Na nieszczęście wielu ludzi w powszechnej świadomości wciąż pokutuje jeszcze przekonanie, że przemoc jest tylko tam, gdzie podbite oczy i popękane żebra.
Ofiary tych najbrutalniejszych aktów przemocy “same są sobie winne” – bo dopuściły do takiej eskalacji, a reszta ma się temu dobrze przyjrzeć i cieszyć, że “nie ma aż tak źle”.
A co, jeśli ktoś terroryzuje bliskich “kochaniem”?
? Jest bardzo czuły.
? Ciągle tęskni.
? Martwi się, kiedy tylko straci Cię z oczu.
? Często dzwoni i pisze.
? Łaknie kontaktu.
? Bardzo często mówi, że Cię kocha i przypomina, że jesteś najważniejszą osobą w jego życiu.
Dla większości ludzi ten opis brzmi jak symptomy udanego i szczęśliwego związku – i mają rację.W tym nie ma nic bardzo niepokojącego – dla niektórych wizja zamartwiającego się partnera i częstych telefonów nie jest idealna, ale większość uzna, że wszystko jest ok.
Tak bardzo Cię kocham, jesteś całym moim światem!
Brzmi jak romantyczne wyznanie…
Problem pojawia się, kiedy czułość nie jest spontaniczna – pierwsza lampka ostrzegawcza (?) zapala się wraz z poczuciem, że…
? Napady czułości dziwnie zbiegają się w czasie z zachowaniami lub decyzjami, które prawdopodobnie nie podobają się partnerowi (“prawdopodobnie” – bo raczej nie mówi tego wprost, bardziej zagaduje niż rozmawia; bardziej sugeruje niż komunikuje).
? Tęsknota pojawia się błyskawicznie, nie jest wprost proporcjonalna do czasu rozłąki. Partner zaczyna tęsknić NATYCHMIAST – i nie jest to ta słodka fala silnego zakochania na początku związku; Ty też trochę tęsknisz, ale nigdy nie masz okazji o tym wspomnieć, bo on przewałkował temat już tuzin razy.
? Nie tyle obawia się o Twoje bezpieczeństwo, co popada w paranoję. Ostrzega Cię przed zagrożeniami, które Tobie nawet nie przyszłyby do głowy, a przy tym jest dziwnie spokojny, kiedy wchodzisz do łazienki nieświadoma, że chwilę wcześniej zachlapał podłogę wodą i jej nie powycierał. Oczywiście bardzo współczuje Ci obitego biodra, ale mogłaś bardziej uważać – masz dziwne wrażenie, że gdybyś upadła w toalecie na stacji benzynowej, rozpętałby tam piekło.
? Pisze non stop, ciągle wydzwania. Pyta co robisz i oczekuje dokładnych raportów – niby nie ma pretensji, że siedzisz u koleżanki pół godziny dłużej niż planowałaś, ale kazał ją pozdrowić lub zapytać o jakąś drobnostkę mimo, że prawie się do niej nie odzywa, kiedy ją widzi. Czasem po prostu nie masz ochoty na sprawdzanie nowych wiadomości i zaczynasz udawać, że straciłaś zasięg – wiedząc, że będzie w tej sprawie odprawiał lamenty w domu, ale ta chwila wolności wydaje się być tego warta.
? Jest gotów spędzać z Tobą czas non stop. Nawet robiąc rzeczy, które ewidentnie nie sprawiają mu frajdy. Niekiedy żartujesz w myślach (sama ze sobą, bo wiesz, że on źle by to odebrał), że najchętniej zajmowałby się swoimi sprawami, siedząc w tym samym pokoju i mając Cię na oku – z reguły chwilę później uświadamiasz sobie, że to nawet nie jest śmieszne.
? Słowa “kocham Cię” straciły dla Ciebie jakiekolwiek znaczenie. Kiedyś… coś… teraz są dla Ciebie równie naturalne jak oddychanie. Wiesz, że jego “kochanie” jest jak wdech i musisz wyrzucić z siebie to samo w odpowiedzi, bo organizm przestanie płynnie funkcjonować. “Ja też Cię kocham, podaj mi sztućce. Kocham Cię; ale nie te, te z niebieską rączką; kocham Cię, tak te, dziękuję Kochanie“.
Poza tym wiesz, naprawdę wiesz, że jesteś najważniejszą osobą w jego życiu, że bez Ciebie by nie mógł, że tylko dzięki Tobie funkcjonuje, że to wokół Ciebie kręci się cały jego świat, a pępowina, którą się do Ciebie przywiązał zaciska się na Twojej szyi coraz mocniej…
Granica pomiędzy życiem papużki nierozłączki i zagłaskiwanego na śmierć kotka, który już nie ma siły się bronić…
Nie jest subtelna. Nie jest trudna do zauważenia. Wystarczy poświęcić kilka minut i przyjrzeć się papużkom: są szczęśliwe i obu się to podoba.
Z kotkiem sprawy mają się skrajne inaczej…
Warto też powiedzieć sobie, że to niekoniecznie jest miłość.
Może być – owszem: źle pojmowana, zaborcza, szantażująca i męcząca, prawdopodobnie będąca sygnałem problemów emocjonalnych.
Ale istnieje spore ryzyko, że tak nie jest – ostatecznie nie trzeba być mistrzem dedukcji by móc stwierdzić, że kotek cierpi.
Jeśli mamy przed sobą zupełnie nieadekwatnego społecznie dziwaka, otchłań pełną miłości do niego i mnóstwo cierpliwości – można spróbować negocjacji uczenia go okazywania uczuć bez wydzielania toksycznych oparów.
Jeśli zaś nasz wybranek nie jest dziwakiem i nie ma większych problemów w relacjach z innymi ludźmi, to najrozsądniejszą opcją jest ucieczka.
I to zygzakiem, pamiętając że aligatory mają problem z wchodzeniem w zakręty. I możliwie szybka, bo mamy przed sobą cwaniaka, który z ukręcił z “miłości” bicz, z którym konsekwentnie i metodycznie tresuje, bo wie, że bicie, szantaże i krzyki to broń troglodyty. Ma pełną świadomość, że smutnymi oczami, zatroskaną miną i wyrzucanymi z prędkością karabinu maszynowego wyznaniami “kocham Cię nad życie!” osiągnie to samo – i znajdzie się na idealnej pozycji, by ruszyć po więcej, pozbawiwszy swoją ofiarę luksusu świadomości, w co się wpakowała.
Dlaczego tak trudno to sobie uświadomić?
Każdy chce być kochany. Większość ludzi nie ma miłości w nadmiarze. Część nie potrafi stawiać granic. A niektórzy ignorują głos swojej intuicji i póki starcza im sił, próbują się przekonywać, że to tylko złudzenie.
Poza tym oczywiście treser nie będzie biernie czekał! Kiedy tylko zauważy pierwsze symptomy wątpliwości, natychmiast ruszy ku wzbudzaniu w ofierze poczucia winy.
Im szybciej i im głębiej tym lepiej – tak, by do szpiku kości pożałowała, że choć przez chwilę pomyślała, że jest osaczona.
Bo on przecież tak kocha!
Bo robi wszystko z miłości!
Bo zawsze był odrzucany, jego serce złamane, na policzkach łzy, a w ramionach nikogo, kogo można by przytulić – a teraz odnalazł swe słońce i gwiazdy, bez których nie ma już dla niego życia!
Bo najbardziej na świecie się boi, że mógłby się strasznie pomylić, pokochać, poświęcić i oddać wszystko osobie, która nie jest tego warta, nie jest tego godna… która go podle okłamała, oszukała, skrzywdziła bezlitośnie, kiedy pełen najszczerszych, najczystszych i najwierniejszych uczuć wyrwał sobie serce z piersi i podał jej je na dłoni… a ona wymacała je brudnymi łapami i rzuciła za siebie jak zużytą zabawkę.
Czy niebiosa mogą patrzeć bezczynnie na tę niegodziwość i nie razić piorunem istoty tak podłej, która najwyraźniej nie zasługuje na miłość, skoro…
I to już jest ten moment, w którym cudem jest się nie poddać.
Wpędzanie w poczucie winy jest najskuteczniejszą metodą szantażu, jeśli pomiędzy ludźmi istnieje więź emocjonalna
Dlatego osoba, której zależy na pełnym podporządkowaniu sobie partnera wykorzysta każdą, najdrobniejszą iskierkę wątpliwości i zrobi wszystko, by rozdmuchać ją do rozmiarów poczucia winy – bo dzięki niemu uzyska posłuszeństwo; mając poczucie winy będzie mogła zacząć dążyć do uzyskania “rekompensaty” za doznane krzywdy (tak, tak – te same, które wywołały owo “poczucie winy” = te nieistniejące).
Zgodzi się, nie godząc…
“Chcesz jechać na weekend do siostry? Oczywiście, jedź! Cieszę się bardzo, odpoczniesz i pogadacie, czas już najwyższy, dawno się nie widziałyście. A ja sobie tu posiedzę, sam, może popracuję. Miałem nadzieję, że spędzimy ten czas razem, chciałem porozmawiać… przygotowywałem nawet małą niespodziankę, ale to już nieważne, trudno. Ale Ty jedź, oczywiście, jedź. Niech przynajmniej jedno z nas ma udany weekend…”
Zapyta, nie pytając…
“Idziesz może do sklepu? Jakbyś szła, to może mogłabyś wziąć dla mnie cytrynę? Napiłbym się herbatki, a jestem taki zmęczony. Już zacząłem sobie marzyć o tym, jak będzie cudownie jak ją sobie wypiję, a trochę boli mnie kostka. I kup jeszcze herbatniki.”
Wybaczy, nie wybaczając…
“Nie no, skądże, wcale nie mam Ci tego za złe. Rozumiem. Kim ja jestem, żeby zasługiwać na poważne traktowanie. Co ja sobie myślałem? Że jestem ważny?! W najkoszmarniejszych snach nie podejrzewałem, że kobieta, którą kocham zeżre moje ciasteczko. Nie pomyślałaś, że ja też będę miał na nie ochotę? W ogóle się ze mną nie liczysz… ale to moja wina, nie kocham Cię dość mocno i musiałaś sobie wyrównać braki emocjonalne tym ciastkiem. Nawet nie wiesz, co zrobiłaś, Ty pożarłaś naszą miłość…”
Co jest największym zagrożeniem, jakie stwarza toksyczna miłość?
CUDZE wrażenie, że wszystko jest w porządku, a związek idealny, owocujące skłonnością, do:
? przekonywania ofiary, że wymyśla i pada ofiarą złudzenia ilekroć czuje się źle;
? zapewniania, że bardzo się jej zazdrości szczęścia – mimo niewiedzy jak to wszystko wygląda za zamkniętymi drzwiami;
? porównywania (wyobrażeń nt.) obecnego partnera z (wyobrażeniami nt.) ex (ew. z kimkolwiek, byle ten pierwszy wypadał pozytywnie w zestawieniu);
? dobrze znanych głównemu bohaterowi tragicznego tego dramatu szantaży emocjonalnych, “powinnaś się cieszyć, że…”;
? stwierdzania, że czas był już najwyższy na stały związek, bo “w tym wieku już nie sposób sobie nikogo znaleźć;
? powtarzanie, że wina zawsze leży pośrodku.
Wszystkie te teksty, bardziej bezrefleksyjne niż życzliwe, a przy tym w większości przypadków najzwyczajniej zbędne nawet osobie będącej w szczęśliwym związku – a mogące dołożyć swoje ziarenko do krzywdzenia osaczonej.
Złudzenie osoby osaczonej że powyższe (?) są właśnie tym, co powinna myśleć.
Najgorszym co można doradzić lub zrobić jest ROZMOWA z manipulantem
Paradoksalnie, bo w większości przypadków rozmowa jest – jeśli nie prostą drogą do rozwiązania problemu / wyjaśnienia sprawy – krokiem w dobrą stronę.
Ale żeby rozmawiać, trzeba mieć równorzędnego partnera do dyskusji, a manipulant “kochający za bardzo” nim nie jest. Nie zgodzi się też na neutralne warunki, zacznie robić to, co umie najlepiej: manipulować, szantażować, kłamać, wpędzać w poczucie winy, a jego intencje będą nadal lepkie, podstępne i osaczające. Do tego bardzo skuteczne, jako że przez cały okres trwania tej relacji uczył się sterowania ofiarą i wpływania na jej decyzje.
Nic dobrego z tego nie wyniknie.
Jeśli już udało nam się zorientować, z kim mamy do czynienia, to rozsądną decyzją jest wycofanie, ucieczka, ucięcie relacji – a nie negocjowanie z terrorystą, który chce dostać wszystko, a nie jest skłonny dawać nic, lub bardzo niewiele.
[Pisałam wszystko w odniesieniu do sytuacji, w której osaczającą stroną jest partner – ale równie dobrze to może być strategia postępowania matki, syna, siostry czy przyjaciela.]
Niestety bycie trzymanym w złotej klatce jest równie toksyczne co przemoc i awantury.
Jak czasami człowiek może się mylić, ale cóż i takie zjawiska na świecie istnieją.
Nigdy nie mogłabym być z zaborczym facetem. Coś strasznego! Toksyczny związek nie ma tak naprawdę nic wspólnego z prawdziwym uczuciem. ;)