Tak się tragicznie złożyło, że Krystyna Pawłowicz postanowiła zabrać głos w sprawie śmierci 14-letniego Kacpra, który nie wytrzymał dręczenia w szkole i popełnił samobójstwo.
Pani Krystyna wyraziła swoje myśli w takich słowach:
“Liberalno-lewackie środowiska najpierw propagują wśród dzieci i młodzieży podatnych na różne niestandardowe zachowania – nienaturalne postawy i relacje, a potem, gdy te zaburzone zachowania są przez rówieśników brutalnie wytykane, i w skrajnych sytuacjach kończą się tragicznie, to lewaccy ideolodzy patologii obyczajowych odwracają kota ogonem i fałszywie, bezczelnie lamentują nad “morderczą nietolerancją” rówieśników. (…) Nie siejcie patologii, nie będzie jej śmiertelnego żniwa. Nie demoralizujcie dzieci i młodzieży, dajcie im w spokoju, zgodnie z naturą przeżyć ich dzieciństwo i młodość.”
Myślę, że spokojnie można by napisać cały traktat filozoficzny z tym bełtem w roli punktu wyjścia…
Ale jestem skłonna powiedzieć, że biedna pani Pawłowicz spotyka się z w pełni nieuzasadnionym, agresywnym hejtem. Nieuzasadnionym – bo nie ona pierwsza to mówi, nie ona jedyna. Jej prosty – nie pozostawiający wielkiego pola do fantazji o tym, że może chciała przekazać coś zupełnie innego – to tak niepopularne i odbiegające od obowiązującego trendu, że brzmi niemal orzeźwiająco.
Być może pani Krystyna miele ozorem i nie zastanawia się nad konsekwencjami swoich słów.
A rzeczywistość jest taka, że wielu ludzi wychodzi z założenia, że gdyby, gdyby, gdyby, gdyby w dupie rosły grzyby, to do nieszczęścia by nie doszło.
Być może jestem niesprawiedliwa – nie wiem i niestety nie mam możliwości stwierdzić, czy pani Krystyna zapoznała się dokładnie z sytuacją Kacpra i dopiero po gruntownej analizie doszła do wniosku, że padł ofiarą “lewackiej propagandy”, która doprowadziła do tego, że nie umiał egzystować w “naturalnym” środowisku, tworzonym przez rówieśników.
Przypuszczam, że tego nie zrobiła – tak jak nie robią tego tabuny palantów, wypisujących rubaszne anegdotki pod newsem o śmierci gwałconej i torturowanej kobiety – i po prostu wykorzystała sytuację do wzmocnienia wypowiedzi, którą jej akurat ślina na język przyniosła.
Ale nie tylko oni mają krew na rękach. Jeśli chodzi o pedałów, to pierwsze skrzypce w budowaniu nienawiści grają panie, które muszą, po prostu MUSZĄ, w każdej wypowiedzi dotyczącej randek, ślubów, imprez (nawet rodzinnych typu Wigilia u babci czy imieniny wuja Eugeniusza), zakupów czy nawet spacerów po mieście – one MUSZĄ – wspomnieć o tym, jak bardzo się brzydzą i gardzą mężczyznami w “rurkach”.
To nie rzucanie grochem o ścianę, to budowanie ściany o którą komuś rozbiją głowę.
Nie wiem, czy wspominałam już o tym na blogu – pamiętam, że na pewno “gdzieś” o tym pisałam (może na forum, może na fejsie, może tutaj – nie wiem). Jeśli się powtarzam to przepraszam – nie jestem w stanie zarzucić linkiem.
Jakieś trzy lata temu siedziałam z dziećmi koleżanki na placu zabaw. Małe dzieci, najstarsze miało wtedy 6 lat. Inne dzieci też. Było tam około 20 bawiących się dzieci + jakieś niemowlęta w wózkach; matki, babcie i jeden ojciec siedzieli na ławeczkach, wpatrzeni w smartfony; ja miałam telefon z paleolitu, więc zgodnie z zaleceniem gapiłam się na dzieci “żeby się nie pozabijały”. Skupiałam się na tych, z którymi przyszłam, ale w pewnym momencie załapałam się na uroczą scenkę rodzajową: trójka sześcio-, może siedmiolatków śmiała się z kolegi i wyzywała go od “pedałów”, bo miał na sobie fioletowe spodnie. Które uznali za “pedalskie”. U sześciolatka.
Zero reakcji ze strony rodziców (nie licząc rady, żebym się zajmowała swoimi sprawami). Matka zabrała tego pedała i poszła z nim do domu, potem dowiedziałam się, że kobieta ledwo wiąże koniec z końcem – wiąże, ale nie na tyle, by stać ją było na kupowanie dzieciom modnych ciuchów w sieciówkach; jak ma czas to poluje w lumpach na niezniszczone we właściwym rozmiarze i co jakiś czas wymienia się z siostrami/kuzynkami/koleżankami wielkimi worami ciuchów, kiedy akurat jakieś dziecko wyrasta z ciuchów, które będą pasować na inne.
Nie jestem pewna, czy moje pytanie – “a co wy chłopcy tacy zainteresowani modą?” było właściwą reakcją. Pewnie nie, ale nie wpadłam wtedy na nic innego.
To nie był żaden gej ani heteryk – to było sześcioletnie dziecko. Które nie padło ofiarą liberalno-lewackich środowisk – a któremu mama ubrała spodnie, z zakupu których pewnie się ucieszyła, bo wyglądały na porządne dżinsy. A zachowaniem pozostałych chłopców nie kierowała “natura” – po prostu wynieśli z domu nienawiść, którą są tam karmieni.
Nienawiść, której dom – i pośrednio również pani Krystyna (do spółki z paniami, zafascynowanymi modą męską) ich uczą.
Btw. Ciekawe czy pani Krystyna ekstrapoluje swoją filozofię, czy ogranicza się do zaszczutych pedałów…
Jeśli tego nie robi, to jej słowa nie mają większego znaczenia – ot, kolejny kontrowersyjny bełkot rzucony w eter, żeby narobić trochę szumu i odwrócić uwagę od sedna problemu.
Ale jeśli to robi (i nie serwuje nam spontanicznej paplaniny, a konkretną, przemyślaną filozofię), to jej przesłaniem jest stwierdzenie, że sprzeciw wobec agresji sprowadza śmiertelne żniwo.
Mówi o “naturze”. W naturze o losie słabszego decyduje silniejszy – zabija go (jak wilk sarnę), albo na nim żeruje i zabija okazjonalnie (jak muchy na krowie)
W ’44 zgodnie z “naturą” wilkiem były nazistowskie Niemcy. Gdyby polska młodzież nie była “zdemoralizowana” miłością do ojczyzny, pragnieniem wolności i życia na swoich warunkach, a nie tych, narzucanych z pozycji siły, to nie byłoby śmiertelnego żniwa. Nawet, gdyby nas wyrżnęli w pień, to przynajmniej nie w trakcie podejmowania tak zaburzonych zachowań jak udział w Powstaniu Warszawskim, byłoby “naturalnie”.
Tak, tak, wiem – demagogia zobowiązuje do wynajdywania tyyylu znaczących różnic między prześladowaniem pedała a próbą wymordowania całego narodu, ale jeśli się korzysta z takiej retoryki, to ta różnica nie istnieje.
Bo sednem tego konkretnego problemu nie jest “homofobia”, homofobia ani nienaturalne postawy, propagowane przez liberalno-lewackie środowiska.
Gdybym była złą wróżką i mogła – za przeproszeniem – zaczarować cały świat kraj tak, że nie byłoby w nim ani jednego homofoba, ani panny, z obsesyjną potrzebą podkreślania, co myśli o modzie męskiej… albo w drugą stronę: tak, żeby nie było ani jednego homoseksualisty i ani jednego liberalnego-lewaka, propagującego nienaturalne postawy to ten problem nadal by istniał, miałby się dobrze.
Całkiem prawdopodobnie, że te same osoby nadal padałyby ofiarą prześladowań, wyzwisk i agresji. Mielibyśmy do czynienia z różnicami semantycznymi – ot, wyzywaliby od głupków, brudasów, wieśniaków i tak dalej.
A jak by już kogoś zaszczuli, to szybko znalazłoby się grono ludzi o skrajnie odmiennych światopoglądach, chcący wykorzystać jego śmierć do swojej krucjaty – naciągając fakty tak, by dobrze wyglądały jako argument.
Bo ani cierpienie Kacpra, ani Dominika, ani Bernadetty, ani Anaid, ani żadnej innej osoby, która została zaszczuta ku uciesze gawiedzi nikogo nie obchodzi. Nie naprawdę.
Kto zabiera głos?
Ludzie, którzy widzą w tym dla siebie jakiś interes, i którzy na ich śmierci chcą przeforsować swoje wizje.
Pani Krystyna próbuje tym walczyć z lewactwem, lewactwo próbuje walczyć z panią Krystyną, a ofiary, które powinny być podmiotem stają się przedmiotem. Wszyscy uparcie trzymają się swoich stron barykady, mimo że tolerancja dla przemocy i agresji jest problemem, który dotyka wszystkich.
No ale przecież trzeba zachować priorytety, prawda?
Jak jest okazja, żeby się z kimś pokłócić na ulubiony temat, to żal byłoby nie skorzystać – a cena w postaci odwrócenia uwagi od sedna problemu wydaje się niewygórowana…
Nie sądzę, żeby rozwiązaniem w przypadku takich wyzwisk było tłumaczenie, że matka nie ma pieniędzy i dlatego kupiła dziecku fioletowe spodnie. Raz, że to sugeruje że jednak z fioletowymi spodniami (a wiadomo, że to tylko jeden z przykładów) coś jest nie tak i “trochę” bardziej można ;) wyśmiewać kogoś, kto je kupił z wyboru, dwa że można odpowiedzieć, że czarne kosztują tyle samo, a trzy że “ludzie” o takiej mentalności zrozumieją tyle, że dodadzą do “pedała” “biedaka”.
Również nie sądzę, by to było rozwiązaniem, opowiadałam historię.
Fioletowe spodnie są czynnikiem losowym (a czarne nie kosztują tyle samo, jak są tylko jedne do wyboru).
Bycie biedakiem nie jest sprzeczne z naturą, więc jak zaszczują, to przynajmniej pani Krystyna odetchnie z ulgą, że nie są zdemoralizowani.