na pytanie:

Jak stworzyć niepopularnego bloga

idąc po największej linii oporu i osiągając maksymalną frustrację

Wpisy z poradami na temat tego, jak zwiększyć popularność bloga (link do listy wyników w google) zajmuje ładnych kilka stron. Zajrzałam tam, bo zaintrygowała mnie obecność takiego poradnika na jakimś zapomnianym przez Autora, Boga i ludzi blogasku…

Co za ulga, że na moim też to już jest!
Może też uda mi się zwabić jakichś smutnych, zdesperowanych ludzi, gapiących się w puste statystyki i przekonać ich, że mój brak lajków, komentarzy i followersów to taka ądergrądowa stylistyka, wcale nie kwestia tego, że nikt mnie czytać nie chce.
Znaczy bez urazy jakby ktoś coś… ale pod żadnym ze wpisów, które przejrzałam nie wywiązała się żadna dyskusja, nie pojawiły się lajki… a pod późniejszymi postami też się nic nie rozkręciło.

Dlaczego?
Czyżby nie zastosowali się do własnych porad – ot tak, “bo nie”?
Czy się zastosowali, ale – że nie z własnego doświadczenia je brali, to – boleśnie, na własnej skórze przekonali się, że to nie działa?

Jak to tam leci?

1.Dodaj swoją stronę do katalogów blogowych – dzięki temu zyskasz nowych czytelników!

Czysta, chamska ściema. Polecane katalogi to kupa trojakiego rodzaju.

1. Zmanipulowana ściema klasy zblogowani.pl – czyli wielki automat do promowania własnych wpisów reklamowych śmieciowej jakości. Do tego kradnący właścicielom blogów tytuły i pozycje w wyszukiwarkach.

ezgif.com-optimize
Fragment kadru z “Oblivion”

2. Martwa strefa. Nic się nie dzieje, “najnowszy wpis” w kategorii ma datę sprzed trzech dni i kataloguje twórczość dwóch blogerek. DWÓCH! Piszących z takim entuzjazmem, jakby miały te kompy w celi śmierci.

3. Krajobraz po wybuchu bomby atomowej. Wyjarana do gołej ziemi strefa radioaktywna, zawirusowana lub po prostu nieistniejąca.

I nie. NIE ZYSKASZ żadnych nowych czytelników rejestrując się tam, bo to albo nie działa, albo działa źle. W obu przypadkach jest ekstremalnie nieprzyjemne w kontakcie i nieużyteczne dla potencjalnego czytelnika.
Ja tam poszłam jako potencjalny czytelnik na litość Boską! Czytać, klikać, blogów szukać. I albo się nie dało, albo nie było czego, albo było maksymalnie utrudnione.
I tak większość tego samozaparcia wynikała głównie z chęci późniejszego (aktualnego) opisania frustracji z tym związanej. Gdyby nie to, uciekłabym stamtąd jeszcze szybciej – i to na 99% robią wszyscy ci, którzy przypadkiem zabłądzą tam chcąc czytać.

2. Zapisz się do tematycznych grup na facebooku – dotrzesz do nowych zainteresowanych!

To jest dopiero motherload
Wczoraj np. znalazłam piramidę finansową. Prawdziwą, realną piramidę finansową! I to nie taką zawoalowaną klasy Amber Gold, ale jedną z tych w starym stylu: “wpłać pieniądze a wyjmiesz pięć razy więcej, bo im więcej ludzi będzie wpłacać, tym więcej będziemy mieć pieniędzy do wyjęcia“.
Jest usilnie reklamowana na jednej z facebookowych grup blogowych przez jej administratorkę. To się zgłasza? Czy uznaje, że szkodliwość społeczna jest żadna, bo najprawdopodobniej i tak nikt tam w to nie klika?

jak-stworzyc-niepopularnego-bloga (2)Jeden umiarkowanie fajny blog znalazłam, zaobserwowałam, ale ciężko nazwać go “bardzo fajnym”, bo dziewczyna całość tekstu wali boldem. Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, ale to chyba jest (mimo zaznaczonych akapitów!) chyba jeszcze gorsze niż powieść epistolarna w jednym bloku, nieskalanym przez klawisz enter – te spod znakusruuuu… lecimy, a dwa i pół metra niżej, dziesiątką (czcionką w tym rozmiarze) jest jakaś pointa, a kto tam dotrze zastąpi Odyna u wrót Walhalli“.

Poza tym – koszmar.
Początkowo byłam w dwóch grupach, potem dołączyłam już gdzie się dało. Razem mają kilkadziesiąt tysięcy użytkowników. Informacje o nowych postach dodaje może 3-4 osoby na każdy tysiąc. Nikt nie dyskutuje, nikt nie komentuje – ani postów na fb, ani tych reklamowanych stron. Połowa tych osób spamuje tak zatwardziale, że miałam ich dość jeszcze zanim zdążyłam kliknąć.

Te, w które kliknęłam – bardzo żałuję.
Nie rozumiem po co ludzie to robią. O stokroć wolałabym neonowego, migotliwego blogasa pisanego w ..::StYlU-aKtUaLnIe-JuŻ-vInTaGe::.. z techniawą w tle, ale pisanego z entuzjazmem, niż te puste, bezpłciowe, wymuszone, nudne jak flaki z olejem posty o niczym i o zachwalanym żelu do włosów.

Po co ci ludzie piszą? Ani nie piszą o sobie,ani o tym, co ich wkurzyło, ani o tym, co im się spodobało, ani o tym, co lubią, ani dla reklamodawców, bo ich nie mają, ani dla czytelników, którzy nie przyszli – więc po co? dla kogo? czemu?

Poza tym trzeba być wariatem, żeby spodziewać się znalezienia nowych czytelników w grupie ludzi, wśród których jest 1% naciągaczek i 99% poszukujących nowych czytelników!

3. Komentuj inne blogi!

Od trzech tygodni maniakalnie skaczę po blogach. Początkowo komentowałam tylko, kiedy coś mi się spodobało albo miałam ochotę pochwalić, ale…

Odkąd dowiedziałam się, że odpowiadając komuś na pytanie, które sam zadał – prosząc o szczerość – i mówiąc mu, że FAJNIE pisze i PRZYJEMNIE się na to patrzy, ale (…) trochę mnie zniechęca do dłuższej bytności na jego blogasku ląduje się w tej samej kategorii co osoby wysyłające mu obraźliwe i wyzywające e-maile krytykujące jego działalność twórczą (& czysta ściema, już wierzę, że czwartoligowy blogasek to dość, by wzbudzić w obcych ludziach takie namiętności, by słali anonimowy hejt seriami) wiem, że można sobie pozwolić absolutnie na wszystko, bo to i tak na jedno wyjdzie, a to strasznie podłe uczucie zorientować się, że się jest wrednym chamem jak się akurat wcale nie chciało pokazywać swojej prawdziwej natury.

jak-stworzyc-niepopularnego-bloga (1)Mam wrażenie, że na każdych 10 zostawionych przeze mnie komentarzy jakiś znak życia dały dwie osoby (czy to odpowiadając na moje jęki, czy to na czyjś komentarz pode mną), na tyle, żeby kliknąć w bloga zainteresowało się jakieś 25-33% osoby (jeśli mowa nadal o dziesiątce).

Więc ten… teges… no… nie sądzę, żeby to faktycznie coś dawało.
Zostawienie sensownego komentarza  wymaga przeczytania wpisu, ba! i znalezienia wpisu, wartego przeczytania. Razem z pisaniem komentarza zajmuje to minimum 10 minut, może nawet 15.
A 15 minut to BARDZO dużo czasu jeśli patrzeć na to pod kątem ewentualnego marnowania go na pisanie czegoś, czego się wcale nie chce napisać i robi to tylko w nadziei, że ktoś zauważy i się zainteresuje.

Przecież to jakiś absurd! W ten sposób to można się wszelkiej radości życia (nawet nie tylko pisania) pozbawić, a nie popularność zyskać.

Po zastosowaniu się już do tych trzech znakomitych rad każdy początkujący bloger:

– straci mnóstwo czasu na bzdury,
– straci prawa do swoich tytułów i odda wszelkie/większość korzyści ze swojego pisania jakimś cwaniakom (jasne, że byle Zuzka pisząca o gaciach nie zarobi na tym ani dwóch złotych, ale jednak chyba bardziej satysfakcjonujące jest zarobienie 145 groszy przez Zuzkę niż układ pt. “zero dla Zuzki chociaż to ona odwaliła całą robotę, 1,50 dla katalogu blogowego, który nie daje jej nic w zamian”),
– sfrustruje się do maksimum, przy odrobinie szczęścia odda oszczędności jakiejś facebookowej oszustce, żerującej na okołoblogowej desperacji.

Docieranie do nowych czytelników prędzej czy później stawia każdego przed wyborem: robić z siebie szmatę publicznie, czy zachowywać się honorowo w samotności.
Z niezrozumiałych dla mnie jak dotąd powodów niektórym wydaje się, że w zależności od tego CO kto wybierze, to rezultat będzie inny.

Sądząc po tych blogach na których znalazłam poradniki, spamujących na fb i wyświetlających się w katalogach – nie.

I bodaj tych pierwszych wszystkich szlag trafił, albo przynajmniej kilka swędzących krost na tyłku dorobili.

Dlaczego oni wszyscy powtarzają, że codzienne blogi o życiu nie są warte pisania, bo nikt nie będzie zainteresowany czytaniem tego?!

JA BYM CZYTAŁA!
Dotarło do mnie, że właściwie tylko takie mnie interesują i do tych najczęściej wracam. I takich szukałam, ale nie – najwyraźniej wszyscy młodzi i ambitni zdecydowali się zastosować do tych przeklętych rad i piszą jakieś beztreściowe poradniki “Jak żyć?”, wyczerpując temat po dwudziestu zdaniach.

Poza tym…

Ileż ja się z tym bujałam?
Niecałe dwa tygodnie, a znalazłam już tyle kłamstwa i machloi, że wprost nie mogę się doczekać, na co trafię za miesiąc.

Wiem, wiem – wiem, że szoruję po samym dnie blogosfery i bujam się w jakichś dziwacznych miejscach, ale tu jest tyle ciekawych rzeczy!

Lajk za lajk, obs za obs, kom za kom nie umarło! Doszło do niego jeszcze kupowanie czytelników, obserwatorów, komentujących, piszących… bleh.
W sumie nic dziwnego, że po tym wszystkim na widok postu “w sklepie byłam, bułki i masło kupiłam, śniadanie se zrobiłam” mam wrażenie obcowania z czymś wybitnie świeżym i interesującym.

☙✿❀❁❧

Kliknij na serduszka, jeśli chcesz ocenić post.

Średnia ocen: 4.5 / 5. Wyniki: 2

Wiatr hula... Nikt jeszcze nie ocenił tego posta. Link do FB jest na dole - to malutkie "f" na środku stopki.

9 thoughts on “Jak stworzyć niepopularnego bloga i osiągnąć maksymalną frustrację?

  1. Ja też tu jestem. Lubię poczytać te prawdziwe przemyślenia. Jak tu trafiłem, nie wiem.
    PS: dobrze, że działa Ci RSS strony.

  2. Boże! Skoro te wszystkie sztuczki mające zwabić czytelników nie działają, to co ja tu robię? I jak to możliwe, że Twojego bloga trzymam otwartego już trzeci dzień, po to by w wolnej chwili móc zerknąć na kolejny wpis. No przyznaj się, jakim sposobem mnie tu ściągnęłaś? Skoro czytam i nawet komentuję, to znak, że chyba odkryłaś w końcu tajny sposób na stworzenie popularnego bloga. :)

    1. W takim razie tym tajemnym sposobem musiałoby być:

      – trzymać się z dala od katalogów i zrzędzić ile się da w związku z krótką interakcją jaką miałam z tymi wynalazkami,
      – wypisać się lub zostać wywalonym z tematycznych grup,
      – ograniczyć komentowanie do absolutnego minimum,
      – przestać aktualizować bloga i zająć się pisaniem postów, które wciąż wiszą jako szkice,
      – nie aktualizować fp.

      No nie wiem, czy to taki niesamowity wabik na czytelnika…

  3. Mnie też bardzo ciekawi, dlaczego posty o tym, jak tworzyć popularne blogi piszą ludzie, których blogi to żałość. Mam ogółem baaaaardzo wiele podobnych obserwacji. Powiem tak: Ehhh…

    1. Wiem.
      Sami wyszukiwali to w google jak opętani i po przeczytaniu większej ilości “tekstów źródłowych” uznali, że czas na własny – w nadziei, że kolejni zdesperowani-nieświadomi zajrzą i do nich bezpośrednio przed stworzeniem własnych instrukcji.

  4. Trafiony w sedno post. Wszelkie “świetne rady”, które możesz do kosza wyrzucić. Miałam ostatnio przejście z jedną grupą na Facebooku. Chodziło o linkowanie siebie i komentowanie innych, którzy linkowali się przed nami. Spytałam, czy jest to przymusowe, skoro np.nie rozumiem tematu i na siłę musiałabym coś pisać, bo “taki jest regulamin”. Żałuj, że nie widziałaś hejtu, jaki poszedł. Usłyszałam, że jestem leniwa, niekreatywna i w ogóle powinnam dostać ban od admina. To im pokazałam środkowy palec i sama się wypisałam.
    Robi się dno, a blogów miliony.

    Pisz, pisz dalej! ;-)
    Pozdrawiam

    1. Zanim ja się zacznę wyrabiać ze wszystkim, o czym chciałam napisać, to sto lat minie i internet wyschnie.
      Jak odkładałam odpowiedź na ten komentarz, to wydawało mi się, że mniej więcej za dwa dni skończę pisać coś dłuższego prawie w temacie… minął miesiąc, a ja nadal nie skończyłam. Za to zaczęłam. Wtedy. I nie wróciłam do tego jeszcze…

  5. Wiesz co Ardeeda, im więcej Cię czytam (a czytam już któryś post z kolei, co możesz sobie sprawdzić w analitiksach) tym bardziej chcę Cię czytać. Wciąga mnie ta Twoja uprzejma gorzkość wypowiedzi. Podoba mi się to walenie niewygodną ( w powszechnym rozumieniu) prawdą między oczy. Zostaję. Deal with it.

    1. Nie mam analitiksów i nie rozumiem, czemu miałabym już na wstępie zakładać nieszczerość. Uprzejmość to stosunkowo świeży wynalazek; korzystając z tego – dziękuję, chociaż nie czuję, żebym coś istotnego nawaliła.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.