Ku mojemu największemu przerażeniu dowiedziałam się, że istnieją ludzie, którzy działania pod szyldem tego motto traktują jako metodę POMOCY dla ofiar przemocy.
Korzystają z niej, praktykują i uważają, że nie ma w tym zupełnie nic złego!
Są trzy możliwości: nie spotkałam się z tym, nie zauważyłam albo wymazałam z pamięci.
Pierwsze jest mało prawdopodobne, ale poza tym – nie wiem. Może w bezpośrednich kontaktach łatwiej było mi to przeoczyć?
A może wręcz przeciwnie: osoby preferujące tę metodę już na początkowym etapie znajomości zachowywały się w sposób, który zniechęcił mnie do dalszych kontaktów – albo one nie chciały zażywać uroków znajomości ze mną.
Tak czy inaczej niebiosa oszczędziły mi przyjaciół w tym typie i nigdy nie usłyszałam, że “bardzo mi współczują, ale warto bym sobie uświadomiła, że sama do tej sytuacji doprowadziłam”.
Po raz pierwszy świadomie zetknęłam się z tym dyskutując w formie tekstowej.
Właściwie to pół-świadomie, bo pamiętam, że czytając nie do końca rozumiałam, o co chodzi.
To nie miało najmniejszego sensu!
Jakaś dziewczyna, której nicka nigdy wcześniej nie widziałam uparcie tłumaczyła mi, że przecież na dobrą sprawę piszemy i myślimy to samo, tylko ja tego nie dostrzegam.
Gdyby to była rozmowa, to pewnie bym nie załapała, ale z tekstem mogłam się zapoznać znowu, i znowu, i znowu… i za każdym razem widziałam to samo:
niedorzeczną historię o tym, jak to można pomóc przyjaciółce, która jest w dołku, bo spotkało ją coś złego, na główny front tego wsparcia posyłając tłumaczenie jej, że sama swoim nierozsądnym zachowaniem doprowadziła do swojej krzywdy – i przedstawianie jej 1001 roztropnych sposobów na to, jak uniknąć podobnego nieszczęścia w przyszłości.
Dlaczego to brzmi dokładnie jak pastwienie się na ofiarą?
Czym się różni od wmawiania człowiekowi, że cierpi, bo sam się o to prosił i na dobrą sprawę sam to sobie zrobił?
Jeśli faktycznie sam miał na to nieszczęście spory wpływ i np. złamał nogę próbując wejść na drzewo po piłkę wiedząc, że kora jest śliska a drabina w garażu 20 metrów dalej – to czy stanie nad nim, gapienie jak wije się z bólu w oczekiwaniu na karetkę i serwowanie wywracających porządek świata na lewą stronę odkrywczych mądrości w stylu “jakbyś tam nie lazł, to byś nie spadł i nogi nie złamał” niesie ze sobą jakiekolwiek walory wspierające?
A jeśli praktycznie żadnego wpływu nie miał i np. złamał nogę schodząc po schodach, na których ktoś rozlał coś tłustego – to jaki sens ma stwierdzanie, że jakby się lepiej przyjrzał gdzie idzie i trzymał barierki, to noga byłaby cała?
Ma jakikolwiek?
Oczywiście, że ma!
Pomaga się zrelaksować, spełnić poczucie misji, zmienić świat na lepsze… no i często oszczędza jakiemuś dobremu chłopcu zmarnowanego życia – bo dziwnym trafem ta taktyka jest najchętniej stosowana wobec ofiar gwałtów: jak się durnej zdzirze wytłumaczy, że sama jest sobie winna i odpowiednio zgnoi, to jej się odechce zgłaszania takich pierdół.
Dlatego, że TO JEST pastwienie się nad ofiarą!
Na lasy zielone i łąki szumiące! – widziałam to tyle razy w komentarzach pod artykułami o zgwałconych i zamordowanych kobietach i zawsze myślałam, że piszą je skurwiele, dopiero bliższe przyjrzenie się tej metodzie, sytuacjom w jakich się pojawia i osobom, które najchętniej z niej korzystają zrozumiałam, że to wyrażanie troski jest i metoda pomocy ?.
Nie tak dawno na forum rozkręciła się (“się” – w dużej mierze z mojej inicjatywy) niewielka chryja z użytkowniczką, która wpadła na pomysł posłużenia się pojęciem “większej” i “mniejszej” krzywdy na przykładzie dokonania analnego gwałtu na dziecku przez osobę obcą (jako ta “większa”, traumatyzująca na całe życie) i zmacaniu po pośladkach przez nauczyciela (jako ta “mniejsza”, możliwa do zapomnienia) stanęło na tym, że – klasycznie – ja jestem pieniaczem i wariatką, a ona po prostu kulturalnie dyskutowała.
No to nie jestem stworzona do kulturalnych dyskusji, trudno.
Naprawdę to tak oczywiste, że bardziej bolesna i fizycznie inwazyjna krzywda – wyrządzona przez osobę, którą można sobie sklasyfikować jako skończone bydlę i potwora – dokona większych spustoszeń w sferze emocjonalnej niż prawie bezbolesna napaść fizyczna w wykonaniu osoby, do której miało się zaufanie, przy której czuło się bezpiecznie, a która okazuje się oszustem i śmieciem?
Bo dla mnie nie jest.
Jestem w stanie sobie wyobrazić, że dla kogoś to drugie może być gorsze i trudniejsze. I że to nie będzie jakiś ewenement, rodzynek w skali świata.
Nikt nie rozwala sobie życia ze strachu przed chodzeniem tylko dlatego, że dziesięć lat wcześniej skręcił kostkę w czasie porannego biegania, bo o fizycznym bólu można dość łatwo zapomnieć kiedy się kończy – poza tym jego wspomnienie zaciera się z czasem.
Za to jak osoba, do której miało się pełne zaufanie i czuło przy niej bezpiecznie zdradza…
Po co do tego wracam?
Wspominam o tym, bo mam poważne trudności z przejściem do porządku dziennego nad tym, że ktoś wpadł na pomysł takiego porównania, podzielenia się nim i jeszcze został z nim w gruncie rzeczy ciepło przyjęty.
Ot, normalna sprawa – tworzenie reguł co do rozmiarów traum u dzieci w oparciu o rodzaj dokonanego na nich przestępstwa seksualnego – a teraz powróćmy do tematu, zapominając o tym, że żyjemy w społeczeństwie, które nadal traktuje problemy emocjonalne w kategoriach wymysłu i fanaberii, i że rzucając bezmyślnie takimi tekstami dokłada się do tego swoje trzy grosze.
Kiedy kogoś spotka coś złego, można się zachować jak człowiek, albo…
Jeśli krzywda już została wyrządzona, to drugoplanowy obserwator/słuchacz/powiernik ma mnóstwo możliwości:
– może wysłuchać i przemilczeć,
– może się wycofać,
– może stwierdzić, że nie jest w stanie pomóc, bo nie wie jak to zrobić,
– może spróbować pocieszyć,
– może zaproponować jakąś metodę znalezienia pomocy,
– może się podzielić własnymi doświadczeniami, jeśli ma podobne i opowiedzieć jak/czy udało mu się z tego wyjść, ew. dlaczego udało/nie udało mu się z tego wyjść,
– …
Może też skorzystać z okazji widząc, że ofiara jest w tym momencie bezbronna, podatna, prawdopodobnie niezdolna do krytycznego spojrzenia na intencje i poczynania swojego tak niefortunnie wybranego “pocieszacza” – i bezceremonialnie przejść do łamania psychicznego tej osoby, wyliczając jej wszystkie błędy, które popełniła, wszystkie niefrasobliwości jakich się dopuściła, wszystkie ryzykowne wybory jakich dokonała.
To NIE JEST JEJ WINA.
Każdy popełnia jakieś błędy, każdy podejmuje jakieś głupie decyzje i każdy dokonuje jakichś ryzykownych wyborów – i większość z nich nie prowadzi do niczego bardzo złego, po prostu się zdarzają – ale do tak odkrywczych wniosków można sobie dojść na spokojnie, człowiek cierpiący niekoniecznie na to wpadnie.
Następnie ta hiena w owczej skórze może już gładko przejść do tłumaczenia jakimi innowacyjnymi metodami można się uchronić przed kolejnym nieszczęściem!
Udzielanie troskliwego wsparcia na przykładach:
Facet cię zdradził? Widocznie nie nadajesz się do związków… wiesz, wina zawsze leży pośrodku, może po prostu uznał, że wasze uczucie się wypala, albo nigdy cię nie kochał.
Zostałaś zwyzywana? A jakie to były określenia? Może jakieś adekwatne – wiesz, ludzie czasem mówią prawdę prosto w oczy, przykre to, ale trzeba się z tym pogodzić, w ogóle przecież wiadomo było z góry, że prędzej czy później ktoś ci to powie. Jakbyś naprawdę nie chciała słuchać wyzwisk, to byś tego nie robiła.
Jesteś molestowana w pracy? No kochaaana, trzeba było się z tym liczyć, co to za pomysł, żeby się baba pchała do takiego męskiego zawodu. Przecież wiadomo, że krew nie woda, a że ci rękę pod bluzkę wkłada… no cóż, niektórzy mężczyźni już tacy są, bezpośredni. Może nie ma śmiałości zagadać? Zresztą czym ty się martwisz, przecież to najlepszy dowód na to, że mu się podobasz!
Zostałaś zgwałcona? No wiesz, chodzenie w krótkiej spódniczce zabronione nie jest, ale chyba wiesz, że to prowokujące i lepiej nie ryzykować. A spacerowanie po nocy to jednak kuszenie losu, przecież mogłaś sobie pójść na ten spacer popołudniu.
O właśnie! Zapomniałam zapytać czy przypadkiem nie PIŁAŚ w towarzystwie jakiegoś mężczyzny, wiadomo, że to zaproszenie do seksu. Może wysyłałaś sprzeczne sygnały, pewnie cię nie zrozumiał, możesz nie pamiętać, że się zgodziłaś… no cóż, przykre, ale przynajmniej będziesz mieć nauczkę na przyszłość. Bolesna, ale cenna lekcja, dzięki której może unikniesz w przyszłości…
Co? Aha, nie piłaś, nie wychodziłaś wieczorem z domu i nie nosisz krótkich spódniczek a zgwałcił cię chłopak, z którym spotykasz się od roku?
Hmm… może dawałaś mu za mało seksu. Wiesz, to i tak zawsze lepiej niż jakby miał pójść do innej. Zresztą to przecież nic takiego, przecież nawet nie musiałaś się bać, bo wiedziałaś, że nic strasznego ci nie zrobi. Poza tym mogłaś go lepiej poznać zanim zdecydowałaś się zostać z nim sam na sam, w dzisiejszych czasach to jednak trzeba uważać.
Nie wierzę, że można robić coś takiego bez premedytacji
Do jakiego stopnia można serwować takie rzeczy nieświadomie?
W ogóle do jakiegokolwiek?
Przecież są tylko dwie opcje:
1. Osoba serwująca takie “wsparcie” czerpie satysfakcję ze znęcania się nad ofiarą i chętnie korzysta z możliwości dowalenia jej w momencie, kiedy ta jest najbardziej bezbronna.
2. Osoba serwująca takie “wsparcie” sama ma za sobą jakieś złe doświadczenia, zwieńczone sadystyczną działalnością jakiegoś “wspierającego”, który “z troski” zwalił winę na nią – ta poczuła się podle – a potem uznała, że w pełni na to zasłużyła i że to jest najlepszy pod słońcem sposób “pocieszania” i postanowiła to gówno przekazywać dalej.
W obu przypadkach świadczy to o “niosącym pomoc” jak najgorzej.
Z dwojga złego lepiej chyba trafić na agresywnego chama
Takiego, który powie to na tyle brutalnie, że da możliwość zastanowienia się, czy kupić jego wersję, czy nie.
Taka cichutka, spokojniutka, na każdym kroku zapewniająca, że współczuje, że to okropne, że tylko chce pomóc, że tak naprawdę ma jej (ofiary) dobro na myśli, że tak naprawdę sądzi, że to wielka niesprawiedliwość i tak być nie powinno – ale tak tylko przy okazji, nawiasem mówiąc, “troskliwie” utopi niesłusznie jej ufającą osobę w gównie.
Obowiązkowo powołując się na jakichś tajemniczych “innych”, z których zdaniem obowiązkowo trzeba się liczyć, bo “oni” tworzą porządek świata – przy czym ona absolutnie nie jest jednym z tych “innych”, po prostu dokładnie wie, co sobie pomyślą, co powiedzą i że nie będą mieć żadnych skrupułów by zaatakować z tym w każdym momencie, bo tym podłym osobom chodzi tylko o to, by zranić. Oh wait…
Jeżeli coś wygląda jak kaczka, chodzi jak kaczka, pływa jak kaczka i kwacze jak kaczka, to w dziewięciu przypadkach na dziesięć jest to kaczka, a w stu przypadkach na sto nie jest to orzeł.