Jestem bi? Co to znaczy? – czyli garść rozważań o biseksualizmie

5
(1)

Teoretycznie jestem biseksualna. Teoretycznie. Rzadko używam tego stwierdzenia. Nie lubię go. Za każdym razem zastanawiam się, cóż za kosmiczną wizję tego, co mam na myśli namaluje sobie osoba, do której to powiem.
Tak czy inaczej jestem pewna dwóch rzeczy: tego, że nie będziemy mieć tego samego na myśli; oraz tego, że ta wiedza była, jest i będzie tej osobie zupełnie niepotrzebna.

Nawet nie wiem, czy to nadal adekwatne. Można przestać być biseksualną przez brak praktyki?

biseksualizm (5)Nie sądzę – chociaż jestem pewna, że gdzieś jest jakaś grupa ludzi, która uważa, że jak najbardziej.

Istnieje tyle różnych wizji, że można dostać pierdolca z przerzutką – jak na mój gust zupełnie zbędnych wizji: jeśli czegoś nie da się zdefiniować w mniej niż 15 słowach, to znaczy, że idea wymaga jeszcze poważnego dopracowania.

Jestem z facetem. Wcześniej też byłam z facetem. Wcześniej bywałam z facetami. Nigdy nie bywałam z kobietami, zawsze kończyło się na całowaniu. Za to z facetami w ogóle tego nie robię, nie chcę, nie umiem; uskuteczniam taniec godowy, składający się z eskimoskiego trącania nosem i ocierania się policzkami.

Tylko dwa lata życia spędziłam z kobietami, Wszystkie trzy związki skończyły się większym – i najgorsze, że nie moim – bólem niż te z mężczyznami. Nie chcę tego znowu – chyba dlatego za każdym razem, kiedy coś zaczynało pączkować, wycofywałam się na z góry upatrzone pozycje, żeby przez chwilę poudawać przed sobą, że to coś innego i wcale nie tchórzę; po czym uciekałam decydowałam, że lepiej będzie nawet nie próbować.
Czy to znaczy, że jestem bardziej hetero niż homo?

Zmieniało mi się na przestrzeni czasu. Jak dorastałam, byłam zainteresowana wyłącznie dziewczynami, ale nie wynikało z tego nic poza dotykaniem i całowaniem. Potem wzięło mnie na seks z facetami, bardziej kompulsywny niż erotyczny. Nie pamiętam, o co mi chodziło – tzn. poza oczywistym odreagowywaniem – ale jak się zakochałam i uspokoiłam, to w kobiecie.

Zdecydowanie nie byłam gotowa na przejście przymusowego coming outu – a taki mi się trafił.

Najbardziej adekwatnym określeniem tego, co działo się później byłaby tragifarsa.

Moja rodzina zareagowała, jakby odkryli pod moim łóżkiem kolekcję trupów. Jej rodzina stanęła przy “cieszymy się twoim szczęściem, kochanie“. Z jednej strony cieszyłam się, że nie musi przechodzić przez to samo, z drugiej zaczynałam być coraz bardziej sfrustrowana tym, że ja obrywam, a ona jest głaskana po główce – do tego stopnia, że nie zauważyłam, że moje otoczenie dość szybko uznało, że ma gdzieś co robię i wyraziło gotowość oswajania się z nową sytuacją. A jej zaczęło wykorzystywać tę sytuację by na przykładzie tłumaczyć, że nawet najgorszy związek z mężczyzną nie obfituje w pewne przykre konsekwencje.
Byłam do tego stopnia skupiona na sobie, że nawet nie zauważyłam, że role się odwróciły. I że byłam ślepa na wiele rzeczy, zbyt wiele, by to mogło trwać.

Ale czemu o tym piszę – nie, nie będę opowiadać o swoim życiu uczuciowym od podstawówki. Miałam ochotę napisać o paru sprawach, w których to na pewnym etapie pojawia się jako kontekst – a nie chcę rozwodzić się nad tym za każdym razem.
(A jak się skończy na tym, że jednak o żadnej z nich nie napiszę, to przynajmniej będzie kolejne wynurzenie do kompletu)

Kiedy tamten związek dogorywał (częściowo za sprawą troskliwości i dobrej woli reszty świata) zastanawiałam się, o co ludziom właściwie chodzi – potem chyba już tego nie robiłam, ew. zapomniałam.
To bolało. I wydawało mi się tak strasznie bezsensowne. Z czasem przestało mi się “wydawać” i zrozumiałam, że naprawdę jest – że nikt nigdzie nie ukrył żadnej tajemniczej logiki, której nie dane mi było wtedy ujrzeć.

Orientacje seksualne są źle sklasyfikowane!

WSZYSCY zabierają się do tego od dupy strony – i jakby tego było mało, to albo swoje wizje przepychają jacyś filozofowie w habicie z fiksacją cnoty, albo obsesyjni, zblazowani dewianci z fiksacją na punkcie doszukiwania się podtekstów seksualnych dosłownie wszędzie – dziwnym trafem jedni i drudzy wariaci mają więcej wspólnego ze sobą niż z ludźmi i z ich faktycznymi potrzebami.

Ja bym to ujęła mniej więcej tak:

osoby nastawione na znalezienie kogoś, z kim będą mogli spędzić życie szanując się, kochając lub/i pożądając
(w tym także:
– osoby dopuszczające, że po kilku czy kilkunastu latach miłość lub/i pożądanie może trafić szlag, w związku z czym zwiążą się z kimś innym na tych samych zasadach;
– osoby zainteresowane krótkimi lub długimi relacjami o różnym charakterze, w których głównym bodźcem jest miłość lub/i pożądanie;
– nastawione wyłącznie na długodystansową monogamię)

osoby niezainteresowane erotycznymi kontaktami cielesnymi
(w tym także osoby niezainteresowane jakimikolwiek kontaktami cielesnymi);

?️ osoby, którym jest wewnętrznie wszystko jedno czy się z kimś zwiążą i jaki charakter będą miały te relacje
(w tym także:
– osoby nastawione na kompulsywne osiąganie satysfakcji seksualnej; seksoholicy;
– osoby nastawione na inne wartości niż miłość i pożądanie; entuzjaści związków z rozsądku, unikania samotności, dzielenia rachunków;
– osoby trwale straumatyzowane, złamane, niezdolne do odczuwania miłości i pożądania, nie rozumiejące ich, szukające innych motywów działania – uliczni tropiciele spacerujących gejów, całujących się w autobusie zakochanych par , matek karmiących, stringów i odsłoniętych okien)

biseksualizm (4)W wersji skondensowanej: wszystko (?), nic (?) i byle co (?️).
Pozostałe podziały, zwłaszcza te, obsesyjnie skupiające się nad tym: kto, co, komu, kiedy i gdzie wkłada to chyba taka sztuka dla sztuki, której jedyną faktyczną funkcją jest ubogacanie słownictwa debatujących homofobów.

Nic więcej.
Te pojęcia przeważnie nie nadają się do określenia niczyjej tożsamości – więc ludzie, którzy już nie mają siły na poświęcanie dziesięciu minut na tłumaczenie wszystkiego każdej nowo poznanej osobie, szukają czegoś krótszego, prostszego, jednego słowa – przy odrobinie pecha sięgają po inne pojęcie.
Minusem jest to, że i tak prawie nikt tego nie rozumie.

Nawet tego jakże banalnego i “powszechnnego” biseksualizmu. W 99 przypadkach na sto przywoływany przez kobietę, której jedynym celem jest nakręcenie faceta/facetów, w większości przypadkowych.

Co to w ogóle znaczy: “jestem biseksualna”?

Ostatni zmasowany kontakt z “biseksualistkami” miałam przy przeglądaniu erodate. Takie te dziewczęta biseksualne, jak ze mnie balerina.
Tzn. wnioskuję głównie ze stylistyki zdjęć, bo wiele więcej nie grzebałam. Jaa bym sobie takich nie zrobiła, a już na pewno nie umieściłabym ich na portalu towarzyskim: w ogóle jakimkolwiek, ale już zwłaszcza gdyby moim celem było poszukiwanie partnerów seksualnych lub/i życiowych obojga płci.

Nie dlatego, że negliż, wyzywające pozy i jednak w większości nie ta kategoria wagowa. Dlatego, że większość z tych zdjęć krzyczy:

? ściągnąłem je z bułgarskiej strony z soft porno, ciekawe jak inni faceci zagadują do tych lasek – założyłem konto, dowiem się, może mi w końcu któraś odpisze;
? ostatnią rzeczą jaką mam na myśli jest szukanie tu kogoś, ale byłoby miło gdyby odezwały się do mnie wszystkie osoby, które chcą uprawiać seks ze mną;
? chcę być seksowna dla mężczyzn, trójkąt wchodzi w grę co najmniej w fantazjach.

Skłaniam się ku stwierdzeniu, że to zupełnie nic nie znaczy.
W skali świata jest tylko minimalnie mniej konkretne niż stwierdzenie “jestem człowiekiem”. Liczbowo to coś między ćwierć a pół miliarda ludzi.
“Należę do półmiliardowej mniejszości…” – przecież to brzmi śmiesznie. Pół miliarda ziarenek piasku to dwa metry sześcienne. Pół miliarda ludzi nie ma ze sobą nic wspólnego – przynajmniej dopóty, dopóki nikt nie poda im na tacy wspólnego wroga.

Przeważnie się nad tym nie zastanawiam, a kiedy to robię, za każdym razem myśli zaczynają się kręcić w okolicach podejrzenia, że jedyną rolą określeń definiujących orientację seksualną jest usprawnienie procesu odrzucania i szykanowania osób, które obejmuje; nic więcej.
A oswajanie… zapoznawanie… tłumaczenie…
Co z tego wynika? Cały świat musi rozumieć, dlaczego dany Sebix kocha swoją Karynę i chcę z nią być?

Powodów do odrzucania, piętnowania i prześladowania ludzi nigdy nie brakuje – jak nie orientacja, rasa, religia, wiek, wzrost, waga, zarobki, kolor włosów, upodobania modowe, kolarstwo czy preferencje kulinarne, to zawsze można rozkręcić coś nowego (abo Ziutek, degenerat z trzeciego piętra to śmieci raz w tygodniu wynosi, syfiarze!) pretekst się zmieni, problem zostanie, ale będzie dotyczył innych ludzi, przynajmniej przez chwilę…

☙✿❀❁❧

Kliknij na serduszka, jeśli chcesz ocenić post.

Średnia ocen: 5 / 5. Wyniki: 1

Wiatr hula... Nikt jeszcze nie ocenił tego posta. Link do FB jest na dole - to malutkie "f" na środku stopki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.