Dlaczego czarnoskóry dumny z koloru swojej skóry nie jest rasistą?

0
(0)

Rasizm nie byłby takim problemem, gdyby niższe formy życia rozumiały, że są zobowiązane do wdzięczności wobec osób, które je obrażają.

Gdyby tylko pojęły, że nie mają, nie będą miały – ba! – że nie powinny mieć pewnych podstawowych przywilejów i praw, wynikłyby z tego same korzyści:

? rasiści nie mieliby takich problemów z życiem w zgodzie ze swoimi przekonaniami;
?  nie spotykałyby ich w związku z nim żadne nieprzyjemności;
? więc nie byliby tak agresywni wobec niższych form życia;
w ostatecznym rozrachunku wszystkim żyłoby się lepiej.

Proste, prawda?

Wspomniane w tytule pytanie pojawia się w bardziej rozbudowanej formie:

“Dlaczego czarnoskóry mówiący, że jest dumny z koloru swojej skóry jest odbierany pozytywnie, a biały deklarujący dumę z koloru swojej białej skóry jest brany za rasistę?”

Na tyle, na ile udało mi się zrozumieć to retoryczne pytanie-porównanie funkcjonuje jako barwny wstęp do tyrady na temat ucisku biednego, białego człowieka*, który Afrykańczyków, ex-Afrykańczyków i potomków Afrykańczyków widuje:

? sporadycznie w internecie i TV;
? średnio raz w roku, przez 15 sekund, gdzieś na ulicy;
? średnio dwa razy do roku, przez 30 sekund – bo dłużej się zagapił na ulicy;
? tylko z daleka;
? wcale;

a o istnieniu rdzennych Nowozelandczyków czy Australijczyków nawet nie wie.
Za to opinię ma! Ooo, opinię ma!
(Pozostanie tajemnicą, skąd ją wziął – przecież sam jej sobie nie wyrobił nie mając ku temu żadnej okazji. )

* – Wspomniany ucisk ma miejsce na ich mózgach w każdej sytuacji, w której ich – pełna życzliwości i dobroduszności mentalna szambiara, schowana za garścią niby-nie-wulgarnych i niby-nie-obraźliwych słów, ułożonych w zgrabny, rasistowski manifest trafia na osobę, która oszołoma, który nie tylko nie docenia jego postawy, ale i ma do niej sporo uwag.

Ten argument jest genialny! Oczywiście o ile na samym wstępnie zapomnimy o takich duperelach jak kontekst, przymkniemy oko na wymowę i zapomnimy o historii.

Przeciętny Europejczyk wie o kulturze i historii Afryki…

Prawdopodobnie coś pomiędzy “wielkim nic” a mglistym kolażem informacji, zapamiętanych z filmów przyrodniczych o sawannie, akcjach charytatywnych, AIDS i… chyba niewiele więcej.
Afroamerykanie istnieją w mediach i kulturze, zaznaczają swoją obecność w świecie, który nadal lubi zakładać, że wartość człowieka jest odwrotnie proporcjonalna do ilości melaniny w jego skórze.
Ale Afryki jako takiej nie ma. Jeśli się pojawia, to jest dzika, niebezpieczna, mordercza, prymitywna, a przede wszystkim nieporadna: niezdolna do wyżywienia, wyedukowania i utrzymania swoich mieszkańców w zdrowiu (i przy życiu).

Wałkuje się, że Afryka wiecznie potrzebuje:

? pieniędzy z jałmużny;
? misjonarzy wciskających ludziom cyrografy spod znaku “uwierz w naszego boga, a damy ci jedzenie/leki/zbudujemy szkołę dla dzieci“;
? amerykańskich gwiazdek, poprawiających sobie PR fotami z bosymi dziećmi.

Dzięki czemu:

? fundacje typu tej, założonej przez Bono z U2 mogą poszczycić się wydaniem centa z każdego pozyskanego dolara na faktyczną pomoc, a resztę na utrzymanie samych siebie i drogie prezenty dla ludzi, uświadamianych o istnieniu głodu i AIDS;
? ludzie ginący w walkach plemiennych wywołanych działalnością misjonarską idą do właściwego nieba;
? biedne kraje mają okazję wydawać pieniądze na ochronę dobroczyńców zamiast na potrzeby własnych obywateli.

A przede wszystkim utrwala się wizerunek Afryki niezdolnej do poradzenia sobie z własnymi problemami bez pomocy z zewnątrz – oczywiście z pominięciem tego, jak wielu problemów Afryka nabawiła się bezpośrednio dzięki działalności z zewnątrz; i tego, kto zaraził ją AIDS.

Pozytywów w tym tyle, co kot napłakał, a w dużej mierze właśnie dzięki temu rasizm ma się dobrze, bo reszcie świata nieustannie wmawia się, że Afryka potrzebuje czyjejś łaski i nie tylko jej mieszkańcy, ale i ludzie od pokoleń mieszkający w Europie czy Ameryce są bardziej niesamodzielni i nieporadni niż rdzenni Europejczycy o tym samym wykształceniu i statusie materialnym.

Oczywiście rasizm jako taki ma swoje źródła gdzie indziej, ale właśnie dzięki temu pada na tak podatny grunt i jest ciepło przyjmowany.

Z jakichś powodów kolor skóry jest dla ludzi bardzo istotny, i nie chodzi tylko o to, kto ma ciemniejszą.

Bledsi ode mnie są chyba tylko albinosi. Nie było tego dużo, ale w podstawówce załapałam się na żarty na ten temat – najprawdopodobniej nie były żartami, ale tego już się nie dowiem.

W zamian dowiaduję się np. że to wstyd wychodzić z tak białymi nogami na plażę, bo to będzie ludziom niemiło na nie patrzeć, albo że wypadałoby założyć rajstopy jak chce się tak chodzić po mieście, bo ten kolor razi.
Nie jest to oczywiście rasizm – ot po prostu, życzliwe rady. Niewykluczone, że ta sama życzliwość podsunęłaby im pomysł na sugestię kąpieli w wybielaczu, gdybym odstawała w drugą stronę.
Właściwie to jestem całkiem pewna, że by podsunęła. W formie niewinnego żartu oczywiście.

Dość ciężko jest wierzyć w to, że umysł, zdolny począć i powić tak cenne przemyślenie – jak to, że może powinnam coś zrobić, żeby nie czuć się niekomfortowo, będąc o parę odcieni jaśniejsza od przeciętnej plażowiczki nie tworzy jakichś bezcennych “porad” dla osób z innego kręgu etnicznego.
Nie nazwałabym tego rasizmem, ale ten tok myślenia to nie żaden ewenement, jest powszechny.
I opiera się na założeniu, że inność nie jest czymś, co po prostu istnieje i definiuje człowieka na tle społeczności, tylko czymś, co istnieje na fali wielkiej łaskawości tych, którzy mają ze sobą więcej wspólnego.
To nie “rasizm”, a nabyty defekt mentalny, nie mający większego związku z kolorem skóry.

Jakże monstrualny strach przed byciem trochę innym od reszty musi odczuwać osoba, która wpada na coś takiego; co ma w głowie, skoro jej myśli wypływają na takie obszary? Co rodzi się w jej zgniłej głowie, kiedy doświadcza inności?
Inności niekoniecznie etnicznej czy kulturowej – różnica może być we wzroście, wadze, takich pierdołach jak kolor włosów, a aktywuje prawdziwy festiwal pogardy, kiedy ma do czynienia z czyjąś widoczną niepełnosprawnością, czy okaleczeniem – i on zawsze jest obecny, nawet jeśli z obawy przed brakiem akceptacji otoczenia dla otwartej i bezpośredniej agresji chowa się za okrągłymi słowami, żartami i “troską”.

Nie będę się w to zagłębiać bardziej, bo chodzi mi tylko o mechanizm – nadal próbuję się skupić na tytułowym pytaniu.

Dlaczego czarnoskóry dumny z koloru swojej skóry nie jest rasistą?

A na pewno nie jest?
Bo jedynym miejscem, w którym nie poddaje się tego w wątpliwość wydaje się być ta fantazja, rozpościerana przez osoby, które uważają, że dokonują jakiegoś wielkiego aktu łaski, wyrozumiałości i dobroci… bo akurat nikogo nie prześladują i nie atakują.

Kolor skóry nie determinuje niczego – dosłownie: NICZEGO.
Jeśli jedyną informacją, jaką dysponujemy będzie kolor skóry osoby, która znajduje się w drugim pokoju, to możemy co najwyżej – z dużym marginesem błędu – zgadywać, skąd pochodzi, lub jakie ma korzenie.

Nie ma takiej zasady, która pozwoliłaby zakładać, że czarnoskóry nie będzie rasistą w odniesieniu do osób o europejskich lub azjatyckich korzeniach – nie ma też podstaw, by zakładać, że nie jest wielkim entuzjastą dyskryminowania czarnoskórych.
Nienawiść do siebie, swoich korzeni, kultury, kraju czy choćby do ludzi, którzy wyglądają podobnie nie jest niczym dziwnym ani niespotykanym.

Czarnoskóry deklarujący dumę z koloru swojej skóry jak najbardziej może w ten sposób deklarować swoje rasistowskie zapędy – jest jednak całkiem spore prawdopodobieństwo, że tego nie robi.

Dlaczego biały deklarujący dumę z koloru swojej białej skóry jest brany za rasistę?

Najprawdopodobniej dlatego, że jego słowa i intencje zostają słusznie zinterpretowane. Nie kojarzę żadnego przypadku w którym taka deklaracja miałaby jakikolwiek inny podtekst poza rasistowskim. Zresztą mam pewne problemy z wymyśleniem, jaki on mógłby być.

Powiedzmy, że poniekąd rozumiem o co chodzi w dumie narodowej. Bardzo poniekąd, bo niezupełnie umiem zlokalizować jej źródło. Że co ja niby? Miałam jakiś osobisty udział w życiu i działalności Kościuszki? Pokrzepiałam Emilię Plater? Zdzierałam koszulę z Rejtana? Przecież nie było mnie wtedy na świecie, nie miałam w tym żadnego udziału, z czego mam być dumna? Co łączy mnie z nimi bardziej niż z tymi, którzy gnoili Plater za brak penisa i olewali Rejtana za nadinterpretację?
Właściwie to nie rozumiem. Lubię ludowe różne takie, ale jestem całkiem pewna, że gdybym pamiętała z dzieciństwa tańce z dzidą przy ognisku w samych majtach, to lubiłabym to, a nie wicie wianków nad rzeką.
No ale “powiedzmy”, że rozumiem.

Nie zauważyłam, by jakiś nie-rasista miał problem z tą rzekomą niesprawiedliwością w dostępie do “dumy”.

Za każdym razem wygląda to na obowiązkowy punkt programu w przemowach typu:

Stalin zabił miliony ludzi, a mnie chcecie pakować do więzienia za zaledwie kilka morderstw? gdzie tu sprawiedliwość?!

Kolor skóry nie ma tam żadnego znaczenia, bo wyciąga się to w ramach tworzenia zestawu argumentów usprawiedliwiających i uzasadniających bycie bucem wobec całego świata, nie tylko Afrykańczyków.

Takie:

Nazwałem go śmierdzącym brudasem, on mi na to, że jest dumny z koloru swojej skóry i że mam się odwalić – w związku z czym sądzę, że padłem ofiarą rasistowskiego ataku ze strony tego (…) i że to nie fair“!

Mam wrażenie, że wszystko to jest zbudowane na echach postkolonialnej manii wielkości i głębokiego przekonania, że Afrykańczycy i osoby o korzeniach Afrykańskich są – jeśli nie “istotami niższymi”, to w najlepszym razie – bandą nieporadnych głupków, umierających z głodu przy lepiance z krowiej kupy.

I że to wszystko jest suto podszyte jakąś wyimaginowaną “łaskawością”.

Afrykańczyków postrzega się w dużej mierze przez pryzmat Afroamerykanów.

Ich przodkowie zostali porwani ze swoich domów, wywiezieni ze swoich krajów, pozbawieni tożsamości, wolności, praw – jedynym co ich łączyło był kolor skóry.
Pełnoprawnymi Amerykanami (formalnie) są od niedawna – niekoniecznie czują silną więź kulturową z krajem, który ledwo co przestał traktować ich jak obywateli drugiej kategorii.

W tym kontekście wypowiedziane przez Afroamerykanina “jestem dumny z tego, że jestem czarnymoże znaczyć mniej więcej tyle conie wstydzę się tego, kim jestem i nie chciałbym być kimś innym“.
Podczas gdy “jestem dumny z tego, że jestem biały” wpada bardziej w “nie wstydzę się tego, kim jestem i sądzę, że inni chcieliby być mną”.

Przypuszczam, że w ustach mieszkańca byłych kolonii też najprawdopodobniej będzie to podpadało bardziej pod tożsamość narodową niż antagonizmy na tle rasowym. Europejczycy, którzy mieszkali w ich krajach nie asymilowali się i nie pracowali nad budowaniem nowej, wspólnej tożsamości, żyli obok, bardziej jako części swojego starego świata niż budowniczowie nowego.

A że najsilniejszą barierą, dzielącą grupy ludzi, mieszkających na tym samym terenie był właśnie kolor skóry…
I że całą Afrykę przedstawia się jako bezradną i niezdolną do podejmowania samodzielnych decyzji…
I że mówią o niej głównie ci, którzy jej nie znają… – albo i gorzej (jawne, pedofilskie tyrady Kydryńskiego i Mellera w połączeniu ze społecznym szacunkiem, jakim cieszy się ta parka degeneratów od lat wypala mi dziurę w mózgu).

Wszystko to razem daje obraz tak wypaczony, że trudno oczekiwać, że ludzie, u których rozum wykonuje jedynie okazjonalne podrygi, zdobędą się na próbę krytycznego myślenia.

Niedawno miałam okazję przeczytać kilkanaście klasówek piątoklasistów piszących o bohaterach “W pustyni i w puszczy”. Wszyscy jak jeden mąż (z pominięciem tych, którzy skupili się na samodzielnie wymyślonych głupotach i prawdopodobnie nie czytali lektury) dowodzili wielkiej szlachetności i dobroci głównych bohaterów objawiającej się tym, że… traktowali Kalego i Meę z szacunkiem, “jak równych sobie, mimo że byli Murzynami“.
To samo widzę w internetowych ściągach, które młodzież przepisuje jako zadania domowe.

To by z grubsza wyjaśniało, skąd takie oburzenie w tych “dumnych ze swojej białej skóry”  – toć oni wyrośli w głębokim przekonaniu, że normalne traktowanie ludzi o innej karnacji jest opcjonalne i zarezerwowane dla osób wybitnie wrażliwych i wspaniałomyślnych.
Nic dziwnego, że oczekują uznania i szacunku dla swoich syfiastych przemyśleń – skoro ustawiają sobie poprzeczkę nieco ponad wyobrażeniem o okładaniu niewolnika batogiem za niesubordynację na polu bawełny, to wydaje im się, że norma jest gdzieś w okolicach obchodzenia się z drugim człowiekiem jak ze śmierdzącym jajem (nie dotykać, zwyzywać, pozbyć się z widoku) – ale to jeszcze nie znaczy, że powinni go dostawać.

A gówno powinni dostawać. I to dosłownie, nie w ramach metaforycznego ujęcia “niczego”.

Przecież to nie wina dzieci, że uważają rasizm za standard, ponad którym jest już łohohoho, wielka szlachetność.

One tylko powtarzają to, czego zostały nauczone. Dzieci mają głęboko w dupie to, czy kolega jest zielony, włochaty, bezręki czy odziany w stare szmaty. Jest klient do zabawy, to będą się z nim bawić, ale zadadzą sto pytań o to, czemu zielony, włochaty kolega bez ręki jest ubrany inaczej niż one – tak samo, jak o będą pytać o słońce, chmurki i wszystko inne.

Ale jak już dostaną odpowiedzi
i dowiedzą się, że z kolegą jest coś nie tak i nie powinny się z nim bawić, albo powinny traktować go inaczej, bo sru-fiu-bździu, to zaczną się zachowywać inaczej.

A potem wyrosną na agresywnych durniów, święcie przekonanych o tym, że jak się kogoś nie bije, nie wyzywa, a “tylko” traktuje jako coś gorszego, to się automatycznie wzbija na wyżyny człowieczeństwa – i że ktoś, kto to robi nie robi w sumie nic złego.

Dlatego wydaje mi się, że “jestem dumny z koloru mojej skóry” w ustach Afrykańczyka lub osoby o afrykańskich korzeniach nawet nie stało obok rasistowskiego manifestu, jest po prostu reakcją na jego przejawy.
Za to entuzjazm wobec tej deklaracji już tak, bo nie jest jest przejawem równego traktowania.
Dlaczego osoba, uważająca, że względy etniczne, kulturowe, zdrowotne, fizyczne etc. nie stanowią o wartości człowieka, bo przecież wszyscy są równi miałaby być entuzjastycznie nastawiona do tego, że jest kim jest? Przecież to nie ma żadnego sensu – skoro wszyscy są równi, to każdy może, albo i powinien czuć taką dumę – jako coś zupełnie normalnego i naturalnego, nie wymagającego zewnętrznej aprobaty.

W ramach sprzeciwu wobec dyskryminacji?

Sprzeciw wobec dyskryminacji to “ej durniu, nie dyskryminuj kolegi, nie podoba mi się to, co robisz i nie będę milczeć, bo jeszcze byś uznał, że jest inaczej(choć lepiej, gdyby się obyło bez “durnia”) a nie “to super, że X pasuje to kim jest, jaki jest i jak wygląda” – bo to równie odkrywcze i sensowne jak częstowanie kogoś tekstem “ojej, to cudownie, że oddychasz!” – w dodatku sugeruje, że jest w tym coś dziwnego, wartego uwagi, odnotowania i pochwały.

Oczywiście kontekst może wiele zmienić.

Może zaistnieć sytuacja, w której dyskryminowany ze względu na kolor skóry Europejczyk powie “spadajcie, jestem dumny z tego, że jestem biały” – i wtedy ta deklaracja nie będzie śmierdzieć rasizmem.
Ale jak często to pada w takim kontekście? Jak często pojawia się zaraz obok stwierdzenia “ooo, a jak Afrykańczyk powie coś takiego to łohoho, jacy wszyscy dumni“?

I jak często te dyskusje są faktyczną, rzetelną (głęboką) wiedzą z zakresu:

? historii niewolnictwa w ujęciu całościowym, nie tylko jej drobnego wycinku, stanowiącego historię Afroamerykanów;
? historii choć jednego państwa Afrykańskiego i kultury plemion zamieszkujących tamte tereny na minimum sto lat przed sztucznym wytyczeniem granic;
? historii przebiegu asymilacji afrykańskich imigrantów w Europie – i to minimum od 1900 roku, ze szczególnym uwzględnieniem wieku XX, a nie aktualnej histerii;
? aktualnej histerii

?

Mam wrażenie, że niezbyt często. A bez tego nie da się prowadzić sensownej dyskusji.

Jeśli do tego dojdzie opieranie się na wiedzy sprzedawanej przez dyletantów dyletantom i podawanej dalej metodą głuchego telefonu, to te dyskusje będą miały jeszcze mniej sensu niż rozmowa z niewidomym o kolorach.

☙✿❀❁❧

Kliknij na serduszka, jeśli chcesz ocenić post.

Średnia ocen: 0 / 5. Wyniki: 0

Wiatr hula... Nikt jeszcze nie ocenił tego posta. Link do FB jest na dole - to malutkie "f" na środku stopki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.