Tym razem o seksie – w wydaniu bardzo formalnym, kulturalnym i tonącym w konwenansach, uniemożliwiających ludziom dyskutowanie wprost o – jak by na to nie patrzeć – dość istotnych dla nich rzeczach.
To już dziewiąta i ostatnia kompilacja smakowitych fragmentów artykułów na tym portalu.
Niemal czuję nostalgię. Byłaby pełna, gdyby nie to, że wszystkie te bzdury na zmianę mnie śmieszą i irytują… i gdyby to nie wymagało tak długiej i uciążliwej dłubaniny.
Wyobrażenie sobie patologicznej relacji, w której sfera seksualna istnieje, ale ludzie boją się poruszyć temat swoich preferencji seksualnych przychodzi mi z pewnym trudem… na początku. Zaraz potem przypominam sobie wszystkie te smakowite posty, w których użytkowniczki forum nawzajem przekonywały się lub strofowały, że dwa lata bujania się z jakimś cepem to jeszcze za krótko, żeby zaproponować sprecyzowanie charakteru relacji, albo podzielić się jakimikolwiek sugestiami odnośnie seksu.
Gdyby nie pytanie nr 2 można by podejrzewać, że to lista pytań, które mężczyźni po prostu chcą zadawać kobietom – ot tak, z ciekawości, żeby się czegoś dowiedzieć, zyskać inspirację do wieczornych aktów onanizmu, czy plotek… ale skoro gość chciałby zapytać, czy lubi zaspokajać GO oralnie, to znaczy, że pytania są skierowane do kobiety, z którą już łączy go jakaś relacja…
Jaka? Skoro nie wie, co sprawia jej przyjemność, czy ma orgazmy, kiedy chce uprawiać seks, na co ma ochotę…
Na pytanie o ilość partnerów seksualnych nie ma dobrej odpowiedzi, bo to złe pytanie.
Skoro nie powinno się mówić ani przed seksem, ani w trakcie, ani po, to nie pozostaje nic jak tylko zamilknąć na wieki.
Wizualizacja:
– Witaj najdroższa, czy masz może ochotę na podwójną analną penetrację z moim bratem i ojcem, ja bym popatrzył.
– Dziękuję, nie mam ochoty.
Ojej. Nie uprawiałam seksu z kolegami z drużyny w liceum. Nie licząc kilkudniowego epizodu z konkursem geograficznym nie byłam nawet w drużynie od niczego – może dlatego nie czuję dysonansu i nie wiem, co złego w przybijaniu piony.
A to wykrzykiwanie imion byłych to chyba tylko na filmach. Komuś się to tak serio-serio zdarzyło? Komuś nie cierpiącemu na zespół Tourette’a?
Tu założeniem jest fantazjowanie o Rudolfie Valentino i kumplach misia w czasie uprawiania seksu z misiem? Może to dlatego chciałby zapytać o czym partnerka myśli w czasie seksu…
O ile dwa ostatnie punkty są dość abstrakcyjne, o tyle pierwszy…
Tak gwałtowna reakcja, jak ta, którą przytoczono jako przykład – “Chcesz zrobić TO? Chyba jesteś zboczony!” sugeruje kompletną dezorientację i zszokowanie partnerki, która nagle zostaje poczęstowana propozycją oddania się jakiejś czynności, która nie mieści jej się w głowie. Co znaczy, że partner wypalił z grubej rury, a wcześniej nie rozmawiali zbyt wiele na temat tego, co robią w łóżku, czego chcą, a czego nie… w takim wypadku taka ekspresja wydaje się uzasadniona.
Co więcej – może być przydatna dla podkreślenia, że partnerka zdecydowanie NIE CHCE tego robić – ostatecznie to para ludzi, żyjących na domysłach i niedopowiedzeniach, czort wie co sobie jedno pomyśli, że drugie myśli, jak jedno zasugeruje, a drugie powie “dziękuję, nie mam ochoty”. Na naleśniki też czasem może nie mieć ochoty, a innym razem zje ze smakiem.
Kto jest odbiorcą tych artykułów? No kto? Serio, KTO.
Kobiety niezdolne do przeprowadzenia otwartej rozmowy o seksie, fantazjujące o hollywoodzkich gwiazdorach w czasie stosunku, szukające miłości w ramionach żonatych pajaców, ale dość wyzwolone, by pozwalać sobie na one night standy i rozważanie, co z tego może być dopiero PO, ale mające nadzieję na związek… ?!
Toż to przepis na grecką tragedię.
A porada z podpunktu drugiego jak żywcem wyjęta z “Jak Nanna swą córeczkę Pippę na kurtyzanę kształciła”…
Dawkowanie seksu, bo mężczyzna zniechęciłby się po spędzeniu nocy z kobietą, która pod jego wpływem spłonęła z namiętności w 30 sekund? Serio?
Opisy pozycji seksualnych zawsze wprawiają mnie w konsternację. Dość szybko się gubię i pogrążam w konsternacji.
Leżę na brzuchu, unoszę biodra, misio stoi z tyłu i… co? Oboje rozmyślamy o mojej pochwie? Ja szukam w google na laptopie, a on z komórki, czy zarzuca 90-centymetrowego penisa na moje uda i stojąc – za łóżkiem? na łóżku? w przedpokoju?… eee?
Tak, tak. Mężczyźni zwierzają się ze szczegółów pożycia kolegom, ale brak im śmiałości by podjąć rozmowę z partnerką, z którą uprawiają ten seks.
Tak. A na fali tych zwierzeń orientują się czasem, że wszyscy spali z tą samą dziewczyną w jeden weekend, który ona spędziła z rodzicami, plewiąc marchew na działce.
Nie mam poczucia, by masturbacja była lepsza niż seks, pod jakimikolwiek względami, ale to formalne podejście do stosunku i wprowadzanie do alkowy savoir-vivre’u niemal mnie ekscytuje. “W dobrym tonie jest poczekać, aż on osiągnie orgazm“. Bo oczywiście wszystkie kobiety nie tylko nie mają żadnego problemu z osiąganiem tychże, ale i znają swoje ciała do tego stopnia, że mogą swobodnie kontrolować moment, w którym go przeżyją. Yup.
Smutne i depresyjne jest życie seksualne kobiety, która przed seksem musi czuć się winna, bo w ciągu dnia zjadła frytki i nie była u kosmetyczki, a facet ma prawo ją krytykować.
Jaka miłość własna? Przecież taki patałach rozniesie ją w pył, jak zacznie czynić uwagi o nieogolonych nogach i tłustej dupie.
Masturbacja występująca w roli ucieczki od bolesnych myśli o tym, jak wygląda seks… z dwojga złego na pewno będzie lepsza niż TAKI seks, ale nie przypuszczam, by po czymś takim miłość własna zdołała przetrwać.
Mało brakowało, a napisałabym całego posta zainspirowana tym jednym artykułem. Jakież to pikantne!
Jak się znam, to oberwalibyśmy umywalkę i wypierniczyli się w wannie, nie wspominając o zalaniu całej łazienki wodą… no i kto ma takie duże wanny, żeby swobodnie mieściły się w niej dwie osoby?
Jeśli w domu jest dziecko, to zamknięte drzwi nie pomogą – “igraszki” nadal mogą zostać przerwane pukaniem w drzwi i wołaniem o dostęp do kibla.
Ach te toalety! Jakże rozpalają wyobraźnię! Trudno o coś bardziej seksownego niż świadomość ocierania się o ściany, które dotykała niezliczona ilość osób, które nie zdążyły jeszcze umyć rąk po tym, co robiły w tej toalecie. A jak są dwie kabinki i ktoś przyszedłby strzelić w jednej z nich konkretną kupę – ależ to by dopiero nadało pikanterii!
Znalezienie punktu G jest obligatoryjne przed odbyciem stosunku w publicznym ustępie? Dlaczego?
Dywan obciera i nie ma na nim robactwa. Trzeba by było jakieś zaprosić, żeby naprawdę poczuć żywioł natury.
Ach, jakże żałuję, że nie zaprosiłam ówczesnego konkubenta na seks w czasie, kiedy walczyłam z inwazją pcheł… to by dopiero było dzikość!
Stylizacja włosów na dorocie w sposób wyrażający osobowość? Cóż to mogłoby być?
Zawsze marzył mi się warkocz dobierany, ale nigdy nie udało mi się wyhodować nic, z czego dałoby się cokolwiek zapleść.
I jeszcze jakie enigmatyczne określenie – “tam!”.
Nie bójmy się tego słowa – pisia!
Żeby nie zranić męskich uczuć nie mów mu, że źle się czujesz lub/i nie masz ochoty na seks!
Wymyśl ściemę na poczekaniu i odwlekaj to w czasie nawet, jeśli czujesz, że za trzy godziny będziesz równie zmęczona/obolała/niechętna jak teraz. Świetny pomysł!
To nie tylko ocali jego samoocenę i przebojowość, ale też doskonale wpłynie na związek!
Seks w miejscach publicznych nie jest lekarstwem na rutynę. Zwłaszcza, że to wygląda na przepis na to, jak nie znudzić sobą partnera, być może nawet zasłużyć na jego chwilowe starania o satysfakcję partnerki.
I od kiedy to przebieralnie w sklepach są ustronnymi miejscami?
Doceni wysiłek, albo i nie doceni. Wszak mowa o mężczyźnie, który z jakichś powodów “skłonny do igraszek” nie jest. Może w romantycznych okolicznościach dojdzie do wniosku, że jednak ma na nie ochotę, a może nie. Jaki sens ma twierdzenie, że wysiłek na pewno zostanie doceniony?
Dziwnie byłoby wychodzić z założenia, że każdy poczuje seksowną atmosferę na widok dekoracji na czarną mszę porozrzucanych płatków kwiatów, kawałków owoców i czekolady w świetle świec i oparach perfum… i na myśl o tym, ile z tym będzie potem sprzątania.
Jeśli facet jest niezadbany i nieschludnie ubrany to znaczy, że… nie ma szacunku do innych, siebie, a SZCZEGÓLNIE do partnerki.
Ale kiedy partnerka pragnie perfekcyjnie wyrzeźbionego, to nie powinna się oszukiwać, tylko zadowolić partnerem, który jej wyśnionego w niczym nie przypomina, mając w pamięci własne, niewybitne warunki fizyczne – i to będzie przejaw szacunku? Chwalebnego realizmu?
Ponadto – idealny kochanek podąża według konkretnego, ściśle nakreślonego schematu, niezależnego od preferencji partnerki: czule szepce i jest delikatny.
Poznać go po tym, że seks jest dla niego bardzo ważny – idealnego kochanka po tym poznać!
Skąd Ty kobieto szalona wiesz, jak bzykały się moje babcie i o czym marzy mój konkubent?
Oczywiście – w misjonarzu nie ma nic złego o ile masz świadomość, że lubienie jej czyni Cię kłodą. Niezainteresowaną ani seksem, ani partnerem, obojętną kłodą.
Dziwne, wydawało mi się, że YMCA to jak bzykasz się z policjantem, Indianinem, strażakiem, żołnierzem… i kimkolwiek było tych dwóch pozostałych z Village People jednocześnie.
Zdobycz.
Z d o b y c z.
Nie partnerka, nie ukochana, nie żona, ZDOBYCZ.
Całe życie noszę majtki jak po babci i flanelkę. Cóż. Najwyraźniej moje życie seksualne nie ma prawa istnieć.
Może to i lepiej, skoro długość gry wstępnej w tych całych seksach zależy od tego, czy partnerka dość się postarała, by zasłużyć na nagrodę, czy nie.
Niby nic, niby nic, a jednak…
Ciekawe, po czym poznać kochanka, który jest tylko “dobrjuy” lub średni. Skoro czytelniczka w pierwszym odruchu miała/mogłaby się spodziewać, że idealny kochanek zapomina o potrzebach partnerki tuż po własnym orgazmie…
Możliwe, że to taka stylistyka literacka, ale nawet gdyby tak było, to i tak – brak wymienionych przymiotów deklasowałby takiego osobnika nawet jako dobrego lub średniego partnera, więc… cóż wyróżnia idealnego? To, że nie jest koszmarny?
Wszyscy niekoszmarni kochankowie są idealni? – jeśli tak, to czy ktokolwiek mógłby mieć jakikolwiek problem z poprawną identyfikacją takiegoż?
Prawie zawsze uprawiamy seks z co najmniej jednym kotem. Przecież nie będę robić zwierzęciu przykrości i wywalać go z pokoju, żeby się zrozpaczone i rozczarowane wydzierało pod drzwiami. Wtedy to bym faktycznie nie była w stanie myśleć o niczym innym, niż tylko o tym kocie, wgapiającym się w drzwi.
Nie mam przekonania, by zamykanie drzwi za zwierzęciem było jedyną alternatywą, pozwalającą uniknąć stosunku, urozmaiconego uporczywym wpatrywaniem się psu w oczy, albo pieszczeniem “Puszka”.
Jeśli Puszek jest 60-metrowym aligatorem to może i racja, że lepiej zamknąć drzwi bez ryzykowania spuszczania z oka jego poczynań, ale jeśli nie… to prosta droga do przekonania nie znoszącego konkurencji misia, że może żądać/oczekiwać pozbycia się zwierzęcia z domu i życia, nie tylko z pomieszczenia w którym odbywa się stosunek seksualny.
Chyba lepiej uświadomić sobie, co to za człowiek wcześniej niż później.
… a potem niech oprze kciuk o pierś, pozostałymi palcami chwyci fragment z sutkiem i zacznie energicznie je zaciskać, za każdym razem lekko pociągając, dostosowując natężenie tak, by proces dojenia Mućki przebiegał możliwie gładko.
Nie rozumiem tych drobiazgowych opisów. Po co? Że niby ktoś weźmie to Cosmo czy odpali tablet i jednym okiem zerkając w instrukcję, drugim na partnera będzie po kolei odczytywać kolejne czynności i dyktować mu, co ma robić?
To jakaś powszechnie znana procedura? A może artykuł aspiruje do roli tekstowego soft porno i stąd tak dokładny opis?