Ponad trzy lata temu pewna dziewczyna przyszła na pewne fioletowe forum z prośbą o wsparcie. Zapamiętałam go, bo był jednym z tych, które zawzięcie czytałam i przeczytałam aż do końca, czekając aż zacznie się robić śmiesznie… no i nie zaczęło.
Wiele osób zachwalało, że można się przy tym uśmiać za wszystkie czasy, więc na wszelki wypadek przeczytałam to wszystko drugi raz. I trzeci. I oddałam się lekturze z koleżankami.
Nadal nie wiem, co tam jest śmieszne.
Zresztą co ja mówię “śmieszne”. Śmieszny to jest dowcip, z którego się człowiek raz zaśmieje, drugi raz uśmiechnie, trzeci raz miło wspomni, a od czwartego razu wzwyż będzie wywracał oczami, słysząc po raz kolejny tego samego suchara.
Tu dowcip jest tak dobry, że śmiech trwa nadal – mimo, że minęły LATA.
Roztrzęsiona dziewczyna pisze chaotycznie, jest przerażona, wstawia jakieś urywki zdań, które po złożeniu w całość dają straszny obraz, podczas gdy spora grupa forumowiczek dosłownie szcza po nogach ze śmiechu i daje temu upust tam i w każdym innym możliwym miejscu.
PIEJĄC ze śmiechu.
Po trzech latach nadal regularnie znajduje się ktoś, kto przypomina sobie, jak wielki miał ubaw, czytając to wtedy, wraca, czyta ponownie i nadal się śmieje.
Składając wszystkie elementy w jedną całość:
Dziewczyna wróciła do domu (rodzinnego? wynajmowanego wspólnie z jakimiś ludźmi? – nie wiadomo) i zobaczyła, że na podłodze leżą jej nowe buty, które bardzo lubiła i na które długo oszczędzała, poprzecinane na pół (względnie nowe, kupiła je jesienią i specjalnie zdecydowała się na droższe, skórzane, żeby mieć pewność, że długo w nich pochodzi).
Kiedy wychodziła były całe.
Nie miała się do kogo zwrócić, płakała, była zrozpaczona, nie wpadła na żaden lepszy pomysł, więc założyła wątek na forum z prośbą o pocieszenie.
W pewnym momencie poszła i zapytała, żeby ustalić, kto to zrobił. Ustaliła winowajcę, ale ten ktoś na nią krzyczał i źle się do niej odnosił.
Dziewczyna nie chciała napisać, kto dokładnie zniszczył jej te buty, stwierdzając, że to nie ma większego znaczenia.
Dalej przeżywała sytuację i nie mogła się pogodzić z tym, że mieszka pod jednym dachem z osobą, która jest zdolna do takich rzeczy, że ta osoba jest wobec niej agresywna i że będzie musiała wydać kasę na nowe buty, a nie ma jej w nadmiarze.
Drwiny, śmiech. Drwiny, śmiech. Drwiny, drwiny, drwiny. Zamknięcie wątku. Śmiech. Otworzenie wątku, by można było jeszcze trochę się pośmiać.
Nie rozumiem, o co chodzi…
Do niedawna myślałam, że w sumie nic tylko zazdrościć tym dziewczynom, że nie mają pojęcia o czym ona pisze i jak się czuje – że zwyczajnie nie wiedzą i widzą w tym taki kosmos, że ta sytuacja po prostu nie mieści im się w głowie.
I że to dlatego tak rechoczą – bo historia o tym, że ktoś z domowników agresywnie i z premedytacją niszczy ich własność wydała im się równie prawdopodobna jak randka na księżycu.
Odebrano mi luksus wiary w tę opcję.
I to akurat w momencie, kiedy zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem nie przesadzam zakładając, że wszyscy zawsze mają jak najgorsze intencje.
Słusznie mi odebrano. Bo przecież to niemożliwe, żeby dorosła kobieta nie wiedziała o istnieniu przemocy domowej – i to jedna, nawet jeśli wychowywana w szklarniowych warunkach przez kochających rodziców i stykająca się wyłącznie z innymi kochającymi rodzinami… nawet gdyby chodziła do jakichś specyficznych prywatnych szkół – i tak dalej, i tak dalej: niemożliwe.
Zupełnie niemożliwe zważywszy na to, że to nie była jedna dorosła kobieta, a całe stado.
Stado kobiet z dostępem do internetu, siedzących od długich miesięcy/lat na forum, gdzie kilkanaście razy dziennie ktoś wpadał opisać swój horror i zapytać, co inni zrobiliby w tej sytuacji.
Więc nie mogły nie wiedzieć. Opcja braku świadomości nie istnieje.
Świadomie piały ze śmiechu nad czyimś nieszczęściem.
Mało tego: poczekały, spojrzały na to z perspektywy – nie raz a dziesięć razy – przeczytały to ponownie i nadal uznawały to za zabawne. Za każdym razem! Przez LATA!
LATA nie wystarczyły by zasiać choć ziarenko zwątpienia, czy aby wszystko z tym śmiechem wtedy było zupełnie w porządku.
WTF?!
Niezmiennie przekonuję się o tym, że odbieram ludzi zbyt pozytywnie.
Czytając po raz kolejny widzę, że one ewidentnie rozumieją jaką sytuację opowiada im ta dziewczyna.
I rechoczą. NADAL rechoczą.
Trzeci rok? CO tam jest aż tak śmiesznego?
Zupełnie nie rozumiem co czyni to tak zabawnym.
Świadomość bycia osobą zbyt niekulturalną by móc uczestniczyć w dyskusjach na tym forum nabiera zupełnie nowego wymiaru.
Jednocześnie zaczynam się zastanawiać – co, jeśli jednak się myliłam?
Teraz, patrząc z perspektywy, której nie miałam wcześniej, kiedy byłam zaangażowana w czytanie stu rzeczy jednocześnie, dyskutowanie na tuzin różnych tematów…
Właściwie to już się nie zastanawiam.
Miałam wrażenie, że mimo wszystko to miejsce trzymało jakiś poziom i że ten poziom drastycznie spadł w momencie, kiedy zaczęłam się udzielać, a potem nadal spadał – w miarę, jak czytałam więcej i więcej…
Kompletna bzdura.
Złudzenie trwało, bo nie zaglądałam w pewne miejsca, nie czytałam pewnych rzeczy – a nie sposób stwierdzić, z kim ma się do czynienia, czytając wyłącznie opinie na temat lakierów do paznokci i odżywek do włosów.
Czuję się strasznie głupia i osowiała umysłowo: nie raz, nie dwa, nie sto – musiałam się naciąć na ewidentną podłość jakieś dziesięć tysięcy razy żeby pozbyć się resztek złudzeń:
? że może komuś trafiło się jakieś niefortunne wyrażenie…
? że może miał gorszy dzień, nie doczytał, nie zrozumiał…
? że może nie miał złych intencji…
Gówno prawda. Doskonale wiedziały, co robią skoro przez trzy lata nie zmieniły zdania i nadal się śmieją.
Miały złe intencje, podłe założenia i chęć dalszego bawienia się kosztem ofiary przemocy.
Którymi one same oczywiście nigdy by się nie stały – natychmiast by zareagowały, błyskawicznie, i to tak kategorycznym sprzeciwem, że agresor tylko by ogon podkulił uciekając. Yup.
A ja mieszkam w kryształowym pałacu, gdzie co rano kolibry czeszą dziobkami loki me złociste, by później wpleść w nie szkarłatne kwiaty hibiskusa… True story.