Problem tego faceta polega chyba na tym, że jest zbyt piękny. Wszyscy chcieliby uprawiać z nim seks i biedak nie ma nikogo bliskiego, kto powiedziałby mu, żeby się zamknął. Po prostu zamknął. I przestał mówić.
Niestety nie jestem pewna, czy potrafię go na zawsze skreślić z listy swoich fantazji estetycznych. W najlepszym razie jest głupi jak but i nie ma za grosz wyczucia. W najgorszym… ciężko powiedzieć.
Na dobrą sprawę nie znam człowieka: nie kojarzę z niczego poza wyglądem i tego, co udało mi się wyczytać i obejrzeć w ciągu kilku ostatnich godzin. Nie interesowałam się jego życiem, twórczością i wyczynami medialnymi. Żałuję, bo po zaledwie kilku godzinach znalazłam cały sznur perełek (ale o tym za chwilę).
Na fali chwilowego zainteresowania problemem molestowania i przemocy seksualnej w przemyśle filmowym wyłuskano fragment panelu GoT z 2011 roku, gdzie Jason Momoa zaprezentował swoje niesamowite poczucie humoru.
W tamtym momencie wielu widzów było jeszcze w lekkim szoku związanym z intensywnością i częstotliwością prezentowanych na małym ekranie aktów przemocy, nagości i seksu – który co prawda pojawiał się i w filmach i serialach już wcześniej, ale nigdy nie było tego aż tyle w takim stężeniu i tak popularnym dziele, prezentowanym na małym ekranie.
Wszyscy zdążyli się już do tego przyzwyczaić, część jest wręcz znużona tą konwencją, ale serial nadal jest w ścisłym topie.
Wtedy był czymś niesamowitym, świeżym, nowatorskim… na wpół anonimowi aktorzy nagle stali się rozpoznawalni na całym świecie, pojechali na Comic-con, gdzie w czasie panelu z udziałem publiczności Jason Momoa podzielił się swoimi przemyśleniami na temat… ciężko powiedzieć czego.
To było złe. Bardzo złe. Koszmarne.
Zaśmiałam się, kiedy to usłyszałam, ale zaraz potem byłam głęboko rozczarowana swoim zachowaniem.
Taki żart w takim kontekście i w takich okolicznościach to ta kategoria humoru, pod wpływem którego człowiek ma do wyboru: roześmiać się z osłabienia lub walnąć głową w ścianę. Siedziałam za daleko od ściany, a reakcja musiała być szybka.
O co poszło?
Och… takie niby nic, niby nic – a jednak.
Przez niemal godzinę przekomarzał się z siedzącą obok Emilią Clarke. Kiedy wychodziła szarmancko wstał i odsunął jej krzesło… a pod koniec uraczył wszystkich w/w żarcikiem, przez który rozpętał się cały ten aktualny (lub już nieaktualny – nie wiem, może za długo grzebałam w filmikach i googlu) ambaras.
Bez głębszego zastanowienia mogłabym machnąć na to ręką i stwierdzić, że to po prostu wyjątkowo durny i niesmaczny dowcip…
Cały serial jest niesmaczny, niedelikatny i niestosowny
Trupy, tortury, zabijanie, seks, trupy, tortury, gwałt, przemoc, zabijanie, seks, tortury, seks, zabijanie, tortury, zabijanie, tortury, gwałt, tortury.
Na ekranie to co innego, uwielbiamy ❤️! Ale żeby na Comic-conie aktor rzucił niesmacznym dowcipem… koniec świata.
… po zastanowieniu, a zwłaszcza po przekopaniu youtube i googla nie mogę.
Po kilku godzinach słuchania i czytania wywiadów jestem skłonna uwierzyć, że naprawdę “nie chciał”… ale to świadczy o nim tylko gorzej.
O nim, o całej ekipie – a na pewno znacznej jego części – o osobach pracujących przy produkcji, promocji, jego menadżerze (jeśli jakiegoś ma – a pewnie ma), rodzinie, znajomych – WSZYSTKICH dookoła tego palanta.
A dlaczego wszystkich?
Bo wyraził się w słowach:
“But as far as sci-fi and fantasy, the genre, I love that genre because there are so many things you can do, like rip someone’s tongue out of their throat and get away with it and rape beautiful women
and then have them fall in love with you”
~ Kocham science-fiction i fantasy jako gatunek, bo jest w nich tak wiele rzeczy, które możesz zrobić np. wyrwać komuś język z gardła nie ponosząc żadnych konsekwencji i gwałcić piękne kobiety, które potem się w tobie zakochują.
Kilka dni temu słyszałam to po raz pierwszy – razem z fragmentem rzeczonego panelu. Sądząc po ciągłej wymianie porozumiewawczych spojrzeń i pomniejszych żartów z siedzącą obok koleżanką z planu nie uznałam tego za tragiczne. Zaśmiałam się.
Dziś natknęłam się na to – z niewiadomych przyczyn w cytatach odkrojono kawałek ostatniego zdania, które zmieniają niesmaczny-ale-i-nie-najgorszy-żart w jeden z koszmarniejszych i bardziej obleśnych tekstów, jakie ostatnio słyszałam (a konkurencja jest ostra).
Czemu tak?
To zdanie w całości jest złe. Bardzo złe.
Ale “kocham science-fiction i fantasy, bo jest tak wiele rzeczy, które możesz zrobić: np. wyrwać komuś język z gardła nie ponosząc żadnych konsekwencji i gwałcić piękne kobiety” jest kompletną masakrą. Tzn. byłoby – gdyby na tym skończył.
Ale nie skończył, dodał coś jeszcze. Po co to obcinać? Było dostatecznie złe bez strzyżenia.
Złe i warte krytyki – ba! wołające o nią.
Wołające o krytykę, ale nie konieczne do trwałego ocenzurowania i unikania za wszelką cenę.
Przeraża mnie grzeczniutki świat pełen życzliwych i sympatycznych ludzi.
Uśmiechniętych skurwieli co rusz raczących jakimś “ojej, to przykre, to nie twoja wina, bardzo ci współczuję, ale gdybyś tam nie polazła, to by cię nie zgwałcili tępa dzido“.
Z pewnych względów w ostatnim czasie mam z tym do czynienia w ogromnym stężeniu. Żarty poniżej poziomu są jedynym, co powstrzymuje mnie przed dźganiem się nożem po udach z bezradności i strachu przed katatonią.
Z jednej strony oburzenie i złość cieszy – bo to dobrze, że ludzie nie są obojętni i robią raban. Bo ten żart nie był w porządku.
A z drugiej… myśl o tym, że niektórzy nie oburzają się nie dlatego, że mają to gdzieś, a dlatego, że nie rani ich to do głębi. Bo nie cierpią non stop ani nie myślą non stop o kimś, kto cierpi? Bo może gdzieś na świecie są miejsca mniej gówniane niż to, w którym aktualnie jestem – przynajmniej mentalnie.
Wiem, że to bardzo pokrętna logika.
Żeby nie oceniać bez kontekstu postanowiłam poszukać czegoś konkretniejszego – no bo przecież COŚ musiało być.
Te słowa padły ponad sześć lat temu, na pewno ktoś na to jakoś zareagował…
No i owszem – zareagował. Była lekka wrzawa pod koniec 2011 roku- nie tak intensywna jak teraz. Świat nie podchwycił tematu.
W ferworze poszukiwań znalazłam jeszcze lepszy cytat:
“It was very hard because I have never done that to anyone before. But the good news was I’m not a rapist. It really did not feel good. There was not enjoyment. I don’t like women crying when I’m making love to them.”
~ To było bardzo trudne, bo nigdy wcześniej nikomu tego nie zrobiłem. Dobrą wiadomością było, że nie jestem gwałcicielem. Nie czułem się z tym dobrze. Nie było żadnej przyjemności. Nie lubię, jak kobiety płaczą kiedy się z nimi kocham.
To z rozmowy o scenach erotycznych w GoT.
Tak – powiedział w wywiadzie, że granie scen gwałtu było dla niego bardzo trudne, bo nigdy nikogo nie zgwałcił.
Co za człowiek czuje potrzebę zaznaczenia takiej kwestii?
W jakim środowisku on się obraca, że odgrywanie scen gwałtu było dla niego szczególnie trudne, bo nigdy tego nie robił? Cóż to za implikacja?
Dla innych aktorów to byłoby łatwiejsze bo już to robili? I on o tym wie? I wykorzystuje tę świadomość do stwierdzenia, że akurat jemu był trudniej odegrać gwałt?
I jeszcze jeden:
“Yeah, I’m raping Emillia. I love her, but I’m hurting her and she’s crying. We could have made it longer, but you get the idea. I’m not a rapist. I prefer my women to enjoy sex.”
~ Tak, gwałcę Emilię. Kocham ją, ale ją krzywdzę i ona płacze. Moglibyśmy to wydłużyć, ale wiadomo o co chodzi. Nie jestem gwałcicielem. Wolę, kiedy moje kobiety odczuwają przyjemność z seksu.
Który jest kompletną bzdurą.
W momencie, kiedy Drogo gwałci Daenerys wcale jej nie kocha. Ma ją głęboko w dupie. Kupił ją sobie i ją ma.
Dopiero potem ONA ma dość takiego traktowania i z braku innych opcji próbuje sprawić, żeby się w niej zakochał – udaje jej się to i dopiero od tego momentu on jej łaskawie nie gwałci, ale skończonym złamasem, prymitywem i debilem jest dalej. Niby nie jest nim dla niej, ale tak strasznie się o nią troszczy, że olewa jej prośby i błagania, zakaża ranę zamiast ją opatrzyć i umiera w związku albo i bez związku z działalnością jakiejś lokalnej czarownicy, której wcześniej jego ziomaski wymordowały i wygwałciły całą… – nie wiem, co to było: wioskę? miasto? plemię? grupę? – a którą później, w ramach kary za niedotrzymanie obietnicy i nie ocalenie dothrackiego misiaczyny Daenerys pali żywcem.
A dwa ostatnie zdania… kosmos.
Się wypowiedział, że hej. Jego KOBIETY. To ile on ich ma? Zdaje się, że jest żonaty.
I jeszcze jeden:
“Yeah, raping young little English actress and it’s her first time – that was actually horrible experience but yeah, I’m not a rapist, not really fun, doesn’t do it for me (…) someone crying while you doing that isn’t how normally I like to do it, you know what I mean.”
~ Tak, gwałcę młodą angielską aktorkę i to jest jej pierwszy raz. Właściwie to było okropne doświadczenie, ale wiesz, nie jestem gwałcicielem, to nie było przyjemne, to na mnie nie działa (…) zwykle nie lubię, kiedy ktoś płacze w trakcie, jeśli wiesz o czym mówię.
Tak. Bo gwałcenie kobiet to tak normalna sprawa jak bzykanie się pod prysznicem albo w pończochach: jednego kręci, drugiego nie. I to zupełnie normalne, że jednego kręci a drugiego nie – bo tego drugiego kręci coś innego. A Jasona/Drogo akurat nie kręcą gwałty. Są niezbyt fajne.
Zalane łzami partnerki to nie jest coś, co NORMALNIE lubi robić. Czy to znaczy, że zdarza mu się w takiej formie?
Facet dodawał coś takiego praktycznie w KAŻDYM wywiadzie z 2011 roku.
W każdym, na który trafiłam.
Jak nie o gwałceniu, to o traktowaniu kobiet w stylu jaskiniowca.
Nie wiem, czy to tak w ramach głębokiego wczucia się w rolę Conana i Drogo, czy ten facet jest po prostu durny jak wiadro kartofli – nie wiem, nie trafiłam na zbyt wiele przesłanek, wskazujących na to, że może jednak nie jest.
Poza tym są jeszcze dwie opcje: żywi tak głęboką pogardę do kobiet, że to wszystko gładko przechodzi mu przez usta, albo wczuwa się w klimat swoich ról i mylnie zakłada, że takie rzeczy bywają zabawne na dłuższą metę. Albo i na krótszą.
Nikt w otoczeniu, nikt z ekipy słysząc te teksty nie zasugerował mu stulenia mordy, kiedy czas był na to – dlaczego? WSZYSCY uznali to za super zabawne?
Bo jeśli istotnie wszyscy – lub jeśli on w tych fragmentach faktycznie mówi znacznie więcej, niż na to wygląda – to nie fair, że obrywa tylko on, bo cała grupa ludzi ma nierówno pod kopułą.
A jeśli takie osoby były, ale je olał…
Miał co najmniej dwa sposoby na wyjście z tego z twarzą.
Wybrał to, które dało mu szansę wyczołgania się z tego bez twarzy, mózgu i kręgosłupa.
Zaserwował takie oto przeprosiny:
“I awoke in Australia to the justified reactions by many people to a distasteful joke I made years ago in Hall H for which I am sorry, I am still severely disappointed in myself at the insensitivity of my remarks that day. I know my sincerest apology now won’t take away those hurtful words. Rape and sexual harassment can reach anyone and I have seen first hand its painful torment among members of my own family and friends. I made a truly tasteless comment. It is unacceptable and I sincerely apologize with a heavy heart for the words I said.”
~ Obudziłem się w Australii i zapoznałem się z uzasadnionymi reakcjami na niesmaczny żart, którym rzuciłem lata temu w… na Comic-conie. Jest mi przykro i wciąż jestem bardzo rozczarowany sobą i brakiem wrażliwości, jaki wyłonił się z moich komentarzy tamtego dnia. Wiem, że moje najszczersze przeprosiny nie cofną tych bolesnych słów. Gwałt i molestowanie seksualne może dotknąć każdego. Widziałem na własne oczy cierpienie najbliższych mi osób, które to spotkało. Moja uwaga była niesmaczna. To nieakceptowalne i z ciężkim sercem szczerze przepraszam za wypowiedziane wtedy słowa.
Bardzo wymowne przeprosiny… sklecone przez specjalistę od ratowania wizerunku.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie skomponowałby czegoś takiego. A gdyby był przy niezdrowych… – tym bardziej.
“Źle zrobiłem, nie powinienem był tego mówić, sorry, nie chciałem, nie myślałem, jestem głupi” – to by były przeprosiny. Marnie brzmiące, ale wiarygodne i pozwalające na przypuszczenia, że emocjonalny troglodyta mógłby sam coś takiego naskrobać, gdyby faktycznie było mu przykro.
Ale to by były sensowne przeprosiny za taki pojedynczy “żart” – gdyby to był pojedynczy “żart”.
Ale nie był. I on przecież doskonale wie, że nie wypowiadał się w tym tonie raz, a kilkanaście (kilkadziesiąt?) razy.
“Przeprasza” tylko za ten jeden, na którym został przyłapany.
Klasa sama w sobie.
I jeszcze – jakby mało było żenady, dodaje jeszcze, że widział na własne oczy, jak jego najbliżsi cierpieli z powodu molestowania seksualnego i gwałtów.
Wcześniej wielokrotnie zaznaczył, że nie bywa sprawcą takich aktów (a jeśli nawet, to rzadko i bez przyjemności), więc… – co on właściwie mówi?
Że to nie były koszmarne żarty w wykonaniu durnia, który nie wiedział o czym mówi?
Że żartował sobie z cierpienia osób w swoim otoczeniu?
“Żałując”, że ich oprawcy nie mogli robić im tego bezkarnie?
Czy może, że to były koszmarne żarty w wykonaniu durnia, który dopiero w ciągu kilku ostatnich lat zrozumiał, o czym mówił?
Zrozumiał, ale nie na tyle, by przeprosić za WSZYSTKIE koszmarne teksty z tamtego okresu, bo opinia publiczna zdaje się mieć problem tylko z tym jednym?
A może “zrozumiał” i żałuje, że ludzie do tego wrócili, prowokując krótkotrwałe ochłodzenie wizerunku, ale nie tego, że zaserwował ludziom serię obleśnych tekstów, sugerujących, że gwałt to po prostu jedna z opcji, której on akurat nie preferuje.
Nawiasem mówiąc, ciekawe jakich nowych rzeczy dowiedział się o gwałcie i molestowaniu przez tych sześć lat. Wszystko co istotne podsunięto mu bezpośrednio po Comic-conie. Cóż mogło do tego dojść teraz?
“Przeproś, bo zarobisz mniej kasy i nie wezmą cię do nowego filmu“?
Prawdopodobnie.
Nie sądzę, by to zaszkodziło jego karierze na dłuższą metę.
Niewinne żarciki, ot co. A tłum rechotał – nie zabili go milczeniem, tylko się śmiali.
Publiczność zareagowała śmiechem – ciężko stwierdzić, ile osób śmiało się z osłabienia i braku ściany, a ile zareagowało entuzjastycznym śmiechem ubolewania nad tym, że poza światami fantasy nie można ludziom wyrywać języków i gwałcić pięknych kobiet bez żadnych konsekwencji. Oh wait… można.
Wszelkie ewentualne wątpliwości można rozwiać zaglądając we wrota piekieł na tumblra, twittera i fejsa. Całą sytuacją oburza się szurnięta i szukająca dziury w całym mniejszość.
Do krwi ostatniej bronią go seksiści i entuzjaści przemocy seksualnej – to wiadomo.
Ale i całe tabuny ludzi, skłonnych wybaczyć i usprawiedliwić mu absolutnie wszystko tylko dlatego, że jest piękny.
A skoro jest piękny, to na pewno nie miał nic złego na myśli.
Zresztą nawet, jeśli miał to i tak… znacznie mniejszy problem niż gdyby coś takiego powiedział jakiś zupełnie nieatrakcyjny dla 99,9% świata osobnik.
Nie mogę powiedzieć, że jestem ponad tym.
Popatrzyłam na niego przez chwilę, umysł zmienił mi się w galaretę i z każdą kolejną chwilą stawałam się coraz bardziej skłonna do wybaczania i usprawiedliwiania mu wszystkiego bo na-peeewno-nie-miał-nic-złego-na-myśli.
Zerkam na ten “żart” i znów mam ochotę na nerwowy śmiech. Nawet intensywniejszy niż wcześniej, bo poznałam kontekst, który wynosi tę wypowiedź… och, na piedestały niesamowitości.
Biję się w piersi, bo sądziłam, że i bez grzebania jestem w stanie odgadnąć, o co mniej więcej chodziło.
MIster wszechświata rzuca sobie w rozbawieniu, że KOCHA wizję świata w którym można bezkarnie gwałcić i zabijać.
Poza tym, że to oględnie mówiąc niestosowne i niewłaściwe… to kompletna bzdura.
Nie jestem wielką fanką fantasy, ale wydaje mi się, że mniej więcej załapałam o co chodzi w tych historiach, z którymi się zetknęłam. Nie kojarzę świata, w którym faktycznie obowiązywałaby zasada “morduj i gwałć jak chcesz, w najgorszym razie panna się w tobie zakocha“, więc zakładam, że nawet jeśli zostały przez kogoś stworzone, to ani nie stanowią większości, ani nie definiują gatunków.
Jeśli chodzi o bohaterów, wyjętych spod reguł prawa, obyczaju, biologii i grawitacji to kryminały, sensacje, komedie i nawet niektóre obyczajówki są ich pełne. Nic specyficznego dla sci-fi i fantasy.
Ale o ile dla niego można by znaleźć jakieś wytłumaczenie (nie mówię, że dobre – JAKIEŚ) typu “jest durny jak wiadro kartofli, więc nie można od niego oczekiwać myślenia”…
O tyle nawet w najbardziej optymistycznym, wyrozumiałym i idealistycznym wariancie…
Mamy przed sobą gościa, który korzystając z chwili sławy powiedział coś wstrętnego.
Może “nie chciał“, może “nie miał nic złego na myśli” – może MÓWIĄC to nie miał.
Ale spotkawszy się z krytyką i wyjaśnieniami dlaczego to, co powiedział było niestosowne, złe i umniejszające skalę problemu nie wycofał się z tego, nie przeprosił, kontynuował i rozwijał te myśli rozwiewając wszelkie ewentualne wątpliwości, które pozwalałyby na przypuszczenia, że to był tylko ten jeden raz.
Zrobił to nie raz, nie dwa, nie trzy i nie dziesięć a znacznie, znacznie więcej razy.
Na przyznanie się do błędu i przeprosiny trzeba było czekać sześć lat. Sześć długich lat – i zrobił to tylko dlatego, że jego obleśna wypowiedź stała się viralem.
No ale przeprosił. Pięknie, w stylu rasowego polityka, zaklinającego rzeczywistość.
W końcu przyznał się do błędu i przeprosił. Koniec historii?
No nie.
Bo tysiące ludzi rzuciło się, żeby bronić gada. Nie jako człowieka, nie jako aktora, nawet nie jako głupka, który coś tam palnął.
Bronili osoby, która wygłasza takie przyjazne przemocy seksualnej kretyństwa.
Bronili prawa do mówienia takich rzeczy BEZ narażania się na krytykę.
O bronieniu “prawa” do wygłaszania takich żartów nie wspomnę.
Niestosowny, nietaktowny, czarny humor jest śmieszny tylko, jeśli jego autor wie o czym mówi, wie co robi i umie znieść krytykę bez jojczenia.
Jeśli nie spełnia któregokolwiek z tych warunków powinien stulić mordę, a jeśli jest zbyt głupi by tego nie wiedzieć, powinien mieć choć tyle rozumu, by wiedzieć, czyich rad słuchać.
Jason Momoa nie spełnił ŻADNEGO.
Sam właśnie oświadczył, że nie wiedział o czym mówił. Sam przyznał, że nie zdawał sobie sprawy z tego, co robił. “Ciężkie serce” i tabuny fanów, święcie przekonanych, że biedaczyna nie poradziłby sobie sam z odpowiedzią na zarzuty w moim odczuciu kwalifikuje się jako jojczenie.
Tak nieudany żart świadczy o nim tylko gorzej, nie lepiej.
Charyzma minus miliard. Meh.
O ja pierdolę… problemy urojone feministek.
Nie masz borderline czy czegoś podobnego? Ta ilość emocji i drążenie bzdurnego tematu z taką zażyłością nie jest normalne.