Kolejny odcinek niekończącej się opowieści, w której osoba z problemami, które doprowadziły do tego, że nie była w stanie uciec z krzywdzącej dla niej relacji i pogrążyła się w alkoholu i kompulsywnym jedzeniu SCHUDŁA, a one wszystkie znikły lub magicznie się rozwiązały.
Kto jest tak durny by wypisywać te wszystkie bzdury?
Chyba, że to nie głupota tylko czysta podłość.
Nie wątpię, że nawet z pomocą dietetyków, lekarzy i operacji zmniejszenia żołądka trzeba podjąć monstrualny wysiłek by schudnąć kilkadziesiąt kilo – i naprawdę nie ujmując nikomu tych osiągnięć – na pewno wiele się zmienia w funkcjonowaniu organizmu, postrzeganiu świata, relacjach z ludźmi… ale to przecież niemożliwe, by pierwotne problemy znikły.
Ale do rzeczy – jak wyglądała historia tej kobiety?
Pewnego pięknego dnia Courtney Maguire uświadomiła sobie, że pije mnóstwo alkoholu, po którym jest głodna i napycha się fastfoodami – co doprowadziło do tego, że jej waga przekroczyła 140 kilo.
Faceci ciągle ją olewali, bo była tłusta – co ją przygnębiało. Ci, którzy jej nie olewali, bo podobała im się tłusta, przygnębiali ją, bo nie dostarczali jej motywacji do odchudzania. Bardzo raniło ją, kiedy mówili, że lubią większe dziewczyny, bo czuła, że nie widzą w niej człowieka tylko “większą dziewczynę”.
W 2009 zdecydowała się na operację założenia opaski na żołądek, ale źle to znosiła: miała problemy z trawieniem, wymiotowała i jadła więcej, bo była bardziej głodna.
W 2012 usunęła opaskę z żołądka i podjęła próbę schudnięcia dietą i ćwiczeniami, ale jej się to nie udało – przytyła.
W 2014 zdecydowała się rzucić alkohol, zaczęła się lepiej odżywiać, ćwiczyć, przeszła operację bariatryczną żołądka i zaczęła chodzić na spotkania grupy wsparcia dla osób cierpiących z powodu kompulsywnego objadania się. Schudła, skóra jej obwisła, źle się z tym czuła, więc poddała się operacji usunięcia jej nadmiaru i korekcie piersi.
Obecnie Courtney uważa, że mężczyźni traktują ją inaczej i nie marnuje już czasu na każdego, który okazuje jej trochę sympatii. Sądzi też, że tkwiła w toksycznych związkach, bo uważała, że nie zasługuje na nic lepszego, a obecnie mężczyźni traktują ją dobrze, szanują i sprawiają, że czuje się piękna wewnątrz i na zewnątrz. Kocha siebie.
Piękna opowieść, prawda? Bardzo inspirująca…
Taka motywująca i pozytywna, że człowiek niemal czuje się w obowiązku przegapić fakt, że największą zmianą, jaką przeszła ta kobieta jest transformacja z nienawidzącej grubych bab zołzy – zbyt zakompleksionej by dzielić się ze światem swoją zołzowatością – w nienawidzącą grubych bab, zakompleksioną zołzę, która już nie czuje potrzeby udawania przed kimkolwiek, że zołzą nie jest.
Ona przyznaje wprost, że w jej pojęciu “grubsza dziewczyna” nie jest człowiekiem i nie zasługuje na to, by traktować ją jak człowieka – opowiada też o tym, jak to będąc jedną z “grubszych dziewczyn” sama nie traktowała się jak człowieka.
Brzmi jak ultra zdrowy stosunek do własnego ciała.
Czy osoba, która tkwiła w toksycznych, krzywdzących dla niej związkach gubiąc nadwagę w magiczny sposób znajdzie umiejętność tworzenia zdrowych relacji z ludźmi?
Wątpię. Takie rzeczy nikomu nie spadają z nieba.To nie grypa żołądkowa, żeby się dało to załapać przypadkiem, na korytarzu w przychodni.
Trudno bez dostępu do pełnego życiorysu oceniać, jak destrukcyjny wpływ na jej psychikę miała pierwsza nieudana operacja i jej skutki, a ile autodestrukcji miała w sobie już wcześniej, regularnie pijąc na umór, objadając się i (nie jestem pewna, jak to rozumieć, ale artykuł wspomina też o wcześniejszym nadużywaniu leków) znieczulając innymi dostępnymi środkami – ale niewiele każe przypuszczać, że przyczyną problemów była nadwaga.
Jakby miała problem z miłością do pączków, jadłaby pączki – nie zagryzając lekami i nie popijając alkoholem.
Zdaje się, że nie była chora ani gruba od dzieciństwa – więc nie był to ani skutek uboczny, ani styl życia, do którego się przyzwyczaiła, dodatkowe kilogramy były efektem regularnego, długotrwałego chlania, a wszystko co mówi każe przypuszczać, że nie piła tyle w ramach wybitnie dobrej zabawy.
Pierwotny problem nadal tam jest, sukces ze zwalczaniem skutków ubocznych raczej go nie uszczuplił.
Poza tym kwestią dyskusyjną jest to, jak wiele silnej woli włożyła w to rzucanie alkoholu. Z tego co kojarzę picie alkoholu jest zakazane jakiś czas bezpośrednio przed i po operacji, a potem niewskazane. O, jest nawet źródło – po operacji metabolizm alkoholu drastycznie się zmienia, znacznie szybciej i intensywniej się wchłania, zwiększając ryzyko chorób serca, wątroby oraz raka żołądka i przełyku.
Po polsku znalazłam nawet coś ciekawszego, źródło – zdarza się, że skutkiem ubocznym operacji jest to, że alkohol przestaje smakować.
Tzn. ja absolutnie nie neguję tego, że ta pani ma bardzo silną wolę i wykazała się niezwykłą konsekwencją (w nienawiści do siebie) – jeśli wszystkie te przejścia doprowadzą do tego, że zacznie wymagać szacunku do siebie i nie przepije sobie życia na smutno, to cieszę się jej szczęściem (nie, nie naprawdę) – ale ona jest w tej historii mało istotna, dla wszystkich poza (oby) nią samą.
Naprawdę ciekawe rzeczy pojawiają się w nagłówkach:
Nieprawda!
Z słów Courtney wynika, że jej “partnerzy” nie byli zachwyceni jej kształtami; opisywała raczej facetów, którym było obojętne jak wygląda – absolutnie nie dlatego, że zachwycała ich jej osobowość.
(Teraz ma do siebie szacunek za to “kim jest”, bo oczywiście póki była gruba, jej tłuszcz był jedynym, co ją definiowało – zdaniem Daily Mail)
Nieprawda!
Courtney zrezygnowała z alkoholu bo tego WYMAGAŁA rekonwalescencja po zabiegach, którym się poddała. Picie alkoholu po operacji zmniejszenia żołądka drastycznie zwiększa ryzyko raka, przetok i innych powikłań.
Nieprawda!
Z tych samych powodów, co wyżej.
I to też: N I E P R A W D A
Schudła i wreszcie szanują ją za to kim jest! (bo nie jest już gruba)
Przestała pić i jakie cuda!
Przejadała się przez facetów, z którymi się spotykała!
Wszystko to jest niczym w obliczu rozmiarów dyletanctwa jakie w tej sprawie zaserwował na naszym podwórku… a jakże – wizaż!
Z jakichś tajemniczych przyczyn autorka “artykułu” zmieniła kilka szczegółów i dodała dramatyzmu zmyśloną liposukcją. Wspomina też o “leczeniu alkoholizmu”, o którym żaden z angielskojęzycznych artykułów nic nie mówi.
Jej opowieść kończy się spektakularnym happy endem:
“Od decyzji o odstawieniu alkoholu zaczęła się rewolucja w życiu Amerykanki. To dowodzi, że każda z nas może zmienić w sobie nawet to, czego nie lubi najbardziej, co ją najbardziej krzywdzi i co jest przyczyną jej największych kłopotów.”
Nie ma to nic wspólnego z historią tej kobiety – co prawda brzmi jak głodna studentka pisząca absolutnie wszystko za 1,20 za 1000 znaków bez spacji (i prawdopodobnie tak właśnie powstało) – ale za to jakie motywujące!