Jego wersja byłaby obiektywną?
Być może pozwoliłaby lepiej zrozumieć sytuację… ale czy osobie, która mając wgląd w przeżycia jednej strony przypisuje jej co najmniej zniekształcony obraz rzeczywistości i spodziewa się, że prawda byłaby bliższa jego słowom? I która nie wstrzymuje się z oceną autorki (czyli nie bierze pod uwagę opcji, w której facet potwierdza jej wersję i przyznaje się do winy)?
Mniej więcej w to celował ze swoimi dobrymi radami Lew-Starowicz: ofiary są postrzegane w bardzo konkretny, negatywny sposób.
Powiedziała, że przed laty została zgwałcona i straciła wiarygodność: jej słowa, jej wersja wydarzeń budzi mocno ograniczone zachowanie, a samą informację wykorzystano przeciwko niej.
W żadnej literaturze, z przeproszeniem, fachowej nie spotkałam się z tezą, jakoby ofiary przemocy seksualnej miały skłonność doszukiwania się jej w zupełnie niewinnych czy neutralnych sytuacjach i filtrowania swoich późniejszych doświadczeń przez pryzmat domniemania obecności przejawów przemocy seksualnej wszędzie gdzie się da, zwłaszcza tam, gdzie jej nie ma.
To złoty standard mądrości ludowych, tam tego pełno.
Lęk przed kolejną krzywdą, strach przed jakimikolwiek kontaktami, czasowe przewrażliwienie na punkcie ewentualnych zagrożeń – to jest filtr z traumy.
Sugerowany stan rzeczy jest bliższy raczej psychozie: nic złego się nie dzieje, ale ona odbiera rzeczywistość alternatywnie, bo ma percepcję zaburzoną przez traumę.
Victim blaming jest zatem… przejawem dobrej woli?
Jeśli sytuacja wyglądała zupełnie inaczej, to i reakcje nieadekwatne, ale to nie na tym polega, żeby udzielać rad w oparciu o swoje domysły, sprzeczne z przesłankami.
One siłą rzeczy raz na jakiś czas będą trafne, jak i ten zepsuty zegar dwa razy na dobę nie będzie wskazywał złej godziny, ale to nie jest metoda na unikanie krzywd… chyba, że z góry zdefiniujemy jakąś nadrzędną grupę, której ochronę przed krzywdą należy traktować priorytetowo.
Kto w niej będzie? Przestępcy seksualni. Tylko i wyłącznie.
Taka strategia w żaden, ale to w absolutnie ŻADEN sposób nie uchroni przed krzywdą osoby, która faktycznie cierpi na psychozę i demonizuje sobie rzeczywistość, ani osób w jej otoczeniu. Wszak jest zaburzona i jej zdolność racjonalnego myślenia jest mocno ograniczona – a na pewno nie zostanie magicznie przywrócona pod wpływem bodźca w postaci czyichś domysłów, opartych na alternatywnej wersji wydarzeń.
Mało że nie uchroni, jeszcze ją utwierdzi w tych urojeniach i oddali od diagnozy. Przecież osoba demonizująca rzeczywistość, doznająca wciąż kolejnych krzywd, będących jej urojeniami nie popędzi do psychiatry pod wpływem kolejnego ataku na nią, tylko mocniej się pogrąży.
Więc nawet w takim wypadku, jak z zepsutego zegara: nie będzie z tego żadnego pożytku, nawet w momencie kiedy akurat wskaże prawidłową godzinę.
Czym się różni postawa kuzynki od zarzucania jej kłamstwa i przedstawiania niewiarygodnej wersji wydarzeń? Słownictwem?
Chęci dobre, ale wizualizacji tych wielokrotnie olewanych protestów to chyba nie było.
Nie sposób zainicjować seksu z kimś, kto się ciągle pcha z łapami, ani nic ustalić z kimś, kto nie reaguje na “nie chcę, przestań, nie dotykaj“.
A któryż oskarżony nie atakuje ofiary, broniąc się przed karą czy nawet samym tylko stwierdzeniem winy? To sporadyczne przypadki.
Prawo nie zostało stworzone po to, by przede wszystkim chronić ludzi przed fałszywymi oskarżeniami, które ściągają na niego widmo przykrych konsekwencji ze strony tegoż prawa.
Gdyby na dwudziestokrotne powtórzenie mantry z tej drugiej linijki przypadało choć jedno “jeśli padniesz ofiarą zgwałcenia nie myj się, jedź do szpitala celem pobrania próbek i wymazów, im szybciej tym lepiej”, to statystyki wyglądałyby zupełnie inaczej.
Inaczej niż jak? Bez obrażeń, obdukcji i natychmiastowego zgłoszenia?
Natychmiastowe zgłoszenie na policji może zająć godzinę, a może pięć, bo nie wiadomo czy nie będzie trzeba na coś czekać. Pięć godzin to już dość by z krwi znikło GHB, ze śladami biologicznymi też może być różnie.
Natychmiast to się trzeba udać do szpitala.
Straszne bzdury.
To dziecko bez obrażeń, obdukcji i natychmiastowego zgłoszenia ma szansę na udowodnienie gwałtu ma mieć szanse… na jakiej zasadzie?
Że krzywda mu wyrządzona będzie uznana za bardziej istotną, a sumiennie przeprowadzone procedury i śledztwo umożliwią dotarcie do prawdy, nieosiągalnej już dla 16-latki?
Nawet nie próbuj dochodzić swoich praw.
Jesteś kobietą, a kobiety to notoryczne oszustki, w związku z czym mężczyzn trzeba chronić przed ich oskarżeniami.
Sędziowie to kiepy, policja ma możliwości operacyjne porównywalne z rencistą ochraniającym osiedlowy spożywczak.
Jesteś mało istotna dla społeczeństwa.
I sama sobie winna.
Idź się lecz jak nie umiesz się pogodzić z wyżej wymienionym.
Takie nauki tu widzę. Innych nie ma.
Oo, tysiące.
Tysiące rzucały się na tych nieszczęśników, targane żądzą penisa, czy też zostały zgwałcone przez niebędących Duchem Świętym mężczyzn, którzy po prostu nie wiedzieli, że półprzytomnych i nieprzytomnych ludzi się nie gwałci?
Wydaje mi się, że nadużyto tu pojęcia “dużo gorzej”.
Tzn. dokładnie jak “dużo gorzej”?
Udławi się wymiocinami i umrze?
Jakiegoś mordercę na spontanie skusi?
Zostanie pobita i okaleczona w czasie nieprzytomności?
Wyrzucona przez balkon?
Bycie zgwałconą to już prawie koniec skali.
Za tym już tylko trwałe okaleczenia fizyczne i śmierć – nic czego by się człowiek mógł lub powinien spodziewać po wypiciu JEDNEGO drinka i położenia się spać we własnym łóżku.
Skoro ona jest winna, a pojęcie gwałtu jest nadużyciem to co jeszcze mogłoby tłumaczyć sprawcę?
Poza społeczną akceptacją zgwałceń w takich okolicznościach i klasyfikowaniem ich jako istotnych nieuprzejmości? – która jak najbardziej tłumaczy sprawców, usprawiedliwia ich działania i pełni rolę uzasadnienia ich decyzji odnośnie wcielenia zamiaru w życie.
Ona też winna… ona nieodpowiedzialna… gwałtem to nie jest… czyli karze nie podlega… jednogłośnego sprzeciwu i potępienia wobec takiego czynu jak okiem i uchem sięgnąć nie uświadczy… więc niby dlaczego mają tego nie robić?
Skoro najdonośniejszym komunikatem jaki słyszą jest to, że jak to zrobi, to musi liczyć się z tym, że ktoś podsumuje go za to… jak za nieustąpienie staruszce miejsca w autobusie albo zbyt głośne opowiedzenie wulgarnego dowcipu.
Przecież nogi go mogły boleć… albo coś tam swędzieć… normalna rzecz.
A może te rady piszą dzieci?
Jak dzieci wpadłyby na coś takiego?
Jak w ogóle ktokolwiek może wpaść na pomysł, że poważna rozmowa może rozwiązać problem klasy: seks albo nie dam ci na jedzenie, skoro siedzisz w domu z małym dzieckiem i nie masz dochodów?
I że potrzeby seksualne są w stanie kogokolwiek skłonić do maltretowania, zastraszania i szantażowania partnerki?
ALE skąd wiadomo?
JEŚLI do tych nadużyć dochodzi często i ci nieszczęśni mężczyźni są ofiarami, to gdzie złote porady dla nich, żeby nie pili na imprezach i uważali, kto się do nich dobiera, bo mogą źle skończyć?
Oni zasługują na tworzenie im przyjaznych warunków, oni powinni się czuć bezpiecznie i to ważne, a kobiety mają się pilnować, być ostrożne i zawsze przygotowane na zgwałcenie i środowiskowy łomot, bo wiadomo, zasługują.
Cywilizowane społeczeństwo wcale nie jest cywilizowane.
To bardzo lekkomyślne, by na widok czegoś, co wygląda na nadużycie i porażkę wymiaru sprawiedliwości, który zawiódł zaufanie obywateli, wymierzając nieadekwatnie niską karę (może tak nie było, ale zostało w ten sposób przedstawione i nie było poddane weryfikacji) optować za zrobieniem z jakichś urzędasów panów ludzkiego życia i śmierci.
Tu już mnie widmo fałszywych oskarżeń uwiera, bo jeszcze się taki rząd nie urodził, który by takiej władzy nie wykorzystywał totalitarnie, przeciwko obywatelom i który w ekspresowym tempie nie wywindowałby największych mętów i socjopatów na wysokie stanowiska.
Wyimaginowany problem z natłokiem fałszywych oskarżeń rozwiązuje dawno przewidziana opcja nie skazywania nikogo bez dowodów winy. Wyplenienie tolerancji wobec victim blamingu i fakultatywnych linczów na domniemanych sprawcach, sprawcach i rodzinach sprawców wyeliminowałoby konieczność szukania finezyjnych rozwiązań problemów, wynikających bezpośrednio z w/w tolerancji i uporczywie prezentowanych jako rozwiązania.
A tu mamy jeszcze problem z bardzo, BARDZO niebezpiecznym tokiem myślenia.
Przeraża mnie, złości, frustruje świadomość tego, jak wielu przestępców dostaje śmiesznie niskie – a co za tym idzie moim zdaniem niesprawiedliwe wyroki.
Chciałabym by były bardziej sprawiedliwe – czyli surowsze: spełniające swoją rolę resocjalizacyjno-wychowawczą lub zapewniające reszcie społeczeństwa bezpieczeństwo poprzez eliminowanie niebezpiecznych jednostek.
W związku z powyższym marzą mi się… łagry.
Wiem, wiem, że to tylko taka luźna, idealistyczna myśl, która zakłada, że wraz z surowością kar JAKOŚ rozwiązałoby się i problemy z nieefekywną resocjalizacją, kulejącymi systemami wychowawczymi i nieadekwatnością wyroków.
Tyle tylko, że gdyby znaleziono sposób na rozwiązanie problemu z tym “JAKOŚ” to ani łagry, ani egzekucje nie byłyby już potrzebne, bo to jest przecież źródłem tęsknoty za tak ekstremalnymi rozwiązaniami.
\
Gwałt, gwałtem, ale przecież nie można się wygłupiać ze zgłaszaniem zgwałcenia w związku.
Rolą policji jest zapoznanie się z relacjami obu stron i zweryfikowaniu, czy materiału dowodowego jest dość, by sprawa wylądowała w sądzie.
Swoją drogą to chyba nie jest jakoś specjalnie popularne zachowanie, by – będąc poproszonym o radę czy opinię – odmawiać ze względu na to, że nie zna się wersji drugiej strony.
No nie. Jak się komuś ufa i zaufanie jest uzasadnione, to do takich sytuacji w ogóle nie dochodzi.
Do nieporozumień może i tak, ale bez przesady – komu “alkohol” miesza w głowie do tego stopnia, że się brutalnie rzuca na narzeczoną najlepszego kumpla?
Nie przeceniajmy alkoholu, nie ma magicznych właściwości.
Niestety – wbrew deklaracji z ostatniego zdania: nie widzi.
Cokolwiek mieściłoby się w granicach “głupiego wyskoku”, nie przeraziłoby tej dziewczyny, tylko oburzyło, rozdrażniło, zdegustowało, może zszokowało.
Skoro przeraziło to musiało mocno odbiegać od tego, co w jego przypadku pojmowała jako “głupi wyskok”.
Można oczywiście założyć, że sama doznała lekkiego pomieszania zmysłów i tragicznie źle odebrała całą sytuację… ale to by znaczyło, że dwoje ich takich było.
O ile wcześniej razem nie ćpali tych samych lewych prochów to skrajnie nieprawdopodobna opcja.
Raczej odebrała to dobrze.
I osoba powyżej… poniekąd chyba też.
Wszak gdyby faktycznie założyć, że to był “głupi wybryk”, coś nad czym gość kompletnie nie panował, czego nie przewidział, nie chciał, no odbiło nieszczęśnikowi… to po co rzeczowa rozmowa?
No, może gdyby nie pamiętał zdarzenia należałoby mu przypomnieć.
Ale po co rzeczowa rozmowa?
Po co przestroga o zgłaszaniu kolejnego zdarzenia na policję?
Wszak godny zaufania człowiek, któremu na moment “odbiło”, doskonale by wiedział, że źle zrobił i długo, długo nie przestał przepraszać, żałować i pilnować, by już nigdy więcej nawet się o coś takiego nie otrzeć.
Nie ze strachu przed policją, tylko ze wstydu i niedowierzania nad własnym zachowaniem.
I zacząłby przepraszać natychmiast po zorientowaniu się, co zrobił.
Ostatni cham bez kręgosłupa moralnego też mógłby to zrobić, choć fałszywie – ale brak tych przeprosin stawiałby sprawę jasno.
W psychice oszołoma – tak, siedzi.
W psychice zdrowego człowieka – nie, nie siedzi, nawet jak jest zwolennikiem dożywotniej monogamii.
To są ludzie. A czy niektórych przypadków nie da się zresocjalizować – jakieś dowody na to istnieją?
Możliwe, że na pewnym etapie ewolucji degenerata niewiele już można zrobić – ale to nie znaczy, że parę/naście/dziesiąt lat wcześniej to też było niemożliwe.
Wiele nie robimy w temacie resocjalizacji, na pewno nie możemy powiedzieć, byśmy – nawet jako ludzkość – wyczerpali wszystkie możliwe środki, bo ledwo coś tam grzebnęliśmy w temacie.
I na wielu podziałało. Na wielu, wielu, wielu innych nie, ale przecież nie dość, że to wciąż metodą prób i błędów prowadzone, to jeszcze przerażająco często tylko w teorii.
Kodeks Hammurabiego podkreślał nierówności społeczne.
Najbogatszych i najbardziej wpływowych karał grzywnami, hołotę i niewolników karą śmierci a sztandarowe “oko za oko” było bardziej grą pod publiczkę i metodą zastraszania niż faktycznym mottem tamtejszego systemu prawnego.
Nikt tam żadnego znamienitego Babilończyka nie ganiał z kijem, żeby mu oko wytłuc za to, że oślepił jakiegoś dziada tykwowego na straganie – karę pieniężną dostawał. A i dziadowi tykwowemu za oślepienie szanowanego obywatela nie szczędzono na amputacjach kończyn… czy tam głowy.
Potencjalni bandyci i wysoce prawdopodobni gwałciciele, nierzadko brutalni i seryjni są z darciem szat żarliwie bronieni i usprawiedliwiani na potęgę, wbrew podanym informacjom i rozsądkowi…
Ale jak już który do więzienia trafi to taki żal, że nie można go poczęstować kulą w łeb, bo przecież taki to nie zasługuje na prawa człowieka ani nawet na życie.
Mam zupełnie odmienne wrażenia odnośnie więzień.
Resocjalizacja nie jest ułudą, tzn. nie jest jeśli się ją prowadzi, u nas jest ułudą, bo w żadnym istotnym stopniu się jej nie praktykuje.
Nadal – a przypuszczam, że w 2013 było jeszcze gorzej.
To, że istnieją czynniki zwiększające ryzyko wyhodowania przestępcy czy socjopaty nie znaczy, że sprawcy są niewinni.
Znaczy, że pewnymi działaniami zapobiegawczymi można hodować ich znacznie mniej i potencjalnie powstrzymywać ich dalszą działalność zanim eskalują z bandytyzmu do zbrodni – a nawet wcześniej.
Dyskusje w stylu “a dlaczego on jest taki” zawsze mają znaczenie.
Dumanie nad tym nie jest rolą ofiary, ale społeczeństwu powinno zależeć na tym, by operować czymś nieco bardziej miarodajnym i efektywnym niż wiara w omnipotentnych psycholi, którym nic nie pomoże, nic ich nie zmieni i nic przed nimi nie obroni, bo byli, są, będą i trzeba sobie pod ich dyktando życia podporządkowywać.
Do tragedii dochodzi non stop. 24/7/365/foreva, to i czas na dyskusje zawsze równie zły i dobry.
Pierwsze kontakty homoseksualne w więzieniu to raczej konsensualne nie są.
To, że mniej agresywni mężczyźni czują się po tym złamani i nie są w stanie wrócić do swojego wcześniejszego/normalnego życia to żadna wielka zagadka.
Na tej samej zasadzie kobiety, które doświadczyły przemocy pakują się w brutalny seks, który nie jest ani ich naturalną preferencją, ani aktualnym spełnieniem. Jeśli warunki są “odpowiednie” i dość zbliżone – czyli brak opcji ucieczki przed przemocą; przekonanie, że właśnie na to zasługują a ich niegdysiejsze pragnienia/marzenia były gówno warte, to człowiek zaczyna szukać sobie optymalnych warunków w tym, co uznaje za swoją nową rzeczywistość.
A bardziej agresywni mężczyźni, którzy w więzieniu zaczynają gwałcić innych po prostu nigdy nie byli heteroseksualni.
Homoseksualni też nie są.
Lecą na power tripy, celując w popisy dominacji, siły i takich tam. To zwykle nie są osoby z krótkimi wyrokami, więc co najmniej parę lat mają na przyzwyczajenie się do tzw. nowych realiów, a jak już wychodzą, nie są już tymi samymi ludźmi, są już z przeproszeniem przyzwyczajeni do takiego stylu życia i nie czują potrzeby, by go zmieniać. Zmiana wymaga spuszczenia z tonu, a tego celujący w obsesję dominacji nigdy nie praktykują dobrowolnie.
Czy gwałt nie jest przyjemny?
Wbrew pozorom nie tylko ponosząca odpowiedzialność za swoje nieodpowiednie zachowanie osoba zgwałcona bierze w nim udział – jest jeszcze gwałcący. No a dla gwałciciela gwałt może być całkiem przyjemnym i satysfakcjonującym aktem.
Na pewno nie można zaryzykować stwierdzenia, że doświadczenie przemocy seksualnej w młodym wieku i trwanie w głębokim przeświadczeniu, że osobiście ponosi się winę za swoją krzywdę mogło nie mieć żadnego wpływu na życie tej osoby.
Tematem wątku było to, jak wygląda “seks” w obecnym związku autorki, która wspomniała, że kilka lat wcześniej została zgwałcona i ekspresem przerobiono to na główny problem, uznawszy że obecna w jej związku przemoc seksualna nie istnieje, jest wynikiem nieporozumienia lub braków w jej percepcji.
Paradoksalnie osoba, która stwierdza, że nie można wszystkiego usprawiedliwiać gwałtem… usprawiedliwia wszystko gwałtem.
I jego gwałty też usprawiedliwia.
Zapewne nie mając tego na myśli, ale co innego można sobie z tego wywnioskować? Innego morału nie zostawia.
Facet, który notorycznie wymusza seks, męczy swoją dziewczynę, wpędza ją w poczucie winy nie zachowuje się przemocowo, po prostu jest niedopasowany do niej seksualnie. Gdyby miała libido dość wysokie, by całkowicie uniemożliwić mu jakiekolwiek wymuszenia, bo ochota byłaby non stop, to i molestowania i wymuszania i manipulacji by nie było.
To niesamowicie optymistyczne i naiwne podejście.
Czy można w ogóle coś takiego, jak powiedzenie ofierze napaści (seksualnej), że owa napaść nie była jej winą traktować jako przejaw dobrej woli?
Jakąś szczególną dobroć, łaskawość, przesłankę świadczącą o czystych intencjach?
Wcześniej trafiała znacznie gorzej, i wciąż można trafić znacznie gorzej, ale to, że X osób preferuje poziom szamba nie znaczy jeszcze, że wypada się zachwycać, jak korzystający z naszej łazienki gość załatwi się do muszli i spłucze po sobie – bo przecież mógł nasrać na środku salonu.
Świadomość że nie była niczemu winna to raczej sama miała.
Wątpiła w nią, bo najwidoczniej nigdy nie spotkała się z potwierdzeniem, że tak jest.
I wtedy nagle pojawił się On, jedyny sprawiedliwy, jedyny wyjątkowy, ten który jej nie obwinił.
To nic niezwykłego, nawet u najbardziej ostentacyjnych przemocowców, którzy ostatecznie eskalują do poziomu baterii w skarpecie – by na początku sprawiać wrażenie dobrych, troskliwych, wspaniałomyślnych.
Raz, że osoba, która nie startuje z neutralnej tylko bardzo udręczonej pozycji jest gotowa się zachwycić byle drobnostką i uznać za niesamowicie dobry omen to, że np. wybranek jej nie wyzywa.
Gdyby nigdy czegoś takiego nie doświadczała od bliskich osób ani do głowy by jej nie przyszło postrzeganie tego jako zalety: byłby to dla niej oczywisty standard, który nawet nie zwróciłby jej uwagi.
Dwa, że przemocowcy to zwykle wygłodniali narcyze. Nie mają specjalnie wiele do zaoferowania w kwestii bodźców wzbudzających zachwyt, nie są gotowi na podejmowanie jakiegokolwiek większego wysiłku, ale uwielbiają się pławić w aprobacie.
W związku z powyższym naturalnie dryfują w kierunku osób o niewygórowanych oczekiwaniach: zachowując się neutralnie nie wzbudzą zainteresowania ani żadnej reakcji u tych, którzy są przyzwyczajeni do tego, że miły gest to coś więcej niż brak złośliwości czy agresji.
Mogą je wzbudzić u osoby, która przywykła do koszmarnego traktowania – bo ta je zauważy, zrobi to na niej wrażenie, może nawet pochwali, a w efekcie nakarmi wygłodniałe ego.
Ego, zauważywszy paśnik i skojarzywszy je z przyjemnymi doznaniami będzie skłonne do ponowienia tego procesu w oczekiwaniu na karmienie.
Ba, narcyz będzie skłonny wysilić się tu i ówdzie: zasunąć komplementem, stanąć w obronie paśnika, zaoferować jakiś drobny prezent, skoro tylko ma gwarancję, że będzie za to wychwalany pod niebiosa.
Happy endu nie będzie, bo narcyz jest ciągle głodny, apetyt mu rośnie w miarę jedzenia, a przyszła ofiara od pewnego momentu zaczyna się czuć bezpiecznie – przyzwyczaja się do takiego traktowania, akceptuje je, jest jej z nim dobrze, nadal je docenia, ale nie jest w stanie zachwycać się każdą pierdołą, ani nieskończenie zwiększać dawki zachwytu.
Głodny narcyz zaczyna się frustrować, wyładowywać na ofierze…
Od tego momentu to już równia pochyła – tylko że ofiara nie ma pojęcia co się dzieje, czemu to się dzieje i co zrobiła: czemu sytuacja tak drastycznie się zmieniła, czemu ten cudowny człowiek już nie wydaje się taki cudowny, choć przecież tyle dobrych rzeczy dla niej zrobił…
To, że chłopak powiedział obwiniającej się ofierze gwałtu, że nie zawiniła może świadczyć o tym, że mamy do czynienia z tzw. normalnym człowiekiem.
Ale absolutnie nie wyklucza to opcji, że wcale normalny nie jest.
Mógł to powiedzieć bezrefleksyjnie, w ramach powtarzania oczywistości – jeśli z taką oczywistością się osłuchał.
W bardziej wyrachowanej opcji można zdjąć z kogoś ten nadludzki ciężar, by umocnić w jego oczach swoją pozycję autorytetu i wyhodować wiarę w siebie, która będzie całkowicie zależna od jego późniejszych recenzji.
Gdyby nie szło za tym nic niepokojącego, takie analizy byłyby nie na miejscu, ale szło i to sporo.
Pani powyżej “nie wie”, dlaczego molestowana dziewczyna nie może z chłopakiem spokojnie porozmawiać i wytłumaczyć mu, że…
Nie może najprawdopodobniej dlatego, że oprawca z ofiarą nie dyskutuje i nie jest zainteresowany jej tłumaczeniami, prośbami, myślami, lękami… NICZYM – oczywiście poza zdobyciem wiedzy o w/w, celem wykorzystania jej przeciwko ofierze w terminie późniejszym.
Pani powyżej “nie wie”, dlaczego chłopak był przez kilka osób bezlitośnie krytykowany.
Najprawdopodobniej dlatego, że z nawet niezbyt bystrym i średnio rozgarniętym nie-oprawcą można spokojnie lub niespokojnie porozmawiać i komunikat zostanie przyjęty.
Rozmowy się odbywały.
Komunikat nie został przyjęty.
Żeby roztaczać optymistyczne wizje trzeba pomijać albo zmieniać fragmenty historii źródłowej, więc wielkiego pola do popisu to tu nie ma.
Oczywiście, że obrażała, jechała i niespecjalnie przejmowała się jej słowami, priorytetowo traktując własne domysły.
Broniła postępowania gościa tak żarliwie, że nie brała jeńców.
Zaczęła od wmawiania jej, że zgadza się na seks więc sama jest sobie winna.
Potem skupiła się na obwinianiu jej o krzywdzenie chłopca efektami swojej traumy po niegdysiejszym gwałcie.
Wplotła niepoparte niczym wizje w których dziewczyna udawała, że wymuszonych stosunków chce i sprawiają jej frajdę.
Orzekła, że ma facet wysokie libido i swoje potrzeby (bez pytania go o zdanie).
Wtrąciła w to żarcik.
Zasugerowała dziewczynie, że smutna prawda może być taka, że nigdy nie będzie gotowa i zdolna do związku z nikim.
Nie miała absolutnie żadnych problemów z twardym określaniem i oskarżaniem… póki dotyczyło dziewczyny.
I póki nie zostało nazwane po imieniu – po tym lekko zmiękła, zaznaczyła, że i to jest winą dziewczyny i wyraziła nadzieję, że nie doszło do nieporozumienia i zabrzmiała w tym wszystkim tak życzliwie, jak zamierzała.
Można to wszystko wytłumaczyć niechęcią do pochopnego skreślania potencjalnie dobrego chłopca czy przesadnym zafiksowaniem się na swojej hipotezie, w której to chłopiec jest pozbawiony jakichkolwiek złych intencji – pod wpływem kilku bardzo zdecydowanych głosów przeciwko niemu.
Ale całokształtu twórczości w tym temacie nie da się wyjaśnić niczym poza przerostem ego nad treścią.
Bo zamierzona treść była chyba taka, że: facet może nie panować nad tym, że Cię krzywdzi – on się męczy, Ty cierpisz, taki związek jest zły, nie ma sensu.
W kluczowym momencie nie pokuszono się o sprostowanie tych wszystkich “nieco” zbyt brutalnych niefortunności, tylko o podkreślenie, że brzmiało jak brzmieć miało i żadnej przesady nie zastosowano.
Wyszło jak wyszło. Zwykle tak wychodzi. A że ofiary przemocy zwykle nie mają wiele przeciwko życzliwej przemocy, zwłaszcza w momencie, kiedy – prosząc o radę poniekąd proszą się i o nią to można jechać dalej.
Opisywana sytuacja nawet nie stała obok niejednoznacznej, acz koniec końców jak mawiają – to tylko moja opinia.
Gość, który latami gwałcił córkę twierdzi, że go do tego zmuszała, dobierała się do niego i nie miał jak się bronić… jest wiarygodny.
Nie czytała dokładnie wszystkiego – więc nawet nie czuje się jakoś specjalnie dobrze zaznajomiona ze sprawą – ale na tyle, by “częściowo” mu uwierzyć.
Nie ona jedna. Niewielka bo niewielka, ale większość mu wtedy wierzyła.
Kłóciłam się o nazewnictwo wtedy, kłóciłabym się nadal. Nie zliczę ile razy słyszałam, że ktoś po pobiciu lub zamordowaniu ofiary “uprawiał z nią seks”.
To lingwistyczny standard, którego miejsce jest w szambie.
Gwałty już mnie nie bolą, te teksty i owszem.
Mniej niż cztery lata temu, kiedy zaczynałam się trząść na widok lub dźwięk tego typu określeń, ale nie o tyle mniej by uznać swoją reakcję za wyjątkową, a samą kwestię za nieistotną.
Nie czuję, bym miała ku temu podstawy.
Takie rzeczy było słychać w TV względnie rzadko, bo i względnie rzadko poruszano temat zgwałcenia. Najczęściej w serialach kryminalnych, rzadziej w programach informacyjnych czy reportażach. Nie tak wiele okazji miałam na to trafić, będąc z kimś w pobliżu telewizora, a reakcja była prawie zawsze. I były to albo wyzwiska pod adresem tłumacza, albo nerwowy śmiech, albo niedowierzanie i pytanie, czy i ja to słyszałam i uważam, że ci ludzie mają nierówno pod sufitem.
Nie uznaję za zasadne zakładania, że te reakcje to ewenementy i byłyśmy niszą w skali Świata, który bardziej potrzebuje empatii.
To nie jest empatia jak się kogoś zapewnia o swoim bezdennym współczuciu, jednocześnie serwując raniące, krzywdzące i rewiktymizujące teksty.
Nieświadomość?
Jaka nieświadomość, skoro zaraz po uświadomieniu zaczyna się walka o prawo do wyrażania swoich poglądów i używania takich określeń jakie się preferuje, nie zważając na to, jak są odbierane?
Taka “empatia” jest gówno warta, a generujący ją osobnik albo ją odczuwa, ale cierpi na poważny przerost ego nad rozumem, albo jej nie odczuwa i uprawia gaslighting, bo jest ludzką gangreną – a efekty działania podobne.
Jakie zrozumienie, ciepło i bliskość emocjonalna?
Na forum, w wątku, w którym połowa postów to motywowane ignorancją wyzwiska i niezłomna walka o to, by móc w tej ignorancji trwać, wyzwiska rzucać, ale podłej, raniącej i bezdusznej krytyki za to zachowanie nie zbierać?
Jeśli owo ciepło i bliskość emocjonalna w życiu wyglądałyby tak samo jak tam – a czemu miałyby wyglądać inaczej? – to łatwiej przetrwać bez niej.
Jak można mówić o zrozumieniu, skoro krytykę figlarnie eufemistycznego “uprawiania seksu” w kontekście gwałtu traktuje się jako pretekst do przypomnienia… że ofiary przemocy seksualnej są tak nagminnie gnojone i poniżane, nawet przez osoby nie negujące, że do zgwałcenia faktycznie doszło, że stosownym byłoby się ogarnąć i docenić niezwykłą łaskawość tego, który przyznaje, że ofiara może czasem nie ponosić winy za to, że została zgwałcona.
Nie wszystkich interesują takie ochłapy.
Kolejna część: