Kiedy moim oczom ukazuje się kolejny poradnik dla mężczyzn z cyklu “jak zrozumieć kobietę/mężczyznę i zbudować udany związek?” zaczynam podejrzewać, że nie rozumiem kobiet. Ani mężczyzn. Ani związków.
Tzn. albo ja nie wiem zupełnie nic o żadnej z tych rzeczy (bo 95% tych złotych porad jawi mi się jako gwoździe do trumny) albo ich autorzy to sadyści, i biorą udział w nieoficjalnym konkursie na podpuszczenie jak największej ilości ludzi do zrobienia sobie krzywdy; ew. żyją sobie w koszmarze, wmawiają sobie, że jest dobrze i chcieliby żeby inni też zaznali tego szczęścia.
Kompromisy w związku są tak pożyteczne jak regularne nacieranie tyłka pieprzem.
Nawet, kiedy próbuję nie patrzeć na to przez pryzmat moich własnych, bezdusznych przekonań (że jakiekolwiek związki tracą rację bytu i nie powinny być kontynuowane w momencie, kiedy obok kocham/pragnę pojawia się jakiekolwiek ALE), nie jestem w stanie dostrzec tam niczego pozytywnego.
Ba! W momencie, kiedy jednym z priorytetów nie są wysokie wrażenia emocjonalne* (czyt. balansowanie na lub daleko poza granicą patologii), a poczucie bezpieczeństwa, “szczęścia” i spokoju, to te wszystkie poświęcenia i kompromisy przyniosą więcej krzywdy, bólu i strachu niż gnanie w objęcia kolejnej/go bad girl/boya z nadzieją, że jakoś to będzie i tym-razem-na-pewno-inaczej ?.
*- to, czy ktokolwiek tak SERIO, SERIO świadomie chce właśnie tego to insza inszość.
1. Związek traktuj jak zadanie do wykonania.
Uczucia nie są ważne, pożądanie jest nieistotne – pamiętaj, że fascynacje przemijają, a jak weźmiesz chłopa robotnego, to jest spora szansa, że mu tak zostanie.
Wyrachowanie, manipulacja, trzymanie dystansu, stanowczość, milczenie to podstawy budowania “udanego związku”.
Najlepiej zabrać się za to po jakimś głębszym rozczarowaniu, i ze złamanym przez byłego serduszkiem na ramieniu, spróbować zainteresować sobą człowieka, który w niczym go nie przypomina. Zmysłów też nie budzi, ale może to nawet lepiej – jak coś nie wyjdzie, to nie będzie bolało.
Problem w tym, że prędzej niż później zacznie boleć nawet, jeśli wyjdzie. Ale czy to naprawdę tak wielki problem?
Zacznij od zlokalizowania wybranki. Jeśli już jakąś masz i nie umiesz się z nią dogadać, to niestety, ale już spartoliłeś.
Należało podejść do tego metodycznie i związać się z kobietą perspektywiczną, rokującą, wyrozumiałą, pracowitą, pokorną i niezbyt wymagającą.
Wdzięczną, nieco zakompleksioną (nie za bardzo, bo będzie zbyt uciążliwa), niezbyt inteligentną (bo przejrzy Twoje gierki i kopnie Cię w dupę, albo sama okaże się lepszym manipulantem), spokojną, zrównoważoną i nudną.
Oczywiście tak naprawdę ona wcale nie będzie “nudna”. Dla kogoś innego byłaby fascynująca, wspaniała i zabawna – ale czemu miałaby być szczęśliwa z kimś, kto ją pokocha, skoro może być z Tobą, żeby Ci było wygodnie. Z czasem będzie Cię drażnić coraz bardziej (jak mogłoby być inaczej, skoro nigdy nie była dla Ciebie wyjątkowa) i zaczniesz się na niej wyładowywać – konsekwentnie wmawiając, że to wszystko jej wina. Ona nigdy do końca nie zrozumie, co się stało, bo przecież na początku “było wam dobrze”.
2. Jeśli jest zła, bo nie dotrzymałeś słowa, rozczarowałeś ją lub zawiodłeś, zastosuj przemoc psychiczną i manipulacje.
Zmień temat, udaj że słuchasz, kup kwiaty i olewaj ją dalej.
Ale! Trzymaj rękę na pulsie – nie możesz pozwolić, by zaczęła trzeźwo myśleć. Gotowa zrozumieć, że ta relacja nie ma sensu i całą energię, zainwestowaną w urabianie jej szlag trafi. Nie przemęczaj się, ale interweniuj za każdym razem, kiedy wyczujesz, że jest już na krawędzi.
Byłoby dobrze, gdybyś zmieniał się o 180 stopni i przez jakiś czas udawał jej wymarzonego partnera – najroztropniej postąpisz, jeśli zaczniesz w momencie, kiedy zrobi dla Ciebie coś miłego lub zachowa się w sposób, który najbardziej Ci odpowiada. Daj jej nagrodę. Niech ma i się cieszy. Pozytywnie zaprogramowana zapragnie powtórzyć te miłe wrażenia jak tresowany szczeniak.
Jeśli spartoliłeś i przeoczyłeś właściwą chwilę – nie ma powodów do niepokoju. Jeszcze możesz to naprawić!
Wylewa żale? prowokuje kłótnię? wygląda, jakby miała ochotę spakować manatki?
W myśl zasady, że najlepszą obroną jest atak – zrób co w Twojej mocy, by przedstawić się jako niewinną ofiarę jej podłych gierek. Użalaj się, pokaż jak cierpisz, wspomnij o przykrych doświadczeniach z przeszłości, które właśnie przywołała. Płacz, jeśli potrafisz i walnij pięścią w ścianę, jeśli nie – na pewno się wzruszy!
Tak czy inaczej będzie pod wrażeniem – szybko skorzystaj z tej chwili dezorientacji i zacznij znów być milutki, powiedz że jej wybaczasz, po krótkiej chwili “załamania” zachowuj spokój.
Przy odrobinie szczęścia zgłupieje i zacznie się podejrzewać o dziwne humory, zaburzenia hormonalne lub początki choroby psychicznej i będzie jeszcze grzeczniejsza, a Ty będziesz kryty.
3. Nie pomagaj mu zbyt często i nie wspieraj, bo się rozbestwi i zdemoralizuje.
To byłby koniec świata, gdyby partner w przypływie szaleństwa wbił sobie do głowy jakąś bzdurną wizję w której może polegać na swojej dziewczynie.
Jeśli raz w to uwierzy, to już zawsze będzie upierdliwy – poczuje, że mu smutno czy źle, będzie miał jakiś problem i przylezie po pocieszenie lub poradę, a lista jego oczekiwań zda się nie mieć końca.
Oczywiście rób to – wspieraj, pocieszaj, radź – ale tylko od wielkiego dzwonu, nie za często. Najlepiej będzie, jeśli wyrazisz zainteresowanie nieznaczącymi bzdetami i rzeczami, które w przyszłości mogą pomóc Ci go kontrolować. To, co dla niego ważne olej – ew. samodzielnie zdecyduj, co sam powinien uważać za istotne, a co nie zasługuje na to zaszczytne miano (pod żadnym pozorem nie bierz pod uwagę jego komunikatów i potrzeb, wychodź z założenia, że wiesz lepiej).
4. Nie obawiaj się popadania w absurd: myj się i przekonaj ją, że robisz to z miłości.
To przecież tak niesamowity przejaw zaangażowania, naprawdę!
Zachowywanie podstawowej higieny to żadne tam oczywistości: wszak istnieją ludzie, którzy się nie myją – to nieprzyjemnie wonne wyjątki, ale nieroztropnie byłoby marnować jakąkolwiek okazję do przedstawienia się w dobrym świetle.
Jeśli nie chcesz posuwać się aż do takich ekstremów, wybierz coś innego. Miej świadomość, że nawet takie bzdury jak opuszczanie deski klozetowej, opłukanie kubka czy sprzątnięcie za sobą kuchennego rozgardiaszu może urosnąć do rangi kamienia milowego i niesamowitego wysiłku, który jest całkowicie poza Twoim zasięgiem, a jednak starasz się to robić! walczysz! w imię miłości, a co!
5, Kłam dla zachowania pozorów… żeby po kilku miesiącach/latach zdziwić się, że partner jest dla Ciebie obcą osobą.
Czyja to będzie wina? Czyja jak nie jego – skoro tak długo dawał się okłamywać i niczego nie zauważył?
Nie zachowuj się przy nim swobodnie. Pilnuj się przy każdym słowie.
Przecież to byłoby straszne, gdybyście się już na samym wstępie zorientowali, że do siebie nie pasujecie i nie chcecie ze sobą być. Zero kontrowersyjnych poglądów + staranne ukrywanie przyzwyczajeń, których nawet nie masz ochoty się pozbyć. Jakoś to będzie! Dotrzecie się! Znajdziecie kompromisy, bo jeśli uda się zajść z tą znajomością dość daleko.
Jeśli utrzymacie ją dość długo, to żal będzie to wszystko “marnować” dla jakichś drobnych różnic klasy plany na przyszłość, ambicje, marzenia, stosunek do dzieci, używek, religii i porządku w kuchni.
Trochę kłamstw, wytrwałości, konsekwencji… przy odrobinie szczęścia pojawią się z obu stron, ale nawet, jeśli tylko z jednej to nie wszystko stracone – może nawet uda Ci się samej wpaść w pułapkę iluzji, którą stworzysz i z czasem sama będziesz walczyć o coś, co nigdy nie miało racji bytu.
Najlepiej powieś sobie nad łóżkiem ładnie oprawione motto “Związek to wzloty i upadki”. Czytaj to sobie kilka razy dziennie, uwierz i za wszelką cenę zwalczaj wszelkie herezje i bujdy wariatów, twierdzących że jest inaczej i od x lat mają same wzloty. To nieodpowiedzialni gówniarze, dojrzały związek to męka! Taka, że człowiek aż czuje, że żyje.
6. O nic jej nie proś, bo odkryje Twoją słabość – potem gotowa pomyśleć, że ma nad Tobą jakąś władzę. Bój się, bo bezwzględnie to wykorzysta!
Najprawdopodobniej tego nie zrobi, ale Ty niechcący możesz sam podciąć sobie skrzydła – odsłaniając się przed nią stwarzasz ryzyko stworzenia sobie jakiejś idiotycznej blokady, która może nie sprawi, że Twoja działalność straci sens, ale możesz zgubić gdzieś po drodze całą radość z tego, że potrafisz ją kontrolować.
Możesz nawet nabawić się jakichś brzydkich skrupułów, które w chwili słabości umożliwią jej dostrzeżenie, z kim ma do czynienia.
Słuchaj jej opowieści – na pewno znajdziesz tam coś, co będziesz mógł później wykorzystać przeciwko niej.
Niestety czasem trzeba się trochę wysilić – tylko wybitne jednostki są w stanie zbudować związek na samym olewaniu (a i to jest nieco ryzykownym zachowaniem po ich stronie!). Jeśli chcesz mieć pewność, że wszystko pójdzie po Twojej myśli, musisz się zaangażować: najlepiej w knucie i jakieś delikatne dogryzanie.
Pamiętaj, by nie robić tego za mocno. Nie od razu. Nie chcesz chyba zmarnować swojej szansy na zdobycie pełnej kontroli nad jej samooceną – a tak może się zdarzyć, jeśli bezmyślnie zaczniesz walić uwagami nie tam, gdzie zaboli.
Bardzo łatwo zauważyć i właściwie zinterpretować takie ataki – w przeciwieństwie do wciskania złośliwości tam, gdzie już rozwinęła się niepewność i poczucie niższości.
Nie na każdego wszystko działa: czasem wysokie walory “pedagogiczne” spełnią opowieści o idealnej ex, której ona nigdy nie dorówna; innej wystarczy “szczera rozmowa”, w czasie której wyliczysz jej defekty fizyczne (oczywiście podkreślając, że mimo to bardzo Ci się podoba – ALE!); na jeszcze inną najlepiej zadziała użalanie się nad sobą lub narzekanie, że bycie z nią nie pozwala na całkowite spełnienie w sferze seksualnej.
Do wyboru, do koloru. Dobry myśliwy wybiera stosowne metody.
7. Jeśli czujesz, że nie macie o czym rozmawiać, skupcie się na wspólnej pogardzie wobec…
Kogoś.
Może to być pojedyncza osoba, jak i cała grupa społeczna, ale najlepiej sprawdzą się fantastyczne wytwory umysłu w typie “nastolatek, odsłaniających waginy na sopockim deptaku“: opowiadając o jakiejś Kaśce czy innym Krzyśku, katolikach czy wyborcach PO przynajmniej okazjonalnie musisz mieć na względzie ich fizyczne ograniczenia, by nie popadać w śmieszność (przynajmniej na początku).
Jeśli punkty odniesienia istnieją tylko w Twojej głowie, to nic Cię nie ogranicza. Takich dziewczyn czy takich facetów nikt nie musi widzieć, by wiedzieć, jacy są okropni i jak destrukcyjny wpływ na otoczenie wywierają.
Wystarczą jakieś drobne poszlaki: była impreza w remizie? była! poszła Kaśka do kibla? poszła! sama? no sama, ale na poprzedniej imprezie jakieś laski totalnie uprawiały seks z obcymi facetami w tym właśnie kiblu; Rysiek, Zbysiek i Zdzisiek zaświadczą, że w dzisiejszych czasach te panny takie panny nie znają umiaru, nie mają żadnego szacunku do siebie i nie potrafią się zachowywać po ludzku. I Ty sobie nie myśl ruro, że tak bardzo się od nich różnisz, skoro uprawialiśmy seks u mnie w domu, a Rysiek, Zbysiek i Zdzisiek zaświadczą, że mój pokój to jest zaraz obok kibla, a w zeszłym tygodniu przejeżdżaliśmy obok remizy!
Znalezienie wspólnego wroga lub “wroga” jest o stokroć łatwiejsze od prowadzenia ciekawej dyskusji, w której nikt nie jest upadlany.
Każdy ma jakąś grupę ludzi, których nie lubi – zresztą nawet, jeśli nie, to zawsze można ją stworzyć i próbować sztucznie zwiększyć ich znaczenie: nie przyłączy się raz, powściągnie drugi, ale za trzecim już na pewno dorzuci swoje trzy grosze.
8. Chodź na kompromisy i poświęcaj się i wystawiaj rachunek za swoje wysiłki.
Z osobą, którą kochasz, szanujesz i akceptujesz nie musisz nigdzie chadzać. Jeśli jesteś kimś takim dla kogoś, to i on/ona nie ma żadnych roszczeń.
Kiedy partner robi co robi, bo chce, ma ochotę i nie musi się wysilać, by sprawiać Ci jakieś drobne (lub nie drobne) przyjemności’ kiedy Ty czujesz to samo, akceptujecie się, rozumiecie i lubicie – bez wyrozumiałości, wypominania, wybaczania, przymykania oczu, przeczekiwania i wzajemnej tresury – to w związku będzie brakować tego niesamowitego wrażenia tonięcia, połączonego z chwytaniem się brzytwy, kiedy stukilogramowy kawał betonu zwala Ci się na piersi.
A któż przy zdrowych zmysłach chciałby się taplać w takim nudziarstwie?
*- niestety wpis rozgrzebałam na tyle dawno, że nie wiem, czy inspiracją było mi jakieś konkretne “kompendium wiedzy”, czy ujęłam w zestawieniu mądrości zebrane z różnych miejsc. Wtedy wypisałam główne myśli i zarys rozwinięć, teraz to dokończyłam w nadziei, że coś sobie przypomnę, ale za jasny czort nie pamiętam.
Powiedzmy, że pisałam to z przymrużeniem oka – chociaż wcale nie. Tyle się dowiedziałam o związkach słuchając i czytając to, co ludzie mieli do powiedzenia.
Niewielu się wyłamywało, więc chyba wielu ma taki obraz z tyłu głowy.
Ciężko mi się z tego śmiać. To przepis na tak przerażająco smutną i depresyjną egzystencję, że trudno mi uwierzyć, że takie porady mogłaby dawać osoba, która sama je zastosowała.
Żywot polityka, skupionego na wszystkim poza życiem związkowym/rodzinnym, ale doceniającego wielką rolę pozorów i wizerunku w karierze to jedno – ale codzienność szaleńca*, który robi to wszystko, ale nie zarabia milionów, nie przemawia w sejmie, nie pokazuje się na okładkach… za to wytężoną pracą i konsekwencją buduje sobie piwnicę, w której za karę zamurowuje i siebie i jeszcze kogoś to koszmar.
*- choć nie byłabym już tego taka pewna – to nie działa, nie będzie działać i nigdy nie działało, ale przecież każdy może się czuć super-ekstra-wyjątkowo beznadziejny w tym, że akurat jemu nie wychodzi – bo przecież “wszyscy” mówią, że…
Niedowierzanie w to, że wszystkich dookoła porąbało chyba nie jest szaleństwem.
Ale o czym by to świadczyło? Że wszyscy żyją w jakiejś psychozie absurdu, uparcie kupując i sprzedając sobie nawzajem kity? Żeby nie musieć przyznawać przed sobą, że coś jest nie tak? Ani zastanawiać CO dokładnie jest nie tak?