Empatia pępków Świata

0
(0)

Już raz pisałam o empatii, ale ze zbytnią wyrozumiałością i (najprawdopodobniej) niesłusznym założeniem, że ktoś tam może czegoś nie rozumieć. No i może faktycznie “ktoś” czegoś nie rozumie, chociaż to żadna filozofia.

Tymczasem odkryłam kolejny niesamowity odcień “empatii” – wylała się z ust ludzi, żywiących głębokie przekonanie, że reszta Świata powinna mieć na względzie ICH wrażliwe duszyczki, serduszka i móżdżki: dbając o to, by w żadnym wypadku nie zachować się w sposób, który mógłby ich urazić.

Niestety – to nie brzmi tak źle, jakie faktycznie jest.

A jakie jest?
No np. patrzenie na niepełnosprawnego na wózku jest przykrym doznaniem – serce się kraje na myśl o nieszczęściu tego człowieka… o tych wszystkich rzeczach, które na pewno chciałby robić, ale nie może… o tych wszystkich niemiłych sytuacjach, których doświadczył…
No… nie jest to miłe krótko mówiąc, więc najlepiej żeby cholerna kaleka nie wyłaziła z domu i nie narażała innych na takie nieprzyjemności, bo przecież może zupełnie bez sensu zepsuć komuś dzień.

Analogicznie z niepełnosprawnymi dziećmi… zaplutymi staruszkami… matkami karmiącymi… irytującymi bachorami… zbyt lekko ubranymi kobietami… otyłymi… wychudzonymi… brzydkimi… łysiejącymi… babami z brodą lub wąsem… osobami, które straciły zęba na przedzie i jeszcze nie wstawiły nowego… zbyt mocno umalowanymi paniami… chłopakami w rurkach… facetami, wyglądającymi na gejów… zbyt niskimi… zbyt napakowanymi… wąsatymi… chodzącymi w klapkach.

Można wymieniać i wymieniać – koniec końców każdy się załapie na czyjąś “wrażliwość”, którą nieempatycznie pogwałca samym swoim istnieniem. A przecież jest tyle rzeczy niezwiązanych z wyglądem, które mogą ranić uczucia jakiegoś przypadkowego pogrzańca!

Nawiasem mówiąc – o co chodzi z tymi stopami?
Czemu milion ludzi czuje potrzebę zaznaczenia i wtrącenia minimum raz dziennie w dowolną wypowiedź informacji o tym, że nie znoszą widoku stóp, że ludzie stopy są obrzydliwe, że nie lubią na nie patrzeć, że wgapiają się jakimś przypadkowym ludziom na stopy i długo po tym są w stanie podać dokładniejszy rysopis STÓP widzianych na mieście pół roku wcześniej, okropnych STÓP niż jakikolwiek policyjny rysownik mógłby sobie wymarzyć po zebraniu wywiadu od trzydziestu świadków napadu na bank?
Podofobia to jakiś super-nowy-trend, którym warto się pochwalić w towarzystwie, czy stary klasyk, który wcześniej nie rzucił mi się w oczy?

Empatia pępków Świata to nie tyle postawa roszczeniowa, co terroryzm.

“Tylko” społeczny, zwykle w niewielkiej skali, ale obawiam się, że ideały, którymi się kierują są bardzo podobne do motywów psycholi, którzy planują detonowanie ładunków wybuchowych pod szkołą.

Ludzie, którzy są roszczeniowi, są też irytujący: oczekują, że otoczenie będzie im coś dawać, mają konkretną wizję tego, co chcieliby wziąć – a jeśli tego nie dostają, to jęczą i czują się pokrzywdzeni.

To jest ten typ, który ni z gruchy ni z pietruchy przyleci z bombonierką albo zestawem narzędzi ogrodowych twierdząc, że tak się złożyło, że teraz nagle takowe posiada, ale nie będzie ich używał, więc chciałby je oddać komuś, komu mogą się na coś przydać. Pogada, pogada, wciśnie, ale zanim wypuści te dobra z rąk, zacznie wyjaśniać, czego dokładnie oczekuje w zamian za ten łaskawy (i niezbyt chciany) podarunek.

Pępki Świata tego nie robią. Nic w zamian. Pławią się w swej zajebistości i żądają, by wszyscy dookoła dostosowali się do ich oczekiwań.

Żadnych tam prób wyjaśnienia komukolwiek, że to czy tamto im przeszkadza i woleliby, żeby ktoś tam nie robił tego i tamtego, a coś innego zrobił (jeśli może), bo wtedy czuliby się lepiej, albo w jakiś sposób by im to pomogło.

Nie – takie postawienie sprawy byłoby przejawem traktowania ludzi z szacunkiem: dawania im wyboru, czy chcą zrobić lub zmienić ten czy inny drobiazg, żeby poprawić samopoczucie tej osoby.
Ale – niestety – byłoby też jawnym przyznaniem się do tej potrzeby, pokazaniem, że ta rzecz ma znaczenie, nawet punktem wyjścia do dyskusji, a choćby daniem pola do reakcji:

tak, ok, pewnie, to dla mnie nie problem
lub
nie, no sorry, nie zamierzam tego robić, spadaj banany prostować“.

Na dodatek dość szybko obnażyłoby to kompletny brak wzajemności, na którą ci ludzie w żadnym razie nie są gotowi.
Żadnych ustępstw. Żadnych drobnych przysług, gestów. Żadnej wzajemności, która nie jest elementem budowania korzystnej relacji z osobami, które z jakichś względów “mogą więcej” lub – zdaniem terrorystów – okażą się przydatne później (na to mogą i często chcą sobie pozwolić).

Pępki Świata nie mówią w swoim imieniu, przemawiają za milyjony i chowają się za “społeczeństwo”.

Taki nie powie “czy mógłbyś proszę zrobić mi herbaty?“, tylko będzie siedział o suchym pysku przez dwie godziny, a potem miał żal przez czterdzieści lat, opowiadając każdemu kogo spotka, że kulturalni ludzie oferują gościom napoje kilka razy w trakcie wizyty, bo przecież komuś mogło się nagle zachcieć pić, mimo że odmówił na wejściu.

Ozór w gębie to do obrabiania tyłka i przemów, nie do komunikacji.
WSZYSCY powinni się dostosować do jego oczekiwań, które nie są niczym oczywistym dla każdego, wobec każdego i w każdej sytuacji – tak, żeby nigdy nie musiał otwierać gęby i pokazywać, że to jemu zależy; że to jemu coś przeszkadza, że on czegoś chce i oczekuje… bo to dawałoby innym złudne poczucie, że są na tym samym poziomie i mogą wystosować podobne prośby i oczekiwania wobec niego.
Nie są i nie mogą.

Załapałam się na niezwykle ubogacającą tyradę.

Pewna pani tłumaczyła, że to normalne i oczywiste, że ocenia się ludzi negatywnie na podstawie tego, jak wyglądają – oczywiście w “rozsądnych” granicach tego, co oceniający pojeb uważa za zmiany, które oceniany “bez problemu” mógłby, a wręcz powinien chcieć wprowadzić, żeby lepiej wypaść w jego oczach. I że nie ma się co oburzać, skoro wystarczy się z tymi oczekiwaniami zapoznać i dostosować – (oczywiście jeśli ktoś nie może to przykre, ale wiadomo, że taka np. kobieta oblana kwasem powinna wykazać się empatią wobec ludzi, którym będzie przykro na nią patrzeć, nie wychodzić z domu i nie narażać ich na ten widok) a nie będzie problemu.

Czego dotyczyła dyskusja?
Niechlujnego ubioru? Modyfikacji ciała?

A nie! Kręconych włosów u ludzi, którzy się z nimi urodzili i którzy powinni pogodzić się z tym, że jakieś z dupy wyjęte “badania” i ankiety pokazały, że faktycznie: osoba z lokami wygląda na mniej profesjonalną i godną zaufania niż taka z prostymi i niż TA SAMA osoba z wyprostowanymi włosami – wszystko to ze szczególnym uwzględnieniem przedstawicieli a zwłaszcza przedstawicielek rasy czarnej, które nosząc naturalne afro lub warkoczyki są postrzegane jako nieprofesjonalne, leniwe i głupie ~blachary (nie zostało to ujęte w ten sposób, ale do tego się ta elegancka ściema sprowadzała), ale żmudnie prostując włosy lub nosząc upierdliwe, przyklejane do czoła peruki magicznie zaczynają sprawiać wrażenie bardziej wartościowych.

Sprowadza się to oczywiście do tego samego co zwykle:

  • chcesz tak wyglądać (czyli w tym przypadku: zrobić np. trwałą, bo Twoje włosy nie są naturalnie kręcone, ale takie Ci się marzą)zapomnij o tym durnym kaprysie albo pogódź się z tym, że tu i ówdzie będziesz spotykać się z pewnymi utrudnieniami i przykrościami;
  • wyglądasz tak i MOŻESZ to zmienić, ale niespecjalnie masz na to ochotę, bo podoba Ci się ten stan – zmień to, jeśli chcesz być traktowany lepiej;
  • wyglądasz tak i NIE MOŻESZ tego zmienić (bo włosy nie prostują się tylko płoną i kruszą, a pod perukami głowa Ci się gotuje i załapujesz masę bolesnych problemów dermatologicznych) – no cóż, trudno, żyj z tym, taki Świat, P R Z Y K R O ale ludzie tak to odbierają i trzeba się z tym pogodzić.

Wydawałoby się, że to niewielki problem w przypadku włosów – “niewielki” jak wszystkie problemy, których WIĘKSZOŚĆ ludzi nie ma.

Bo WIĘKSZOŚĆ ludzi nie ma “problemu” z WIĘKSZOŚCIĄ rzeczy – i nawet biorąc poprawkę na istnienie wyjątkowych ciamajd i upierdliwców, których nic nie zmorze i którzy znajdą sobie (lub w sobie) coś, co im przeszkadza, utrudnia życie i zmniejsza komfort.

Stwierdzenie, że trzeba się postarać, żeby coś osiągnąć nie jest i nie powinno być bulwersujące… póki nie zaczyna wykluczać z powodów absurdalnych.

A zaczyna bardzo szybko.

Właściwie… w tym samym momencie, w którym te “starania” dotyczą kwestii, które są dla pewnych osób nieosiągalne lub bardzo trudno dostępne, a na froncie pojawia się ktoś, gotów stwierdzić, że “no trudno, skoro faktycznie nie możesz to przykre“.

Granica za którą ktoś naprawdę nie może lub jest to dla niego zbyt trudno osiągalne, by “można” było tego od niego oczekiwać jest bardzo płynna.
Przebiega dokładnie tam, gdzie czyjeś subiektywne odczucia – które są w mniejszym lub większym stopniu zgodne z realiami i (zwykle w mniejszym) z rzeczywistością konkretnego człowieka. To kompletny absurd w momencie, kiedy to wszystko dotyczy jakichś wydumanych norm, czy rzeczy, z którymi nikt przy zdrowych zmysłach by się nie zgodził, gdyby podać mu to w surowej formie.

Wydumaną normą jest np. zgorszenie widokiem stóp odzianych w klapki i skarpety.

O borze szumiący – Świat wypełnia się po brzegi modowymi guru, mimo jakieś 99% z nich nie umie dobrać korzystnego kroju dżinsów na własną dupę (i optycznie skraca nogi; eksponuje i uciska genitalia albo podkreśla brzusio i uwydatnia nawet te wałeczki, których normalnie tam nie ma).

Jeśli zapyta się ludzi: “Czy Twoim zdaniem noszenia klapków ze skarpetami należałoby zakazać?” wraz z kilkoma opcjami odpowiedzi:

a) TAK! Jak najbardziej!;
b) Warto by było.
c) Można by, na pewno nikomu by to nie zaszkodziło.
d) Nie interesuje mnie to.
e) NIE! Absolutnie nie.

to zlokalizuje się sporą grupę, która stwierdzi, że… TAK. Zgodzą się na to – mniej lub bardziej entuzjastycznie, ale się zgodzą.
Jak kogoś coś “nie obchodzi” to akceptuje tak stan obecny, w którym nic się nie zmienia jak i opcję całkowitego zakazu noszenia tego zestawu – nie sprzeciwia się, więc aprobuje. Gdyby to nie było badanie, a referendum w którymś jakaś grupa decydowałaby o tej kwestii i gdyby 99 osób ze stu uznało, że ich to nie obchodzi, a dla tej jednej widok tego zestawu był największym złem… voila! okazałoby się, że jedna osoba dyktuje wszystkim, w co mogą się ubrać.

Ale gdyby zapytać: “Czy Twoim zdaniem inne osoby (z zaznaczeniem, że niekoniecznie chodzi o “większość”; bo może to być krzykliwa mniejszość lub jeden szalony aktywista, korzystający z milczenia reszty) powinny mieć prawo do decydowania, jaki typ obuwia i bielizny wolno Ci nosić w oparciu o ich widzimisię?” – bo tak wygląda to w formie surowej, to większość popukałaby się w głowę i wskazała E.

Analogicznie:

Jeśli zapyta się ludzi: “Czy Twoim zdaniem mężczyzna z długimi włosami i bujną brodą jest mniej wiarygodnym doradcą finansowym niż jego gładko ogolony i krótko ostrzyżony kolega?“, to znajdzie się grupa osób, która stwierdzi, że owszem, że tak:

  • ktoś nie uznaje długich włosów u mężczyzn;
  • ktoś inny odbiera zarost jako przejaw niechlujstwa;
  • jeszcze inny uzna, że gość, który tak wygląda mógłby być dobrym specjalistą od naprawy motocykli, ale jakoś nie widzi mu się w banku;
  • ale znalazłby się i taki, który chętniej skorzystałby z usług długowłosego brodacza – z powodów jakichkolwiek.

Będą też tacy, którzy nie zrozumieją pytania, bo w takich sytuacjach obchodzą ich wyłącznie dobre opinie, rekomendacje znajomych, doświadczenie, kwalifikacje, przebojowość, aktywność, sukcesy i tak dalej.

Ale gdyby zapytać: “Czy akceptujesz sytuację, w której Twoje kwalifikacje, (umiejętności, doświadczenie, zaangażowanie i osiągnięcia) są uznawane za bezwartościowe, bo Twojej nowej szefowej nie podoba się np.:

  • brzmienie Twojego głosu,
  • Twój typ sylwetki,
  • wzrost,
  • waga,
  • kolor oczu,
  • kształt nosa,
  • umiejscowienie pieprzyka,
  • albo to, że nie masz nogi (której brak nijak nie wpływa na jakość Twojej pracy)

i która z tego powodu obniża Ci pensję, odbiera premię lub wywala z roboty?“.

Ludzie “nie będą mieć zdania na ten temat“? Stwierdzą, że jak najbardziej ma prawo to zrobić? Że powinna to zrobić? Że nikomu nie zaszkodzi, jeśli nagle zacznie tak postępować?
Nie. To już nie będzie istotny odsetek. W najlepszym wypadku grono zwolenników takiego rozwiązania zasili jeden wariat i dwóch cwaniaków, którzy zakozaczą stwierdzeniem, że znajdą sobie robotę gdzie indziej (nawet nie mając na to żadnych widoków). Nikt więcej, bo to absurd – niesprawiedliwy i krzywdzący absurd.
Mało tego, że krzywdzący (co samo w sobie nie byłoby jeszcze takie złe) – ale potencjalnie krzywdzący osobę, której zadano to pytanie, i która ma świadomość, że nie kręci bicza na nielubianego kolegę, tylko na siebie.

Czy to prawda, że osoby o kręconych włosach są postrzegane jako mniej profesjonalne?

Nie wiem. Możliwe. Jeśli takie są fakty, to takie są fakty. Ale ileż one są warte?
Co można zrobić z tą wiedzą?
Kiwnąć głową i przyjąć do wiadomości, złożywszy ją w jednej szufladzie z informacjami o knurzych orgazmach?

Można ją “wykorzystać” – jak pierdylion innych – i uznawszy, że skoro akurat to do nas (lub do kogoś) pasuje, to możemy to w sobie zmienić (lub poinformować czy wręcz zasugerować komuś taką zmianę – z troski oczywiście!) “zwiększając” swoje szanse na rynku pracy; w pracy lub po prostu w kontaktach międzyludzkich.

Winić człowieka za to, że chce dla siebie jak najlepiej nie jest fair.
Ale jednocześnie dostosowywanie się do tego i rozpowszechnianie tej “wiedzy” (wiedzy, która nie jest faktem, bo nie jest faktem, że długowłosi mężczyźni są gorszymi doradcami finansowymi od krótko ostrzyżonych kolegów, “faktem” jest że jakiś Zenek ze Zbyszkiem i szwagrem Krzyśkiem mają takie zdanie, bo teść Krzyśka Andrzej tak powiedział, a Andrzej jest mądry fest i co powie, to tak jest) nie niesie ze sobą nic pozytywnego.

Włosy to drobiazg… dla jednego. A dla kogoś innego nie! – dla niego to może być podstawa dobrego samopoczucia i poczucia atrakcyjności – ale jednocześnie będzie mnóstwo rzeczy, które nie będą dla niego istotne: może mieć np. kompletnie wywalone na ciuchy i na to, co robi w pracy; może wychodzić z założenia, że póki płacą, to może paradować przed budynkiem firmy w kostiumie różowego kurczaka i w stringach.

Ale nie – niestety nie sprowadza się to do tego, że ludzie są różni, lubią różne rzeczy & bla, bla, bla.

Człowiek, który jest skłonny – za przeproszeniem – dopieprzyć się do jakichś detali w czyimś wyglądzie, sposobie bycia czy preferencjach kulinarnych (ooo, że rękami wieśniak jeden!) nie kończy na tym. Nawet, jeśli w swoim, niewątpliwie zacnym mniemaniu robi coś dobrego dla siebie i Świata, próbując wszystkich lepiej ubrać, ostrzyc i wychować, to samą swoją postawą wyraża poparcie dla takiego traktowania ludzi.
On stawia sobie wydumaną granicę na klapkach, a ktoś inny robi dokładnie to samo, ale idzie o krok dalej.

A krok dalej (nie więcej) jest drwienie z ludzi, którzy nie noszą markowych ciuchów.
Narzekanie na to, że ułomy wyglądają nieestetycznie i powinni siedzieć gdzieś zamknięci, a w ogóle to matki powinny ich wyskrobać dla dobra społeczeństwa.
Ględzenie starym babom do ucha, że zbyt wolno chodzą, wkurwiają i zajmują miejsce w autobusie.
Serdeczne i życzliwe uwagi w kierunku osób z zaburzeniami odżywiania, które pokrzepione takim gównem, a już wcześniej osłabione chorobą ograniczają wyjścia z domu do minimum i głodzą się lub zażerają na śmierć z rozpaczy (bo *surprajz, surprajz* – nawet jeśli depresja nie była przyczyną ich problemów, to po paru latach walki z wagą lub nadwagą są w piekle anyway, bo ich organizmy nie działają tak, jak powinny, a psychika siada, bo mózg nie dostaje tego, co powinien) – a nawet, jeśli nie, to jest im przez to JESZCZE trudniej i JESZCZE gorzej.
Atakowanie matek, które przez pięć minut nie są w stanie ogarnąć wrzeszczącego niemowlęcia, które wije się z bólu, bo ma kolkę i rujnuje ludziom bezcenne chwile komfortu w pekaesie.

To nie są zachowania jełopów i świń – żadne tam bandyckie marginesy.

Słodkie, rozkoszne, troskliwe pępuszki Świata, zasłaniające się “cudzym”, “wspólnym” lub “ogólnym” dobrem.

Które jest niczym więcej niż ich pierdolcem, którego nie mogą przedstawiać w surowej formie, bo zupełnie nikt by tego nie podchwycił – nawet podobne im oszołomy.

☙✿❀❁❧

Kliknij na serduszka, jeśli chcesz ocenić post.

Średnia ocen: 0 / 5. Wyniki: 0

Wiatr hula... Nikt jeszcze nie ocenił tego posta. Link do FB jest na dole - to malutkie "f" na środku stopki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.