1001 sposobów na wykorzystanie śmierci nastolatka i “natura” pani Krystyny

5
(1)

Tak się tragicznie złożyło, że Krystyna Pawłowicz postanowiła zabrać głos w sprawie śmierci 14-letniego Kacpra, który nie wytrzymał dręczenia w szkole i popełnił samobójstwo.

Pani Krystyna wyraziła swoje myśli w takich słowach:

“Liberalno-lewackie środowiska najpierw propagują wśród dzieci i młodzieży podatnych na różne niestandardowe zachowania – nienaturalne postawy i relacje, a potem, gdy te zaburzone zachowania są przez rówieśników brutalnie wytykane, i w skrajnych sytuacjach kończą się tragicznie, to lewaccy ideolodzy patologii obyczajowych odwracają kota ogonem i fałszywie, bezczelnie lamentują nad “morderczą nietolerancją” rówieśników. (…) Nie siejcie patologii, nie będzie jej śmiertelnego żniwa. Nie demoralizujcie dzieci i młodzieży, dajcie im w spokoju, zgodnie z naturą przeżyć ich dzieciństwo i młodość.”

Myślę, że spokojnie można by napisać cały traktat filozoficzny z tym bełtem w roli punktu wyjścia…
Ale jestem skłonna powiedzieć, że biedna pani Pawłowicz spotyka się z w pełni nieuzasadnionym, agresywnym hejtem. Nieuzasadnionym – bo nie ona pierwsza to mówi, nie ona jedyna. Jej prosty – nie pozostawiający wielkiego pola do fantazji o tym, że może chciała przekazać coś zupełnie innego – to tak niepopularne i odbiegające od obowiązującego trendu, że brzmi niemal orzeźwiająco.

Być może pani Krystyna miele ozorem i nie zastanawia się nad konsekwencjami swoich słów.

A rzeczywistość jest taka, że wielu ludzi wychodzi z założenia, że gdyby, gdyby, gdyby, gdyby w dupie rosły grzyby,  to do nieszczęścia by nie doszło.
Być może jestem niesprawiedliwa – nie wiem i niestety nie mam możliwości stwierdzić, czy pani Krystyna zapoznała się dokładnie z sytuacją Kacpra i dopiero po gruntownej analizie doszła do wniosku, że padł ofiarą “lewackiej propagandy”, która doprowadziła do tego, że nie umiał egzystować w “naturalnym” środowisku, tworzonym przez rówieśników.

Przypuszczam, że tego nie zrobiła – tak jak nie robią tego tabuny palantów, wypisujących rubaszne anegdotki pod newsem o śmierci gwałconej i torturowanej kobiety – i po prostu wykorzystała sytuację do wzmocnienia wypowiedzi, którą jej akurat ślina na język przyniosła.

Ale nie tylko oni mają krew na rękach. Jeśli chodzi o pedałów, to pierwsze skrzypce w budowaniu nienawiści grają panie, które muszą, po prostu MUSZĄ, w każdej wypowiedzi dotyczącej randek, ślubów, imprez (nawet rodzinnych typu Wigilia u babci czy imieniny wuja Eugeniusza), zakupów czy nawet spacerów po mieście – one MUSZĄ – wspomnieć o tym, jak bardzo się brzydzą i gardzą mężczyznami w “rurkach”.
To nie rzucanie grochem o ścianę, to budowanie ściany o którą komuś rozbiją głowę.

Nie wiem, czy wspominałam już o tym na blogu – pamiętam, że na pewno “gdzieś” o tym pisałam (może na forum, może na fejsie, może tutaj – nie wiem). Jeśli się powtarzam to przepraszam – nie jestem w stanie zarzucić linkiem.
Jakieś trzy lata temu siedziałam z dziećmi koleżanki na placu zabaw. Małe dzieci, najstarsze miało wtedy 6 lat. Inne dzieci też. Było tam około 20 bawiących się dzieci + jakieś niemowlęta w wózkach; matki, babcie i jeden ojciec siedzieli na ławeczkach, wpatrzeni w smartfony; ja miałam telefon z paleolitu, więc zgodnie z zaleceniem gapiłam się na dzieci “żeby się nie pozabijały”. Skupiałam się na tych, z którymi przyszłam, ale w pewnym momencie załapałam się na uroczą scenkę rodzajową: trójka sześcio-, może siedmiolatków śmiała się z kolegi i wyzywała go od “pedałów”, bo miał na sobie fioletowe spodnie. Które uznali za “pedalskie”. U sześciolatka.
Zero reakcji ze strony rodziców (nie licząc rady, żebym się zajmowała swoimi sprawami). Matka zabrała tego pedała i poszła z nim do domu, potem dowiedziałam się, że kobieta ledwo wiąże koniec z końcem – wiąże, ale nie na tyle, by stać ją było na kupowanie dzieciom modnych ciuchów w sieciówkach; jak ma czas to poluje w lumpach na niezniszczone we właściwym rozmiarze i co jakiś czas wymienia się z siostrami/kuzynkami/koleżankami wielkimi worami ciuchów, kiedy akurat jakieś dziecko wyrasta z ciuchów, które będą pasować na inne.

Nie jestem pewna, czy moje pytanie – “a co wy chłopcy tacy zainteresowani modą?” było właściwą reakcją. Pewnie nie, ale nie wpadłam wtedy na nic innego.
To nie był żaden gej ani heteryk – to było sześcioletnie dziecko. Które nie padło ofiarą liberalno-lewackich środowisk – a któremu mama ubrała spodnie, z zakupu których pewnie się ucieszyła, bo wyglądały na porządne dżinsy.  A zachowaniem pozostałych chłopców nie kierowała “natura” – po prostu wynieśli z domu nienawiść, którą są tam karmieni.
Nienawiść, której dom – i pośrednio również pani Krystyna (do spółki z paniami, zafascynowanymi modą męską) ich uczą.

Btw. Ciekawe czy pani Krystyna ekstrapoluje swoją filozofię, czy ogranicza się do zaszczutych pedałów

Moja opowieść o tym, co się wydarzyło na placu zabaw to nie punkt odniesienia ani argument - jedynie coś w rodzaju anegdoty.

Dowód każdy może sobie znaleźć – w ideale wybierając sytuację, której sam był świadkiem lub ofiarą – a każdy był, ponieważ mamy tu do czynienia z obmawianiem, plotkami, intrygami, knuciem.

Analogicznym bandyctwem byłoby prześladowanie i doprowadzenie do samobójstwa geja – ale wtedy mielibyśmy do czynienia z innym przestępstwem i nieco innymi motywami. Także innym odbiorem.
Nie każdy akceptuje gejów, nie każdy akceptuje kobiety, nie każdy akceptuje fakt, że ziemia jest płaska – gdybyśmy mieli do czynienia z sytuacją w której zaszczuto homoseksualistę, to można by (logicznie – bo nie moralnie) uzasadnić, dlaczego niektórzy mają sprawę Kacpra czy Dominika gdzieś.
Ot: nie akceptują gejów, nie obchodzi ich to, co stało się “w konsekwencji” bycia gejem. Moralnie meh, ale logicznie do przyjęcia, przynajmniej przez niektórych.

Nie mamy i nie mieliśmy do czynienia z prześladowaniem geja. Żaden z chłopców nie był homoseksualny, a nawet gdyby któryś z nich był, to i tak nie jestem w stanie tego stwierdzić na podstawie doniesień prasowych – reszta odbiorców newsów również nie.
Wyzywanie od pedałów jest modne i chwytliwe, bronienie praw pedałów jest modne i chwytliwe. Dlatego media skupiają się na tym – jak zwykle ze szkodą dla sedna sprawy – i dlatego o tym rozmawiamy.
Nie o tym powinniśmy rozmawiać. Obaj chłopcy (i nie tylko oni) padli ofiarą agresji, oszczerstw, wyzwisk, plotek, dyskryminacji – nie ze względu na płeć czy orientację seksualną. Zaczęło się od tego, od czego zawsze się zaczyna: zrobili coś, co się komuś nie spodobało. Ten ktoś postanowił się zemścić i wprawił w ruch machinę, do której chętnie dołączyli inni – jako, że plotki i prześladowanie słabszych są praktykami o wysokich walorach socjalizacyjnych; pomagają się integrować: łatwiej jest znaleźć z kimś wspólnego wroga niż przyjaciela.

Każdy w jakimś stopniu pada lub padł ofiarą plotek.
Kobietom sugeruje się puszczalstwo, mężczyznom pedalstwo, pracownikom kradzieże, szefom malwersacje, księżom pedofilię, dzieciom kłamstwa, modelkom prostytucję, atrakcyjnym mężczyznom głupotę – i tak dalej, i tak dalej, na początek złote klasyki, potem pojawia się jakaś inwencja własna i bardziej precyzyjne oskarżenia – np. Henryka chwali się wypiekami, a kupuje ciasta na święta w cukierni.

Plotki zawsze były, wszędzie są i zawsze będą – ale to nie znaczy, że musimy, ani nawet że powinniśmy je akceptować w momencie, kiedy krzywdzą i zabijają.
A jak niewinne i maleńkie by się nie wydawały – nie samym mieczem obalano imperia; plotki i oszczerstwa nie są mniej niebezpieczną bronią. Są znacznie gorsze, bo o ile stosunkowo łatwo stwierdzić, kto miał w ręku miecz i kogo nim zaatakował, o tyle słów łatwo się wyprzeć, łatwo przypisać je komuś innemu, wybielić swoje intencje, przymknąć oko na coś, co wydaje się “nieszkodliwe“.
Każdego można zniszczyć plotką, w dowolnym momencie – jeśli tylko znajdziemy kogoś, kto w nią uwierzy, lub podzieli naszą niechęć do oplotkowywanego, to łatwo zrobimy pierwszy krok – konsekwencja i zaangażowanie dopełnią resztę. Fakt, że ofiarą padają słabsi nie ma większego znaczenia – każdy może stać się słabszym, a podlizywanie się temu, kto akurat wydaje się kontrolować sytuację może zaowocować spłonięciem na stosie kilka lat później. C’est la vie. Ale jak już płonąć, to lepiej nie płonąć bucem.

Dlatego niepojętym jest dla mnie, jak można trywializować i marginalizować fakt, że oto dziecko zostało zaszczute i zadręczone na śmierć.
Nie pierwsze dziecko. Kolejna osoba związana ze szkolnictwem i kolejny człowiek zaszczuty aż do złamania. Nie wszyscy popełnili samobójstwo, ale dla wielu innych życie się skończyło.
Może mogliby je odzyskać, może kolejni mogliby go nie tracić – ale to się nie stanie, jeśli będziemy masowo udawać, że to problem jakiegoś młodego pedała albo zgwałconej dziwki*.

*- tak, używam takich słów i będę ich używać, bo chwilowo nie widzę innego sposobu na stępienie tych ostrzy, którymi wciąż tną ludzi.

Jeśli tego nie robi, to jej słowa nie mają większego znaczenia – ot, kolejny kontrowersyjny bełkot rzucony w eter, żeby narobić trochę szumu i odwrócić uwagę od sedna problemu.

Ale jeśli to robi (i  nie serwuje nam spontanicznej paplaniny, a konkretną, przemyślaną filozofię), to jej przesłaniem jest stwierdzenie, że sprzeciw wobec agresji sprowadza śmiertelne żniwo.
Mówi o “naturze”. W naturze o losie słabszego decyduje silniejszy – zabija go (jak wilk sarnę), albo na nim żeruje i zabija okazjonalnie (jak muchy na krowie)
W ’44 zgodnie z “naturą” wilkiem były nazistowskie Niemcy. Gdyby polska młodzież nie była “zdemoralizowana” miłością do ojczyzny, pragnieniem wolności i życia na swoich warunkach, a nie tych, narzucanych z pozycji siły, to nie byłoby śmiertelnego żniwa. Nawet, gdyby nas wyrżnęli w pień, to przynajmniej nie w trakcie podejmowania tak zaburzonych zachowań jak udział w Powstaniu Warszawskim, byłoby “naturalnie”.

Tak, tak, wiem – demagogia zobowiązuje do wynajdywania tyyylu znaczących różnic między prześladowaniem pedała a próbą wymordowania całego narodu, ale jeśli się korzysta z takiej retoryki, to ta różnica nie istnieje.

Bo sednem tego konkretnego problemu nie jest “homofobia”, homofobia ani nienaturalne postawy, propagowane przez liberalno-lewackie środowiska.

Gdybym była złą wróżką i mogła – za przeproszeniem – zaczarować cały świat kraj tak, że nie byłoby w nim ani jednego homofoba, ani panny, z obsesyjną potrzebą podkreślania, co myśli o modzie męskiej… albo w drugą stronę: tak, żeby nie było ani jednego homoseksualisty i ani jednego liberalnego-lewaka, propagującego nienaturalne postawy to ten problem nadal by istniał, miałby się dobrze.
Całkiem prawdopodobnie, że te same osoby nadal padałyby ofiarą prześladowań, wyzwisk i agresji. Mielibyśmy do czynienia z różnicami semantycznymi – ot, wyzywaliby od głupków, brudasów, wieśniaków i tak dalej.
A jak by już kogoś zaszczuli, to szybko znalazłoby się grono ludzi o skrajnie odmiennych światopoglądach, chcący wykorzystać jego śmierć do swojej krucjaty – naciągając fakty tak, by dobrze wyglądały jako argument.

Bo ani cierpienie Kacpra, ani Dominika, ani Bernadetty, ani Anaid, ani żadnej innej osoby, która została zaszczuta ku uciesze gawiedzi nikogo nie obchodzi. Nie naprawdę.
Kto zabiera głos?
Ludzie, którzy widzą w tym dla siebie jakiś interes, i którzy na ich śmierci chcą przeforsować swoje wizje.

Pani Krystyna próbuje tym walczyć z lewactwem, lewactwo próbuje walczyć z panią Krystyną, a ofiary, które powinny być podmiotem stają się przedmiotem. Wszyscy uparcie trzymają się swoich stron barykady, mimo że tolerancja dla przemocy i agresji jest problemem, który dotyka wszystkich.

No ale przecież trzeba zachować priorytety, prawda?

Jak jest okazja, żeby się z kimś pokłócić na ulubiony temat, to żal byłoby nie skorzystać – a cena w postaci odwrócenia uwagi od sedna problemu wydaje się niewygórowana…

☙✿❀❁❧

Kliknij na serduszka, jeśli chcesz ocenić post.

Średnia ocen: 5 / 5. Wyniki: 1

Wiatr hula... Nikt jeszcze nie ocenił tego posta. Link do FB jest na dole - to malutkie "f" na środku stopki.

2 thoughts on “1001 sposobów na wykorzystanie śmierci nastolatka i “natura” pani Krystyny

  1. Nie sądzę, żeby rozwiązaniem w przypadku takich wyzwisk było tłumaczenie, że matka nie ma pieniędzy i dlatego kupiła dziecku fioletowe spodnie. Raz, że to sugeruje że jednak z fioletowymi spodniami (a wiadomo, że to tylko jeden z przykładów) coś jest nie tak i “trochę” bardziej można ;) wyśmiewać kogoś, kto je kupił z wyboru, dwa że można odpowiedzieć, że czarne kosztują tyle samo, a trzy że “ludzie” o takiej mentalności zrozumieją tyle, że dodadzą do “pedała” “biedaka”.

    1. Również nie sądzę, by to było rozwiązaniem, opowiadałam historię.
      Fioletowe spodnie są czynnikiem losowym (a czarne nie kosztują tyle samo, jak są tylko jedne do wyboru).
      Bycie biedakiem nie jest sprzeczne z naturą, więc jak zaszczują, to przynajmniej pani Krystyna odetchnie z ulgą, że nie są zdemoralizowani.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.