9. Noty za styl [KGNPWZNFW]

0
(0)

Zwierzyć się komuś z problemu związanego z przemocą seksualną i nie zebrać recenzji to jak zobaczyć Neapol i nie umrzeć.

Niestety wprost proporcjonalnie do rosnącego we mnie oporu przed dalszym babraniem się w tych treściach słabła zdolność do tworzenia jakiejś namiastki struktury w niektórych rozdziałach – konkretnie ten jest dla mnie irytująco chaotyczny, ale taki już zostanie.

Ale z tym, że ją całował kiedy nie protestowała problemu nie było.
Ani z tym, że rozbierał, kiedy nie protestowała.
Ani z tym, że zrobiła laskę, chociaż niespecjalnie czuła pożądanie i nie była pewna, czy ma ochotę na seks.

Problem był z tym, że w momencie kiedy zaprotestowała zakomunikował jej jasno słowem i czynem, że ma to gdzieś i przystąpił do brutalnej penetracji analnej – że nie wspomnę o tym, że niekoniecznie “dała” się przywiązać, bo mogła zostać związana i bez aprobaty.

I to jest powód do uśmiechu? Tak w ramach radości z odnalezienia bratniej duszy, czy…?

Interesująca teza.

Podstawowy mechanizm strachu albo chęci odwetu.

Wysyłanie wiadomości z bluzgami – chęć odwetu.
Gdyby dążyła do konfrontacji – zaspokojenia chęci odwetu – to po braku odpowiedzi cisnęłaby dalej…
Nie zrobiła tego… jakby się bała? Ale czego się bać, skoro motywem powinna być chęć odwetu?

Jej zachowanie jako dążącej do zaspokojenia chęci odwetu nie ma sensu – bo nie wydawała się do tego dążyć – więc pewnie kłamie – choć gdyby do tego dążyła, to tym bardziej świadczyłoby o tym, że kłamie.

To się dopiero nie trzyma kupy: wprowadzenie tezy, zgodnie z którą kobietą, wysyłającą bluzgi gwałcicielowi lub mającą ochotę to zrobić mogą kierować dwa podstawowe mechanizmy – strach lub chęć odwetu.
Opowiedziana historia zdawała się spełniać oba “warunki”: i chęć odwetu w postaci bluzg i strach objawiający się domniemanym brakiem dalszego ciągu – mimo to wydała się niespójna. Po cóż więc zaznaczać, że konkretnie te “mechanizmy” zwiększałyby wiarygodność, skoro wyszło na to, że ją obniżają?

Nie było żadnej “jej”.
Wątek dotyczył wiadomości, przeczytanych przez dziewczynę chłopaka, który potencjalnie mógł zgwałcić inną dziewczynę – dokładnej treści tych wiadomości nikt nie poznał, a i tak zebrała pierwszorzędne recenzję .

Swoją drogą… ja tam nie wiem, jaką kondycją dysponują inne kobiety, ale nie umiem sobie wyobrazić, jak miałoby wyglądać to “nic prostszego-niż” uciekanie z faceta, na którym siedzę, a który sobie nie życzy, żebym z niego schodziła. Jak? Co niby? Dyskretne przejście do kucania a potem wybicie i przewrót w tył?
Przecież 10x łatwiej mu mnie złapać niż mnie odskoczyć na tyle, żeby nie sięgnął – a i to przy założeniu, że już mnie nie trzyma.

Gdzie uczą takich rzeczy? Bo ja kompletnie nie mam pojęcia.
A mowa przecież nie o jakichś potencjalnie obezwładniających napastnika ciosach znienacka, tylko o rzekomo prostej ucieczce z faceta, który chce mnie na sobie zatrzymać.

“Bycie na górze” to w ogóle nie jest pozycja.

Pozycji z kobietą będącą na górze jest multum i co najmniej kilka wymaga jedynie ruszania dupą – a i to niekoniecznie od niej.

Czemu posty broniące chłopaka, zaciągniętego na seks, którego sobie nie życzył miałyby się pojawiać w wątku, dotyczącym dziewczyny?

To najbardziej agresywne recenzentki poczynań zgwałconych kobiet wykpiwały analogiczne przykłady z mężczyznami w roli głównej, przedstawiając je jako uzasadnienie takiego traktowania kobiet – w ramach równouprawnienia, które usprawiedliwiające pół/nieprzytomną osobę postrzegały bez hipokryzji odpłciowo zależnej, a “zupełnie inaczej” o tyle, że bez aż tak intensywnego hołubienia victim blamingu.

Czy to się wszystko opiera na fantazjach o tym, jak seks wygląda?

“MIMO BRAKU PRZEMOCY Z JEGO STRONY”

“Twoja cipa mówi że chcesz”, poprzedzone wpakowaniem palców w pochwę – w ramach reakcji na protest związanej partnerki.
Coś takiego jest w stanie przejść jako brak przemocy.

To tak nie działa, że on zachowuje się niedopuszczalnie, acz nieprzemocowo, a ona ma nieograniczone pole manewru.

Za to ewidentnie działa to tak, że stawianie się na czyimś miejscu celem wyobrażenia sobie własnej prawdopodobnej reakcji jest dosyć niedbałe.
Osobie powyżej wydaje się, że byłaby wściekła i dała mu w twarz… więc gdzieś jej umknęło, że wstępem do aktywności którym bohaterka próbowała się sprzeciwić było związanie.

W mojej opinii agresywna reakcja na sprzeciw związanego partnera nie kwalifikuje się jako “przemoc psychiczna”, zwłaszcza, że cały czas dochodzi do nieautoryzowanej penetracji.

Nie zostaje nic jak tylko optymistycznie założyć, że problem z ubraniem myśli w słowa nie minął.

Bo cóż – albo trwa nadal, albo więcej niż jedna kobieta na widok takiego opisu z łatwością przełknęła wyobrażenie własnego partnera, który tak je traktuje, bo “nie rozumie”, i gdyby ograniczyły się do jednorazowego sprzeciwu to nadal by “nie rozumiał“, ani nie wyczuł różnicy między chętną, nakręconą partnerką, a przerażoną, cierpiącą i niechętną partnerką.
Taki stan rzeczy świadczyłby o tym, że ich partnerzy również są przemocowi, nie że ten z opowieści to poczciwe ciućmo.

Pojawia się cień wątpliwości, ale zostaje przegnany.
Wina musi być “zwalana” na takiego osobnika, nie ciąży na nim automatycznie.

Jak inaczej można tu rozpatrywać kwestię winny/niewinny?
Gnój “bawiący się” w bdsmy po pijaku, pakujący się w tyłek dziewczynie, która też trochę wypiła – więc może nie mającej pełni świadomości, czy ból jest znośny, czy alarmujący – nie byłby niewinny nawet gdyby notorycznie praktykowali bdsm i mieli słowo bezpieczeństwa.

NIE ZNAM się na tym, ale spojrzę na tę sytuację przez pryzmat tego o czym – jak sama przed chwilą zaznaczyłam – nie mam większego pojęcia.

Ale po co, na Boga? Po co? Czemu?

Jeśli bez obopólnie zaaprobowanej stylistyki bdsm wpakował jej penisa w tyłek, to jest gwałcicielem.
Jeśli z obopólnie zaaprobowaną stylistyką bdsm wpakował jej penisa w tyłek, kiedy była półprzytomna i protestowała, to jest gwałcicielem I PALANTEM.

Niekoniecznie okropnie boli. Może boleć znośnie.
Może miał bardzo małego?
Mogła też przez stres nie czuć w pełni bólu w momencie, kiedy był jej zadawany. Sporo prostych, zwierzęcych odruchów mamy, nie tylko jeden – a że leżała jak lalka to były cudze WIZJE, nic opisanego w artykule.

Anegdotka kompletnie niezwiązana z sytuacją.

Inny facet, który miał powody sądzić, że partnerka czasem przekornie protestuje, choć ma ochotę…
Inna kobieta, nie mająca powodów sądzić, że jej facet, po pierwszym sprzeciwie działa przemocowo, bo “nie raz, nie dwa” nie miał żadnych problemów ze zrozumieniem kolejnych protestów.
Konsekwentna aprobata wobec pewnych czynności seksualnych – nieupstrzona mieszającymi się jak w kalejdoskopie sprzeciwami i zgodami – występująca w roli argumentu za tezą, że pojawiający się w pewnym momencie sprzeciw jest sprzeciwem figlarnym…

Jedyne czego dowodzi taka anegdota to ogromnych pokładów dobrej woli, na jakie może liczyć sprawca przemocy.

Żeby anegdotka była w temacie i podpierała stawianą tezę, musiałaby wyglądać mniej więcej tak:

Właściwie nie zdarza mi się protestować, jeśli mam ochotę, nie lubię przekomarzań i droczenia. Nigdy tego nie robiłam, ale raz, sama nie wiem, czemu powiedziałam partnerowi, że chcę, by przestał, choć wcale nie chciałam, żeby przestawał. Nie przestał i było fajnie, ale potem miałam względem tego mieszane uczucia. Porozmawialiśmy o tym i przeprosił. Było mu głupio, że się nie upewnił, tylko brnął dalej, przekonany, że ja na to jak na lato.

Ta ze screena jest po prostu nie na temat.

No właśnie: mogło? Skąd pomysł, że mogło?

Przykład z własnego doświadczenia nie dowodził, że “mogło”, tylko że ludziom zdarzają się niejasne sytuacje, które wymagają bezzwłocznego doprecyzowania.

W opisie jest aż nadto szczegółów, pozwalających na czarno-białą ocenę sytuacji. Jest czarna jak smoła.
Brak szczegółów, które pozwoliłyby na całkowite wybielenie faceta – ale to niekoniecznie świadczy o tym, że zostały tendencyjnie pominięte i należy z opinią poczekać na doprecyzowanie tych wszystkich niuansików, przemawiających na jego niekorzyść.
To może świadczyć o tym, że podstaw do wybielania gościa po prostu nie ma.

Czy wmawiania winy ofierze nie było?

Skoro hipoteza brzmi tak, że facet nie zrozumiał jej intencji i miał podstawy, by jej intencje opacznie zrozumieć – i że została zgwałcona, bo nie wyraziła się dość jasno to jest to wmawianie ofierze winy.

Może niezamierzone… ale skoro do gwałtu doszło i nie ma co do tego żadnych wątpliwości: bo nawet, jeśli intencją sprawcy mogło nie być zgwałcenie, to efekt jest taki, że zgwałcił – to czemu brak intencji obwiniania ofiary miałby negować rezultat, którym było obwinianie ofiary?

Wszystkie “nielogiczne” i “dziwne” fragmenty tej historii mogą się takimi wydawać tylko przy domniemanym braku umiejętności trafnej oceny sytuacji przez ofiarę.

Jej zachowanie byłoby dziwnym i nielogicznym, gdyby facet był nieprzemocowy. 
Gdyby podejrzewała, że facet mógł jej nie zrozumieć – milczenie po pierwszym sprzeciwie byłoby nielogiczne.
Ale jeśli nie miała złudzeń, że zrozumiał ją dobrze – nie było.
Gdyby miała poczucie, że bzyka się z normalnym facetem, któremu zależy na jej komforcie i przyjemności – znoszenie przykrych, bolesnych aktywności, dawanie mu do zrozumienia, że wszystko jest w porządku byłoby dziwne.
Ale jeśli właśnie się zorientowała, że gość ma to głęboko w dupie – nie było.

Czy to jest zła wola? No nie, aż nadmiar dobrej… tylko do kogo ona jest adresowana?

Większości tak się wydaje, bez względu na okoliczności w których doszło do “rzekomego” zgwałcenia.

Ciekawe czego dotyczy to intensywne współczucie.
Zgwałcenia?
Zgwałcenia i ciąży?
Zgwałcenia, ciąży i domniemania zdrady?
Zgwałcenia, ciąży, domniemania zdrady i domniemania zamiaru popełnienia przestępstwa fałszywego zgłoszenia w imię własnych interesów?

Nie wiem co to za słowo.

Trolle trollami, ale graniczące z pewnością przeczucie, że ofiara gwałtu absolutnie nie mogłaby dodać sondy z pytaniem, czy zgłosić gwałt i opisywałaby go w jakiś konkretny, charakterystyczny i łatwy do rozpoznania sposób to z czego dokładnie wynika?
Niestety głównie na wartościach fabularnych i wrażeniach estetycznych się skupiono.

Powinna się miotać i płakać.

Po ośmiu latach bicia, gwałtów, głodu i terroru uprowadzenia… powinna się miotać i płakać jeszcze długo po uwolnieniu.

Ludzie różnie reagują nawet na zupełnie zwykłe sytuacje, nie wspominając o tak ekstremalnych. Bywa, że zachowują się dziwnie, ale nic to przy udziwnieniach, jakie serwują ich recenzenci, kompletnie oderwani od czegokolwiek.

Załóżmy optymistycznie, że użycie określenia “powinna” jest niefortunnym wyrażeniem – choć pada ono w kontekście domniemanie nieadekwatnych reakcji ofiar przestępstw (czy wypadków; osób wysoce prawdopodobnie cierpiących z jakiegoś powodu) na tyle często, że ten optymizm zakrawa o nonsens.

Ewidentnie pojawiły się tu pewne refleksje, ale intrygująco wręcz jednotorowe.

Natasha “spokojnie” opowiadała o życiu w piwnicy. -> jak ona mogła, tak pójść do telewizji i mówić, zamiast się miotać i płakać? -> pewnie się do tego przyzwyczaiła i to nie było dla niej aż tak straszne jak się wydaje.

Nie: a może najadła się leków uspokajających przed wywiadami? może póki była roztrzęsiona nie decydowała się na wywiady? może całą siłę w sobie zebrała, żeby na czas wywiadów brzmieć zrozumiale i spokojnie, żeby nie zostać olaną jako rozdygotana wariatka?

I chociaż Elisabeth Fritzl o której była tam mowa nie udzieliła żadnego wywiadu – bo prawdopodobnie nie była w stanie “spokojnie” albo i w ogóle o tym mówić, nie miotając się i nie płacząc – to została podsumowana w ten sam sposób: że się pewnie do tego “po prostu” przyzwyczaiła, że ojciec ją gwałci i więzi z trójką dzieci po tym, jak trójkę jej zabrał a jedno zakopał.

Chociaż chyba nawet bardziej niż z ofiarami ludzie lubią dać czadu z recenzjami na pogrzebie.
A to zmieszają kogoś z błotem za nie-czarny płaszcz, a to za pozerską, czarną woalkę.
A to się ktoś nie umie zachować i ryczy jak histeryk, a to nic po nim nie widać, więc pewnie miał zmarłego głęboko w dupie.

Mam nadzieję, że osoby w ekstremalnych stanach emocjonalnych są w stanie traktować to jako szumy w zupie.

Czy współczucie w obliczu tak wyglądającej szczerości znaczy cokolwiek?

Dopuszczam możliwość, że została zgwałcona – czyli liczę się z tym, że walę taką recenzją w ofiarę, a mimo to to robię?

Czy kryję własną upę na wypadek jakiejś podłej, perfidnej, przepełnionej złą wolą i złośliwą interpretacją krytyki, którą – po tak wyglądającym wystąpieniu można łatwo odeprzeć wypomnieniem współczucia, które się przecież pojawiło.

Ech… te stare, dobre, piękne czasy, przepełnione tolerancją wobec takich obrzydlistw.

Dla mnie to był jeden z wiarygodniejszych opisów jakie kiedykolwiek widziałam. Nie żebym wiele innych uznawała za niewiarygodne, ale tu ani mi przez myśl nie przeszło, że jakikolwiek szczegół mógł zostać zmieniony celem wzmocnienia anonimowości (szczegół typu: powiedziałam kuzynce, nie siostrze; wydarzyło się to miesiąc temu, a nie tydzień…).

Tak okrutnie jak z tą dziewczyną recenzentki nie obeszły się chyba z żadną inną – choć konkurencja w tej materii niezwykle ostra.

I nie, żeby te, szukające porady i wsparcia 6, 8, 10 czy 12 lat później nie obrywały czymś podobnym – bo i owszem. Ale stężenie tego syfu, agresja i brak jakiejkolwiek namiastki skrupułów kilkanaście lat temu było nieporównywalnie większe niż teraz.

Sporo zgwałconych koleżanek w szkole… upiły się, więc leżały jak te stówy na ulicy i chłopcy wzięli, bo mieli okazję.

Usprawiedliwianie swoich obleśnych twierdzeń tym co “napisała” Autorka – po tym, jak w kilku poprzednich wystąpieniach zastąpiła jej słowa swoimi WIZJAMI, żeby móc wyrazić się jeszcze okrutniej to dość perfidna taktyka.

“NIGDZIE” nie napisała, że Autorka jest winna.
Napisała, że kto się upija jak świnia tego traktują jak świnię.
Że po zgwałceniu trzeba szukać sobie wytłumaczenia.
Nie uznała, że jest warta wysłuchania wszystkiego, co ma do powiedzenia.
Zero ataków personalnych. Cała masa ofiar gwałtu jest sobie winna.

Dwie (trzy?) najagresywniejsze, najbardziej okrutne i bezlitosne recenzentki z tego wątku wspomniały, że same były ofiarami.
Jak wyglądało wsparcie i empatia, na które się załapały, skoro dało takie owoce?
Kto ma odwagę sobie coś takiego wyobrazić, a kto nie musi?

Na ile to ich wina? Czy w ogóle?

Niby miały szansę zobaczyć, że istnieją inne reakcje – bo w wątku było kilka osób oburzonych taką postawą – ale czy same ich doświadczyły?
Czy spotkały się tylko z czymś podobnym, albo i jeszcze gorszym – i to z tym musiały się nauczyć żyć, bo nie miały wyboru?

I tak dryfują w dość szlachetną stronę, próbując to okrucieństwo przekuć w jakąś zwyrodniałą, paraprewencyjną troskę.
Nie wszyscy reagują na pewne rzeczy tak samo, choć schematów bez liku.

Jeden z częstszych to obecny tu: X jest dość dobrym powodem by zmieszać kogoś z błotem, jeśli X to sposób w jaki odbieram czyjeś zachowanie – jednocześnie X nie jest dość dobrym powodem, by zmieszać mnie z błotem, jeśli X to sposób w jaki jest odbierane moje zachowanie.

Albo przekonanie, że powtarzanie dokładnie tego samego, co 85-99% ludzi dookoła kwalifikuje się jako “kontrowersyjne poglądy”, a krytyka tychże jako ucisk mniejszości.

Innym, chyba najbardziej wyświechtanym i trudnym do przeskoczenia schematem jest niegdysiejsza ofiara, transformująca w krwiożerczego i bezlitosnego recenzenta innych ofiar, po tym jak sama zostaje zmieszana z błotem.

W cóż innego mogłaby transformować, skoro warunki sprzyjające tylko temu?

Jakoś przetrwać trzeba, choć takie podejście znacznie je utrudnia.

Kurator powinien pomagać ludziom wyjść na prostą, nie służyć jako uzasadnienie kolejnych porcji ostracyzmu.

Statystyki nie wskazują na to, by niepijące i mało pijące były napadane i gwałcone rzadziej niż pijane, więc skąd ta wiedza?
Poza tym dziewczyna nie piła w niebezpiecznym gronie, poszła się wysikać, bo na miejscu nie było żadnej łazienki.

Ciekawe gdzie są te przypadki, kiedy ktoś porywa dziewczynkę i to dopiero smutne i NAPRAWDĘ, naprawdę ich szkoda….

Zamordowana dziewczynka, zwabiona do samochodu podstępem na umierającego, potrzebującego jak najszybszego transportu do szpitala też oberwała recenzjami swojej głupoty i bezmyślności.
Natascha Kampusch zainspirowała takie powodzie syfu, że wypadałoby redefiniować pojęcie człowieczeństwa – choć akurat w to się nie zagłębiałam, bo z tym już na pewno nie dałabym rady.

… chyba nigdy nie tam, gdzie akurat jest ku temu okazja.

Nie no skądże. Jaki gwałt.

Dziewczyna uwięziona w jednym pokoju z jakimś gnojem, który ją notorycznie molestował, a po tym jak się raz zgodziła dla świętego spokoju – na który naiwnie miała nadzieję – olewał to, że mówiła mu, że jej się to nie podoba, a na protesty przed kolejnymi zbliżeniami zareagował groźbami.

To tak wyglądają te nieszczęsne misiaczki, nad których losem wypada tak lamentować za każdym razem, kiedy jakaś kobieta zgłasza/skarży się, że została zgwałcona?
Co za szczęście, że nie będzie miał zrujnowanego życia…

Oby było. Oby było.

Najwyższy czas zatopić się w postapokaliptycznej tragedii marginalizowania tego, że w przypadkach przemocowych ktoś raczy uznać pannę za naiwną i nie-najporządniejszą i skupiania się na tych niecnych, słabych postępkach.

Właściwie to można spokojnie założyć, że tylko mężczyźni-sprawcy mają jakieś życia warte uwagi.
Kobiety, ofiary dowolnej płci… no, niezbyt.
Niepriorytetowe.
Jedyne co mogą to rujnować kłamstwami życie, gwałcących w wolnych chwilach, porządnych obywateli – i może jeszcze tych najporządniejszych kobiet, które chyba właśnie z nimi się wiążą, bo zawsze takie zatroskane…

Pomoc nigdy nie jest niemożliwa.

Nie każdy nadaje się, żeby ją nieść. Nie każdy, kto twierdzi, że to robi mówi prawdę. Nie każdy akurat w danym momencie jest gotowy pomoc przyjąć – zwłaszcza, jeśli niosący ma skłonność do opodatkowywania swojej łaskawości poniżaniem.
Żadna z tych rzeczy nie świadczy o tym, że pomoc jest “niemożliwa”.

Strona wygląda na dość dawno porzuconą, więc odpuszczę sobie linkowanie.

Czyż to nie piękne? Ludzi razi to, że ex-ofiary przemocy trzymając w dłoniach cytaty z wypowiedzi swoich oprawców mają czelność się lekko uśmiechać.

Nie powinny.
Skoro już zdecydowały się pokazać ryje, to niechże zrobią stosowne, zbolałe, cierpiętnicze miny, bo na widok ich triumfalno-drwiących uśmiechów ludzie gotowi dojść do wniosku, że gwałty i pobicia to żaden tam wielki problem i niektóre ofiary, zamiast zalać się łzami i popełnić samobójstwo bezczelnie to przetrwały.

Ta recenzentka chyba nie doprecyzowała, co ma na myśli, ale tuzin innych już tak – i przerażająco często właśnie o to chodziło: że prezentowana w mediach ofiara powinna być nieskalana i potraktowana z największą brutalnością, żeby się gwałt ludziom kojarzył z taką tragedią, jaką jest gwałt, a nie z jakimiś zachlanymi szmatami, które dały dupy po pijaku a potem szukają dla siebie usprawiedliwienia.

Może tym razem chodziło o coś innego – choć wątpię.

Nie. Nie. Nie.

To, że gość ma niezwykle realistyczne pojęcie o tym, jak wyglądała działalność żołnierza radzieckiego czyni tę wypowiedź bardziej, nie mniej obrzydliwą.
Takie podejście nie było ani normalne ani “normalne”.
Ani w tamtych czasach, ani w czasie wojny, ani nigdy.

Taki żarcik mógłby ujść bokiem osobie, która dopiero się zapoznała z tym rozdziałem historii i nerwowo rozładowywała związany z tym stres. U gościa, który w tym siedzi od lat wtręt tej klasy w ferworze wykładu to tak 9:1 że rubaszny humor, nie zgorszenie dramatem.

Przerażające to są trzy rzeczy.

Pierwsza – że gwałciciele mówią jednym głosem z recenzentkami, które to wcale nikogo nie obwiniają.
Druga – że gwałciciele nierzadko brzmią łagodniej niż recenzenci.
Trzecia – że wiele osób decydujących się na udział w akcji zrobiło sobie zdjęcie z tekstem, którym uraczyła ich bliska osoba, recenzująca zgwałcenie.

Nie. Nie warto wprowadzać kar, które rokują pozytywną motywacją jednego osobnika.

Do dziewczyny, której oczy zaszły ciemnością i straciła władzę nad ciałem po dwóch lampkach najprawdopodobniej zaprawionego czymś wina.

Takiej traumy = jakiej traumy?

Szkoda, że te dziewczyny były – wysoce prawdopodobnie – nieświadome tego, że recenzentom się nie da dogodzić.

A to postulują, że głęboka trauma jest stosowna tylko w konkretnych i odpowiednio brutalnych okolicznościach, a to stwierdzają, że trauma jest zbyt mało widoczna, by brać historię na poważnie.

Czy Polak nie zasługuje na łatkę gwałciciela?

Gdybym miała oceniać w oparciu o własne doświadczenia z Polakami popukałabym się w czoło, ale po lekturze tego, co miały ofiarom i na temat ofiar do powiedzenia Polki, to mi ten animusz znacząco opada.

Przecież my ewidentnie jako naród mamy głęboko zakorzenioną nie tylko kulturę, ale i tradycję gwałtu.

Już nie żyje, i ani przez jeden dzień normalnie nie funkcjonowała. Na szczęście u nas mordercy i gwałciciele mogą chodzić wolno i funkcjonować w mediach jako DOMNIEMANI sprawcy już po dwunastu latach.
Wepchnął ją pod samochód nagą, zakrwawioną, nieprzytomną, żeby opóźnić zauważenie jej ciała przez przechodniów. DNA zgodne, obrona pokrętna, ale dożywocie byłoby przesadą.

Gwałciciel patrzy sobie na to, co mu tam odpowiada. Bywa, że na nic.

Czyż nie o to właśnie chodzi, by ofiarę piętnować bez względu na to, co zrobi?

Przechodziła w pobliżu krzaków – ryzykowała! Nie powinna się szlajać!
Znajomy na nią napadł – ryzykowała! Źle dobrała znajomych, z dobrze dobranymi to by się nigdy nie wydarzyło!
Ciężko to przeżywa – ale to przecież konsekwencje jej własnej nieostrożności i braku rozwagi! Ew. przesadza żeby naciągnąć na litość i znaleźć sobie usprawiedliwienie na zdradę.
Jako tako się trzyma – nie jest wiarygodna! Zbyt lekko to traktuje.
Nie chce zgłaszać – powinna! Przez takie jak ona gwałciciele chodzą na wolności!
Chce zgłaszać – powinna się opamiętać! Przez takie histeryczki potem niewinni mężczyźni cierpią.
Cierpi latami – jest ciężarem dla wszystkich dookoła, to normalne że nikt by takiej nie chciał.
Nie cierpi latami – powinna siedzieć cicho bo źle reprezentuje poważny problem zgwałceń!
Mówi o swojej krzywdzie i zostaje usłyszana – manipuluje!
Mówi o swojej krzywdzie i jest latami olewana, ktoś zwraca uwagę dopiero kiedy okazuje się, że jest jedną z wielu ofiar – to dlaczego tak długo milczała?!

Ciężko się wpisać w czyjekolwiek oczekiwania – zwłaszcza, że na traktowanie z szacunkiem zdobywa się niewielu, a długą listę oczekiwań mają wszyscy.

Tak wygląda spokojny post?

Zdaje się, że są filmiki z takich egzekucji i lądują na stronach porno, więc z tymi przestrogami dla zboczeńców bym nie szarżowała.

Raczej woda na młyn dla zboczeńców.

To narzucane stylistycznie ofiarom upokorzenie związane ze składaniem zeznań jest irytujące. Wyłącznie w interesie sprawców leży, by kultywować takie postrzeganie, w niczyim innym.
Już dostatecznie destrukcyjnym jest fakt, że ofiary nierzadko owo upokorzenie czują, bo mają wbite w głowy, że to je to upokarza, choć powinno sprawcę i każdego, kto je pognębia.
Nie trzeba tych niefortunnych sformułowań na dokładkę.

2009.

To dziewczyna potrzebuje asekuracji w procesie stwierdzania, czy bogate w WIZJE, wybielające chłopaka opinie były spójne z tym, co napisała, czy raczej te straszne wyzwiska, poparte jej słowami?

Jeśli dobrała je nietrafnie i przedstawiła chłopca w gorszym świetle niż to, w którym sama go normalnie ogląda, to chyba sama o tym najlepiej wie – i co za tym idzie może sobie te co ostrzejsze opinie odsunąć.
A jeśli ujęła w opisie tylko niektóre z licznych dzieł w bujnej twórczości Misiaczka, to obraz sytuacji ma tym jaskrawszy.

To jest zdaje się przykład głodu igrzysk, nie żądzy udzielenia Autorce jak najadekwatniejszej porady.

Świetna konkluzja.

W anegdocie problemy z komunikacją i nieudanym seksem rozwiązała zmiana partnera na niezłamasa.
Jednocześnie morałem ma być to, że dupek jest w istocie zagubionym poczciwcem, z którym wszystko w porządku.

Ludzie się po prostu mylą.

Największym problemem dowodów anegdotycznych nie jest to, że czyjaś interakcja z problemem X, kończąca się w sposób Y może nie mieć odzwierciedlenia w ogólnej statystyce interakcji z problemem X, gdzie rozwinięcie typu Y pojawia się raczej sporadycznie – i nawet nie to, że ktoś przytaczając swoje X->Y próbuje nakreślić prawidłowość, która nie istnieje.

Problemem jest to, że nagminnie:

  1. Tematyka anegdoty odbiega od tematu dyskusji.
  2. Konkluzja anegdoty ma się nijak do forsowanego morału.
  3. Konkluzja jest sprzeczna z morałem.

Najbardziej żarliwych i agresywnych ewangelistów i akwizytorów spławia się z mniejszym wysiłkiem niż partnera w tej proponowanej metodzie na skuteczną komunikację w związku.

No… ja nie wiem, czy tamten chłopak z opisu był potworem czy nie. Zdecydowanie mi na niego wyglądał. Acz nieporównywalnie bardziej intrygująca jest ta pewność, że wszystko z nim w porządku.
Tzn. co? Te dziewczyny całe tabuny takich “dzikich libido” zapoznały?
Same tak dręczyły chłopaków, którzy mieli “niższe” libido od nich?
Tatuś z mamusią albo mamusia z tatusiem tak robili?
Skądś się musiało wziąć, a zachowanie gościa jest niewyobrażalne.

Ostatnia rada po prostu fatalna.
Szczerze wszystko obgaduj z potencjalnie przemocowym partnerem, który od dawna ma Cię w dupie, i tylko się nie pytaj obcych ludzi co o tym myślą, bo to niedojrzałe.

Mimo całego tego szamba i mimo takich bzdur ja powyższe, obcy ludzie mogą bardzo dobrze doradzić. Co z tego, że nie znają każdego szczegółu? Jak się parę osób zbierze, to szansa na to, że któreś z nich wymyśli coś sensownego są znacznie większe niż jak będzie myśleć jedna osoba, która nie wie, co robić. Albo jak będzie polegać tylko na zdaniu przemocowego Misia.

Napisanie o swoim problemie w internecie to już jest jakaś forma działania. To dużo więcej niż nic.

Choć trzeba przyznać, że z rozrzewnieniem wspominam czasy swojej obecności na forum, na którym za zwracanie uwagi na błędy ortograficzne leciały punkty karne, kilkudniowe bloki i nawet stałe bany, a za wyzywanie ofiar przemocy nigdy nie poleciało nic.
Ach. I że nazwanie recenzenta głupkiem było przejawem chamstwa, a zgwałconej autorki wątku – po prostu opinią.
Łezka się w oku kręci…

Tam się niektórym oczko mocno przymykało na to, że krytyką Misiaczka zajmowało się zwykle ledwo kilka użytkowniczek, podczas gdy bronieniem – cała horda.
Czemuż to zakochana partnerka Misiaczka miała wierzyć w te mniej liczne, pesymistyczne głosy, skoro zwykle miała do wyboru od cholery pozytywnych WIZJI?

Kto niechętny pyta o prezerwatywy?
Ktoś, kto w przypływie paniki i bezradności bardziej boi się gwałtu, WZWC i ciąży niż gwałtu.
Ktoś inny może zamilknąć w szoku. Ludzie są różni i różnie reagują na stresowe sytuacje.
Co to znaczy, że nie ma możliwości trzeźwej oceny sytuacji?
To znaczy, że jest nieprzytomny, półprzytomny, skołowany, obolały, przerażony… do tego stopnia przytłoczony jakąś emocją lub swoim fizycznym stanem, że nie myśli jasno

Tym optymistycznym akcentem chciałam zwieńczyć całość, ale potem zmieniłam kolejność rozdziałów i ten z ostatniego stał się środkowym więc:

A ja to bym o czymś takim publicznie nie mówiła, więc na wszelki wypadek wyśmieję i zwyzywam osobę, która to robi. Ale nie oceniajcie mnie źle – mam jak najlepsze intencje: dzięki temu mój świat jest piękniejszy.
Po prostu wolę wierzyć, że jak kogoś wyśmieję i zwyzywam, to każdy kto to zobaczy zapamięta i nigdy się nie odezwie. Jeśli przemilczy, to ja nie będę musiała tego czytać, ani o tym myśleć.

 

 

Kolejna część:

Z troski o mężczyzn…

☙✿❀❁❧

Kliknij na serduszka, jeśli chcesz ocenić post.

Średnia ocen: 0 / 5. Wyniki: 0

Wiatr hula... Nikt jeszcze nie ocenił tego posta. Link do FB jest na dole - to malutkie "f" na środku stopki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.