Nawet osoby, deklarujące się jako “przeciwnicy aborcji” wyliczają gwałt jako jedną z “wyjątkowych” okoliczności, w których mogliby ją zaakceptować.
Co więcej – często wymieniają ją jako pierwszą – PRZED zagrożeniem życia i zdrowia kobiety oraz poważnymi wadami płodu sugerując, że dziecko poczęte z gwałtu jest dla kobiety większym zagrożeniem niż śmierć.
Zastanawiając się nad tym najspokojniej jak się da – po kolei:
Z czym wiążą się poważne wady płodu?
Przeważnie ludzie nie wdają się w szczegóły, więc nie można z całą pewnością stwierdzić, czy za dość poważne wady rozwojowe uznają brak ręki, czy np. zespół Pataua.
Ale – patrząc na to najprościej jak tylko można – wady płodu wiążą się z:
- możliwym obniżeniem jakości i poziomu życia rodziców,
- niską jakością życia dziecka i niewielkimi szansami na samodzielność,
- cierpieniem fizycznym lub/i psychicznym dziecka,
- koniecznością długotrwałego/stałego leczenia/opieki szpitalnej/lekarskiej nie poprawiające stanu dziecka, lub nie dające mu ulgi w bólu,
- możliwą śmiercią dziecka w bardzo młodym wieku.
Z czym wiąże się zagrożenie zdrowia i życia matki?
Jeśli takie zostaje stwierdzone, to mamy do czynienia z ryzykiem:
- śmierci matki lub matki i dziecka,
- poważnego/trwałego uszczerbku na zdrowiu matki, skutkującego obniżeniem jakości i poziomu jej życia – nawet do stopnia czasowej lub trwałej utraty samodzielności,
- niezdolności do sprawowania opieki nad dzieckiem w wyniku uszczerbku na zdrowiu,
- osierocenia lub pozbawienia części lub pełni opieki rodzicielskiej ze strony matki dla dzieci, które już są na świecie,
- obniżenia jakości i poziomu życia partnera i rodziny kobiety, która może umrzeć, wymagać opieki lub być niezdolna do pracy.
Z czym wiąże się urodzenie zdrowego dziecka, poczętego w wyniku gwałtu?
Z żadnym z powyższych.
Jeśli płód jest zdrowy i rozwija się prawidłowo, a zdrowie i życie matki nie jest zagrożone pod względem fizycznym, to co może być powodem przeprowadzenia aborcji w oczach ludzi, którzy nie dopuszczają przerywania ciąży z powodu trudnej sytuacji materialnej, trudnej sytuacji życiowej lub niechęci/niezdolności emocjonalnej do donoszenia ciąży (która wiązałaby się z pogorszeniem zdrowia psychicznego matki, załamaniem, traumą, możliwą nienawiścią do zawartości brzucha, w skrajnych przypadkach z próbami okaleczenia płodu)?
Tylko i wyłącznie obrzydzenie i przekonanie, że dziecko poczęte z gwałtu nie ma prawa do życia.
Nic więcej. Żadne inne uzasadnienie, żaden inny motyw, powód ani tok myślenia nie pasuje, bo wszystkie emocje, które może odczuwać w stosunku do swojej niechcianej ciąży kobieta zgwałcona może też odczuwać kobieta, znajdująca się w trudnej sytuacji życiowej, materialnej lub emocjonalnej.
Dlaczego więc jednej z nich dają tę moralną aprobatę dla przerwania ciąży, a innej nie?
Ich sytuacja może się nie różnić absolutnie niczym.
Możemy mieć hipotetyczną ciężarną 17-latkę, która zaszła w ciążę, kiedy została zgwałcona i drugą, hipotetyczną 17-latkę, która zaszła w ciążę uprawiając seks, a potem została zgwałcona i dowiedziała się, że jest w drugim miesiącu ciąży.
Zakładając, że obie nie mają możliwości samodzielnego utrzymania siebie i dziecka, ani rodziców, którzy zechcieliby im pomóc; obie nie czują się psychicznie ani fizycznie gotowe ani na macierzyństwo ani na ciążę, dla obu to dodatkowy powód do rozpaczy i widmo utraty wszystkich planów i jakości dotychczasowego życia, które już i tak zostało czasowo lub trwale zrujnowane przez gwałty – jakie argumenty mogą przekonywać takiego “przeciwnika aborcji” do przyzwolenia na aborcję dla jednej, ale moralnego buntu wobec dania prawa do aborcji dla drugiej?
Na pierwszy plan najprawdopodobniej wysunie się coś w klimacie “ponoszenia konsekwencji” i “brania odpowiedzialności za swoje czyny” dla tej małej zdziry, która śmiała uprawiać seks, a cokolwiek stało się później to już nie ich brocha i nie zamierzają brać tego pod uwagę w swoich osądach.
Na drugim będzie obrzydzenie, jakie budzi w nich dziecko poczęte z gwałtu i poczucie, że takie nie ma prawa do życia.
Co innego mogłoby się tam znaleźć?
Żadne światłe i dobroduszne nie dokładanie traum zgwałconej i zapłodnionej w ten sposób, bo gwałt nie jest ani jedynym źródłem traum, ani ten skutkujący zapłodnieniem nie jest automatycznie bardziej traumatyczny niż ten, którego ofiarą padłaby dziewczyna, która już byłaby na początku nieświadomej ciąży.
Nieekstremalnych przypadków nie ma.
Każdy jest skrajny dla tego, kogo osobiście dotyka.
Dziecko poczęte z gwałtu jest skażone i gorsze od innych. I nie powinno żyć. Bo to dziecko gwałciciela.
Chodzi tylko o to, nie o jego matkę, nie o jakąkolwiek kobietę, która mogłaby i chciała lub nie chciała nią być.
GDYBY chodziło o kobietę, o jej uczucia, emocje, problemy – to ludzie aprobujący aborcję w tym “wyjątkowym przypadku” byliby w stanie wymyślić jakieś (nawet jeśli skrajnie niekorzystne, rzadko spotykane, mało prawdopodobne, to mimo wszystko JAKIEŚ czynniki emocjonalne, ekonomiczne czy jakiekolwiek inne) okoliczności, tworzące bardzo trudną sytuację życiową, w której usunięcie ciąży przez jakąś przypadkową, zupełnie obcą im kobietę jawiłoby się jako najmniejsze zło.
Jeśli nie są w stanie przedstawić żadnego przykładu takich okoliczności, ale wymieniają gwałt jako jeden z wyjątków, to tylko dlatego, że to dziecko budzi w nich obrzydzenie – i że ich zdaniem będzie lepiej, jeśli się nie urodzi, bo byłoby to dziecko gwałciciela.
Nie dziecko tej kobiety, która być może chciałaby je pokochać i wychowywać jako SWOJE dziecko, ale dziecko gwałciciela.
A są takie kobiety.
Nie wszystkie zgwałcone, które zaszły w ciążę chcą ją usunąć.
Niektóre traktują ten płód jako swoje i TYLKO swoje dziecko.
Ale tu wkracza ludzka troskliwość i domysły…
Że może tego gwałtu chciała, skoro nie brzydzi się dzieckiem.
Że może jest nienormalna, skoro chce je urodzić.
Że coś musi być z nią nie tak, skoro jest gotowa je wychowywać.
I tu się czai prawdziwa spierdolina mózgowa. I naprawdę trudno jest mi dziwić się prolajfom opowiadającym o aborcjach eugenicznych.
Do pewnego momentu odbierałam ich jako bandę oszołomów bez piątej klepki. Potem zaczęłam czytać i słuchać, i czytać, i słuchać, i czytać…
Zza tych szumnych haseł o prawie kobiety do podejmowania decyzji o swoim życiu i ciele całkiem często wyziera przekonanie, że dziecko z gwałtu jest skażone i gorsze od innych.
Że rodzenie niepełnosprawnych dzieci to głupota.
Że rodzenie jakichkolwiek dzieci jest niemoralne i rujnuje ekosystem planety.
Że kobiety, które chcą urodzić dzieci niepełnosprawne, chore lub poczęte z gwałtu mają zaburzenia psychiczne, są nienormalne, że są sadystkami, że krzywdzą te dzieci, że sprowadzają na świat kolejnego bandytę…
Zbiera mi się na wymioty ilekroć o tym pomyślę – tak samo, jak zbiera mi się na wymioty, kiedy słucham/czytam bełkot prolajfów, którzy chętnie poświęcaliby cudze życia w imię swoich idei. Ci ludzie tak mało się od siebie różnią, że aż dziwne, że nie znajdują w sobie najlepszych przyjaciół na resztę życia.
Jedni motywują się do “walki o życie” gapiąc się na zdjęcia pokrojonych ciałek płodów, drudzy do “walki o prawo do aborcji” nad zdjęciami cierpiących, zdeformowanych i konających noworodków.
To jest ten sam syf, dokładnie ten sam syf. Ostatnimi, którzy się w tym liczą są matki, niedoszłe matki, dzieci i płody.
Niestety nie trafiłam na żadne konkretne opracowanie czy zbiór opowieści kobiet, które urodziły dzieci, poczęte z gwałtu.
Gdybym przypadkiem trafiła, zapewne bym ją przeczytała. Nigdy nie szukałam, więc nie wiem – może istnieje. Jak do tej pory natykałam się na nie tylko na marginesie innych historii i dotyczyło to głównie kobiet, zgwałconych w czasie wojny.
Nie miały możliwości przerwania ciąży, wiele z nich je porzucało – o czym wspominano czasem w kontekście ostracyzmu i agresji, z jaką spotykały się te, które nie chciały tych dzieci porzucić. Z tym samym borykają się kobiety w Afryce, które po wojennych gwałtach zaczęły rodzić dzieci poczęte w ten sposób, i które ze względu na swoje skażone dzieci są wyrzucane ze społeczności i atakowane.
Nie mam powodów sądzić, by nasze, europejskie nastawienie wiele się od tego różniło.
Od jakiegoś czasu dość regularnie trafia mnie szlag za każdym razem, kiedy ktoś wymienia gwałt jako uzasadniony wyjątek w jego antyaborcyjnym światopoglądzie.
Mniej perfidne, bardziej prostoduszne jednostki nie gryzą się w język na czas i nie ograniczają do powtarzania tych samych, utartych formułek i dodają do tego własne przemyślenia typu “żadna normalna kobieta nie chciałaby rodzić takiego dziecka“.
Potem płynnie przechodzą do “jaki facet zaakceptowałby takie dziecko?” i okazuje się, że ten wyjątek w ustawie antyaborcyjnej jest bardzo potrzebny… żeby kobiety nie traciły szansy na znalezienie sobie jakiegokolwiek chłopa.
Bo przecież już z normalnym dzieckiem jest ciężko, a co dopiero z “takim”.
I żeby mogły utrzymać małżeństwa z jakimiś chu… książętami na białych koniach, którzy – w razie, gdyby ich żona/partnerka została zgwałcona, zaszła w ciążę i nie chciała jej usunąć – nie zaakceptowaliby tego dziecka.
Nooo… takie skarbeńki są warte każdego poświęcenia.
Zakończyć albo stracić szansę na związek z takim byłoby wielkim nieszczęściem, jak wyleczenie raka – warto tego unikać każdym kosztem.
To nie jest żadne umiarkowane prolajf, to jest antykobiece.
Jeśli przyświecają temu jakieś inne motywy… to jakie?
Nie potrafię tam wpasować nic innego, nie umiem skojarzyć żadnych wskazówek, które sugerowałyby cokolwiek innego.
Nie galopowałabym tak bardzo z tą w spierdolony sposób pojętą empatią. Nie sięgałabym aż do dziecka, myślę że tak jak w każdym innym wypadku trzeba po prostu odebrać babie prawo do wyboru, wiadomo – z troski. No i przede wszystkim czy po gwałcie nie jest jeszcze bardziej zużyta niż nawet po jakimś czarnuchu? Niby to było wbrew jej woli, ale ;)
A ja pogalopowałam .
Spierdolona empatia to:
“ja sobie nie wyobrażam, żeby… więc dobrze, że ten wyjątek istnieje, popieram”
albo
“a ja to nie chciałam mieć dzieci, ale zaszłam, nie mogłam usunąć, a teraz kocham bobo i nie wyobrażam sobie, żeby… więc absolutnie kobiety nie powinny mieć prawa wyboru to też będą tak szczęśliwe jak ja”.
To obowiązuje w każdym wypadku, ale tu na pierwszy plan wysuwa się:
“ja sobie nie wyobrażam, więc ten wyjątek powinien istnieć, żeby kobiety mogły z niego korzystać – nie wybierać czy chcą, tylko korzystać, bo ja sobie nie wyobrażam, co to by za dewiantki i wariatki mogły chcieć rodzić takie”.